Caleb

Marudzę jak miastowa młodzież 
Nie, to nie ta odpowiedź
Dlaczego mi zmieniasz pogodę?
Pozostaje odejść

 — Tato? Gdzie idziesz?  — zapytał Ambroży, zatrzymując Caleba w drzwiach, który przystanął z ręką na klamce.

      Mężczyzna wziął głęboki oddech i uśmiechnął się szeroko jak zwykle miał w zwyczaju. Odwrócił się do dziecka i z rozczuleniem zauważył, że malec założył kapcie nie tak jak powinien. Kucnął, podwijając mu nogawki spodni, które były o wiele za duże, ale chłopiec zabronił robić z nimi cokolwiek, bo były od cioci Cheryl. Słoniki uśmiechały się do Caleba , co wcale nie wprawiało go w dobry humor. Czuł się podle, ale nie dał tego po sobie poznać, szczególnie, gdy drobne ramiona objęły jego szyję.

— Do pracy, kochanie. Dlaczego tak wcześnie wstałeś?   — zapytał, zamieniając mu kapcie tak aby były dobrze nałożone. Wolał zmienić temat niż okłamywać swojego syna, który przecierał oczy aby się rozbudzić. Jego poczochrane włosy i ślad poduszki na policzku sprawiały, że mężczyzną targnęły wyrzuty sumienia. Wiedział, że zniszczy tą niewinność, ale musiał to zrobić. 

— Obudziłeś mnie, gdy poprawiłeś mi kołdrę  — powiedział cicho, zupełnie jak Dominic i wzruszył ramionami.  — Dziś sobota, miałeś mieć wolne, mieliśmy spędzić czas we trójkę.

— Wiem, ale wiesz Ambroży przysłali mi patronusa, potrzebują ludzi do pomocy. To bardzo pilne i tata musi pomóc.

   Kłamstwo. Uśmiech. Oburzony chłopiec. Były Ślizgon zacisnął zęby i położył dłoń na ramieniu dziecka. Sumienie potrząsało jego ramionami, ale nie mógł się go posłuchać. Musiał zdać się na zdrowy rozsądek, chyba po raz pierwszy w życiu. Pokręcił głową chcąc odgonić złe myśli i natrętne łzy.

— Ale wrócisz szybko? — zapytał z nadzieją w głosie, chwytając drobnymi rączkami szatę ojca i trzymając ją kurczowo. Mężczyzna miał wrażenie, że ten uścisk go pali. Chciał się wyrywać, e nie mógł.

— Oczywiście, dla ciebie i twojego ojca mogę nawet wyrwać się wcześniej. Kocham was.

   Kłamstwo. Wymuszony uśmiech. Prawda. Caleb miał ochotę płakać. Zrobiłby to teraz, kucając przed dzieckiem w jasnym korytarzu pośród butów, płaszczy i prezentów od jego rodziny. Jednak nie mógł, chciał, żeby wszystko było jak zwykle. Wychodził po prostu do pracy. Zwykły dzień. Wstał gwałtownie, chwycił koc, leżący na jednej z puf i owinął nim dziecko. Mimo paskudnego wyglądu był ciepły i wbrew pozorom Ambroży uwielbiał go. Bloylock za to wyśmiał zdolności szydełkowania Chole, która zrobiła go pod choinkę swojemu najlepszemu przyjacielowi, omal nie dostając jakiś podejrzanym drutem w żebro. 

— Włączę ci jakąś bajkę, jakby tata się pytał jestem w szpitalu  — powiedział, biorąc syna na ręce i idąc w stronę salonu. Położył malca na kanapie, włączył telewizor po czym pocałował go w czoło i wyszedł, gdy Dominic wyszedł wybawiony graniem telewizora.

— Gdzie tata poszedł?  — zapytał, poprawiając koc na ramionach Ambrożego, który uśmiechnął się do niego niemal jak Caleb. Mężczyzna w myślach stwierdził, że jeszcze kilka lat z jego mężem a chłopiec stanie się jego idealną kopię z wyglądu.

— Do pracy, mówił, że go wezwali. Zrobisz mi kakao?  — zapytał, robiąc duże oczy i chwytając ojca za rękę.  — Proszę, tata zawsze przesładza.

— Dobrze, zostań tu  — powiedział i ruszył do kuchni, nie mogąc zrozumieć dlaczego Caleb nie zajrzał do niego przed wyjściem. Coś było na rzeczy, ale co?

8:00 ; rozmowa telefoniczna

— Masz czas rozmawiać?

— Dzień dobry Caleb, nie obudziłeś mnie wcale, poza tym czuję się bardzo dobrze. Miło, że zapytałeś.

— Masz czas?

— Tak, coś się stało, nigdy nie dzwonisz tak wcześnie.

— Wiem, przepraszam po prostu nie mogę dodzwonić się do Dominica i mam do ciebie prośbę.

— Jaką?

— Obiecałem Ambrożemu, że spędzimy czas we trójkę, ale...

— Sytuacja w szpitalu jest poważna i nie będziesz miał jak się wyrwać, dlatego mam wpaść ze Scorem aby przytłumić smutek?

— Dokładnie, skąd wiedziałaś?

— Po prostu cię znam, Caleb. 

— A ja znam ciebie. Ratujesz mi tyłek.

— Tak to też wiem, musisz już kończyć?

— Tak, wiesz co Cheryl?

— Co?

— Scor się obudził?

— Tak , dlatego mógłbyś się pośpieszyć?

— Chciałbym ci po prostu podziękować i przeprosić. Kocham cię.

— Ja ciebie też.

   Cheryl Malfoy miała dziwne wrażenie, że jego ostatnie słowa nie odnosiły się do dzisiejszej sytuacji. Tylko co zrobił Caleb, że dziękował i przepraszał jednocześnie? 

9:00 ; rozmowa telefoniczna

— Diable, daj mi Chole.

— Po co? Ma lepsze rzeczy do robienia niż rozmowa z tobą. Ja za to cię wuelbiam stary i zawsze chętnie wysłucham.

— Stary, ja ciebie też, ale podaj mi swoją żonę.

— Stary już mnie nie kochasz? Stary to boli!

— Stary kocham dę kochał jeszcze mocniej, gdy będziesz opiekował się Chole i dasz mi ją w końcu do telefonu.

— Stary o co ci chodzi?

— Daj ją do telefonu, proszę.

— Dobra stary. Chole! Nasz gejuszek dzwoni.

— Co tam, Caleb? Wyglądasz jak strach na wróble czy jak seksowny model bielizny?

— Raczej to pierwsze.

— Pfff... Czego cię uczyłam?

— Że muszę przywiązać wagę do wyglądu, bo mam marny potencjał, ale jednak potencjał.

— Dokładnie, czego twoja dusza pragnie o tak wczesnej godzinie?

— Przyjdź z rodzinką do nas, Cheryl też będzie. Myśli, że będę w pracy, nie wyprowadzaj jej z błędu, chcę zrobić jej niespodziankę. Dobrze?

— Jasne, dziwna prośba, ale znaj moją łaskę.

— Znam, znam. Jesteś wielka Chole. Kocham cię!

   Chole zmarszczyła brwi. Caleb nie nazwał ją ani razu biszkopcikiem. Czyżby pokłócił się z Dominiciem? Coś się stało i zauważył to jej mąż. Powinna się wtrącić?

11:00 ; wiadomość tekstowa

  Mam nadzieję, że się nią dobrze zaopiekujesz Malfoy. Oddałem ci ją, bo wiem ile dla siebie znaczycie,  pokaż jej, że może liczyć na twoje wsparcie. W sumie to cię nawet polubiłem, ale nie mów nikomu to nam zszarga reputację. Używasz w ogóle telefonu, bo jeśli piszę to na darmo to będę zły.

11:30 ; nagranie głosowe

— Kocham cię, Dominic. Słowo niedostępny zawsze będzie mi się kojarzyć z tobą. Kupiłem pięć paczek kawy, chciałem więcej aby napisać na każdej za co cię kocham, ale ta miła pani stwierdziła, że co za dużo to niezdrowo i wyjęła pozostałe dwadzieścia paczek z mojego koszyka. Dlatego napisałem na jednej kartce po dwadzieścia powodów. Miłej lektury!

— Znów tego słuchasz?

— Dziś mija rocznica, Cheryl.

— Mogłabym zobaczyć te kartki? Brakuje mi jego koślawego pisma.

— Jasne.

— Ten człowiek był niemożliwy, napisał ci, że kocha cię za to, że nie krzyczysz na niego za to, że się w nocy ślini.

— Brakowało mu już pomysłów.

— Chciał pokazać, że kocha cię z wielu powodów, ale pewnie przeliczył się co do ich ilości.

— Zawsze był upierdliwy.

—  A ty niedostępny. Szczerze myślałam, że wam nie wyjdzie, ale cieszę się, że się myliłam Caleb przy tobie trochę przystopował.

— W bardzo małym stopniu.

— Ale jednak w jakimś. Tęsknisz za nim?

— A ty?

— Potwornie, nie mam komu matkować!

— A ja muszę sam kupować kawę.

— On by bez nas nie dał rady.

— Tak, ale my bez niego też nie dajemy rady.

— W przeciwieństwie do niego umiemy sobie z tym poradzić.

— Masz ochotę na kawę?

— Jeśli ty robisz to owszem, nadajesz się na baristę Dominic.


Następny będzie o początkach rodzicielskich Dominica i Caleba oraz Cheryl i Chole jako niańkach na złoty medal. Czyli szczęście!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #losowo#oc