9| shinki [KAZUMA]

Charaktery: Kazuma x Reader
Anime: Noragami
Pierwowzór: manga
Autor postaci: Adachitoka

One shot na zamówienie: riv-jackson. Bardzo mi przykro, że musiałaś tyle na to czekać. Muszę przyznać, iż miałam z tym kłopot, aczkolwiek mam nadzieję, że jest lepiej niż myślę.

    Bishamonten – jedna z pięciu bogów szczęścia – jechała na jednym z swoich shinki przez miasto. Kuraha w postaci lwa skakał po budynkach, biegnąc za jedną z zjaw. 
     – Niech to szlag  – zaklęła, kiedy cel zniknął z jej oczu.
    Panował wczesny ranek. Gęsta mgła opadła zewsząd, ograniczając pole widzenia. Jak dobrze, że jak zawsze miała przy sobie swojego niezawodnego nawigatora.
    – Chōki, jak przedstawia się teren? – zapytała, chwilowo wstrzymując krok. Nie było sensu szukać czegoś bezmyślnie. Jeżeli nadal biegłaby przed siebie, nic nie widząc, mogłoby to źle się na niej odbić. Nie wspominając już o tym jak przykry skutek mogły ponieść jej shinki.
    – Czterdzieści metrów na wschód prawdopodobnie znajduje się nasza zguba – odparł Kazuma.
    – ...Co masz na myśli mówiąc „prawdopodobnie"? – wtrącił Kuraha.
    – Nie jestem do końca pewny, ta mgła otępia moje zmysły – wyjaśnił spokojnie. Nie dziwiło go zachowanie jego przyjaciół, nikomu nie podobało się ich obecne położenie i opóźnienie wykończenia zjawy spowodowane otaczając ich mgłą. – Z pewnością nie jest naturalna.
    – Mamy wyjść na spotkanie czemuś, co jest nie pewne?  – dołączyła się Kinuha.
    – Ja ufam domysłom Kazumy – stwierdziła pewnie Bishamonten.
    – Przecież... – odezwała się niepewnie Tsuguha – jak na to spojrzeć... nigdy nas nie zawiódł.
    – Ma racje  –  zgodził się Yugiha.
    – Dziękuję, ale... jest coś jeszcze – poinformował nawigator. – Siedemdziesiąt pięć metrów na zachód widzę coś w rodzaju promienia światła. Jest otoczone co najmniej dwójką mrocznych istot...
     – Wyczuwam to – oznajmiła błyskawicznie bogini. – Wszystko wskazuje na to, że jest to młoda dziewczyna, dopiero wkraczająca w świat dorosłych. – Zmieniła kierunek podróży. – Musimy ruszać.
     – Veena, jesteś pewna? – zapytał troskliwe. – Kolejna święta broń może wiele cię kosztować...
    – Nie mogę jej zostawić  – rzekła, szybko wznawiając bieg.
    Kazuma nie był zadowolony z wyboru swojej pani, a fakt możliwego wieku osoby, o której była mowa, wcale nie polepszał sytuacji. Okres dorastania jest rzeczą potrafiącą sprawić wiele problemów, czego nie chciał, jednakże ostatecznie przystał na to postanowienie. 

   Bishamonten bez większego problemu pokonała zjawy. Zeskoczyła z Kurahy, po czym skierowała się w stronę małej iskry światła. Widząc latający bardzo jasny płomień ognia, odczuła szok. Przez wszystkie stulecia nigdy nie spotkała się z czymś tak niezwykłym. 
    Nic dziwnego, iż budziła takie zainteresowanie pośród mroku. Wyciągnęła rękę.
    – Ty, która nie masz gdzie pójść i gdzie wrócić, daruje ci miejsce, do którego możesz należeć – zaczęła, zapisując w powietrzu imię. – Zwę się Bishamonten! Z pośmiertnym imieniem zostaniesz tutaj. Z tym imieniem uczynię z ciebie moją podopieczną. Z tym imieniem i jego zamiennikiem użyję mojego życia, by uczynić z ciebie Świętą Broń! – Zakreśliła ostatnie kreski. – Zwiesz się [imię]! [Wybrane imię jako broń] jako Święta Broń! – Kompletne imię wylądowało na duszy.  – Przybądź, [wybrane imię jako broń]! 
    Masy przykrych wspomnień uderzyło w boginie, podczas gdy silny wybuch ognia powędrował do jej dłoni, zmieniając się w kształt. Słone łzy spłonęły po jej policzkach, kiedy mocno pochwyciła [wybrana, wysokiej klasy broń].
    Skromna dziewczyna z charakterystyczną blizną pod okiem, będąc w szoku, znajdowała się pośród innych shinki bogini. Pomimo zmieszania w tęczówkach, delikatnie uśmiechała się.
   – Ja... – Nie wiedziała jak się zachować.
   – Miło nam cię poznać. – Uroczy starszy mężczyzna w okularach, wyszedł z szeregu. Jak na dżentelmena przystało, ściągnął kapelusz z głowy, kłaniając się  przed przedstawicielką płci przeciwnej. – Jestem Akiha.
   – Nazywam się... 
   – Wiemy jak masz na imię. – Elegancka kobieta o długich, brązowych włosach spojrzała na nią. – Ja jestem Kinuha. Pozostali to Kuraha, Karuha, Kazuha, Tsuguha, Yugiha i Kazuma.
    Wszyscy kulturalnie przywitali się, wyłącznie chłopak o krótkich, brązowych włosach z zielonymi oczami zakrytymi grubą parą okularów, nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem.
    – Kazuma – upomniał go Kuraha. – Chyba powinieneś coś powiedzieć... 
    – Nie mam teraz czasu –  odpowiedział. – Wszystko w porządku, Ve...? – Czując się winnym, odruchowo obrócił głowę. Błyskawicznie zamilkł.
     Wtedy ją dostrzegł.
   – Dzień dobry. – Stanęła naprzeciw niego.
   – Witaj.

  ✴✴✴


    – ...Czego się boisz? – zapytał Kazuma, powoli dosiadając się do [imię].
     Dziewczyna aktualnie siedziała na schodach jednego z pobocznych pokoi, chcąc się uspokoić.
    W ten dzień Bishamonten po raz pierwszy miała użyć jej podczas misji.
    – Boję się, że zawiodę panią Bishamonten – odpowiedziała, ocierając łzy.  – Ja nie chcę.
   – Przecież to się nie stanie. – Niepewnie położył dłoń na jej ramieniu. – Musisz po prostu zaufać Veenie...
   – Ufam jej – powiedziała, zaciskając pięści. – Bardzo, przecież to ona ocaliła mnie od wiecznego skażenia. Do końca życia będę jej za do wdzięczna.
    Widząc, że dziewczynie to nie przeszkadza, zmocnił uścisk i jeszcze bardziej się do niej zbliżył.
     Pomimo, iż [imię] zawsze była dla niego niezwykle miła, za każdym razem był święcie przekonany, że tak naprawdę nic dla niej nie znaczy.    
     Ten śliczny uśmiech wpływający na jej usta i jasny błysk pojawiający się w jej oczach, wyłącznie na jego widok, to wszystko wydawało mu się złudzeniem.
     Nigdy nie potrafił dopuścić do siebie myśli, iż [imię] mogłaby go lubić... ale tak bardziej szczególnie.
     Dla niego była zbyt cudowną osobą, aby móc się zainteresować kimś takim jak on.  Nadal pamiętał jak odpowiadała na niemiłe zaczepki z strony Aihy. Nawet w takiej sytuacji potrafiła zachować sympatyczność.
    ...Może to właśnie ta rzecz sprawiła, że niekiedy stawiał jej życie ponad życia innych?
    – Więc nie masz się czym martwić. – Ryzykując, odgarnął kosmyk jej włosów z twarzy.
   Zadziwił się, gdy go nie odepchnęła. Jednakże zwalił to na jej obecny stan.
   – ...To trudne – wyznała. – Bishamonten jest niezwykła, podczas gdy ja nie jestem ważna...
   – To nie prawda – zaprzeczył. – Jesteś cudowna.
    Zaskoczona odwróciła głowę w jego stronę. Nie spodziewała się czegoś takiego z jego ust, w końcu zawsze traktował ją jak każdego innego shinki ich pani.
    – Posłuchaj. – Poprawił okulary, nie chcąc się zbłaźnić. – Jestem pewny, że ci się uda i staniesz się częścią głównego uzbrojenia Veeny. Ufasz jej i masz świetny kontakt z innymi... Wszyscy cię lubią. Niektórzy nawet... – Zawahał się. – Bardziej od pozostałych. – Zamilkł, nie wiedząc czy nie powiedział przypadkiem za dużo.
   – Dziękuję. – Uśmiechnęła się, wreszcie wyciszając nerwy. – Twoje słowa bardzo mi pomogły.
   – Nie ma za co. – W myślach westchnął z ulgi. Udało mu się. –  Pamiętaj też, że ja będę tuż obok ciebie, ciągle cię wspierając.
    Kończąc rozmowę, pospiesznie wstał. Nie chciał, aby [imię] dowiedziała się czegoś jeszcze.
     – ...Mogę ci jakoś podziękować? –  Złapała go za rękę, powstrzymując od dalszego ruchu.
    – To nie jest konieczne. – Czuł, że jeżeli jeszcze tutaj zostanie, wyzna wszystko. – Muszę....
    – Zaczekaj. – Podnosząc się, stanęła naprzeciw niego.  – Proszę, zamknij oczy.
     – D... Dlaczego? – Starał się zapanować nad emocjami.
     – Nie ufasz mi? – zadała pytanie. – Przecież mówiłeś mi, że zaufanie jest najważniejsze...
    – Bo jest – zgodził się.
    Dziewczyna miała racje. Nie mógł grać przeciw swoim słowom. Zdając sobie sprawę, iż nie ma innego wyjścia, posłusznie wykonał prośbę.
   Zamknął oczy, nie wiedząc czego się spodziewać.
   [Imię] zrobiła krok wprzód, jeszcze bardziej zmniejszając dystans pomiędzy nimi. Zaczęła zbliżać swoje wargi do jego ust.
   Pięć centymetrów. Cztery. Trzy. Dwa...
    – Nadszedł... – Drzwi otworzyły się. – Oh.
    Zawstydzeni błyskawicznie odskoczyli od siebie. Unikając swojego wzroku, spojrzeli w stronę dobiegającego żeńskiego głosu.
    – Przepraszam, że przeszkadzam. – Kilka metrów przed nimi stała zadowolona Bishamonten.  – Ale musimy już iść.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top