{21 → daisies}

━━━━━ 🐺 ━━━━━

𝒟𝒶𝒾𝓈𝒾𝑒𝓈
chapter twenty one

━━━━━ 🐺 ━━━━━

Następnego dnia Red była już o wiele spokojniejsza. Ochłonęła i odprężyła się przy świetle księżyca. W zasadzie w ogóle nie przypominała tej królowej, którą widziano poprzedniego wieczora. Uśmiechnięta od ucha do ucha wyszła ze swojej komnaty i udała się na śniadanie, zagadując przy okazji mijaną przez siebie służbę. Doskonale zdawała sobie sprawę, że czasem ciężko było za nią nadążyć, ale nie przeszkadzało jej to i wiedziała, że mimo wszystko służki, czy inni są jej wdzięczni za to, że dostali szansę pracy na zamku. 

Kilka wilków szło obok niej, merdając wesoło ogonami. W takiej odsłonie wyglądały raczej jak wyrośnięte psy, a nie groźne zwierzęta, które potrafiły zabić. Brunetka uśmiechnęła się szerzej widząc jak coraz mniej osób się ich bało, po czym weszła już do jadalni. Choć nie miała za bardzo apetytu, zdecydowała się coś zjeść,  bo wiedziała, że czekał ją długi dzień. Choć tak naprawdę doradcy dali jej już trochę wytchnienia to było kilka innych spraw, które musiała załatwić, poza tym w końcu miała czas, aby wrócić do nauk z Merlinem, co również chciała zrobić, aby jeszcze bardziej zadbać o swoje moce. Posiłek dodał jej jeszcze więcej energii i chęci do działania. Nie spodziewała się, że tak będzie, bo zazwyczaj po śniadaniu robiła się ospała. 

Zmartwił ją tylko fakt, że nie widziała nigdzie Michaela. Nie miała pojęcia, czy to przez wieczór i jej zachowanie, czy może poczuł się gorzej. Jego rana wciąż się goiła i był przez nią osłabiony, a to mogło prowadzić do zakażenia i jakiejś choroby. Brunetka nie chciała, aby coś mu się stało i obiecała sobie do niego zaglądać, ale wtedy wypadło jej to zupełnie z głowy i zorientowała się, że tego nie zrobiła, gdy przechadzała się po dziedzińcu i zauważyła Jacka. 

– Dzień dobry, wasza wysokość – przywitał się, przy okazji kłaniając się brunetce. – Dzisiaj mamy wyjątkowo piękny dzień, prawda?

– Prawda – Uśmiechnęła się i pokiwała głową. Podeszła do jednego z koni, który wysunął pysk z boksu i wepchnął chrapy w jej dłonie. Zachichotała cicho i pogładziła zwierze czule po sierści. – Zróbcie sobie wolne popołudnie, konie są zadbane i jeśli raz nikt ich nie wyczesze, to nic nie powinno się stać – dodała, zakładając później kosmyk włosów za swoje ucho.

– Dobrze, wasza wysokość – powiedział, uśmiechając się pod nosem. Red zauważyła, że pewnie musiało mu to być na rękę. – Dziękuje. 

– Nie ma za co – Odwzajemniła uśmiech, po czym ruszyła powoli przed siebie. – A gdzie Michael? – dodała, rozglądając się dookoła, jakby chciała odnaleźć go swoim wzrokiem. 

– Wyjechał do lasu – odpowiedział Jack, zabierając jabłko dla swojego konia. – Nie ma go do samego rana. Nie powiedział, gdzie jedzie ani po co, ale obiecał wrócić jeszcze przed zachodem słońca. 

– Mam nadzieje, że nie zrobi nic głupiego – powiedziała, wzdychając cicho, po czym delikatnie pokręciła głową. Nie spodobało jej się to, co usłyszała. Bała się, że blondyn wróci w stanie gorszym, niż był i nie wydobrzeje. Zagryzła mimowolnie wargę, zastanawiając się, czy też nie udać się do lasu, ale uznała, że to mogłoby wzbudzić pewne podejrzenia, tym bardziej, gdyby wyjechała i ktoś jeszcze wiedziałaby o tym, że Michael pojechał pierwszy. Czy tego chciała czy nie, musiała dbać o swoją opinię i niekiedy przypominać o tym, że była królową i to do niej należało ostateczne słowo. Czasami jej to bardzo odpowiadało, bo lubiła pokazywać swoją władzę, ale innym razem była już tym wyjątkowo zmęczona. 

– Miał ze sobą łuk, więc przypuszczam, że udał się na polowanie – Jack podrapał się po karku, jakby chciał wytłumaczyć kumpla. 

– Gdy wróci powiedz mu, aby do mnie przyszedł – Poleciła, po czym już odeszła w swoją stronę. Czuła na sobie wzrok mężczyzny, jednak nie zwróciła na to szczególnej uwagi. Jej myśli pobiegły już w stronę blondyna, który pewnie błądził gdzieś po lasach. Poprosiła w nich, aby mimo wszystko wrócił cały i zdrowy. Nie chciała tego powiedzieć, ale zdążyła się do niego przywiązać. I to wyjątkowo mocno. Wszystko przez tę zasadzkę i fakt, że poczuła się za niego odpowiedzialna. Nie wiedziała tylko, czy on też to tak traktował, czy nadal była dla niego zwykłym wybrykiem natury. 

━━━━━ 🐺 ━━━━━

Michael zatrzymał Kaprysa na dziedzińcu i zeskoczył z niego na ziemię. Zdjął z jego szyi wodze i zacisnął na nich swoje dłonie. Zwierzę było zmęczone po galopie, ale blondyn zauważył ten znajomy błysk w jego oku, który pojawiał się zawsze, gdy Kaprysowi się coś podobało. Uśmiechnął się pod nosem i poklepał konia po szyi, jakby chciał mu podziękować za wspólnie spędzony dzień. Później zaprowadził już ogiera do jego boksu, gdzie go rozsiodłał i dał mu się napić wody, aby ugasić pragnienie. Odniósł cały osprzęt na swoje miejsce i zobaczył Jacka, który siedział na stoliku i czyścił jakieś siodło. 

– Cześć – przywitał się, po czym zabrał kilka marchewek dla Kaprysa, aby je zjadł jako nagrodę. 

– Cześć – Jack skinął głową, po czym spojrzał na blondyna i wrócił do czyszczenia. – Królowa cię szukała, wiesz o tym?

– Mnie? – Uniósł brew nieco zdziwiony. Nie spodziewał się czegoś takiego usłyszeć i niemal od razu zaczął analizować swoje zachowanie z ostatnich kilku dni, ale nie wydawało mu się, że zrobił coś głupiego. Przeczesał nerwowo palcami swoje włosy i podgryzł pewien. – Jesteś pewien, że to o mnie chodzi?

– Tak, bo rozmawiała ze mną przed południem – Wzruszył ramionami i spojrzał na blondyna. – Poprosiła, abyś do niej poszedł, gdy wrócisz. Chciała z tobą porozmawiać, a przynajmniej na taką wyglądała – dodał, zerkając na blondyna.

– Myślisz, że zrobiłem coś złego i o to chodzi?

– Nie wiem – Jack pokręcił głową, po czym zeskoczył na ziemię. – Ale radziłbym ci nie kazać jej czekać w nieskończoność, bo będzie zirytowana - dodał, odkładając siodło na swoje miejsce. 

Michael nieco się wystraszył, a potem wyszedł już z powrotem do stajni, zabierając jeszcze z torby przy siodle bukiet stokrotek. Gdy je zobaczył uznał, że będą dobrym i drobnym prezentem dla Red. Nakarmił szybko Kaprysa, zostawiając mu dwie marchewki w żłobie i udał się już pośpiesznie do zamku. Nie wiedział, gdzie mógł znaleźć Red, więc udał się do jej komnaty, ale gwardzista, który kręcił się nieopodal powiedział mu, że Królowa znajdowała się w lochach z czarodziejem na jednej z wielu lekcji tamtego dnia. Blondyn udał się w tamtą stronę, ale również z lochów został odprawiony z kwitkiem. Merlin powiedział mu, że musieli się minąć gdzieś po drodze, bo właśnie skończyli z Red swoje spotkanie i wyszła do ogrodu, aby się przewietrzyć i pobyć trochę z wilkami. Blondyn miał ochotę przewrócić oczami, ale udał się posłusznie w tamto miejsce. 

Ogród przywitał go wieloma zapachami i barwami. Większość kwiatów kwitła w najlepsze i nie zapowiadało się, że ten fakt miał się zmienić. Blondyn rozejrzał się dookoła, ale nie zauważył w pobliżu Red, więc powoli ruszył przed siebie. Przyglądał się wszystkim krzewom, które czasami uginały się wręcz od nadmiaru kwiatów i uśmiechnął się pod nosem. Mimo, że nie było to zbyt męskie, to podobało mu się w tym ogrodzie, jak i na zamku. Zdał sobie nawet sprawę z tego, że nie czekał na to, aby skończyć odpracować swoją karę, bo nie chciał opuszczać tego miejsca. 

Michael znalazł Red siedzącą w kącie ogrodu, pod jednym z wielu drzew. Brunetka gładziła wilka po pysku, opierając się o konar. Miała przymknięte oczy i uśmiechała się mimowolnie. Blondyn zauważył, że wsłuchiwała się w otaczającą ją naturę i gdy zbliżył się na tyle, że jego kroki stały się dla niej oczywiste, uchyliła powieki i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Michael odwzajemnił uśmiech i poprawił jeszcze koszulę, którą miał na sobie. Zacisnął dłoń na bukiecie stokrotek, mając nadzieje, że jej się spodobają, choć nie było to nic takiego i te kwiaty jednak nie powalały na kolana. 

– Dzień dobry, wasza wysokość – przywitał się, zatrzymując się w pobliżu brunetki. 

– Czekałam na ciebie – powiedziała, prosząc gestem dłoni, aby usiadł obok niej. Michael powoli osunął się na kolana i uśmiechnął się lekko. – Co robiłeś w lesie?

– Kucharz poprosił mnie o upolowanie czegoś na kolacje, ale wszystkie sarny gdzieś zniknęły i żadnej nie spotkałem – przyznał szczerze, tłumacząc się ze swojej nieobecności. – Ale za to znalazłem stokrotki. To dla ciebie, wasza wysokość – dodał, rumieniąc się lekko.

– Dla mnie?

– Tak – Pokiwał głową i zerknął na brunetkę, która zabrała kwiaty i powąchała je. 

– Dziękuje – Położyła sobie bukiet na kolanach, obok głowy wilka. – Są przepiękne. 

Michael przeczesał palcami włosy, ciesząc się, że brunetka nie pogardziła jego prezentem, który może i nie był niczym szczególnym, ale mimo wszystko był podarunkiem, który wyszedł od niego z własnej woli, a nie czegoś wymuszonego, jak to było w przypadku książąt czy innych takich. Ostatnio Red opowiadała mu jak jeszcze jakiś czas temu dostała w podarunku jakieś klejnoty, których nie chciała i odesłała je z powrotem. Wywołało to wzburzenie w tamtym rodzie, ale nie przejęła się tym zbytnio, bo nie utrzymywała kontaktu z osobami, które były zadufane w sobie i nie widziały niczego poza czubkiem własnego nosa. Cieszył się więc, że brunetka była zadowolona z bukietu i potraktowała to jakby w końcu dostała coś wartościowego. Zrobiło mu się przez to bardzo miło i uznał w duchu, że jeśli tylko będzie miał okazję, to będzie jej przynosił jeszcze więcej najzwyklejszych polnych kwiatów, bo chyba te robiły na niej największe wrażenie, a nie jakieś wyszukane, które ich wtedy otaczały. 

– Posiedzisz tu ze mną? – spytała, przyglądając się stokrotkom, po czym zerknęła na blondyna i uśmiechnęła się dziewczęco. 

– Jeśli tylko chcesz, wasza wysokość, to bardzo chętnie – Pokiwał głową i odwzajemnił jej uśmiech. 

━━━━━ 🐺 ━━━━━

jeśli dobrze pójdzie to na początku grudnia skończę to ff:)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top