{10 → icarius}
━━━━━ 🐺 ━━━━━
𝐼𝒸𝒶𝓇𝒾𝓊𝓈
chapter ten
━━━━━ 🐺 ━━━━━
Był wczesny ranek, kiedy Michael wyszedł ze swojej komnaty i udał się do stajni. Nie mógł zasnąć po tym, co zobaczył i szczerze mówiąc nawet się z tego cieszył. Przypuszczał, że gdyby rzeczywiście zmorzył go sen, pewnie zaczęłyby go nękać koszmary, a tego nie chciał. Zawsze potem budził się zlany potem i nie wiedział, co się działo dookoła. Czy była to jawa, sen czy cokolwiek innego, co ludzie sobie wymyślili. Michael, choć bardzo się starał, nie był w stanie zrozumieć tego wszystkiego, czego był świadkiem. W końcu uznał jednak, że nie będzie to dobry pomysł, aby zwykły śmiertelnik jak on, próbował zrozumieć coś, co i tak nie było przeznaczone dla niego. Tylko niepotrzebnie zaprzątał sobie głowę czymś, co było niepotrzebne i po kilku godzinach spędzonych w łóżku, ze wzrokiem wbitym w sufit, doszedł do jakiegoś sensownego wniosku.
Dziedziniec jeszcze spał, gdy mężczyzna się pojawił. Psy gończe drzemały w cieniu, wtulone w siebie nawzajem, w głębi boksów stały konie, a gdzieś z wioski dobiegło go pianie koguta. Rozejrzał się dookoła, po czym się przeciągnął i ziewnął cicho. To nie był dobry pomysł, aby odmówić sobie snu, ale uznał, że po prostu zrobi wszystko jak najszybciej potrafi, upewni się, że zadowoliło to Jacka i potem sobie odpocznie. Brzmiało to sensownie i liczył, że z realizacją pójdzie lepiej niż ze snuciem planów. Przeczesał palcami włosy, po czym ruszył już przed siebie, mając nadzieje, że nikogo nie obudzi. W takiej odsłonie zamek nie był tak przerażający jak nocą, ale Michael i tak wolał nie zapędzać się tam, gdzie to nie było wskazane. Wolał jednak mieć wszystkie palce, obie ręce i nogi. A także głowę na karku. Nie wiedział, co Red chodziło po głowie i w zasadzie było mu z tym całkiem dobrze.
Michael wszedł do stajni, rozglądając się za tym, co trzeba zrobić. Cóż, na pewno trzeba było nakarmić konie i wyczyścić boksy. Niby nic szczególnego, bo wierzchowców nie było za wiele, ale blondyn wtedy nie miał na to specjalnie ochoty. Wiedział, że nie powinien wybrzydzać, bo na pewno ktoś go obserwował, czy tego chciał czy nie, ale uznał, że przyjdzie na to pora nieco później. Zabrał z niewielkiego schowka na siodła jabłko, chcąc odwiedzić Kaprysa. Ostatnio nie poświęcał mu zbyt wiele uwagi, co nie było dobre i chciał to zmienić. Wierzchowiec naprawdę dobrze się sprawdzał, a Michaelowi zależało na więzi jaką miał z koniem.
Nim dotarł do boksu, w którym znajdował się Kaprys, zupełnie inny - a także o wiele okazalszy - koń wysunął swój łeb, a jego ciemne oczy przeszyły mężczyznę. Koń był kary, a jego grzywa była chyba najpiękniejszą jaką kiedykolwiek widział w swoim życiu. Z wrażenia, Clifford zatrzymał się i uśmiechnął pod nosem. Rozejrzał się dookoła, po czym podsunął smakołyk pod pysk konia, stwierdzając jednocześnie w myślach, że najwyżej wróci się po jakiś inny owoc dla Kaprysa później. Podsunął dłonie pod chrapy zwierzęcia, dając mu je obwąchać po czym pogładził go po miękkiej sierści na szyi. Koń zarzucił z wdziękiem głową, a jego kopyto uderzyło o bruk. Duma emanowała od niego i Michael był pewien, że gdyby konie dało się koronować, to właśnie ten zasłużyłby na tytuł króla. Był piękny i pełen dostojności.
– Co tam, koleżko? – Michael zaśmiał się, gdy koń wepchnął chrapy z powrotem w jego dłonie, szukając tam czegoś do jedzenia. – Nic więcej nie mam dla ciebie, przykro mi – dodał, po czym spojrzał na wierzchowca i przeczesał palcami włosy. Naprawdę było na co popatrzeć i musiał przyznać sam przed sobą, że chciałby sprawdzić jak zachowuje się podczas jazdy.
– Ikar jest bardzo przyjazny – Usłyszał za sobą, przez co prawię podskoczył ze strachu i odwrócił się przez ramię. Niewielka postać, która zjawiła się przed nim była nikim innym jak królową, która miała niewielki uśmiech na twarzy i dłonie splecione za plecami. – I dostojny. Był moim prezentem na dziesiąte urodziny – dodała, mierząc wzrokiem blondyna.
– W-wasza wysokość... – Ukłonił się, nie wiedząc, czy niczym przypadkiem nie podpadł, ale chyba nic na to nie wskazywało. Przynajmniej tak mu się wydawało. Nie zrobił przecież niczego złego, poza daniem koniu smakołyka.
– Nie sądziłam, że zastanę tu kogoś tak wcześnie – przyznała mimochodem i podeszła do Ikara. Koń zastrzygł radośnie uszami i parsknął cicho.
– Nie mogłem spać – Wzruszył ramionami, po czym potarł swój kark. Trochę obawiał się kobiety stojącej obok niego i za wszelką cenę nie chciał tego pokazać, choć ona i tak doskonale zdawała sobie z tego sprawę. – Uznałem więc, że zrobię coś pożytecznego – dodał, zerkając nieśmiało na twarz królowej. Red tylko skinęła głową, a z jej spojrzenia wyczytał aprobatę.
– Dobrze – odpowiedziała dla podtrzymania rozmowy i spojrzała na Ikara. – Poczułam, że mnie potrzebuje, więc przyszłam – dodała, na co Michael uniósł brwi, ale nic nie powiedział. Naprawdę próbował przywyknąć do tego, że zatrzymał się w miejscu przesiąkniętym magią, ale jakoś nie potrafiło to do niego dotrzeć. Czuł się dziwnie i nieswojo, kiedy myślał, że przez ściany ktoś może sobie swobodnie przenikać, a królowa bez wysiłku wie, gdzie się znajdują jej poddani, służący i nie tylko.
– Ja może już się zajmę tym, czym mam się zająć... – przyznał, czując się niezręcznie z powodu ciszy, jaka nastała. Zerknął na królową, aby mieć pewność, że dostał pozwolenie na odejście, ale niczego takiego nie było.
– Ikar potrzebuje, aby go wyczesać. Mógłbyś przynieść szczotki i to zrobić – poleciła w końcu, odsuwając się i układając dłonie za plecami. Blondyn skinął głową, po czym odwrócił się na pięcie i po kilku minutach zjawił się z powrotem. Wszedł do środka, trzymając zgrzebło w dłoniach i niepewnie przesunął nim po lśniącej sierści, na której nie było widać oznak brudu. Zaczął się zastanawiać, czy królowa nie wydała mu polecenia specjalnie, aby mu się móc przyjrzeć przy pracy, ale wolał o to nie pytać. Wolał w ogóle o nic nie pytać. Szybko się nauczył, że w tamtym miejscu będzie lepiej dla niego, jeśli rzeczywiście język będzie za zębami.
Red przyglądała mu się uważnie, bawiąc się przy okazji swoimi palcami za plecami. Wierzchowiec strzygł uszami, jakby nasłuchiwał czegoś z dziedzińca, a mężczyzna w boksie był wyjątkowo zestresowany. Brunetka zachichotała w duchu, widząc jak jej osoba wpływa na niego i zaczęła się zastanawiać, czy dobrze zrobi, jeśli trochę rozjaśni mu sytuacje. Śmiertelnicy byli naprawdę prostymi ludźmi i dało się z nich czytać jak z otwartej książki. W szczególności, gdy miało się do tego odpowiednie predyspozycje, a kto jeśli nie Red je miał. Królowa czuła wszystko to, co się działo w innych ludziach, zresztą nie tylko w nich. Zwierzęta i wszystko, co żyło wpływało na nią w mniejszym czy większym w stopniu.
– Chyba to lubi – przyznał Michael, widząc jak koń się odpręża, a jego oddech staje się całkowicie spokojny.
– To prawda – Red podeszła bliżej boksu i z powrotem zaczęła gładzić Ikara po jego szyi. – Straszny z niego pieszczoch. Nie umiem nic na to poradzić.
– Może nie trzeba nić na to poradzić, konie zasługują na to, aby poświęcać im mnóstwo uwagi. Są takie same jak psy. Tylko, że większe i nie trzymają nosa w ziemi, gdy gdzieś biegną – zaśmiał się, mając nadzieje, że jakoś rozluźni tym atmosferę i prawie mu się udało. Kąciki ust królowej uniosły się w lekkim uśmiechu.
– Wydaje mi się, że sporo wiesz o koniach – przyznała i w duchu przyłapała się na tym, że lekko ją tym zaintrygował.
– Poniekąd – zgodził się, po czym przeszedł pod szyją zwierzęcia, aby móc wyczesać drugi bok, choć naprawdę nie było to konieczne.
– Myślę, że mógłbyś się podzielić ze mną tą wiedzą. W zamian trochę rozjaśnię ci w głowie, o co ze mną chodzi i czemu nie jestem normalna – powiedziała, patrząc się na niego przez ramię, gdy zaczęła już odchodzić w stronę wyjścia ze stajni. – Potraktuj to jako polecenie służbowe. Porozmawiam później z Jackiem i wytłumaczę mu, dlaczego odciągnęłam cię od twoich obowiązków.
Michael na początku nieco zdębiał i nie wiedział, co ma powiedzieć. Nie spodziewał się tego i nawet przez myśl przeszło mu, że to jakiś podstęp, aby móc go zakuć w kajdany i wrzucić do lochów. Jednak szczery uśmiech na twarzy królowej nieco zbił go z tropu i dogonił ją dopiero na dziedzińcu, kiedy zmierzała już do ogrodu, aby tam pospacerować i zażyć trochę świeżego powietrza. Na początku zapanowała cisza. Red nie czuła potrzeby aby cokolwiek mówić, zdając sobie doskonale sprawę z tego, że mężczyzna musi się oswoić z jej obecnością obok i zrozumieć, że jeśli nie zrobi niczego wbrew prawu, to nic nie będzie mu grozić. Michael z kolei próbował otrząsnąć się z szoku w jaki popadł. Ta kobieta naprawdę go intrygowała. W jednej chwili była zimną władczynią, której spojrzenie mroziło krew w żyłach, aby po chwili stać się najżyczliwszą osobą jaką widział świat.
Nie zmieniło to faktu, że później lody zostały przełamane i rozmowa zaczęła przypominać rozmowę. Michael ośmielił się trochę pożartować, ale też uważnie słuchał tego, co królowa miała mu do powiedzenia, bo dzięki temu zrozumiał, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Przestał błądzić we mgle i uznał, że chyba mógł się czuć wyjątkowo, skoro poznał tak mocno i dogłębnie skrywany sekret. Doskonale pamiętał, gdy Jack opowiadał mu, że kobieta traktowała magię wyjątkowo intymnie i niewielu miało okazję w ogóle zobaczyć jej zdolności, czy o nich usłyszeć, choć to pierwsze oczywiście zdarzało się częściej. Bardzo go to cieszyło i czy tego chciał czy nie, całe jego spojrzenie na magię i ludzi nią obdarzonych zmieniło się. Zrozumiał coś, od czego kazano mu się trzymać z daleka i uznał, że nie taki diabeł straszny jak go malują.
━━━━━ 🐺 ━━━━━
mam nadzieje, że wasze soboty były chociaż w małym stopniu udane! x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top