(🐑.)────rozdział dziesiąty
───────•••───────
Zimny wiatr targał futrami kotów, które uparcie brnęły przez wysokie zaspy, białego śniegu. Ich łapy trzęsły się z chłodu jaki opanował ich ciała i nie chciał opuścić, a zazwyczaj błyszczące oczy były zmatowiałe przez wyczerpianie oraz głód. Tylko ciemnoszary kocur z przodu grupy szedł wyprostowany jak gdyby zimni nie robiło w ogóle na nim wrażenia. Wcale jednak tak nie było. Również i on był głody, zmarznięty oraz wyczerpany, ale starał się tego nie ukazywać aby dodatkowo nie przygnębiac swoich współklanowiczy.
Ochota stanięcia w miejscu i nie ruszania się dalej wzrastała z każdą chwilą, ale oni nadal, pomimo wszystkich przeciwności szli dzielnie aby zapolować dla klanowiczy. Jedzenia nie było wcale i każdy był tego świadomy, ale nadal budzili w sobie żmudną nadzieję, że będzie lepiej, że wyjdą z tego dołka, a zwierzyny znów będzie dużo. Szkoda tylko, że były to okrutne kłamstwa, które wmawiali sobie aby zyskać choć trochę motywacji.
Musieli przetrwać ciężką Pore Nagich Drzew, aby potem spokojnie żyć podczas Pory Nowych Liści i Pory Zielonych Liści oraz liczyć na to, że następnym razem Pora Nagich drzew nie będzie już aż tak sroga. Błędne koło można by było rzec.
Przekroczenie rzeki dla kotów było łatwe z racji iż jej powierzchnia była pokryta grubą warstwą lodu. Próbowali polować na ryby, ale i one po pewnym czasie zaczęły być wyjątkowo mizerne aby po dłuższym czasie w ogóle zniknąć. Koty zaczęły polować na wszystko co się dało, a niektórzy nawet uciekali do dwunożnych aby zjeść karmę.
Ciężko było opisać w jak tragicznym położeniu znajdowały się klany tym bardziej, że konflikty pomiędzy nimi zaczęły być coraz silniejsze. Walki były za walkami, a razem z nimi śmierci za śmieciami, ale zdawało się jakby nikt się tym nie przejmował.
Terytorium Klanu Słonecznego Blasku było śmiesznie małe w porównaniu do reszty. Dodatkowo, było ono odkryte, wśród zbóż rozlewających się po delikatnych pagórkach tworząc przy tym wyjątkowy krajobraz. Zapewne podczas poranków w ciepłych porach wszystko tworzyło piękny widok. Niestety, śnieg zakrył roślinność tworząc przy tym ocean nieskazitelnej bieli doprowadzajacej koty do szaleństwa. Nie było żadnego drzewa, krzewu ani gałązki, która odznaczyla by się jakoś na tle samej bieli. Nic. Po prostu sam śnieg.
Grupa kotów szła czujnie i powoli do przodu starając się trzymać jak najbardziej w ukryciu. Jakże jednak było ich zdziwienie, że kiedy dotrali do obozu Klanu Słonecznego Blasku nie zastali nikogo. Niepewnie wszeli do środka, rozgladając się dokoła. Wszędzie były smugi szkarłatnej, dawno zaschniętej krwi, która widocznie odznaczała się na bieli, a kępki futra unosiły się na wietrze zaraz po tym znów opadając na lśniący puch. Zwierzyna była rozrzucona zamiast ułożona w stos tak samo jak zapasy, usuniętych już ziół, a ścianki legowisk były w większości niestabilne i zepsute. Cisza, która zapanowała była przerywana tylko przez świst zimnego wiatru oraz skrzypienie śniegu, który uginał się pod łapami kotów.
Mały kocur o ciemnoszarej, matowej sierści przyozdobionej ciemniejszymi i jaśniejszymi prążkami wszedł w głąb obozu, uważnie rozgladając się dookoła. Szpieg zabrał ze sobą małą kotów ponieważ nie dojść, że musiał ktoś zostać aby pilnować obóz to dodatkowo, planował tylko szybkie polowanie, a nie atak tak jak sugerował mu Rudzikowa Gwiazda. Aż takim mysim móżdzkiem nie był aby zgodzić się na tak samobójczy plan, którym był atak na Klan Słonecznego Blasku.
Zaraz za kocurem poszła duża, liliowa kocica również starając się zachowywać całkowitą czujność. Jej błekitne, pochłonięte głodem ślepia uważnie przyglądały się każdemu skrawkowi gleby. W pewnym momencie, rzuciło jej się w oczy ciało jakiegoś kota, a po dłuższym przyjrzeniu się zdołała dojrzeć, że jego boki powolnie unoszą się w górę i w dół.
Ktokolwiek to był, żył i mógł im odpowiedzieć na kilka ważnych pytań.
— Zroszony Fiołku. — kotka wymówiła imię kocura, aby zwrócić na siebie jego uwagę po czym wskazała końcówką ogona na tajemniczego, zapewne nieprzytomnego kota. — Tam ktoś leży.
Młody kocur podążył wzrokiem w stronę gdzie wskazała strażniczka i bez większego zastanowienia, po prostu tam podszedł. Czarne futro tajemniczego kota poplamione było krwią oraz roztapiającym się śniegiem, a jedna z jego łap była nienaturalnie wygięta w bok, najpewniej złamana. Uszy kocurka przylegały płasko do jego głowy, powieki były zaciśnięte, a ogon podkulony pod siebie. Tylko delikatnie unoszące się boki dawały znak, że czarnofutry żyje.
— Ma złamaną łapę i jest nieprzytomny, a nawet jakby się obudził to nic nam nie zrobi. — oznajmił szpieg, obracając głowę w stronę grupki swoich kotów. Brudnoszary kocur o intensywnych, bursztynowych ślepiach jako pierwszy podszedł do niego, a zaraz po nim pozostała trójka kotów.
— Weźmy go na więźnia. — zaproponował niepewnie Szybki Powiew, a kiedy wszyscy na niego spojrzeli dodał; — Może nam coś powiedzieć.
— Dobra, możemy go ze sobą zabrać, ale na razie rozejrzyjmy się dookoła. Może są jakieś zioła w legowisku medyka. Poza tym, musimy spróbować zapolować. — westchnął ciężko Zroszony Fiołek. — Szybki Powiew i Jeżynowe Ucho zapolują, ty Pokrzywowy Kle zostań przy nim, a ja razem z Puchatym Ogonem pójdę po zioła. Jakbyście wyczuli jakieś obce koty to dajcie znać, Klan Słonecznego Blasku może tu wrócić w każdej chwili. A, i starajcie się nie rzucać w oczy.
───────•••───────
— Macie coś? — w pewnym momencie do uszu Zroszonego Fiołku dotarło znajome miauknięcie, a zaraz po tym dojrzał obok siebie białą sylwetkę Szybkiego Powiewu, który najpewniej wrócił z polowania.
— Tak, znaleźliśmy trochę ziół, ale raczej nie jest tego za dużo. A wy?
— Dwa króliki i trzy myszy. — odpowiedział mu ponuro łowca po czym razem wyszli z ledwo się trzymającego, legowiska medyka. — Dodatkowo natkneliśmy się na pewnego... pieszczocha.
— Co robi pieszczoch w głębi terytorium klanu? — zapytał zdziwiony szpieg, starając się mówić w miarę wyraźnie co jednak było utrudnione przez trzymane w pysku zioła.
— No właśnie też nas to zastanawia. Powiedziała nam, że była ze swoim dwunożnym na spacerze, skorzystała z okazji i uciekła. — wzruszył "ramionami", a kiedy wyszli na główną polanę obozu, wskazał ogonem w stronę puchatej, brązowo-kremowej kotki, która z zaciekawieniem wpatrywała się w widocznie zirytowane koty. — Oto ona.
Wyglądała na wyjątkowo młodą, a jej szyje przyozdabiała szara, podrapana obroża, która wyglądała jakby zaraz miała się rozwalić. Widać było, że pieszczoszka trzęsie się z zimna, ale najwidoczniej nic sobie z tego nie robiła bo jej oczy wręcz błyszczały szczęściem i zaciekawieniem. Zaś Zroszony Fiołek nabrał przekonania, że owa misja była jednym wielkim niepowodzeniem, a on niepotrzebnie proponował, że na nią pójdzie. Świetnie.
Kiedy wszystko zdawało się uspokoić oddział kotów zaczął wracać na swoje terytorium. Puchaty Ogon i Zroszony Fiołek niesli zioła, Pokrzywowy Kieł niósł czarnofutrego kota, a Szybki Powiew i Jeżynowe Ucho targali ze sobą zwierzynę. Zaś Elizabeth — bo tak miała na imię młoda pieszczoszka — szła za nimi, z szerokim uśmiechem i ciekawskim spojrzeniem. Nic jednak nie mówiła, tylko się gapiło co doprowadzało wszystkich do szaleństwa. Na szczęście przy rzece udało im się ją zgubić bo naprawdę nie mieli ochoty wracać z nią aż pod sam obóz i dopiero przy nim ją zaatakować lub przegonić.
Jeśli Zroszony Fiołek miałby wybrać najgorszą ze swoich wszystkich misji to prawdopodobnie wybrałby tą.
───────•••───────
[1333 słowa]
uh, mam wrazenie ze ten rozdział jest okropny:((
i słuchajcie ludki, ostatnio rozdziały są wrzucane z opóźnieniem nie tylko z powodu mojego braku weny oraz czasu, ale i też z braku motywacji. byłabym napradwę wdzięczna gdybyscie dużoo komentowali bo to mega mnie motywuje i podnosi na duchu <33
i jeśli bede nieaktuwna na dlzuszy czas to oznacza, że zaczęłam pisać rozdziały na zapas.
CIEKAWOSTKA;
zroszony ma aktualnie siedem księżycy. tak, siedem księżycy. nie zachowuje się na tyle, no nie? no, nie zachowuje się tak przez środowisko. wiecie, wiecznie wkurwiona pęd i psychopatyczny rudzik jakoś na niego wpływają. no i mentor mu szybko zdechł to musiał objąc stanowisko bo jako jedyny ograniał szpiegowanie.
będąc szczerym to sama zapomniałam, że on tyle ma, więc TEN--- NIE MA JAK TO WYSYŁAĆ SIEDMIOKSIĘZYCOWEGO KOTA NA WAZNE MISJE NO NIE,,,
nawet macie screena z moich notatek jako dowód, że nie klamie czy coś xd
PYTANIE DO WAS;
jak myślicie, co stanelo się z klanem słonecznego blasku? ciekawe teorie mile widziane uwu
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top