21| maji burger [KISE RYOTA]
Anime: Kuroko no Basket
Charaktery: Kise Ryouta x Reader
Pierwowzór: manga
Autor: Tadatoshi Fujimaki
Witam serdecznie Was wszystkich.
Nie widzę sensu w pisaniu kolejnych, w niczym nie różniących się od poprzednich, długich przeprosin i usprawiedliwień gdybając dlaczego znowu publikuje shota po takiej kupie czasu i czy czegoś przypadkiem nie schrzaniłam czegoś przy fabule czy charakterze. Ponieważ to i tak nie zmieni sytuacji.
Jedynym co napiszę bedzie to, iż jest to zamówienie dla X_Pqia_X.
Oraz standard:
Miłego czytania!
✴
W tym roku [imię] miała zacząć uczęszczać do liceum Kaijoo. Dnia wcześniejszego przygotowała wszystko, jednakże jej budzik musiał lekko nawalić i obudziła się później niż miała w zamiarze. I pomimo, że spieszyła się jak mogła, tak czy inaczej nie mogła być na czas.
W chwili, w której dostała się na teren szkoły, a w jej zasięgu znalazło się wejście główne, zwiększyła tempo bardziej, ale nawet to nie pomogło. Słysząc zegar oznajmiający pełną godzinę, zaczęła robić jeszcze większe kroki.
Cały czas ruszała do przodu, gdy nagle poczuła jak coś uderza ją w plecy, automatycznie powodując zachwianie równowagi.
Widząc w jakiej szybkości zbliża się do ziemi, błyskawicznie ścisnęła mocno powieki, będąc gotowa na upadek. Jednak, o dziwo, nic takiego się nie stało.
W tym samym momencie, poczuła jak jest łapana za rękę i ciągnięta do góry. Jednakże nawet to nie powstrzymało jej książek przed upadkiem na ziemie i rozsypaniem się wokół.
– Najmocniej przepraszam!
Słysząc głos, który bez wątpienia należał do kogoś z męskiej części społeczeństwa, ponownie otworzyła oczy. Wtedy przed sobą dostrzegła wysokiego blondyna o bursztynowych oczach. Wydawało jej się, że już go gdzieś widziała.
Wskazywało na to, iż był tak zabiegany, że nie zauważył, że szła tuż przed nim. Ahhh... te cudowne uroki bycia niskim.
– To ja przepraszam! – odezwała się natychmiastowo [imię]. – Powinnam bardziej uważać...
– Ależ nie! To ja na ciebie wpadłem... – przerwał jej. Następnie upewniając się, że stoi już prosto, puścił jej dłoń. – Jeszcze raz przepraszam... nic ci się nie stało?
Wyczuwając troskę w jego głosie, zrobiło jej się o wiele lepiej. Jednakże nie chciała, aby dłużej się tym przejmował. Zwłaszcza, że nie miał czym.
Gdyby nie on, [nazwisko] mogłaby skończyć w gorszej sytuacji. Jeżeli upadłaby na podłogę, jej mundurek mógłby się ubrudzić, potargać czy coś w tym stylu, a przecież w takim stanie nie bardzo mogła pójść na lekcje.
Ludzie są typem po prostu uwielbiają wymyślać niestworzone historię, zwłaszcza w oparciu o wygląd, bez znaczenia jaka jest prawda i jak bardzo ograniczona jest ich wiedza.
– Dzięki tobie na szczęście nie – odpowiedziała, zabierając rękę z powrotem do siebie. – Powstrzymałeś mnie od upadku, jestem naprawdę wdzięczna. – Poprawiając spódniczkę posłała w jego stronę delikatny śmiech.
Chłopak drapiąc się po głowie, lekko speszony odwrócił wzrok, czego [imię] nie zauważyła, ponieważ zaczęła pochylać się, by pozbierać swoje rzeczy.
Dostrzegając to, natychmiastowo z powrotem zwrócił na nią swoją uwagę.
– ...Rozsypałem wszystkie twoje rzeczy! – Ponownie wydał się przejęty.
– To nic – zapewniła, chcąc go uspokoić.
– Pozwól, ze ci pomogę! – Nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, ten znalazł się tuż przed nią.
Domyślając się, że nie ma sensu go od tego odwlekać, jedynie skinęła głową.
– Dziękuję. – Kąciki jej ust ponownie minimalnie powędrowały do góry.
Sprzątanie kilku rzeczy we dwójkę poszła znacznie szybciej, niż w pojedynkę i już po chwili został im ostatni zeszyt.
Obydwoje zamierzali go zebrać, jednakże za wczasu, [imię] odruchowo go przeprosiła, mówiąc, że sama go podniesie i wzięła swoją własność.
– ...Jesteś w klasie 1[literka z alfabetu]? – zapytał nagle blondyn, dostrzegając na jego okładce podpis.
– Zgadza się – potwierdziła, dołączając zeszyt do reszty.
– Zupełnie jak ja... Może pójdziemy razem?
✴
Idąc wzdłuż szkoły, cały czas rozmawiali. Raz o rzeczach bardziej istotnych, a raz mniej.
– Swoją drogą, wciąż nie wiem jak masz na imię...
– Jestem [imię] [nazwisko], a ty...?
– Kise...
Blondyn nie zdążył nawet dokończyć, ponieważ właśnie w tej chwili otworzył drzwi sali i został zagłuszony przez pisk, który, jak na gust [imię] brzmiał jak stado pingwinów podczas godów.
– RYOUTA-SAN! AAAAAAA! – krzyczały, wychodząc z swoich ławek i podbiegając do oszołomionego chłopaka.
Nie chcąc być przez nie z torowana, [nazwisko] po chichu wymknęła się z kółeczka adoracji i usiadła na miejscu przy oknie, kładąc swoje rzeczy na ławce.
Kise Ryouta – w tym momencie było już jasne, dlaczego wydał się jej się na początku znajomy.
Być może nie interesowała się za bardzo światem show biznesu i tymi sprawami, ale jakże mogłaby nie znać jednego z najbardziej znanych nastoletnich modeli i do tego jednego z Cudownej Generacji?
Widząc jak jej nowo poznany znajomy jest otoczony przez wianuszek dziewczyn, poczuła minimalny zawód.
Kise wydał jej się naprawdę sympatyczną osobą i bardzo dobrze się jej z nim rozmawiało. Przez te kilka minut ich rozmowy wydawało jej się, że za jakiś czas staną się przyjaciółmi, ale będąc w obecnej sytuacji i widząc tę scenę przed swoimi oczami, to wrażenie minęło całkowicie.
Nie sądziła, że ktoś o tak wielkim powodzeniu oraz tak wielkiej charyzmie, zechcę ją bardziej poznać. Mógł mieć lepszych przyjaciół niż ją.
Po tym jak Kise uwolnił się od swoich fanek, oczywiście przy pomocy nauczyciela i jego ostrzeżeń, nie zawsze zgodnych z regulaminem, bo inaczej nie było mowy, usiadł nieopodal swojej nowej znajomej.
Po każdej kolejnej lekcji, gdy tylko ją zauważył szedł w jej stronę, aczkolwiek za każdym razem, gdy widział w niedalekiej odległości jej twarz, był ponownie otaczany przez swoje fanki i wkrótce ponownie znikała w tłumie. Czasem z innymi uczniami, a czasem sama.
Dlatego też reszta ich lekcji minęła bez żadnego kontaku z sobą.
Ryoucie udało się złapać [nazwisko] dopiero kilka dni później na końcu zajęć, gdy wszyscy wracali do swoich domów. Znajdowała się przy swojej szafce, chowając w niej zbędne rzeczy i wyciągając te potrzebne.
– [Imię]-san...
Słysząc głos, którego spodziewała się najmniej ze wszystkich, lekko zdziwiona odwróciła się w jego stronę.
– Coś się stało, Kise-kun? – zadała pytanie, nawet nie kryjąc zdziwienia.
Przez ostatni czas każde z nich układało sobie własne szkolne życie i po tym jak przez pierwsze dni, Ryota ciągle był otaczany przez ludzi oraz zawsze gdy chciała się z nim chociażby przywitać, był zajęty fankami albo kolegami z drużyny koszykówki, do której dołączył zaraz pierwszego dnia, zrozumiała, że ich przyjaźń nie ma większego sensu. Stąd nawet nie przeszło jej na myśl, że będzie chciał mieć z nią jakiś kontakt, a teraz coś takiego?
Prawdą było, że sobie go odpuściła, ponieważ twierdziła, że tak będzie lepiej. Wiedziała, że nie groziło mu bycie samotnym, czego tak bardzo dla niego nie chciała.
– Nic, tylko... Pomyślałam, że może... wybrałabyś się ze mną do Maji Burgera?
✴
Od ich spotkania w Maji Burgerze minęło już kilkanaście tygodni. Ich relacje naprawdę się polepszyły. Początkowo trudno było im nawiązć ponowny kontakt, jednakże ostatecznie się udało i obecnie bez zawahania mogli stwierdzić, że są przyjaciółmi. Ryota nawet zrezygnował z końcówki san, na rzecz chan.
Za każdym razem cieszyli się swoim towarzystem, razem śmiejąc się, rozmawiając i bawiąc. Spotykali się w różnych miejscach, praktycznie nigdy się nie nudząc. Jednakże ze względu na własne życie, nie było to tak częste.
Tego dnia umówili się, że po zajęciach wyjdą na miasto, by nadrobić straty, ale niestety się nie udało.
Kise nie przyszedł wtedy do szkoły, nie informując o tym [imię]. Wskutek czego, pomimo że z całych sił próbowała skupić się lekcjach, zamartwiała się co mogło się stać, wyczekując do ostatniego dzwonka.
Szybko żegnając się z swoimi znajomymi, dziewczyna wyjęła telefon, chcąc do niego zadzwonić. Jednakże w chwili, w której miała już dzwonić, rozbrzmiał jej głośnik. Był to numer nikogo innego jak Ryouty.
Natychmiastowo nacisnęła słuchawkę i przyłożyła ją do ucha.
– Halo? Kise-kun? Wszystko w porządku? – zaczęła rozmowę.
– [Imię]-chan! Naprawdę Przepraszam! Tak mi przykro! Nie mogę... – Jego już i tak zachrypnięty głos, przerwał wyraźny, głośny kaszel.
[Nazwisko] nie potrzebowała więcej by zrozumieć, co się dzieje.
– Nic się nie stało! – natychmiastowo go uspokoiła. – Rozumiem, że się rozchorowałeś... Nie szkodzi, to się zdarza. Możemy wyjść następnym razem! Obecnie najważniejsze jest byś wyzdrowiał!
– Imię-chan... ja... – Nim zdążył powiedzieć cos jeszcze, ponownie zaczął kaszleć.
– Jestem pewna, że będziesz potrzebował notatek – nie chcąc, by jego gardło jeszcze bardziej cierpiało od mówienia, szybko dodała. – Mogę być u ciebie do godziny... będzie dobrze?
– T-Tak... – lekko się zawahał. – A-Ale naprawdę nie musisz!
– To żaden problem! To do zobaczenia!
Rozłączając się, pobiegła do najbliższego przystanku.
Kończąc rozmowę z [imię], Kise leżąc na swoim łóżku, zakrył twarz poduszką. To nie tak, że miał to być pierwszy raz, w którym dziewczyna miała do niego przyjść. Takie sytuacje już się zdarzały i to nieraz, na przykład, gdy odrabiali razem lekcje lub wspólnie się uczyli.
Jednakże naprawdę nie widziało mu się, by zobaczyła go w tak opłakanym stanie. Przecież był znanym modelem i jednym z Cudownej Generacji, fakt, że jakieś marne przeziębienie mogło go tak złamać, był po prostu śmieszny. Lecz, ku jego niezadowoleniu, prawdziwy.
Głowę chłopaka przeszywał tak niemożliwy ból, że miał wrażenie, że zaraz pęknie. Plus jeszcze to palące gardło i nieunormowana temperatura ciała. Gdy był odkryty, czuł jak zamarza. Zaś gdy był przykryty było mu tak gorąco, że jego ciało pociło się nawet bardziej niż na najcięższych meczach koszykówki... podsumowując, umierał.
Oj, nie. Po prostu nie było żeby ktoś miał go tak zobaczyć. A już zwłaszcza [nazwisko]...
Na oślep ponownie sięgnął po telefon i już miał po raz kolejny wybierać numer dziewczyny, kiedy z dołu usłyszał dzwonek do drzwi wejściowych, a już po chwili kobiece głosy.
Bez wątpienia była to [imię] i jego mama. Chyba gorzej być nie mogło.
Z trudem podniósł się z łóżka, usilnie starając się wymyślić, jakby mógł się mniej więcej ogarnąć.
Kiedy jakiś pomysł powoli rozpoczął pojawiać się mu w umyśle, usłyszał ciche pukanie do drzwi, a już po chwili głos dziewczyny.
– Kise-kun? – odezwała się. – Mogę wejść?
– ...T-Tak! – Nie chcąc, by dłużej czekała, zgodził się bez namysłu.
Usłyszawszy cichy nacisk klamki, po chwili w progu zobaczył [nazwisko].
Wyraz jej twarzy zmienił się diametralnie, gdy go zobaczyła. Przestając się uśmiechać, zmarszczyła lekko brwi.
Wyraźnie była z czegoś niezadowolona, co zaniepokoiło Kise.
– ...C-Coś nie tak? – zapytał niepewnie.
Kompletnie ignorując szok na jego twarzy, podeszła w jego stronę i położyła mu dłoń na czole, patrząc w jego oczy.
– [I-Imię]-chan...?
Ryouta poczuł jak jego policzki płoną i mógł przysiąść, że to nie z powodu choroby.
– Masz gorączkę – stwierdziła, uważnie badając jego temperaturę. – Jeżeli chcesz wyzdrowieć i wrócić do formy przed następnym meczem, musisz leżeć.
Nie czekając na jego odpowiedź, wzięła go za rękę i łącząc palce z jego, poprowadziła do łóżka. Ostrożnie go na nim kładąc, od razu nakryła go kołdrą.
– P-Pamiętasz? – W swojej klatce piersiowej, niemalże poczuł rozpływające się ciepło.
Posyłając w jego stronę jedynie delikatny uśmiech, jeszcze mocniej opatuliła go materiałem.
– ...Przyjdziesz? – Odbierając jej zachowanie jako potwierdzenie, zadał kolejne pytanie. W jego tonie słychać było nadzieje.
– Postaram się – odparła. Pomimo, że przeczuwała, że zachowywał się w ten sposób wyłącznie przez chorobę i tak nie chciała później go zawieść.
Była tym typem osoby, co wszystko wolał sobie najpierw zaplanować. Nawet jeżeli na obecny moment, nie miała nic do roboty na ten dzień, jaka jest gwarancja, że to się nie zmieni?
– Połóż się spać, Kise-kun – doradziła, zmieniając temat. – Jestem pewna, że to ci pomoże. Dobranoc...
[Nazwisko] wyjęła z swojej torby potrzebne zeszyty i położyła je na szafkę nocną chłopaka, po czym wstała, mając w planach wrócenie do domu.
Jednakże niespodziewanie wokół swojego nadgarstka poczuła dotyk. W efekcie czego zdziwiona z powrotem spojrzała na Ryotę.
– Zostań jeszcze... proszę – mruknął, wciąż jej nie puszczając.
Dziewczyna skłamałaby, jeżeli powiedziałaby, że przeszło jej przez myśl odmówienie.
Widząc jego zaczerwienioną twarz, włosy opadające mu na półotwarte, błyszczące oczy, po prostu nie mogła się nie zgodzić. Musiała przyznać, że wyglądał... naprawdę uroczo.
– Jeżeli nie masz nic przeciwko. – Ponownie jej kąciki delikatnie powędrowały do góry.
Chłopak wyraźnie był chory, więc bezwzględu na to co by się stało pomiędzy nimi... za dwa lub trzy dni, tak czy inaczej w końcu o tym zapomni. Wystarczy, że wyzdrowieje.
Dlatego też zrobiła to co zrobiła. Siadając obok niego, wzięła tą samą rękę, co złapał jej nadgarstek i mocno zamknęła ją w swoich.
Kise odwrócił się na jeden bok, zamykając powieki.
[Imię] nie była pewna ile to trwało, lecz jakiś czas później poczuła, że dłoń chłopaka staje się lżejsza.
Odczekując jeszcze trochę, w końcu ją puściła, tak ostrożnie aby go nie obudzić. Biorąc swoją torbę, odwróciła się raz jeszcze w jego stronę.
Upewniając się, że na pewno śpi, nachyliła się nad nim. Po czym odgarniając kilka kosmyków z jego czoła, delikatnie je pocałowała.
Nie rozumiejąc swojego postępowania, poprawiła uchwyt i pospiesznie ruszając w stronę drzwi, wyszła.
Podczas, gdy [nazwisko] w szybkim tempie opuszczała dom Kise, ten odruchowo poruszył się na łóżku i nadal śniąc, przytulił się się do swojej poduszki.
– [Imię]cchi...
✴
Ku zaskoczeniu dziewczyny, ostatecznie udało jej się przyjść na mecz, o którym wspomniała podczas choroby Ryouty.
Siedząc na trybunach wraz z innymi, głośno kibicowała chłopakowi i trzymając cały czas za niego kciuki, czekała aż w końcu ogłoszą wygraną Kaijoo.
Zważając na zdolności Kise, jego talent oraz sam fakt bycia jednym z Cudownej Generacji, wynik nie był zaskoczeniem.
Jednakże tak czy inaczej, naprawdę cieszył. A adrenalina wrząca w żyłach podczas dopingu za każdym razem była tak samo silna.
– [Imię]chan! – krzyknął radośnie blondyn, biegnąc w stronę [nazwisko].
Z uśmiechem na ustach stała na uboczu, kiedy inni biegli do drużyny, by im pogratulować.
Nigdy nie lubiła tłumów, dodatkowo wciąż towarzyszył jej niepokój związany z tym, co ostatnio zrobiła będąc u chłopaka.
Fakt, nadal była pewna, że już tego nie pamięta, ale nawet to myślenie nie powstrzymaływało tego, co czuła.
Już samo oglądanie szczęśliwego Ryouty z daleka, wywoływało w jej brzuchu delikatne łaskotanie, którego wcześniej nie czuła.
Jednakże nie chciała opuszczać sali przed tym, jak mu pogratuluje. Tak też czekała, aż do tego momentu.
Po chorym Kise sprzed kilku tygodni nie pozostało nic. Wyleczył się w zupełności, przez co jej ulżyło.
Nie licząc tego jak słodko wyglądał... patrząc wtedy na niego, wyraźnie się męczył. Wskutek czego jedyne co dziewczyna robiła było zamartwianie się, ale obecnie była to już przeszłość. I całe szczęście.
– WYGRALIŚMY! – Nie panując nad sobą, wziął [imię] w ramioma i mocno ją przytulił.
[Nazwisko] była w szoku. Była to jedna z tych rzeczy, których nigdy nie się nie spodziewała.
Ale ani to, ani fakt, że w efekcie wysiłku włożonego w ten mecz, był nieco spocony, nie powstrzymał ponownego uczucia łaskotania w brzuchu dziewczyny.
Nie wiedzac co robić, jedynie stała jak wryta.
Szczerze, Ryouta sam nie wiedział co w niego wstąpiło, zwyczajnie w świecie po prostu tego chciał.
Lecz po chwili, jakby uświadamiając sobie co zrobił, poczuł delikatne pieczenie na policzkach.
Chcąc w jakiś sposób zreperować swój czyn, natychmiastowo ją puścił i nerwowo drapiąc się po głowie, tak samo nerwowo zaczął mówić:
– Tak przepraszam! Nie chciałem! Po prostu naprawdę się cieszyłem i...
– Nie szkodzi... – przerwała mu [imię], mając nadzieję go uspokoić. Pomimo, że sama wciąż nie była pewna jak się zachować, nie chciała by Kise się tym przejmował. – To nic złego.
Dla jeszcze lepszego efektu, posłała mu uspokajający uśmiech.
– Idź do szatni. Pomyślałam, że może... by uczcić twoją wygraną, udalibyśmy się do Maji Burgera?
Prawdę mówiąc, przebywanie w jego towarzystwie, zwłaszcza po tym co przed chwilą się wydarzyło, było ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła.
Aczkolwiek, bardziej od tego, nie chciała by Ryouta się niepokoił. Była pewna, że gdyby wtedy wyszła, dokładnie by tak było.
– Będę czekać przed szkołą... co ty na to?
Kise nie wiedział co się z nim działo. Odkąd wyzdrowiał, jego myśli stale coś kierowała do [nazwisko].
Znaczy, odkąd się do siebie zbliżyli, zawsze zajmowała jakąś część jego głowy. Jednakże od ostatniego czasu, o wiele częściej to miewał i jeszcze jakby tego było mało, z każdą kolejną spędzoną z nią chwilą, przybierało na sile.
Od jakiegoś czasu miał przez to problemy z zaśnięciem, bądź śnił właśnie o niej. Oczywiście, sny były przyjemne, czasem nawet aż nazbyt przyjemne... co z każdym razem skutkowało automatycznemu pieczeniu jego twarzy. Jak również, wzrostu gorąca jego ciała.
Jedyne co w takich sytuacjach działało był chłodny prysznic. Dlatego też był bardzo wdzięczny temu, że właśnie pod takowym się znajdował.
W końcu musiał zmyć z siebie cały pot, który wywował na nim ostatni mecz.
Podczas, gdy krople ochładzały jego temperaturę, zastanawiał się o co tu chodzi. Opierając się o ścianę, wracał wspomnieniami do wszystkich jego wspomnień z dziewczyną.
Ich pierwszego spotkania. Wspólnych wypadków. Wspólnej nauki. Wspólnego śmiania się. Tego jak przyszła, gdy zachorował...
To uczucie, jak przy nim siedziała i trzymała jego rękę aż nie zasnął. Był taki żałosny, a ona i tak przy nim została, nigdy mu tego nie wypominać. Później jeszcze to przyjemne uczucie na jego czole... czyżby [nazwisko]...?
Na myśl o tym, że mogła go pocałować, odruchowo ponownie poczuł wypieki na policzkach. Nie – pomyślał. – To niemożliwe...
Jednakże nawet jeśli, to dlaczego miał na to nadzieje? Dlaczego chciał aby to jednak okazało się prawdą?
Nie rozumiał tego. W ciągu całego swojego życia, miał naprawdę wielki kontakt z dziewczynami... a to był pierwszy raz, gdy jego emocje były w takim chaosie.
Tego dnia, kiedy wziął ją w swoje ramiona, automatycznie wewnątrz siebie poczuł ciepło, a gdy ją puścił, jego serce biło tak szybko, jakby galopowało...
Nie miał czasu zbytnio nad tym myśleć. [Nazwisko] właśnie czekała na niego przed szkołą, a on nie chciał by trwało to zbyt długo.
Wiedząc, że musi się spieszyć, wsadził głowę pod lecący strumyk i oparł się otwartymi rękami o kafelki.
Będąc pochylonym, w zdenerwowaniu wsłuchiwał się w dźwięk uderzającej wody.
Wreszcie sobie uświadamiając sobie jedną rzecz, szeroko otworzył oczy.
Ja... kocham... [imię]... cci.
✴
Od ich spotkania w Maji Burgerze minęło kolejne kilka tygodni. Jednakże w przeciwności do wcześniejszego, miało skutek odwrotny.
Obowiązki [imię] przybrały na sile, wskutek czego nim się nawet obejrzała, zaczęła się ponownie oddalać od Kise. Zupełnie tak jak na początku ich znajomości, tylko że wtedy nie mówili sobie cześć na korytarzu, nie wspominając o zamienięciu ze sobą kilku nikłych zdań.
Pomimo, że nie robiła tego świadomie, początkowo wydawało się to jej lepsze. Przez swoje nowo obudzone uczucia do chłopaka, czuła się zdezorientowana i nie wiedziała, jak zachowywać się w jego otoczeniu.
Ale im dłużej znajdowała się w takiej sytuacji, za każdym razem, gdy o nim pomyślała czuła ścisk w klatce piersiowej. Zupełnie tak, jakby czegoś jej brakowało.
Nigdy wcześniej nie miała doczynienia z miłością, więc kompletnie nie rozumiała co się działo.
Dlatego też, gdy miała trochę wolnego czasu, szła do parku w pobliżu szkoły, siadając na pierwszej lepszej ławce.
Mając spuszczoną głowę, zastanawiała się w czym była rzecz. Tego razu było tak samo.
– [Imię]c...chan! – słysząc tak dobrze znany jej głos, natychmiastowo podniosła wzrok.
Ku niej w przyspieszonym tempie szedł nie kto inny, jak Ryota. Na jego twarzy gościł blady uśmiech, a jego policzki były delikatnie zaczerwienione.
Nawet, gdyby to spostrzegła, bez wątpienia zwaliłaby to na wietrzną pogodę i nie za wysoką temperaturę. Co kłóciło się nieco z prawdą, ponieważ był to jeden z cieplejszych dni w Japonii.
–...K-Kise-kun? –Starała się wypaść naturalnie. – C-Co ty tutaj robisz?
– Przechadzam się - odpowiedział od razu, jednak jego ton nie był tak samo pewny, jak był zawsze. – A ty?
– U-Uciekł mi autobus... – po części skłamała. Nie zdążyła, aczkolwiek wyłącznie z jej własnej nieprzymuszonej woli.
– Ah, rozumiem... – Nie wiedząc, jak się zachować, jak również mając wrażenie, że jego persona nie jest tu mile widziana, powoli zaczął obracać się do dziewczyny plecami.– To może ja już...
Odruchowo wskazując palcem na wyjście z parku, zrobił kilka małych kroków w jego stronę.
– KISE! – Niespodziewanie do jego uszu dobiegł wołanie [nazwisko].
– Co się dzieje, [imię]c...chan?! - Nieco wystraszywszy się jej nagłego krzyku, natychmiastowo do niej wrócił.
Kucając naprzeciw jej i kładąc dłonie na drewnie po obu stronach jej bioder, zmartwiony spróbował spojrzeć prosto w jej oczy. Aczkolwiek nie udało mu się.
Ściskając swoje kolana, była całkowicie spięta. Miała spuszczoną głowę, przy tym sprawiając, że liczne kosmyki jej włosów opadały na jej twarz, zakrywając jej większą część.
– C-Chcę z tobą porozmawiać... –wyjaśniła cicho, jeszcze bardziej się denerwując.
Stwierdziła, że już dłużej nie potrafi trzymać tego wszystkiego w sobie. Na ten moment, opcja wyznania wydawała jej się tą lepszą. Nie tylko dla niej, jak samego Kise.
– Szybko, martwię się! – ponaglił ją troskliwie.
– K-Kise-kun... ja... ty... m-my... z-znamy s-się od d-dawna i j-ja... – Pomimo chęci nie potrafiła tego z siebie wyrzucić.
Chcąc zrozumieć o czym mówi, milaczał, jedynie słuchając. Ale nawet ten sposób nie był całkowicie skuteczny. Przez drżenie w jej głosie, mógł zrozumieć tylko pojedyncze słowa.
– ...Cholera! Po prostu brakuje mi ciebie! – Szalenie się rumieniąc, w końcu wyznała.
To zdanie zdołało wywołać w Kise szok. Jego oczy powiększyły się do rozmiaru złotych monet, mając wrażenie, że coś źle usłyszał.
– Czułam to już od dawna, ale nasiliło się to dopiero przez ostatnie tygodnie! Za każdym razem, kiedy z tobą jestem czuję szczęście! Zaś, kiedy nie ma cię w pobliżu, w klatce piersiowej, czuję jakąś dziwną pustkę! - Wszystko to wypowiedziała na jednym tchu, jeszcze bardziej czując jak pieką ją policzki. – Kise-kun, co się ze mną dzieje?! JESTEM CHORA?!
Podnosząc wreszcie spojrzenie, dostrzegła na jego twarzy niewielki, lecz naprawdę szczery uśmiech. Szczerze, nie pamiętała kiedy ostatnio go widziała.
Czując to samo przyjemne łaskotanie w żołądku, co wcześniej uświadomiła sobie, że za tym również tęskniła.
– [Imię]c..chi...
[Imię]cchi? – Był to pierwszy raz, kiedy ją tak nazwał. Znała Ryotę od dawna, więc wiedziała, że nie nazywał tak byle kogo.
Jego podniesione kąciku ust i to cchi, to wszytko spowodowało, że dziewczyna poczuła jeszcze większe zmieszanie.
A gdy, nadal nie zmieniając wyrazu, niezapowiedzianie zbliżył się do niej i nim się obejrzała, dotknął swoimi ustami jej, myślała, że zaraz oszaleje.
Zdając sobie sprawę, że w tamtej chwili jest czerwona aż po same koniuszki uszów, a także z jakiegoś powodu nie chcąc kończyć tego pocałunku, siedziała jak wryta.
Jakby tego było mało, Kise po tym jak ponownie się oddalił, kompletnie nie zważając na jej stan, zaraz po tym jak wstał, mocno objął ją ramionami.
Będąc u krańcu swojej wytrzymałości, [nazwisko] zebrała resztki siebie do kupy. Wykorzystując je i pomyśląc, ze jest to odpowiednia reakcja do sytuacji, zdoła delikatnie oddać uścisk.
– ...Mam zupełnie tak samo. Kiedy ciebie nie ma ze mną, czuję się niepełnym. Natomiast, kiedy jesteś ze mną, mam wrażenie jakbym mógł wszystkiego dokonać – szepcząc te słowa czuło do ucha dziewczyny, oplatał jej płatek swoim ciepłym oddechem. – Kocham cię, [imię]cchi.
Rozumiejąc wreszcie, że tym co czuła od tak dawna jest miłość, jak również, że jest ona odwzajemniona, przestała się denerwować. Przy tym w pełni oddając się tej chwili.
– Ja ciebie także... kocham, Kise-kun – odparła cicho, jeszcze bardziej zatapiając się w tym przytuleniu.
– ...Tak się cieszę – przyznał, nieco oddalając się od niej.
Przymykając powieki, uśmiechnął się do niej szerzej.
– Przepraszam, że wcześniej nie zapytałem... od teraz będę nazywać cię moja [imię]cchi, dobrze?
Nie wiedząc, jak bardziej wyrazić swoje uczucia, [nazwisko] na odpowiedź jedynie kiwnęła głową. Nie tylko Ryota był szczęśliwy, ona również.
✴
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top