(🐑.)────rozdział dwudziesty piąty
───────•••───────
Pamiętacie Trzepot? Bo owa kotka w pamięci Żabiego Kamienia pozostała na zawsze i kocur nie chciał jej się stamtąd pozbywać. Tym bardziej, że wychowywał jej ukochanego synka, który był dla niej całym światem. Niestety, została ona zabita z łap Rudzikowej Gwiazdy i nie mogła widzieć jak Słońce dorasta, uczy się nowych rzeczy i kocha swoje życie takim jakie jest.
Żabi Kamień pamiętał też jeszcze jednego kota, Gronostajową Gwiazdę. Był jego przyjacielem, wsparciem kiedy go potrzebował, ale od tamtej walki już nigdy więcej go nie zobaczył. Popełnił samobójstwo. Jego przyjaciel się zabił, skoczył z klifu łamiąc sobie kręgosłup i umierając z uśmiechem wyrytym na pysku.
Stracił dwa ważne dla niego koty w jednym dniu, ale nie poddał się. Dla Słońca, którego traktował jak swojego syna. Zaś rudy kocurek traktował go jak swojego ojca co zawsze łamało serce samotnika na milion kawałków. To nie tak miało się skończyć, a młody samotnik miał zobaczyć swoją matkę, żyć z nią i być przez nią wychowany. Nie przez jej przyjaciela, kocura, z którym nie był spokrewniony ani nawet nie był podobny do niego.
Jednakże Słońce wiedział, że miał młodsze siostry, które zmarły zaraz po urodzeniu. Nadzieją i Szczęście. Często wieczorami przesiadywał nad ich grobem, wpatrując się w błyszczące gwiazdy i mówiąc do nich. Ciągle opowiadając im o swoim dniu, co robił, jak się czuł i co myśliał. Zaś Żabi Kamień siedział z daleka i się temu przyglądał z łzami w oczach.
Pewnego wieczora udało mu się dosłyszeć urywek "rozmowy".
— Chciałbym abyście żyły. Może sprawiłbyście, że mój tata będzie weselszy bo mam wrażenie, że za każdym razem jak na mnie spogląda w jego oczach pojawiają się łzy. Nie pamiętam swojej matki. Nawet nie wiem czy mnie opuściła czy nie żyje, ale jeśli to drugie to powiedzcie jej, że tata za nią tęskni, i że ją kocha. — Rudy pręgus spojrzał w stronę pojedynczego głazu leżącego na ziemi i zaznaczającego grób jego siostry. Zaś brązowy, stary samotnik uśmiechnął się lekko pod nosem. Dla niego Trzepot była tylko przyjaciółką, ale nie poprawiał już swojego syna, który żył w przekonaniu, że Żabi Kamień naprawdę jest jego ojcem, a wygląd odziedziczył po matce. — Ja nie znałem jej, więc nie wiem czy ją lubię czy nie. Zastanawiam się czasami czy lubiła gwiazdy tak jak ja, jaka była jej ulubiona zwierzyna i czy nienawidziła stokrotek. Jednak nigdy się tego nie dowiem. No chyba, że pójdę do Klanu Gwiazd, ale nie chcę na razie umierać. Kocham tatę i swoje życie. Szkoda, że nie jesteście teraz ze mną. Chciałbym usłyszeć waszą odpowiedź, wiecie? Mimo iż was nigdy nie widziałem to was naprawdę lubię. W końcu jesteście moimi siostrami, a ja waszym bratem. Nigdy o was nie zapomnę.
Od czasu tamtej rozmowy minęło dość dużo, a Słońce zdążył nieco zmienić swój pogląd na świat. Już rzadziej odwiedzał siostry, a kiedy już przy nich był tylko tam siedział wpatrując się tępo w nocne niebo. Nie wiedział czemu to tak nagle się zmieniło. Czyżby kocur stracił nadzieję na to, że jego siostry w ogóle go "słuchają"? Może po prostu wydoroślał, a gadanie do dawno zmarłych kotów wydawało mu się dziecinne? Żabi Kamień nie miał pojęcia co siedziało w głowie jego syna, ale martwił się o niego.
Czasami miał wrażenie, że nie był wystarczający. Że był złym ojcem i tylko zawodzi młodego pręgusa, ale wtedy jak najszybciej wyganiał te myśli. Nie mógł sobie pozwolić na takie myślenie. Musiał być silny dla Trzepotu oraz jej syna, za którego teraz był odpowiedzialny. Obiecał sie nim zająć Gronostajowej Gwieździe i nie złamie tej obietnicy choćby nie wiedział co się stało.
Dla Słońca zrobiłby wszystko.
Na szczęście w stodole, w której mieszkali byli nie tylko oni, ale i również inni samotnicy. Może nie z wszystkimi miał jakieś wspaniałe relacje, ale nie obawiał się tam zostawiać młodego kocurka samego. Zawsze znajdzie się ktoś kto go tam obroni.
Zapewne zastanawiacie się jakim cudem w stodole jest tak dużo samotników? Cóż, większość z nich uciekła z swoich klanów nie mogąc już dłużej żyć w takim toksycznym środowisku. Klan Porywistej Rzeki po prostu niszczył co napotkał na drodze, a inne klany ledwo co wiązały koniec z końcem. Niektórzy już mieli dość i po prostu uciekli albo do dwunożnych albo do stodoły aby wieść życie samotnika.
W owej stodole były koty z Klanu Słonecznego Blasku oraz z Klanu Wiecznej Ciemności. Ponoć z pozostałych dwóch klanów ciężko było się wydostać przez ciągłe pilnowanie swojego terytorium i klanowiczy. Takie życie w ciągłym strachu i pod tyloma zasadmi było na tyle męczące psychiczne, że koty zaczynały uciekać przy każdej możliwej okazji.
Jednakże Żabi Kamień starał się zbytnio nie ingerować w te sprawy. Wiedział, że Klan Porywistej Rzeki był naprawdę okrutny względem samotników, a tym bardziej takich, którzy współpracowali z Gronostajową Gwiazdą. Kto by pomyślał, że przyjaźń z owym kotem przyniesie mu kłopoty na następne kilka księżycy? Jednak nie żałował rozpoczęcia znajomości z byłym przywódcą. Szczerze? Raczej nie żałował niczego co zrobił w swoim życiu bo wiedział, że starał się zawsze podążać według tego co uważał za słuszne.
───────•••───────
[838 słów]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top