PĄCZEK
Klapiąc bosymi stopami po podłodze, Sam wchodzi do kuchni. Żałuje, że nie wziął kapci, ale wyskoczył szybko z łóżka, bo poczuł silny głód.
Czuje się dosłownie wypompowany, zmęczony, spocone plecy czują lekki chłód, ale to zmęczenie przyniosło mu także satysfakcję. Uwielbia wykonywać dobrze i dokładnie każde swoje zajęcie.
Niemniej ostatnie godziny trochę go wyczerpały i teraz czuje się bardzo głodny.
Dean wróci dopiero rano, więc cały Bunkier jest do Sama dyspozycji.
Otwiera lodówkę, bierze wędliny, pomidory, sałatę i robi kanapki. Nastawia ekspress.
Zagląda do szafki. Widzi na talerzyku, zostawionego przez Deana dużego, pachnącego smakowicie, obsypanego cukrem pudrem- pączka.
Łyka ślinę i bierze ciacho.
Zajada szybko, łakomie- och, jaki był głodny- pączek jest pyszny. Cukier puder brudzi mu usta, brodę, spada na klatę, bieli palce.
Oblizuje je ze smakiem, żałując, że nie ma więcej pączków do pochłonięcia...
Bierze tacę i idzie do swojego pokoju. Zamyka za sobą drzwi , uśmiecha się i kładzie tacę na stoliku obok łóżka.
Jody, leżąca swobodnie na kołdrze, potargana i zarumieniona, uśmiecha się do Sama. Z przyjemnością patrzy na jego wysoką sylwetkę, na długie nogi, silne ramiona, podbrzusze ocienione ciemną gęstwiną włosów...
- Jadłeś pączka?- Pyta a właściwie stwierdza fakt- A dla mnie nie przyniosłeś..?
- Strasznie byłem głodny, nie mogłem się powstrzymać- broni się Sam.
- Jadłeś jak świnka- mówi czule Jody i palcem zbiera cukier puder z twarzy Sama i oblizuje - Mmmm...słodziak jesteś- mówi- a potem przesuwa dłonią wzdłuż słodkiej, cukrowej ścieżki na piersi Sama, zbierając ustami okruszki wokół jego sutek, tropiąc ślady słodyczy na jego torsie, na jego płaskim, twardym brzuchu o gładkiej skórze z wyrażną drogą ciemnych włosków wiodącą w dół, drażniących lekko język, poprzez pępek, dochodząc do długich ud, wpijając się w nie coraz mocniej.
-...Tam ...chyba nie mam... cukru pudru...- dyszy Sam, poddając się ustom Jody i jej zachłannym dłoniom.
- Ale warto poszukać- odpowiada Jody i oboje zagarniają się wzajemnie w mocnym uścisku.
Sam ma Bunkier tylko do swojej dyspozycji i zamierza to wykorzystać razem z Jody. Żałuje tylko, że brat nie zostawił więcej słodyczy, no ale cóż, kalorie z jednego pączka musza mu jakoś wystarczyć na następną godzinę.
Lub dłużej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top