Jak się poznaliście? B.M.

-Prosze bardzo.- odparłaś, pakując jabłka do niewielkiej, brązowej siatki zrobionej z papieru i podając ją klientce-Dziekuję i do zobaczenia.

Zabrałaś kilka funtów leżących na ladzie i włożyłaś je do odpowiedniej przegrody w kasie. Praca z ludźmi zawsze była twoim marzeniem, nawet rozpoczęłaś studia psychologiczne. Ostatecznie, po śmierci rodziców, odziedziczyłaś mały, lokalny sklepik z żywnością. Rzuciłaś marzenia o psychologii, cały swój czas poświęcając na sprzedawaniu mieszkańcom pieczywa, owoców i warzyw. Mając świadomość, że nawet nie będąc lekarzem czy innym potrzebnym do życia innych człowiekiem, wciąż robisz naprawdę dużo, nawet dla małej społeczności. Z takim nastawieniem, dzień w dzień witałaś klientów, którzy pojawiali się w progach sklepu, serdecznym uśmiechem i życzliwym słowem. W ten sposób znałaś imiona wszystkich stałych bywalców, z zaciekawieniem słuchałaś o sukcesach syna Pani Green, o ulubionym yorku Pana Micheals'a czy podbojach miłosnych Panny Susan. Była to dla ciebie norma, a jednocześnie miła odskocznia od standardowych pytań w stylu ,,Ile tego będzie?" albo ,,Wychodzi razem..."

-Cztery piwa poproszę.- usłyszałaś głos, który wyrwał cię z zamyślenia

Uśmiechnęłaś się tylko serdecznie, idąc w stronę małej lodówki, skąd wyciągnęłaś dwie butelki, które położyłaś na ladę.

- Jeszcze dwa.- dodał zmieszany, po chwili śmiejąc się pod nosem z twojego roztargnienia

- Co? A, no jasne. A właściwie, co u Ciebie Bernard?- próbowałaś zagadać, dokładając pozostałe dwa alkohole.

Brunet nic nie odpowiedział, podając ci banknot, a następnie drapiąc się po karku. Wydawał się czymś zdenerwowany.

-Gramy dziś z chłopakami koncert, może wpadniesz?- rzucił, kładąc świstek papieru, który zapewne był biletem, następnie biorąc butelki i kierując się do wyjścia. Stanął tuż przy drzwiach, lekko odwracając głowę w twoim kierunku.

-Właściwie, to jestem Brian.

Brian. Ładnie. Imię prawie tak ładne jak on sam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top