(🐑.)────rozdział drugi
───────•••───────
Głośny plusk kropel deszczu uderzających o złote oraz brązowe liście wysokich drzew zbudził Rudzikową Gwiazdę, a nieprzyjemny chłód uderzył w jego pysk. Nie było słychać ślicznego śpiewu ptaków gdyż ten zaginął gdzieś wśród szumu ulewy, która nie ustawała nawet na chwilę przez całą noc. Promienie słońca zdawały się ukryć za ciemnymi oraz gęstymi chmurami, które najwiodczniej nie miały zamiaru się przesunąć aby przyjemne ciepło opadło na ziemię.
Rudy kocur leniwie podniósł ociężałe powieki, ale zamiast zastać jasną jaskinię przywitał go nieprzyjemny półmrok oraz chłód. Nagle poczuł przy sobie poruszenie, a kiedy spojrzał w dół ujrzał małą, jasnorudą kotkę, która spiąć wtulała się w jego rudą sierść. Jej ciemniejsze pręgi były ledwo widoczne w ciemnościach, a sam pyszczek uczennicy był zakryty jej własnymi łapami. Przywódca otulił swoją córkę ogonem chcąc dodać jej choć trochę ciepła, którego nie było ani trochę w jaskince. Szare ściany z kamienia nikły gdzieś w morku, a jedyne co było w miarę widoczne to wyjście przysłonięte częściowo bluszczem. Również i z jego listków spływały małe, błyszczące się kropelki deszczu opadając na wilgotną od nieustającej ulewy glebę.
Na zewnątrz wydawało się być pusto, a żadne miauknięcia nie docierały do jego uszu. Przywódca ostrożnie wstał starając się nie zbudzić młodej uczennicy, która tylko mruknęła niezadowlona z powodu stracenia ciepła. Kocur ruszył w stronę wyjścia, a kiedy przedostał się przez bluszcz w jego pysk uderzył mocny zapach deszczu oraz zimny podmuch wiatru. Kiedy się rozejrzał zauważył tylko Pokrzywowy Kieł, który pośpiesznie spożywał drozda starając się skryć pod wielką paprocią. Mały strumyczek przepływający przez obóz zdąrzył już przebrać, a pewna ilość wody zaczęła zamieniać glebę wokół strumyka w błoto.
Kiedy spojrzał ku górze chmury nadal trzymały się uparcie w jednym miejscu nie pozwalając słońcu przedostać się przez nie.
Najwidoczniej pogoda miała zamiar nieco utrudnić życie klanowi.
— Świetnie.—wymamrotał z zdegustowaniem kiedy jedną łapą nagle wdepnął w gigantyczną kałuże. Powstała ona zaraz przy legowisku przywódcy zagrażając, że do jaskini za niedługo może dostać się brudna deszczówka. Ominął zbiorowisko wody po czym truchtem skierował się w stronę legowiska wojowników. Musiał porozmawiać z Zakrwawionym Pędem i Złamaną Łodygą, i to pilnie.
Kiedy wszedł wewnątrz legowiska stworzonego z ciasno splecionych ze sobą gałązek usłyszał spokojny oddech wielu kotów, które nadal spokojnie spały. Wszędzie panował mrok i ciężko było rozróżnić, która sylwetka należała do kogo przez co musiał wytęrzyć (?) wzrok aby cokolwiek zauważyć. Na szczęście jego zamienniczka miała białe łaty, które dość łatwo dało się wyłonić spośród ciemności. Ostrożnie, tak aby nikogo nie nadepnąć podszedł do łaciatej kotki, która leżała zwinięta w kłębek przy najdalszym rogu legowiska. Mówiła mu, że nienawidzi spania w miejscu gdzie znajduje mnóstwo innych kotów. To też tłumaczyło dlaczego kotka śpi jak najdalej od innych chcąc się jakby od nich odciąć.
— Pęd, wstawaj. — szepnął uderzając ją w bok. Zamienniczka fuknęła niezadowolona po czym wymamrotała coś niezrozumiale. Kiedy otworzyła swoje bursztynowe ślepia bo ciele Rudzikowej Gwiazdy przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Błyszczały one takim chłodem jakiego jeszcze nikt nie doznał z wyjątkiem Gronostajowej Gwiazdy, który zapewne otrzymywał takie przy każdej lepszej okazji. Kocica wstała ziewając przeciągle po czym spojrzała na przywódcę.
— Obudź Złamaną Łodygę i zaraz po tym do mojego legowiska. Mamy sprawę do obgadania.
Na pysku dawnej samotniczki pojawił się lekki uśmiech, który jednak nie był w żadnym stopniu wywołany szczęściem. Rudy kocur czym prędzej wyszedł z legowiska starając się nie nadepnąć nikomu na ogon co jednak było dość ciężkie. Kiedy w końcu się wydostał w jego pysk znów uderzył chłód, a lodowaty deszcz zaczął opadać na jego długą sierść, która już z powodu mokra przyległa płasko do jego ciała. Jego łapy były ubrudzone od błota, a biała skarpetka na jednej z nich kompletnie zniknęła pod warstwą brudu. Z cichym westchnięciem poszedł w stronę swojego legowiska. Przedostał się przez zasłonę z mokrego bluszczu po czym podszedł do swojej córki. Pręgusa nadal spała spokojnie, a jej pręgowane boki unosiły się delikatnie do góry przy każdym wdechu. Była taka spokojna i niewinna kiedy spała.
Szturchnął delikatnie rudą uczennice, która wymamrotała coś niemrawo po czym zasłoniła pyszczek łapkami. Na pysku błękotnookiego pojawił się czuły uśmiech, a jego spojrzenie od razu zmiękkło. Musiał ją jednak obudzić nie ważne jak kotka by niewinnie nie wyglądała i jak bardzo by nie chciała.
—Wstawaj, Szałwko. — wymruczał dalej starając się obudzić uczennice, która po dłużej chwili w końcu wstała. Otworzyła powoli oczy po czym pytająco spojrzała na pysk swojego taty. - Musisz iść, zaraz Zakrwawiony Pęd i Złamana Łodyga tu będą.
Pręguska kiwnęła głową po czym ziewając wyszła z legowiska przywódcy zostawiając kocura sam na sam. Oczywiście nie na długo bo zaraz do jaskini weszli Zakrwawiony Pęd oraz Złamana Łodyga, który wyglądał na zwyczajnie nieprzytomnego i zmęczonego. Mógł się założyć, że szpieg przez cała noc nie spał podziwiając piękny krajobraz, który dla wielu kotów był nudny i brzydki. Dwójka kotów usiadła naprzeciw swojego przywódcy nie odzywając się i tylko czekając aż Rudzikowa Gwiazda zacznie temat.
— Więc, Złamano Łodygo. Powiedz mi czego się na ten czas dowiedziałeś o Klanie Wiecznej Ciszy? — zapytał rudy przywódca kierując poważne spojrzenie na szarego kocura.
— Szczerze nic ciekawego. Borówcza Gwiazda zaczyna wzmacniać patrole na południowych granicach obawiając się ataku samotników, z którymi mają problem. Niestety, ale terytoria graniczące z nami są również obstawione z każdej możliwej strony. — odpowiedział po czym ziewnął przeciągle dalej starając się dobudzić.
—Polecałabym zwrócenie uwagi patrolu na jednym z punktów, a później przejście na ich terytorium i cichy atak z wnętrza. Możemy również wejść na ich terytorium przez te mniej strzeżone miejsca, ale zajełoby to więcej czasu ponieważ musielibyśmy obejść ich teren. — rzekła łaciata następczyni co chwilę rzucając piorunujące spojrzenie szaremu szpiegowi, który zmuszał się aby zasnąć. Niestety, ale często był w takim stanie ponieważ noce oraz późne wieczory spędzał na szpiegowaniu, a przez resztę dnia musiał zapewnić swojemu uczniu odpowiedni trening. Z resztą każdy był wyczerpany. Łowcy byli zmuszeni po kilka godzin polować oraz uczyć swoich uczniów aby na porę Nagich Drzew było wystarczająco pożywienia. Strażnicy również byli zmuszeni do uczenia swoich uczniów, a poza tym Zakrwawiony Pęd na bieżąco kazała im ćwiczyć nowe taktyki całymi dniami. Uczniowie byli cały czas zajęci nauką oraz meczącymi treningami i właściwe tylko starszyzna mogła zaznać spokój. Chociaż Trujący Krzew nadal był bardzo uparty i próbował za wszelką cenę pomóc klanowi chociażby poprawiając ogrodzenie czy legowiska. Za to Odymiony Sen w końcu mogła zaznać spokoju po wychowaniu kilku pokoleń energicznych kociaków. Za to na Rudzikową Gwiazdę spadały wszelkie problemy klanu oraz kłótnie. Miał również obowiązek utrzymywania swoich kotów w bezpieczeństwie oraz dodstatku.
───────•••───────
Korzenna Łapa nienawidził deszczu, a tym bardziej takiego, który był mocny i głośny. W ogóle bycie mokrym jest obrzydliwe i wyjątkowo przeszkadzające dla tego przeraźliwie schludnego ucznia. Błoto - które aktualnie pokrywało całą powierzchnie terenu - było dla niego okropnym przekleństwem. Lepiło się do poduszeczek łap oraz do jego cudownego futra tworząc okropne smugi brudu. Fuj.
—Korzenna Łapo! Daj spokój! Będziesz tam stać bo musisz przejść przez kałuże i błoto?— krzyknęła malutka biała kotka o błyszczących błękitnych oczach i jasnoszarych pręgach. Siedziała ona po drugiej strony kałuży razem z większym, szylkretowym kocurem i brunatną, smukłą kotką pozbawioną ogona.
— Serio, Korzenny, przyjdź tutaj natychmiast.— dodała chłodnym tonem głosu druga uczennica, która bursztynowymi ślepiami 'zabijała' pręgowanego uczniaka. On tylko jeknął po czym z miną obrzydzenia wszedł do lodowatej oraz głębokiej kałuży. Czuł jak jego brunatne futro w szybkim tempie nasiąka deszczówką przyprawiając tym samym kocura o dreszcze zimna. Nienawidził wody. Była jego największym wrogiem od kąd tylko pamiętał i miał gdzieś, że należał do klanu gdzie koty wręcz ubóstwiały właśnie tą ciecz.
Kiedy w końcu wyszedł z małego jeziorka jego łapy nagle zatopiły się w wilgotnym, lepkim i śmierdzącym błocie. Wstrzymał oddech po czym przeszedł przez mini bagno. Cały ubrudzony od błota podszedł do swojej siostry, drugiej uczennicy oraz do swojego mentora, który zaoferował zabranie całej trójki na patrol ( "Teraz twoja kolej, Długie Pióro. Ostatnim razem ja wychodziłem z tymi krzykliwymi i odrażającymi istotami zwanymi potocznie uczniami." )
—W końcu. — westchnął Długie Pióro, którego zazwyczaj cudowna biała sierść przyozdobiona ciemniej pręgowanymi rudymi i czarnymi łatami teraz była pokryta w większości brudną, powoli zasychająca mazią. Z resztą Deszczowa Łapa i Szyszkowa Łapa nie wyglądały lepiej. — Teraz przejdziemy wzdłuż kanionu aż do Piaszczystego Brzegu gdzie spróbujemy zapolować na ryby.
Cała czwórka kotów z małym szylkretem na przedzie zaczęła truchtem kierować się w stronę urwiska. Wiedział, że istnieje również drugie, nieco mniejsze znajdujące się za terytorium Klanu Porywistej Rzeki i Wiecznej Ciszy. Nie wiedział czemu, ale jego temat był wyjątkowo drażliwy wśród klanu, a za każdym razem kiedy ktoś pytał o niego to zostawał spławiony lub skarcony. Kiedyś spróbował zapytać o to mame, ale ona tylko westchnęła ciężko i zesmutniała. W ogóle Odymiony Sen była bardzo cicha i nienawidziła poruszania tematu o tacie. Ba! Nienawidziła poruszania jakiegokolwiek tematu o rodzinie co zawsze trójce rodzeństwa wydawało się dziwne, a zarazem dołujące.
Kiedy doszli do kanionu deszcz nieco ustał, ale nadal był tak samo głośny i mokry jak wcześniej co wcale nie podobało się Korzennej Łapie. Deszczowa Łapa szła obok niego z szerokim, promienny uśmiechem wymalowanym na pyszczku. Jej imię było adekwatne ponieważ kotka wręcz kochała deszcz i ten śliczny szum kiedy zimne kropelki uderzały o listki drzew. Za to Szyszkowa Łapa sunęła za nimi starając się nie zasnąć w miejscu. Cóż, całą noc nie spała przez wieczne koszmary, które z jakiegoś powodu nawiedzały ją od dłuższego czasu. Mówiła, że nie potrafi zrozumieć o co z nimi chodzi. Ponoć słyszała jakieś niewyraźnie miauknięcia oraz pojedyncze, wyrwane z kontekstu słowa, a później widziała krew. Mnóstwo krwi.
───────•••───────
[ 1559 słów ]
odymiony sen po śmierci gronostaja postanowiła się zająć kociakami dlatego też one uważają ją za swoją matkę. pęd za to kompletnie olała swoje dzieci.
nie umiem w pisanie wesołymi postaciami rip
to pewnie wina tego, że pan gronostaj wiecznie był zdepresowany, a rudzik został pochłoniety chęcią zemsty i również jest podłamany psychicznie i praktycznie tylko nimi pisałam whoops
i tak w ogóle macie jakieś zdanie na temat rudzika lub/i pędu? z chęcią sobie poczytam co o nich sądzicie uwu
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top