5| wigilia [TOMA]
Charaktery: Toma x Reader
Anime: Amnesia
Pierwowzór: powieść wizualna
Autor: ?
Wybaczcie, że dopiero teraz, ale pomimo, iż posiadałam kłopot z napisaniem tego special'u i nie jestem zbytnio zadowolona z końcowego efektu, coś nie pozwalało mi z niego zrezygnować.
Zdaję sobie sprawę, że święta się skończyły jak również z tego, że składanie życzeń jest już kompletnie bezsensu, dlatego też może po prostu napiszę, iż
mam nadzieję, że wasze święta się udały oraz, że jesteście zadowoleni z swoim prezentów.
Jeżeli chodzi o mnie, aktualnie zależy mi wyłącznie na tym, aby ten shot nie wypadł aż tak źle w waszych oczach.
✴
24 grudnia. Prezenty pod choinką. Kolacja wigilijna.
Dla niektórych dzień kojarzony się z szczęściem i gronem rodzinnym, dla innych z smutkiem i samotnością.
Nie lubiłam tego czasu. Jak zawsze byłam w swoim pokoju, rysując palcem ilustrację na zaparowanym od mrozu oknie. Biały puch spokojnie opadał na parapet, tworząc śliczny i nieskazitelny efekt.
Od lat moje święta spędzałam sama, wychodząc na zewnątrz jedynie gdy było to konieczne.
Alkohol. Rzecz, którą znałam tak dobrze, pomimo iż nigdy nie miałam jej w ustach.
Nieprzyjemny zapach procentów tak często uderzający w moje nozdrza, gdy przekraczałam próg salonu.
Rodzice upici do nieprzytomności, leżący na kanapie. Nie wykazując żadnych znaków życia.
Butelki po wódce i puszki po piwie walające się pod moimi nogami, podczas mojej drogi do drzwi.
Mróz kujący moje ciało za każdym razem, gdy wracałam do domu.
Pamiętałam to. Pamiętałam wszystko.
Nie lubiłam wychodzić na miasto.
Widok wszystkich szczęśliwych twarzy dzieci i rodzin, kupujących prezenty, smucił mnie.
Zawsze chciałam być na ich miejscu.
Patrząc na nich, uświadamiałam się w przekonaniu, że urodzenie mnie było błędem. Moje istnienie było istną pomyłką.
Tego razu miało być inaczej.
Dzień wcześniej rodzice obiecali mi, ze tym razem wszystko się ułoży.
Przysięgli mi, że w końcu będziemy prawdziwą rodziną.
Ich ramiona otuliły mnie, przepraszając przy tym za wszystko.
Ich usta prosiły mnie o zakup jednej ostatniej butelki.
Pamiętałam to. Pamiętałam wszystko.
Zgodziłam się, co ich uszczęśliwiło.
Udałam się do sklepu, aby spełnić ich prośbę.
Widząc ich ponowne pijaństwo, zasmuciłam się, jednakże nie obchodziło mnie to. Nadal nie było jeszcze świąt.
W poranek wigilijny wyszłam do salonu. Moi rodzice jak zawsze leżeli na kanapie, nie wykonując żadnych większych ruchów, ale przecież nadal był jeszcze czas.
Postanowiłam poczekać.
Dźwięk zegarka w końcu wybijający godzinę kolacji, wyrwał mnie z rozmyśleń.
Pełna nadziei, wstałam na równe nogi i postanowiłam ponownie opuścić swój kąt.
Przekraczając próg swojego miejsca, zastałam ten sam widok co wcześniej.
Zdając sobie sprawę, ze znowu mnie okłamali, rozpłakałam się.
Nie zważając na nic, trzasnęłam drzwiami i wybiegłam z domu.
✴
Siedziałam na zimnym kamieniu piwnicy.
Łzy rozpaczy skapujące po moich zaczerwienionych od zimna policzkach.
Tego razu znowu mnie zawiedli.
Lodowaty wiatr przesiąkający mój sweter.
Chłód przebijający cienkie podeszwy moich butów.
I On.
Pamiętałam to. Pamiętałam wszystko.
Kucnął naprzeciw mnie, przyglądając mi się troskliwie.
– Co się stało? – zapytał, próbując zwrócić moją uwagę. Widząc, iż to nie skutkuje, ręką przesunął moje dłonie, przy tym zmuszając mnie do spojrzenia na jego twarz. Posiadał rozczochrane blond włosy z opaską i ciemniejszymi końcówkami. Jego oczy były pomarańczowo-zielone z odrobiną żółtego. Nosił czarny, skórzany bezrękawnik, do tego bluzę w paski. Przez jego pas była przewiązana chusta w czarno-białą kratkę. Na szyi miał naszyjnik z piórem. – Co taka piękna dziewczyna jak ty robi sama w takim miejscu, podczas wieczoru wigilijnego? – Uśmiechnął się, zachęcając mnie do odpowiedzi, jednak ja wyłącznie milczałam.
– ...Dlaczego nie jesteś ze swoją rodziną? – kontynuował cierpliwe. – Hej--
– Nie istnieje dla swoich rodziców – powiedziałam, naciągając rękawy swetra na zmarznięte palce. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz.
– ...Jest ci zimno?
– N-nie...
– Proszę, weź to. – Nie czekając na moją reakcję, ściągnął z siebie bezrękawnik i bez pytania nałożył mi go na ramiona. – Powinno trochę pomóc.
– J-Ja...
– Nie masz gdzie się podziać? – Spojrzał w moje zaszklone oczy. – Chodź ze mną.
Ponownie kompletnie mnie lekceważąc, pociągnął mnie za rękę i wprowadził w głąb miasta.
– Jestem Toma – przedstawił się, zaprowadzając mnie do jednej z restauracji. – A ty, jak się nazywasz? – zadał pytanie, uważnie rozglądając się po pomieszczeniu. Znaczna większość miejsc była pusta, wyłącznie kilka z nich było zajęte. Pomimo pustek i skromnego towarzystwa, wszyscy wyglądali na szczęśliwych.
– [I-Imię] – odparłam niepewnie, jeszcze bardziej okrywając się częścią garderoby chłopaka.
– Więc [imię] – mruknął do siebie. – Powiedz mi... Lubisz jedzenie francuskie?
Nigdy nie jadłam kuchni tego kraju, dlatego też nie bardzo mogłam się wypowiedzieć, jednak gdy byłam mała często czytałam o kulturze francuskiej. Za każdym razem, mówiłam sobie, że kiedyś odwiedzę to państwo i sprawdzę czy słynne croissanty naprawdę są tak dobre.
– Zawsze chciałam je zjeść, tylko...
– Nie masz na to pieniędzy? – dokończył za mnie, co mnie zasmuciło, jednocześnie dziwiąc. Nie rozumiała skąd mógł o tym mieć pojęcie. W końcu nikt nie wiedział o jej sytuacji rodzinnej. – Nic nie szkodzi, [imię] – zapewnił szybko, zabierając mnie do jednego z wolnych stolików – ja zapłacę.
Słysząc jego słowa, zamierzałam zaprotestować. Nie lubiłam być czyimś ciężarem, więc zawsze osuwałam się na bok. Nie czułam się dobrze z faktem, że ktoś musiał za mnie płacić.
– A-Ale...
– KELNER! – zawołał niespodziewanie, usadawiając mnie na miejscu obok niego.
– W czym mogę pomóc? – Siwy mężczyzna pojawił się tuż przy nas wkrótce.
Na jego wargach gościł miły uśmiech, jednak zmarszczki na twarzy mówiły, że jest zmęczony.
– Chcę, żeby [imię] zapamiętała ten wieczór – rzekł Toma, uważnie mnie obserwując.
Pracownik kiwnął posłusznie głową i zapisując jakąś potrawę w notatniku, wolnym krokiem udał się z powrotem do kuchni.
Wydawał mi się w jakimś stopniu podobny do mnie. Przecież, on, jak każdy, powinien być wraz z swoją rodziną przy stole wigilijnym, tymczasem z jakiegoś nieznanego powodu musiał pracować.
Współczułam mu. Nigdy nie chciałam, żeby ktoś był w podobnym położeniu do mnie.
– T-Toma... – zaczęłam po chwili ciszy.
– Tak, [imię]? – Nie odwracając ode mnie wzroku, założył kosmyk moich włosów za ucho.
Spuściłam głowę, chcąc ukryć rumieńce wpływające na moje policzki.
– D-Dlaczego w każdym zdaniu wypowiadasz moje imię?
– Twoje imię jest tak samo śliczne, jak ty – wyjaśnił. – Chcę mówić je jak najwięcej.
✴
– ...Zjadłaś już? – dopytał, widząc jak kończę posiłek.
– Tak, dziękuję. – Oddaliłam talerz i szklankę, wyciągając serwetkę. Niestety złapałam za złą, wskutek czego wysypałam wszystkie za stół. – ...P-Przepraszam! – rzekłam, czując jak płonę z wstydu. Podniosłam się lekko i spróbowałam zebrać wszystkie do kupy, jednak jedynie jeszcze bardziej pogorszyłam swoją sytuacje. Szklanka, na szczęście pusta, opadła na podłogę.
Toma jedynie zaśmiał się z mojej niezdarności.
– ...N-Naprawdę wybacz! – krzyknęłam, chcąc wgnieść się w podłogę. Schyliłam się, zamierzając ją podnieść, jednak wokół swojego pasa poczułam dotyk chłopaka.
Nie spodziewałam się tego.
– Zaczekaj, [imię] – szepnął mi do ucha. – Pomogę ci.
Nie czekając na moją reakcje, podniósł za mnie szkło. Kładąc je na stolę, wypuścił mnie z uścisku.
Biorąc się w garść, ponownie usiadłam u jego boku. Natomiast on do tej pory jedynie przyglądając się mojej twarzy, niespodziewanie za pomocą dłoni skierował ją w swoją stronę i wyjął serwetkę. Przy jej pomocy, wytarł z moich ust resztki kolacji.
– Chciałbym pokazać ci jeszcze jedno miejsce. – Uśmiechnął się. – Możemy iść?
– T-Tak – zgodziłam się.
Słysząc moją odpowiedź, złapał mnie za rękę i podniósł z siedzenia. Wyjął z kieszeni kilka papierowych pieniędzy, kładąc je na stoliku, przez co ponownie poczułam się okropnie.
Następnie pociągnął mnie do wyjścia.
Tym razem Toma zabrał mnie na most naprzeciw placu głównego miasta. Centralnie na jego środku znajdowała się przepiękna kilkunastu metrowa choinka. Świeciła wszystkimi możliwymi kolorami, gdzie nie gdzie posiadając bombki, dzwonki i łańcuchy. Było naprawdę przepięknie.
Chcąc przyjrzeć się temu bliżej, podeszłam do barykady, po czym wychyliłam się za nią.
– Podoba ci się tu? – usłyszałam głos Tomy.
– Bardzo – przyznałam. – Jest cudownie!
Chłopak zbliżył się do mnie. Łapiąc mnie za dłoń, przyciągnął do siebie. Przez siłę, w którą to włożył, przypadkowo wpadłam w jego ramiona. Jego ręce objęły mnie w talii.
– ...Płatki śniegu wyglądają naprawdę ślicznie w twoich włosach. – Podniósł moją głowę, odgarniając włosy spadające mi na twarz. Pomimo pogody, jego ręce były wyjątkowo ciepłe.
Z powrotem wracając do moich bioder, mocno mnie przytulił.
– [Imię], proszę... będziesz ze mną zawsze?
Toma wyciągnął do mnie rękę, kiedy myślałam, że to koniec. Pomógł mi, kiedy tego potrzebowałam. Dzięki niemu tego dnia po raz pierwszy byłam szczęśliwa.
– Nigdy cię nie opuszczę – przysięgłam, również chcąc go uścisnąć.
Jednak on mnie pocałował. Złączył nasze usta, gdy kompletnie się tego nie spodziewałam.
– Wesołych świąt, [imię] – powiedział, odrywając się.
– ...Wesołych świąt, Toma.
✴
Ja wiem. Wyszła mi za szybka akcja, lecz trzeba pamiętać, że Toma zalicza się do yandere, a część z Was powinna domyślić się, że jego osoba stalkowała Reader od jakiegoś czasu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top