{6 → story of the queen}
━━━━━ 🐺 ━━━━━
𝒮𝓉𝑜𝓇𝓎 𝑜𝒻 𝓉𝒽𝑒 𝒬𝓊𝑒𝑒𝓃
chapter six
━━━━━ 🐺 ━━━━━
– Więc mówisz, że zostajesz tu na dłużej? – Jack zagadnął Michaela, który opierał się o drzwi boksu i był trochę nieobecny duchem. Stajenny uniósł brew, spoglądając na blondyna, ale ten nie zareagował. Dopiero, gdy pomachał mu dłonią przed oczami, mrugnął parokrotnie i się wyprostował.
– Hm...? – zerknął na wyższego blondyna, po czym na Kaprysa. Jack przygotowywał konia do jazdy, aby Clifford mógł wybrać się do wioski, jak to obiecał Królowej, po nieprzyjemnym, nocnym incydencie. W prawdzie odkąd wstał, to nie miał okazji jej zobaczyć, ale zapewniono go, że zadbała o to, aby razem ze swoim nieparzystokopytnym przyjacielem dostali jedzenie i picie, a także tymczasowy dach nad głową. W pierwszym momencie Michael chciał jej za to podziękować, ale z drugiej strony wolał jednak nie wchodzić już jej w drogę. Nie po tym, co się stało i jakie wrażenie sobą zaprezentował. A trzeba było przyznać, że nie zabłysnął i niczym się nie popisał. Niczym poza lepkimi rączkami. To akurat Królowa zdążyła poznać dosadnie i dzięki temu został dosłownie uziemiony na zamku, który przerażał go swoją wielkością.
– Pytałem się, czy zostajesz tu na dłużej – powtórzył, wpatrując się podejrzliwie na wędrowca. Jack może i nie był nikim ważnym, ale był stosunkowo wierny swojej Królowej i podchodził z rezerwą do nowo przybyłych, takich jak Michael. Nie wiedział, jakie były jego prawdziwe zamiary, nikt z resztą miał nie wiedzieć, ale nie wszystko potoczyło się, tak jakby Clifford tego oczekiwał.
– Tak – pokiwał głową, przeczesując w dodatki palcami swoje włosy. – Królowa była na tyle łaskawa, że mi pozwoliła. Poza tym z tego, co widzę, to każda para rąk do pracy się tutaj przydaje. To zamczysko jest ogromne.
– I czym się będziesz zajmować? – Jack puścił sobie wokół uszu uwagę o miejscu jego zamieszkania, a ciągnął dalej swoje małe przesłuchanie. Michael uznał, że chyba trzeba będzie na przyszłość staranniej dobierać słowa, aby nikogo już do siebie nie zrazić, czy nikogo nie obrazić.
– Nie mam pojęcia – wzruszył ramionami, wsuwając później dłonie do kieszeni spodni. – Czymkolwiek. Tyle czasu tułałem się po świecie, że dobrze będzie w końcu zostać jakiś czas w jednym miejscu – dodał, co akurat było prawdą. Powoli wieczna wędrówka zaczynała go nudzić i nawet zastanawiał się, czy nie osiedlić się na jakiś czas we wiosce.
– Rozumiem – skinął głową, a później wyprowadził Kaprysa z bosku. Sprawdził popręg, a także uzdę, po czym uznał, że koń był gotowy do jazdy. Michael zabrał wodze, po czym jednym sprawnym ruchem dostał się na grzbiet ogiera. Spojrzał z góry na Jacka, który, pogładził konia po szyi, a ten zarzucił głową. Noc spędzona w boksie dobrze wpłynęła na Kaprysa. Michael musiał to przyznać, czy tego chciał czy nie. - Nie mam pojęcia, kiedy wrócę. Najwyżej sam później go rozsiodłam.
– Jeśli mnie nie znajdziesz, to zostaw siodło i uzdę na drzwiach boksu. Zabiorę je później – oznajmił, po czym oddalił się wgłąb stajni. Michael nie zdążył przytaknąć głową, ale postanowił, że tak właśnie zrobi. Poprawił się w siodle, po czym wbił pięty w boki Kaprysa, aby ten ruszył.
Wyjechał żwawym kłusem ze stajni, kierując się ku głównej bramie. Przy okazji rozglądał się tu i tam, poznając życie zamku i jego mieszkańców. Napotkał Red, a raczej po prostu zobaczył ją z daleka. Spacerowała po blankach z jakimś dziwnie wyglądającym mężczyzną. Miał na sobie ciemne szaty i krzaczaste brwi. Michael z takiej odległości, w jakiej się znalazł, nie potrafił określić, czy to był jej ojciec, czy mąż, a może jeszcze ktoś inny, ale przeszły go ciarki, gdy dwójka spojrzała się na niego. Odwrócił głowę, po czym pogonił Kaprysa do galopu i w pędzie minął dwóch gwardzistów stojących na straży przy bramie.
━━━━━ 🐺 ━━━━━
Mijało południe, kiedy Michael skończył rozdawać pieniądze. Nie spodziewał się, że aż tyle udało mu się zabrać, ale ludzie wydawali się nie być zbytnio zainteresowani darmowym zastrzykiem monet. W tamtych stronach interesy toczyły się dobrze, trakty morskie oraz lądowe były dobrze strzeżone, a targ żył swoim własnym życiem. Wszyscy się przekrzykiwali, proponowali własne ceny za jakieś towary, a w tym wszystkim byli jeszcze gwardziści, którzy pilnowali porządku, a także heroldzi głoszący jakieś kazania, czy tym podobne, których i tak nikt nie słuchał. Blondyn nie potrafił się w tym wszystkim odnaleźć i po jakimś czasie koszmarnie rozbolała go głowa. Nie marzył o niczym innym, jak o powrocie na zamek i zajęcie się jakąś lepszą pracą. Domyślił się już, że to był pewien rodzaj kary, który wyznaczyła mu królowa. Spodziewał się jakiejś, ale nie spodziewał się, że to wszystko potoczy się właśnie w ten sposób. Przy okazji dużo myślał o tym, co się stało w nocy, o tym co widział. Zastanawiał się czym, a raczej kim tak naprawdę jest władczyni oraz jak to jest możliwe, że była w stanie zapanować nad ludem, jednocześnie wyczyniając te wszystkie czarodziejskie i nadprzyrodzone rzeczy. To nie było nawet w najmniejszym stopniu normalne i blondyn dziwił się, że nikt nie podniósł buntu odnośnie tego wszystkiego.
Po całym tym zamieszaniu związanym z rozdaniem pieniędzy, Michael wrócił na zamek i postanowił znaleźć Jacka. Chciał wiedzieć cokolwiek odnośnie Królowej, a przypuszczał, że stajenny mógł coś widzieć na ten temat. Tym bardziej, że wydawał się być lojalny względem niej. Dla samego Clifforda nadal było to niepojęte i choć starał się sobie to wszystko przyswoić, to nie udawało mu się to ani trochę. W stajni, zsiadł z Kaprysa i poklepał go po boku, aby wszedł do boksu, jaki dostał. Ogier dał się spokojnie rozsiodłać i zajął się przy okazji jedzeniem. Clifford zgodnie z poleceniem, jakie dostał, zostawił siodło i uzdę na drzwiczkach boksu, po czym postanowił odszukać Jacka. Nie było to łatwe zadanie, zważając chociażby na wielkość stajni, ale po kilkunastu minutach bezowocnego kręcenia się tu i tam, pomiędzy wierzchowcami, zrozumiał, że to po prostu nie miało sensu. Musiał zacząć gdzie indziej. W prawdzie mógł po prostu zapytać jakiejś służki, ale przeczuwał, że plotki w tamtym miejscu rozchodziły się wyjątkowo szybko i jeśli ktoś się dowiedział, o tym, co zrobił w nocy, to mu nie zaufa do końca jego pobytu w zamku.
Szczęście jednak uśmiechnęło się do niego. Znalazł Jacka, bo ten kręcił się tu i ówdzie po dziedzińcu. W prawdzie był zajęty spoglądaniem na walkę dwóch młodych chłopców, którzy nacierali na siebie drewnianymi mieczykami. W wargach trzymał źdźbło siana, jakie leżało w paru kostkach obok niego. Pewnie przymierzał się do tego, aby nakarmić resztę koni. Michael odkrył w tym swoją szansę. Podszedł do stajennego, przywitał się i zapytał, czy mógł pomóc. Jack zgodził się, w prawdzie z wahaniem w głosie, ale Clifford postanowił się tym po prostu nie przejmować.
Zajęli się pracą, a jak się okazało tej było sporo. Jack jednak okazał się być bardziej rozmowny i otwarty niż wydawał się na początku. A Michael postanowił to wykorzystać, aby zaspokoić własną ciekawość.
– Kim był ten mężczyzna, z którym Królowa przechadzała się po blankach rano? – spytał, podając jakiejś karej klaczy jabłko.
– Starszy i w długich szatach? – Jack uniósł brew, wrzucając trochę siana do boksu, aby wierzchowce miały co jeść. Michael skinął głową. – To Merlin. Jej nauczyciel. Wydaje się trochę dziwaczny, ale jest naprawdę w porządku.
– Nauczyciel? Czego niby naucza?
– To czarodziej. Podobnie, jak Królowa. Jest związany z dynastią odkąd tylko matka Red przyszła na świat. Uczył ją, a później wziął pod swoje skrzydła córkę swojej uczennicy, czyli właśnie obecną Królową. Dalej się uczy, ale włada już samodzielnie. Poddani ją uwielbiają – wzruszył ramionami, jakby mówił o najnormalniejszej rzeczy pod Słońcem.
– Jak to uwielbiają? To poddani wiedzą, że jest czarownicą?
– Większość wie, ale nigdy nie mieli okazje tego zobaczyć. W prawdzie Red pokazuje się publicznie, ale nie używa wtedy magii. Nawet większość doradców nie ma okazji, aby to obejrzeć. Red traktuje to bardzo intymnie. To samo tyczy się jej wilków. Lepiej się trzymaj od nich z daleka. Broń Boże, jeśli zrobiłbyś któremuś jakąś krzywdę. Królowa nie wydaje się surowa, ale kiedy się zdenerwuje, to staje się zupełnie inną osobą niż ta, na jaką wygląda.
– Coś o tym wiem – wymamrotał, pocierając kark, ale na szczęście Jack tego nie usłyszał. Michael westchnął cicho, a później dalej słuchał tego, co do niego mówiono. Pewne rzeczy nadal były dla niego nielogiczne i niezrozumiałe, ale postanowił po prostu pomyśleć nad tym kiedy indziej. Poza tym i tak musiał się jeszcze zgłosić do brunetki, aby wyznaczyła mu zadania do wykonania. Nie miał pojęcia, czy mógł pomagać Jackowi w stajni i naprawdę nie chciał się już narażać. To, że nie skazała go na śmierć za kradzież ze skarbca traktował jako nową szansę i nie wiedzieć czemu, postanowił z niej skorzystać. Nie wiadomo, jak długo nie mógł też uciekać przed odpowiedzialnością i tym co zrobił, ale miał nadzieje, że odejdzie wolny i niepowstrzymywany przez nikogo jak już odpracuje, to co zabrał w nocy. Wiedział, że to może trochę potrwać, ale przez tamto miejsce jakoś nie za bardzo się tym przejmował. Było wyjątkowo tajemnicze, a Michael czuł się, jak dziecko wpuszczone do Krainy Czarów. Był jednocześnie zestresowany, ale i podekscytowany. Wbrew wszelakim pozorom, a Red doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Nadal ciężko było jej uwierzyć, że pospolity złodziej próbował ją okraść i przyłapała go na gorącym uczynku, ale z drugiej strony było to nowe doświadczenie, które przy okazji nauczyło ją tego, że powinna obchodzić się o wiele ostrożniej ze skarbcem i stale mieć go na oku, jeśli nie chciała, aby pieniądze zaczęły z niego znikać. Na razie jednak miała nadzieje, że blondyn odpracuje to, co próbował przygarnąć i odjedzie, wiedziony przez swój wzrok i słuch, jak najdalej z jej królestwa.
━━━━━ 🐺 ━━━━━
jezu już tydzień ferii minął, nie chce, żeby się kończyły kuźwaaaa:(
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top