Pogotowie Pieluchowe

   01

   Zajmowanie się dzieckiem nie było łatwe. Jednak Caleb mimo wszystko nie chciał się do tego przyznać. Wiedział na co się pisze i chciał pokazać, że sobie z tym poradzi. Jednak nie radził sobie, Dominic też, ale on przy nim wypada znacznie lepiej. Byli w kropce. Kilka pierwszych dni jeszcze uszło. Malec był grzeczny, prawie niewidzialny, a Caleb mógł go rozbawić zwykłym akuku! Dlaczego, więc zachowanie chłopca zmieniło się tak diametralnie?

   Ten anioł o blond włosach, prawie bezzębnym uśmiechu był grzecznym i ułożony chłopcem, który z zainteresowaniem oglądał zabawki, które kupił mu Caleb. Klaskał przy tym rozkosz ie rękami przez co mężczyzna wydawał z siebie rozczulające dźwięki. Jakim cudem zmienił się w rozryczanego potwora, któremu nic nie pasowało, nawet głupie miny Ślizgona. Urok jednak nie trwał długo, w końcu kiedyś musiał nastąpić kryzys. Nie było nim zmienianie pieluchy. Bloylock robił to nadwyraz w swój sposób. Dominic nigdy nie rozumiał jak przy przewijaniu mógł opowiadać dziecku niestworzone historie. Bajka o księżnice Mokre Majtki utkwiła mu tak w głowie, że bez problemu mógłby ja wyrecytować, ale nie chciał.

   Wszystko zaczęło się w sobotę. Niewinnie, jak to zwykle bywa. Dominic pochylał się nad papierami otoczony kubkami kawy. Pracował w milczeniu i spokoju, którego nie miał za dużo, gdy jego mąż się budził. Nigdy nie przegapił okazji aby wejść, samemu lub z dzieckiem, do jego gabinetu z zamiarem przeszkadzania mu, miał to wymalowane na twarzy. Dlatego ta cisza była zbawienna, a dzień tygodnia oznajmiał, że będzie trwać o wiele dłużej niż zawsze.

     Caleb natomiast spał rozwalony na całym łóżku. Jego piżama w węże przyjemnie go grzała, dlatego kołdra wylądowała na podłodze, a on spał obśliniając poduszkę Dominica. Śnił o czymś przyejmenym, ale sam nie mógł do końca zrozumieć co to było. Senna Mara była niewyraźna, ale sprawiała, że czuł lekkość na sercu i to mu wystarczyło. Wymruczał coś przez sen, uśmiechając się i wyciągając rękę po przedmiot, który majaczył mu przed oczami. Zarys robił się ostrzejszy, miał odkryć co może go uszczęśliwić, gdy nagle w całym domu rozległ się ryk. Mężczyzna wyskoczył z łóżka i biegiem ruszył do dziecięcego pokoju, ale nie trafił w drzwi. Stęknął w ścianę i odsunął się od niej całkowicie rozbudzony. Pokręcił parę razy głową, odganiając ból, który objął całą jego twarz. Prychnął wściekle i z impetem otworzył drzwi aby wyjść na korytarz.

   Pokój malca był naprzeciwko ich sypialni, a obok gabinetu dlatego Caleb z ulgą stwierdził, że Dominic już tam jest i nie będzie musiał sam się męczyć z małym budzikiem. Tego w końcu nie mógł zrzucić ze stołu. Nie żeby kiedyś go kusiło, był dobrym ojcem.

— Ambroży twój ulubiony tatuś już jest! — krzyknął rozemocjonowany, ale przystanął w miejscu, widząc jak chłopiec leży w ramionach swojego męża. Pierwszy raz widział, żeby mężczyzna wziął dziecko w ramiona. — Jednak masz instynkt tacierzyński.

— Nie mam — odparł spokojnie, patrząc na blondynka, który przestał płakać wyraźnie zaskoczony, ale i ucieszony. — Ty zresztą też.

— Ja mam idelany instynkt macierzyński — powiedział wyraźnie oburzony Caleb, robiąc nadąsaną minę. Dominic uniósł brew, ale nie skomentował tego głośno, wciąż trzymając dziecko na ręce.

Przynajmniej znów było cicho. Mężczyzna był obrażony, a Ambroży zaskoczony i wyraźnie uspokojony.

02

— Słuchaj, Ambroży zostałeś sam z tatą, co za tym idzie, czeka cię najlepszy dzień w twoim życiu — powiedział entuzjastycznie Caleb do siedzącego na kanapie dziecka, które uśmiechnęło się promienie.

    Tak, zdecydowanie miał rękę do dzieci. Mężczyzna nie mógł zaprzeczyć, nikt nie mógł, opórcz Cheryl i Chole, które jako jego Pogotowie Pieluchowe widziały o wiele więcej niż reszta. Samo PP było dwuosobową organizacją, która pomagała mu i Dominicowi, jednak w większości przypadkach Calebowi, uspokajać sytuację na froncie. Była wzywana tylko w skrajnych przypadkach czyli dość często. Jednak dziś miało być inaczej. Były Ślizgon miał zabrać syna do zoo.

    Miał idealny plan, szczególnie, że do rezerwatu nie było daleko i spokojnie mógł pójść z wózkiem do niego. Już widział te wszystkie kobiety, które nachylają się nad Ambrożym i zawodzą z rozczuleniem, zawsze tak robiły. Caleb na to pozwalał, bo łechtało mu to jego rozdęte ego.

— Najpierw zabiorę ci na spacer i pamiętaj o tym swoim szczerozłotym uśmiechu, gdy jakieś ładne panie do ciebie podejdą — powiedział, nakładając malcowi jego ulubioną kurteczkę w niuchacze. — Kocham twojego ojca, ale on zdecydowanie nie zna się na komplementowaniu, a ja potrzebuje dziennej dawki, dlatego zrób to dla taty i uśmiechaj się do pań.

   Dziecko automatycznie posłało ojcu rozbrajający uśmiech, który sprawił, że Caleb poczuł się jak dumny tatuś. Ambroży naprawdę go rozumiał i doceniał, mimo wszystko. Kochał swojego syna, naprawdę, kochał go nawet wtedy, gdy zabierał mu z talerza swoje ulubione ciasteczko, gdy on i Dominic nie patrzyli.

— A jak będziemy w zoo to się nie zgub, jak w sklepie, ciocia Cheryl by mi kark przetrąciła, a ciocia Chole dobiła, więc jeśli Ci moje życie miłe nie gub się — poprosił, poprawiając włosy dziecka i składając na czubku jego głowy pocałunek. Chłopiec wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. — Uznam to za zgodę, jesteś świetnym dzieciakiem, dbającym i dobro ojca, Ambroży. Wszyscy mi powinni zazdrościć.

   Malec wydał z siebie bliżej nieokreślone dźwięki, które Caleb przyjął z westchniem ulgi. Nie przypuszczał jednak, że po drodze zgubi Ambrożego pięć razy i dzięki ludziom dobrej woli go odnajdzie. Plusem było to, że gdy z płaczem dopadła do kobiet, które znalazły jego syna dostawał numer telefonu z ofertą pocieszenia, nie narzekał. Gorzej, że gdy za szóstym razem zgubił dziecko musiał zadzwonić do Pogotowia Pieluchowego w życiu nie zgarnął większej bury, ale karteczki z numerami telefonu jakoś mu to wszystko rekompensatowały.

  Nie mógł się już doczekać, aż podłoży je koledze z pracy, tak aby jego żona zauważyła. Słodkiej zemsty czas nadchodzi! Jednak najpierw musiał pozbyć się siniaków, które Cheryl i Chole zapewniły mu w pakiecie dodatkowym.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #losowo#oc