Roger Taylor

Budzi mnie zapach spalenizny. Leniwie się przeciągam i zmierzam w kierunku kuchni z której dochodzą zapachy. Nie mogę uwierzyć w to co widzę. Roger nieudolnie stara się zgasić paląca się ścierkę, a na patelni leżą zwęglone naleśniki. Pomagam chłopakowi z ugaszeniem ścierki i wyrzucam coś, co już nie przypomina naleśników do kosza.

- Taylor możesz mi wytłumaczyć po cholerę uczysz się gotować o 7 rano?!
- To miał być jeden z prezentów na twoje urodziny - szepcze speszony. Przez natłok obowiązków kompletnie zapomniałam o moich urodzinach. Wzruszona tym co powiedział ze łzami w oczach przytuliłam Rogera.
-Nie mazgaj się już, bo inne prezenty czekają - powiedział mi do ucha chichocząc. Dałam mu kuksańca w bok i z pozostałego ciasta usmażyłam nowe naleśniki.

Po pełnym przygód śniadaniu Taylor wybiegł z kuchni i wygrzebał spod łóżka dwie spakowane walizki. I wyszedł z nimi na dwór. Bacznie obserwowałam przez okno co ten pajac kombinuje. Włożył je do bagażnika i wrócił do domu.

-Roger co ty wyprawiasz? - spytałam zdziwiona.
- Nie gadaj tylko wsiadaj do samochodu - powiedział z cwaniackim uśmieszkiem.
- Ale przecież nie spakowałam ubrań! A ty mi pewnie wrzuciłeś byle co! - krzyczę.
- Spokojnie Freddie ci pakował ubrania - mówi i ciągnie mnie do samochodu.

W samochodzie zawiązuje mi oczy, bo to ma być niespodzianka. Droga mi się strasznie dłuży. Gdy docieramy na miejsce Roger łapie mnie za rękę i ciąga po jakiś miejscach.
- Czy ta opaska nadal jest konieczna? - pytam i próbuje ją zerwać, ale mój chłopak to przewidział i szybko złapał moje dłonie zanim dotknęły opaski.
- Jeszcze chwilę obiecuję - mówi po czym całuję mnie w czoło, a za nami słyszę jakieś chichoty i już wiem że chłopaki też maczali w tym palce. Po chwili wychodzimy na dwór. Zaczynam się trząść z zimna, bo jest środek jesieni a przez tego pacana zapomniałam kurtki. Blondyn to zauważył i narzucił mi na ramiona swoją.

Wchodzimy do jakiegoś pomieszczenia i siadamy w fotelach.
- Już możesz zdjąć - mówi Roger i pomaga mi rozwiązać chustę. Gdy opaska opada widzę, że znajduje się w samolocie razem z chłopakami. Za nami siedzi Brian i John, którzy już powoli odpływają w sen, a przed Freddie jak zwykle pełny energii.

Gdy wszystko przeanalizowałam złączyłam moje i Taylora usta w namiętnym i pełnym miłości pocałunku.
- Darling pożycz ten kapelusz, bo zaraz się porzygam od tych czułości - mówi Fred do stewardesy na co my wybuchamy śmiechem. Kobieta prycha i odchodzi.

-Mogę wiedzieć gdzie lecimy? - pytam
- To kolejna niespodzianka - uśmiecha się blondyn. Po kilkunastu minutach Rog pochyla głowę z zamiarem spania na moich kolanach, ale ja szybko wstaje.
- O nie kochany nie myśl, że będziesz na mnie spał tak jak wtedy gdy jechaliśmy w trasę do Japonii. Później cały dzień mialam zdrętwiałe nogi. - mówię i kieruje się na siedzenie obok Freddiego, który jako jedyny jeszcze nie usypia.

- Blondyna też poszła w kimę? - pyta
- No niestety
- Nie martw się kochana ze mną się nie będziesz nudzić - mówi i wyjmuje scrabble. Mija godzina a my nadal gramy.
- Freddie oszukujesz! Nie ma takiego słowa jak Galileo! - krzyczę tak głośno, że budzę chłopaków którzy mruczą z niezadowolenia.
- A Roguś to niby jest?! - krzyczy a Roger robi się czerwony ze wstydu.
- No dobrze już wygrałeś - mówię, bo wiem że nie wygra się kłótni z Mercurym.

Nagle zaczyna mi burczeć w brzuchu przez co mam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Widzę, że księżniczka głodna - chcichocze Fred.
- Zamknij się - sycze. Freddie wzywa panią stewardese i zamawiamy tonę jedzenia. Po zjedzeniu tego mało się nie porzygałam.

- Darling.. Będzie bełt - mówi słabym głosem Mercury. Słysząc to zrywam się z siedzenia i biegnę jak poparzona, by znaleźć coś w co by mógł zwrócić. Zdesperowana biorę futerał na gitarę Briana i lecę do przyjaciela.
- Dziękuję Ann - uśmiecha się słabo.
- Tylko co teraz powiemy Bri - szepcze.
- Zamknij to, odłóż na miejsce i się nie przyznawaj, albo zrób to co ja zawsze czyli zrzuć winę na blondynę - mówi ze stoickim spokojem. Zrezygnowana odkładam na miejsce futerał z nadzieją, że nam się upiecze i siadam już obok mojego chłopaka.

Reszta lotu mija nam raczej spokojnie, lecz May dowiedział się o incydencie i wydarł się na mnie i wokalistę.

- Jak ci się podoba Szwecja kochanie - mówi Roger gdy wychodzimy z samolotu.
- Jest przepięknie. Ale najlepszy prezent to twoja obecność - mówię znów mazgając się jak małe dziecko. Roger przyciąganie do siebie i całuję w czoło.
- Gorzka wódka! Całuj ją w usta idioto! - krzyczy Freddie wyjmując wódę z plecaka razem z kieliszkami i podaje ją chłopakom. Nie protestując Taylor całuję mnie w usta.

-------------
Dla FankaChinskichBajek

Miłego ostatniego dnia wakacji
Chrupciam

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top