{11 → legate}

━━━━━ 🐺 ━━━━━

𝐿𝑒𝑔𝒶𝓉𝑒
chapter eleven

━━━━━ 🐺 ━━━━━

Żar lał się z nieba, kiedy Michael czyścił boksy. Pocił się przy tym niemiłosiernie, bo zbliżało się południe, więc temperatura była wysoka. Na niebie nie było żadnej chmurki i choć mu to nie odpowiadało, to pocieszał się tym, że naprawdę zostało mu niewiele do zrobienia. Dwa, czy trzy boksy, a nie było to nic wielkiego. Od rana zdążył wyczyścić większość z nich i można było powiedzieć, że znalazł się na ostatniej prostej. Zapowiadało się nawet na to, że będzie miał wolne popołudnie. Oczywiście nie miał zamiaru go spożytkować w jakiś przedsiębiorczy sposób, bo po prostu chciał odpocząć. Praca w stajni naprawdę potrafiła go zmęczyć, ale polubił to. Konie były piękne i zadbane, więc patrzenie na nie i przebywanie wokół nich traktował jak pewnego razu ucztę dla oka i dotyku. Poza tym Kaprys również odnalazł się w kopytnym towarzystwie, na co Michael nie narzekał. Przynajmniej nastroje ogiera miał z głowy i nie musiał się głowić tym, aby jakoś go przekonać do aktualnego miejsca zamieszkania. Nie zanosiło się przecież na to, aby mieli we dwóch szybko opuścić zamek i trzeba było przywyknąć do tutejszych zasad. 

– I jak ci idzie? – zagadnął go Jack, gdy przechodził obok. Niósł siodło, które z pewnością nie należało do niego, ale Michael wolał nie pytać, o co chodzi. Ostatnimi czasy coś nie mogli się dogadać i przez to potrafili na siebie naskoczyć, ale blondyn miał nadzieje, że to tylko chwilowe. 

– Chyba dobrze – przyznał, opierając się o widły. Otarł przy okazji wierzchem dłoni pot z czoła i spojrzał na drugiego mężczyznę. – Gdzie się z tym wybierasz? – spytał, wskazując na siodło. Zauważył jeszcze ozdobną uzdę i popręg wykonany z dobrej skóry zwierzęcej. Marzył mu się taki osprzęt, ale niestety nie było go na niego stać. 

– Wypolerować i odnowić. To stare siodło królowej. Chciała sprawdzić, czy jeszcze nadaje się do jazdy, bo podobno Ikar bardzo je lubił, więc zrobię co w mojej mocy, aby jeszcze na nim pojeździła – Wzruszył ramionami, po czym rozejrzał się po dziedzińcu. – Jak skończysz, to możesz jeszcze napoić konie i dam ci spokój na dzisiaj, pasuje?

– Tak – Skinął głową i zabrał się z powrotem do pracy. – Hej, Jack! – krzyknął za nim, gdy zdążył się już oddalić. – Wyskoczymy wieczorem na jakieś piwo?

– Mnie pasuje, pogadamy o tym później, teraz się trochę śpieszę – Poklepał siodło i zniknął już za najbliższą ścianą. 

Michael uśmiechnął się sam do siebie i zajął się pracą. Zanim się obejrzał, boksy były już czyste i trzeba było wprowadzić do nich konie, ale tym miał zająć się już kto inny i dopiero wieczorem, bo podczas dnia wszystkie wierzchowce, które nie były nikomu potrzebne, zostały wyprowadzane na łąkę, by mogły się swobodnie paść. Podobno królowa uwielbiała im się przyglądać z balkonu swojej komnaty, więc nikt nie miał nic przeciwko temu. Poza tym umówmy się, że widok konia na łonie natury, który cieszy się tą częściową wolnością to jednak coś wspaniałego. 

Blondyn udał się do schowka, aby odłożyć tam widły i zatrzymał się tam dłuższy moment, aby obmyć swoją twarz z potu. Gdy poczuł chłód wody na swojej skórze od razu poczuł się lepiej i wiedział, że cały trud jaki włożył w pracę tamtego dnia się opłacił. Wilgotną dłonią przetarł jeszcze kark i westchnął cicho. Życie na zamku zaczynało mu się całkiem podobać i chociaż nie do końca tak się widział kilka tygodni wcześniej, to jednak taka opcja mu przypadła do gustu. Miał co jeść, gdzie spać, a jego wierzchowiec miał dach nad łbem i to nie byle jaki, bo przecież były to królewskie stajnie. 

Miał już wychodzić z powrotem na dziedziniec, ale usłyszał kolejno głos królowej, która z kimś rozmawiała, a później stukot końskich kopyt o bruk, którym był wyłożony plac. Koń zatrzymał się gwałtownie, prawdopodobnie stając przy tym dęba, po czym już się zatrzymał, przebierając niespokojnie nogami w miejscu. Ktoś zeskoczył na ziemię, a Michael wykorzystał wtedy okazje, aby wyjrzeć zza drzwi zobaczyć kto to. Zamarł w bezruchu, gdy rozpoznał wrogi herb i posłańca, który go nosił. Jeszcze niedawno temu, bo w tamtą deszczową noc starał się go zgubić razem z tą jego świtą i mu się to udało. W duchu liczył na to, że już się nie spotkają, ale najwidoczniej los to rozplanował inaczej. 

Zwiadowca trzymał coś w dłoni, czego Michael nie zdążył zauważyć, a przynajmniej nie na początku. Blondyn wytężył wzrok, aby dostrzec co było napisane na kawałku pergaminu, ale nic mu to nie dało. Dopiero, gdy z ust tego mężczyzny padły pierwsze słowa skierowane do królowej zrozumiał, że chodziło o niego i że wpadłby w niezłe tarapaty, gdyby dał się zauważyć, dlatego ostrożnie wycofał się do drzwi, żeby jednak pozostać niedostrzeżonym.

– Witaj, wasza wysokość. Przybywam z wiadomością od Lorda Berna – oznajmił, na co Red tylko skinęła głową, dając mu tym samym znak, aby kontynuował. – Przyjeżdżam z wiadomością. Otóż, mojego miłościwego pana niedawno ktoś okradł. Niestety nie mamy jego personaliów, ale za to uzyskaliśmy rysopis tego złodziejaszka. Jeżdżę teraz po okolicy i je rozwożę, mając nadzieje, że się na coś przydadzą. Widziała wasza wysokość tu tego wymoczka? A może też próbował was okraść? – dodał, pozwalając aby ten potok słów swobodnie wypłynął z jego ust. Red go uważnie słuchała, mając przy okazji kamienny wyraz twarzy. Klejnoty w koronie, którą miała na głowie mieniły się różnymi kolorami w słońcu. 

Niestety nie mam pojęcia, kto to jest. To zamek królewski, zwiadowco. Tutaj takie rzeczy nie mają bytu, poza tym dbam o to, aby moim poddanym żyło się dobrze, przez co nie muszą kusić się o jakieś akty bezprawia – przyznała chłodno, odpowiadając półprawdą, a półkłamstwem. Michael zdziwił się, że go nie wydała, skoro miała tak łatwą okazję, aby to zrobić. Nawet wychylił zdziwiony głowę aby sprawdzić, czy aby na pewno nic mu się nie przywidziało i czy przypadkiem się nie przesłyszał, ale nic na to nie wskazywało. Pierwszy raz spotkał się w całym swoim życiu z takim aktem dobroci ze strony drugiego człowieka. 

Rozumiem, jednak dostałem rozkaz, aby zostawić po jednym liście gończym w każdym napotkanym zamku, czy też warowni, a także w koszarach czy karczmach. Nie pozostaje mi nic innego, jak wręczyć go tobie, wasza wysokość i pojechać dalej.

Dobrze, przekażę go swoim doradcom, aby upewnili się, że nikogo takiego u nas nie było. - Pokiwała głową, odbierając od zwiadowcy zwinięty pergamin. – Owocnych poszukiwań – dodała tylko na odchodne, odsuwając się przy okazji od mężczyzny. Ten skinął tylko głową, wskoczył na swojego konia i już go nie było. Red jeszcze jakiś czas odprowadzała go wzrokiem, aby upewnić się, że nie wróci i pokręciła głową. 

Michael wyszedł ze schowka, po czym cicho odchrząknął. Dźwięk ten dotarł do uszu królowej, która wcześniej rozwinęła jeszcze pergamin, aby zobaczyć list gończy na własne oczy. Musiała przyznać, że ten kto go narysował miał dobrą do tego rękę. Oddał jego twarz na pergaminie w dobrych proporcjach i nie zapomniał o charakterystycznych cechach jak mała blizna w kąciku ust, którą Clifford nabył w bliżej nieokreślonych okolicznościach, o których Red wolała nie wiedzieć. Zerknęła później na blondyna, który stał nieco zmieszany pod ścianą i czekał, aż wyda swój werdykt. Nieco ją to bawiło, bo właśnie tak zachowywał się każdy, kto wiedział, że ma czarodziejskie moce. W końcu Red spaliła list gończy używając przy tym zdolności pirokinezy, którą opanowała dzięki Merlinowi. Michaelowi wtedy oczy zmieniły rozmiary na wielkości dukatów, przez co roześmiała się pod nosem i bez słowa odeszła, zostawiając osłupiałego mężczyznę samemu sobie. Na szczycie schodów prowadzących do wejścia do zamku zatrzymała się jednak i zawołała wilki. Te posłusznie pobiegły w jej kierunku, a w końcu sama królowa spojrzała ostatni raz na swojego poddanego i zniknęła w chłodnych murach. 

Michael stał tam jeszcze jakiś czas i bezsensownie patrzył się w miejsce, w którym przed chwilą stała, jakby to miało sprowadzić ją tam z powrotem. Mrugał wielokrotnie oczami, ale nic to nie dało, aż w końcu pokręcił głową. Był niemal pewien, że to mu się po prostu przywidziało, bo ona chciała, aby tak było, ale z drugiej strony na bruku wciąż leżały spopielone kawałki listu gończe, który w takim stanie się już do niczego nie nadawał. Westchnął ciężko, po czym przeczesał palcami włosy i ruszył przed siebie powolnym krokiem, aby z tego wszystkiego ochłonąć. Wiedział, że powinien do tego wszystkiego przywyknąć, bo to miejsce aż ociekało magią, ale zdawał sobie sprawę z tego, że nie da rady zrobić tego w tak szybki sposób jak mu się wydawało. 

Udało mu się po tym wszystkim dojść do siebie do wieczora, kiedy to Jack zgarnął go do wioski na umówione piwo. Wtedy już przestał się tym zadręczać i chociaż nadal gdzieś mu to wszystko kołatało z tyłu głowy, to uznał, że na jeden wieczór sobie po prostu daruje. Pili obydwaj jakby się znali od kołyski, a im więcej kufli mieli za sobą, tym lepiej rozmowa się kleiła, chociaż pod koniec był to raczej bełkot niż kulturalna wymowa zdań, ale kto by się tym przejmował? Ważne, że z powrotem znaleźli wspólny język i jakoś dotarli do zamku. Było późno, kiedy wchodzili schodami na piętro, ale na szczęście nie narobili przy tym za dużo bałaganu. 

Michael opadł na swoje łóżko zmęczony do tego stopnia, że nawet nie miał siły zdjąć z siebie ubrań i zasnął w brudnej koszuli, butach i spodniach, ale spało mu się o dziwo na tyle wygodnie, że nie odczuł żadnego dyskomfortu. Śnił wtedy o wszystkich tych mocach, które posiada brunetka, a o których taki szary śmiertelnik jak on sam nie miał pojęcia. Nie miał na przykład pojęcia o tym, że królowa miała zdolność wnikania w ludzkie sny i wtedy właśnie to zrobiła z nim samym. 

━━━━━ 🐺 ━━━━━

wróciłam, ze mną rozdział, mam nadzieje, że się podoba!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top