Rozdział 4

Cicha łapa szybko poszła spać, chciała jak najszybciej przespać tę noc. Rano obudziła się szybko, jej mentor już na nią czekał.
- Niemy krzyku muszę iść do Laskowej gwiazdy to bardzo ważne.- Niemy krzyk tylko kiwnął głową na zgodę.
- Laskowa Gwiazdo!-powiedziała i zaczekała przed wejściem.
- Proszę wejdź, to ty Cicha łapo?
- Tak- odpowiedziała i weszła.
- Co chciałaś mi przekazać?
- Wczoraj na zgromadzeniu...- zaczęła ale starszy kot jej przerwał.
- Przepraszam że Cię ni upżedziłem, o tej rozmowie z Perłową gwiazdą.
- Nie o to chodzi, słyszałam jak uczniowie klanu Rzeki mówią o ataku na nas jutro.
- Jutro mówisz... Jak się tego dowiedziałaś?
- No więc wczoraj Iglasta łapa trochę ośmieszył uczniów klanu Rzeki ja schowałam się w trawie a oni powiedzieli że jutro pożałujemy wszystkiego bo nas zaatakują.
- Dobrze dziękuję, możesz już iść na szkolenie.- Posłusznie wyszła i pokłusowała do mentora.
- Słyszałem- powiedział Niemy krzyk, poniósł ogon o polizał mnie za uchem co u niego znaczyło,, jestem dumny ". Potem wojownik powiedział no jeśli to
można nazwać mówieniem, że dziś sprawdzi moje umiejętności łowieckie. Pokłusowałam do lasu , nie mogłam się doczekać walki z klanem Rzeki, powybijam ich co do jednego. Usłyszałam w trawie mysz i szybko ją upolowałam, następny był kruk stwierdziłam że podejmę wyzwanie i sprubuję. Wysunełam pazury zaczepiłam się nimi mocno by poprawić przyczepność, wyciszyłam oddech, łapy kładłam cicho i powolutku na zimnej od porannego deszczu gleby. Słyszałam tylko małe serce ofiary tak bezradnej wobec moich szczęk i pazurów. Gdy byłam tylko jeden krok od ofiary wbiłam pazury mocniej, wstrzymałam oddech i skoczyłam. Przez chwilę usłyszałam pezradny trzepot skrzydeł, ale zwierzyna nie mogła już uciec, wbiłam pazury.  w jej czarne jak noc pióra. Byłam dumna. Następnie usłyszałam w trawie kolejną mysz więc szybko się podkradłam i jednym kłapnięciem szczęk zmiażdżyłam myszy głowę i kręgosłup. Miałam dziś ochotę złapać dużo więcej niż zwykłą mysz, Wróbla, czy marną nornice. Niebezpiecznie blisko przybliżyłam się do granicy z klanem Rzeki. Wyczółam moją zdobycz. Była to Wydra dość duża. Skoczyłam na nią i zaciągnęłam bliżej na bezpieczną części terytorium klanu. Była silna szamotała się i gryzła ale ja nie zamierzałam się poddać zagryzłam jej jedną z łap potem chwyciłam za głowę, wtedy zwierzę zaczęło bezradnie piszczeć. Uderzyłam jej głową o kamień i zmiażdżyłam jej kark, bezsilna i martwa zwisała z moich szczęk. Pozostawiła mi małe zadrapanie nad nosem ale to nic. Gdy złapałam jeszcze nornice i mysz, słońce już powoli zachodziło. Niemy krzyk pomógł mi ze zdobyczą. Gdy weszłam do obozu kociaki i uczniowie zaczęli skakać wokół mnie i podziwiać zdobycz, wojownicy mi gratulowali, a Starszyzna powtażała coś w stylu,, musisz nam to kiedyś opowiedzieć ".
Byłam szczęśliwa, już wiedziałam co chcę robić.
Chcę zabić tego kto ma zostać Zabity!

<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>
Tym złowieszczym akcentem kończę rozdział Czwarty, mam nadzieje że się podoba i przepraszam za błędy :-)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top