6| nauka tańca [SEBASTIAN MICHAELIS]

Charaktery: Sebastian Michaelis x Reader
Anime: Kuroshitsuji
Pierwowzór: manga
Autor postaci: Yana Toboso

Początkowo miałam w zamiarze napisać podobny special sylwestrowy do poprzedniego bożonarodzeniowego, jednakże stwierdziłam, iż ponowne przedstawianie faktu po akcie dokonanym byłoby odrobinę bezsensu.

Postanowiłam się nie oszukiwać i wziąć pod uwagę fakt, że nie nie dałabym rady stworzyć takowego na czas. Niestety, ale niezbyt potrafię pracować będąc pod presją dat.

 Dlatego też publikuję tego shota wraz z życzeniami bez wszelkiego opóźnienia. 

Także ten, życzę wszystkim

szczęśliwego nowego roku!

Oczywiście mam nadzieję, iż w żadnym stopniu nie zniszczę Wam nastroju noworocznego tą częścią.

   Panienka [imię] znajdowała się w swoim pokoju. Siedziała na parapecie okna, uważnie obserwując ogród za szybą. Bardzo lubiła na niego patrzeć.
   Korony drzew oraz krzewy białych róż poruszające się z pomocą wiatru, uspokajały ją.
     Jej piaskowa sukienka, z kilkoma standardowymi ozdobami była cała wygnieciona.  Nie przejęła się tym.
   Szczerze mówiąc, w tym momencie mało obchodził ją jej wygląd... Przecież była u siebie, nikt nie zwracał na nią szczególnej uwagi.
   Tutaj mogła być sobą.
   – Panienko! – usłyszała męski głos dochodzący zza drzwi.
   Zirytowana faktem, że ktoś mógł jej przerwać, zacisnęła lekko zęby.
   – Hm...
     Ociągając się jak najbardziej, wreszcie wyjrzała za próg komnaty.
     Na korytarzy stał wysoki, atrakcyjny mężczyzna. Posiadał wąskie, przechodzące na czerwień oczy oraz czarne, nieco przydługie włosy po dwóch stronach twarzy.
    Naturalnie. Był to nie kto inny, jak jej perfekcyjny demoniczny lokaj – Sebastian Michaelis.
   Podpisała z nim kontrakt kilka miesięcy w tył. W zamian za jej duszę, zgodził się zrobić z niej prawdziwą damę o jakiej zawsze marzyli jej rodzice... Jednakże póki co nie szło mu najlepiej.  Ona zawsze opóźniała wszystko z tym związane.
    Po prostu bała się, że nie da rady... że zawiedzie jeszcze bardziej.
   [Imię] do tej pory pamiętała tę noc.
   Uczucie bólu, kiedy pod jej żebrem zostawał wypalany znak pentagramu. Krew spływająca jej po brzuchu. Głośny wrzask cierpienia wydobywający się z jej opuchniętego gardła. Uspokajający głos Sebastiana.
    Przed jej oczami ciągle widniał moment podpisywania paktu faustowskiego.
  „Mogę ci pomóc".
  „Jakie jest twoje życzenie, panienko?"
  „Yes, my lady".
    Zgodnie z stereotypami mówiącymi o godzinie duchów, demon w postaci kruka pojawił się przed nią o północy.
    Płakała, ponieważ jej matka znowu narzekała na to, jaka to ona nie jest. Według niej zgodnie z swoim statusem, powinna świecić przykładem.
    Drogie suknie. Falbany. Koronki. Kokardy. Niebanalne fryzury. Idealny makijaż.
    Nienaganne maniery. Nienaganna etykieta. Nienaganna wymowa.
   Wszystko musiało być bez skaz. Jakichkolwiek.
    [Imię] zgodnie z papierami była już pełnoprawną damą... a przecież damie nie wypada biegać w prostych sukienkach, w zwykłych fryzurach i bez makijażu, czyż nie?
    Takie postępowanie było istną hańbą na honorze rodziny tak wysoko postawionych arystokratów.
    Za wszelką cenę musiała się zmienić. Sęk leżał w tym, że nie bardzo chciała...
    Była inna. To ją wyróżniało pośród tej szarej, ponurej rzeczywistości.
    Ale nie mogło tak pozostać.
W końcu nikt z jej otoczenia nie zaufałby osobie odchodzącej w ten sposób od norm, które sami wyznaczali przez te wszystkie lata.
    Jej obowiązkiem było się przystosować. Jak każdej z przedstawicielek płci żeńskiej.
   – Czego chcesz, Sebastianie? – zapytała oschło.
   Ten uśmiechnął się.
  – Pamięta panienka o nadchodzącym balu lorda Fletchera? – Oparł rękę o ścianę tuż u boku jej głowy.
   Pewność [imię] opadła. Oczywiście, że pamiętała o balu wydanym na jej cześć.
    Sir lord Fletcher od bardzo dawna, starał się o jej rękę. Za każdym razem, gdy o to pytał, stanowczo odmawiała.
   Naprawdę nie uśmiechał jej się związek z czterdziestu kilu letnim mężczyzną z czterema włoskami na krzyż, oponką na brzuchu, krzywymi nogami oraz za dużymi zębami, które po części już utracił.
    Warto jeszcze dodać, iż sam lord nie był bez szwanku. Na swoim koncie miał kilka całkiem ładnych skandali, jak na przykład awantura po pijaku w samy  środku miasta w nocy czy też rozbicie szyby siedziby firmy, która odmówiła z nim współpracy.
   Kiedyś był również posądzany o próbę napastowania kobiety. Jednakże został oczyszczony z wszelkich zarzutów, dzięki pomocy swojego nie małego majątku.
    Fletcher zwyczajnie w świecie ją obrzydzał. Patrząc na niego, zawsze zbierało jej się na wymioty.
   Nie mogła być z kimś tak...  cholernie zepsutym.
   – ...Pamiętam – odparła, spojrzawszy mu w oczy.  – Co to ma do rzeczy?
   – Panienka nie umie tańczyć – wyjaśnił, robiąc krok w tył. – Musimy iść... – Urwał. Zauważył jej twarz, która na samą wzmiankę o salonie pobladła. – Chyba, że woli panienka uczyć się w własnej komnacie...
    Sebastian świetne zdawał sobie sprawę z nie najlepszej relacji pomiędzy dziewczyną, a jej rodziną.
   – T-tak – zgodziła się, otwierając szerzej drzwi. 
   Bez odpowiedzi przekroczył ich próg, zamykając je za sobą.
   – Jak tu brudno... – mruknął, rozglądając się po pomieszczeniu.
    Następnie w błyskawicznym tempie doprowadził go do totalnego błysku, wkrótce stając centralnie przed dziewczyną. 
    – Czy uczyni mi panienka ten zaszczyt i zgodzi się podarować mi jeden taniec? – Ukłonił się, wyciągając w jej stronę dłoń.
   Wahając się, wyciągnęła palce, rozważając czy na pewno tego chcę. Wiedziała, że ta decyzja będzie miała wpływ na wypełnienie jej życzenia. Jeżeli się zgodzi... Nie będzie już odwrotu.
    Powtarzając sobie, że tak musiało być, niepewnie złapała jego rękę.
    Natychmiastowo przybliżył ją do siebie i obejmując ją w talii, uniósł jej ramię na swoją wysokość, złączając ich palce.
   – Niech panienka położy wolną dłoń na moim ramieniu – polecił, co ta niepewnie wykonała, uważnie patrząc mu w oczy.
    Nie lubiła tańców głównie z powodu zbytniego kontaktu fizycznego, dlatego też zawsze ich unikała.
   – Dobrze. – Skinął głową. – Teraz niech panienka podąża za mną. Raz... – Zrobił krok w bok, pociągając ją za sobą. Wskutek czego ta podeptała mu buty.
   – Jeszcze raz. – Ponowił próbę, dodając jeden z kroków.  – Raz. dwa...
  Dziewczyna nie nadążyła. Po raz kolejny jego stopy ucierpiały.
   – Powtórka – postanowił wytrwale,  wznawiając naukę z następnym punktem.  – Raz. Dwa. Trzy...
    I znowu.
    Taka sytuacja powtarzała się jeszcze kilka razy. Sebastian mając dość, w końcu zatrzymał jej ruchy.
  – Wystarczy – westchnął, kiedy nadal nie było widać efektów. – Panienka naprawdę sobie nie radzi. – Pokręcił głową, przejeżdżając ręką po twarzy. – Nie potrafisz nawet poprawnie trzymać klamry... – skarcił ją, tym razem zwracając się bezpośrednio do jej osoby.
   Zdziwiona [imię] opuściła ręce wzdłuż ciała. Była zmęczona.
   – Nie tak, panienko. Źle – oznajmił, po czym objął ją od tyłu.
   Pod wpływem tak bliskiego dotyku lokaja wyprostowała się jak sparaliżowana. Jej ciało się napięło.
    Demon pomimo tego, przejechał ręką po jej nagich ramionach. Podniósł je, tworząc idealną klamrę.
   – ...Już rozumiesz? – szepnął, jeszcze bardziej zmniejszając dystans pomiędzy nimi.
    Wykorzystując jej zdezorientowanie, złączył ich usta w  pocałunku. 
    Początkowo stała jak sparaliżowana, jednakże wkrótce przyłączyła się do tej czynności.
    Opuszczając klamrę, położyła dłonie na jego policzkach.
    Z każdą kolejną sekundą, oboje stawali się coraz bardziej namiętni. Obydwoje chcieli swojego dotyku.
  – S-Sebastian... –zaczęła, gdy wreszcie oderwali się od siebie.
    Lokaj odchodząc,  rękawiczką wytarł z swoich warg błyszczyk pozostawiony przez [imię].
   – Dokończymy następnym razem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top