Rozdział 77 - Nareszcie razem
- Szlag!
Nile Dok stał na dachu budynku w Podziemiu, łypiąc na bliżej nieokreślony punkt. Z jego twarzy spływały strumienie potu. Dłonie pozostawały zaciśnięte w pięści. Wprost nie mógł uwierzyć...
- Przecież ten człowiek to nie tytan! – syknął. – Nie mógł tak po prostu wyparować!
Czując coraz większą frustrację, powiódł wzrokiem po otoczeniu.
Gdzie ten parszywy gnój się ukrył? I – co ważniejsze – gdzie ukrył Erwina?!
- Dowódco Dok.
Dwaj żołnierze Żandarmerii wylądowali na dachu kilka metrów za przełożonym. Pierwszy był łysy, chudy i nosił kwadratowe okulary. Drugi miał starannie zaczesane ciemno-brązowe włosy i poważny wyraz twarzy – gdyby nie mundur można by odnieść wrażenie, że pracował w banku i całymi dniami analizował rzędy cyfr. Nile odwrócił się do podwładnych i ostrym głosem rozkazał:
- Macie przeszukać każdy kąt tego cholernego miejsca! Zajrzyjcie do każdej uliczki... Włamcie się do domów, jeśli musicie, tylko, kurwa, znajdźcie go!
Pomimo ostrego tonu dowódcy, mężczyźni pozostali niewzruszeni. Obaj byli weteranami, służącymi w wojsku długo przed tym, zanim Nile został szefem. A właściwie to długo przed tym, zanim w ogóle dołączył do Żandarmerii.
- Jeśli wolno mi mówić otwarcie – zaczął łysy mężczyzna – to nie wydaje mi się, by przeszukiwanie okolicy było dobrym pomysłem.
- W przeszłości ta taktyka nigdy się nie sprawdziła – dodał żołnierz o wyglądzie bankowca. – Gdy Kenny Rozpruwacz będzie chciał zniknąć, nawet Bogowie go nie znajdą. Proszę mi wierzyć, dowódco. Ja i inni weterani ścigaliśmy go wiele razy.
Nile zaczerwienił się i spuścił wzrok. Opanowanie podwładnych sprawiło, że poczuł się nieco zawstydzony swoją desperacją.
- Żeby przeszukać całe Podziemie, ludzie będą musieli się rozdzielić – ciągnął łysol. – W ten sposób podamy ich Rozpruwaczowi na tacy...
- W końcu nikt nie jest w stanie stawić mu czoła jeden na jeden – dodał facet z twarzą bankowca. – A poza tym, umówmy się: nie zostanie tutaj. Prędzej czy później będzie chciał dostać się na Powierzchnię. O ile już tego nie zrobił. Proponuję ustawić patrole przy wszystkich wyjściach. To nasza największa szansa, by go przechwycić.
- Dobrze – mruknął Nile, masując skroń. – Macie rację, trzeba podejść do tego taktycznie. Emocje w niczym tutaj nie pomogą – dodał bardziej do siebie niż do podwładnych.
Po raz ostatni zlustrował wzrokiem otoczenie, jakby licząc, że wypatrzy w którymś oknie blond czuprynę Erwina.
- Przekażcie wiadomość wszystkim oddziałom biorącym udział w akcji – powiedział donośnym tonem. – Obstawić wszystkie wyjścia z Podziemia i w razie pojawienia się Rozpruwacza, wystrzelić sygnał dźwiękowy. Będziesz koordynował tę akcję, Aaron – zwrócił się do łysego mężczyzny, na co ten skinął głowy. – Natomiast ty, Burkhart... - popatrzył na żołnierza o wyglądzie bankowca i ponuro dokończył: - Weź swój oddział i przekaż wiadomość mieszkańcom Podziemia: ktokolwiek dostarczy informacje o miejscu pobytu Erwina Smitha, zostanie sowicie wynagrodzony. Wykonać!
Żołnierze zasalutowali.
Nile odpalił sprzęt do trójwymiarowego manewru i zaczął przeskakiwać z dachu na dach, zmierzając w stronę najbliższego wyjścia.
Jednak jego dwaj podwładni jeszcze przez chwilę pozostali w miejscu. W końcu Burkhart zrobił kilka kroków do przodu. Kiedy mijał Aarona, przystanął, położył koledze dłoń na ramieniu i dyskretnie powiedział mu:
- Powiadom Lorda Reissa o wyniku śledztwa. Levi, znany jako Najsilniejszy Żołnierz ludzkości, nie jest tym, za kogo go uważaliśmy. Co zaś się tyczy Kenny'ego Rozpruwacza...
Po krótkiej pauzie dokończył:
- Wszystko wskazuje na to, że nadal jest po naszej stronie. Nie ma sensu go likwidować. Przekaż Lordowi Reissowi dokładny raport i dopilnuj, by Dok o niczym się nie dowiedział. Działamy ostrożnie, zrozumiano?
Patrząc przed siebie ponurym wzrokiem, Aaron krótko przytaknął.
Odlecieli w dwóch przeciwnych kierunkach.
Gdy Burkhart krążył po okolicy i udawał, że wypełnia rozkazy Nile'a, uchwycił wzrokiem plac, na którym miała miejsce walka pomiędzy Levim i grupą zbirów. Tajny Agent Reissów z niesmakiem pokiwał głową.
- Sekretny syn Rozpruwacza... - mruknął pod nosem. – Ta, jasne! Te wszystkie plotki o jego reputacji były mocno przesadzone.
Niski gnojek tak ostro dostał w ciry, że kompletnie zrezygnował z poszukiwań Smitha. Pewnie zaszył się w jakiejś dziurze i lizał rany, użalając się nad sobą.
XXX
Levi nie pamiętał, kiedy ostatni raz przegrał walkę. Odkąd został porzucony przez Kenny'ego jego życie było pasmem wygranych – nikomu nie dawał sobą pomiatać, przed nikim nie ugiął karku.
Jednak dzisiaj odniósł druzgocącą porażkę.
Ale nie przeciwko zbirom nasłanych przez Rozpruwacza, by go „przetestować". To nie z nimi przegrał – pokonały go jego własne emocje.
Patrząc na to, co obecnie się działo, nie mógł uwierzyć, że kiedyś uważał się za zrównoważoną osobę, której nic nie mogło wyprowadzić z równowagi.
On i Erwin tkwili w ciasnym uścisku, namiętnie się całując i popychając siebie nawzajem w bliżej nieokreślonych kierunkach, co jakiś czas odbijając się od ścian, jakby byli pijani.
Jeden z nich – ciężko stwierdzić który - zahaczył ramieniem o szafkę z takim impetem, że przewróciła się i upadła na podłogę. Ten dźwięk zdawał się przywołać Erwin do rzeczywistości.
- Levi... Levi, poczekaj!
Smith chwycił ukochanego w pasie i z wyraźnym trudem go od siebie odsunął.
- Co się właściwie stało? – wyszeptał, przesuwając dłońmi po siniakach, które były widoczne na mostku i rękach niskiego mężczyznę. – J-jesteś... jesteś ranny!
Błękitne oczy były pełne niepokoju i troski. Levi gniewnie mlasnął językiem – nie takie emocje chciał teraz widzieć u swojego faceta.
On również złapał Erwina w pasie, ale zamiast odpychać, przyciągnął go do siebie. Mocno. Twardniejące wybrzuszenia w ich bokserkach brutalnie się ze sobą zderzyły.
- To nic – przez zaciśnięte zęby wycedził Levi, a sekundę później zmiażdżył ukochanemu usta pocałunkiem.
Smith podjął kolejną próbę przerwania pieszczot.
- Levi...
- Pozwoliłem na to, więc się zamknij! – warknął niższy z mężczyzn.
Chciał zainicjować kolejny pocałunek, jednak Erwin ustawił między ich wargami dłoń.
- Chcę jedynie upewnić się, czy wszystko z tobą w porządku – łamiącym się głosem powiedział Smith. – Nie jestem pewien, czy powinniśmy coś robić, gdy jesteś w takim stanie. Wyglądasz...
- No, jak wyglądam? – fuknął Levi.
By wyrazić frustrację, delikatnie skubnął zębami przestrzeń pomiędzy kciukiem i palcem wskazującym Erwina. Ucieszyło go, że członek Smitha stał się przez to twardszy niż wcześniej.
- Parę siniaków i już cię nie pociągam? – spytał Levi.
- NIE waż się mówić, że mnie nie pociągasz!
Plecy niskiego żołnierza uderzyły o ścianę obok komody i zostały do niej dociśnięte wielkim cielskiem dowódcy. Erwin zmiażdżył ukochanemu usta w taki sposób, że Levi nie miał już żadnych wątpliwości – Smith również postanowił wyrzucić Racjonalnego Siebie przez okno. I, kurwa, bardzo dobrze!
Właśnie tak – myślał Levi, czując, że zaczyna tracić rozum. – Po chuj hamować się, gdy życie jest takie krótkie? Rżnijmy się przy tej ścianie niczym jebane zwierzęta!
Wspólnymi siłami pozbyli się bokserek – najpierw Erwina potem Leviego. Nie było to wcale takie łatwe, jako że nawet na moment nie przestali się całować. Zupełnie jakby potrzebowali swoich ust, by móc oddychać. Do ściągania podkoszulków żaden z nich nie miał cierpliwości, więc postanowili je zostawić.
Coraz bardziej zdesperowany Levi podskoczył, by spleść nogi na plecach Erwina. Zanurzył palce w kosmykach jasnych włosów i zaczął za nie szarpać, zaczepnie skubiąc zębami dolną wargę partnera. Jego biodra ochoczo poruszały się do przodu i do tyłu, przez co jego nagi i nabrzmiały członek z każdym ruchem wsuwał się pod podkoszulek Smitha, ocierając się o umięśniony brzuch.
Levi przerwał pocałunek, odchylił głowę do tyłu i wydał zadowolone westchnienie. Jego na-wpół zmrużone oczy wpatrywały się w bliżej nieokreślony punkt. Do pełni szczęścia brakowało mu już tylko jednego – twardy fiut kochanka odnalazł wrażliwy punkt i wypełnił go swoją obecnością.
Jednak Erwin wcale nie kwapił się, by w niego wejść. Jego długie i piękne palce ugniatały nagie pośladki partnera, wpijały w nie paznokcie, ale jak dotąd nie zawędrowały w okolice wąskiej szczeliny, która tak bardzo pragnęła uwagi.
Dopiero po kilku sfrustrowanych ruchach bioder Levi odzyskał zdolność myślenia na tyle, przy przypomnieć sobie o „technicznej" stronie problemu.
- Pierwsza szuflada po lewej – wydyszał do ucha Erwina.
Smith wydał z siebie dźwięk przypominający pomruk wygłodniałego zwierzęcia i odsunął jedną rękę od ciała ukochanego, by sięgnąć do komody. Wymacywał nieszczęsny mebel bardzo długo, zanim wreszcie znalazł szufladę z lubrykantem. Trudności mogły być częściowo związane z tym, że Levi całował go po uchu, co jakiś czas wysuwając język, by polizać wrażliwsze fragmenty skóry.
Mieli cholernego farta, że postanowili się ruchać akurat przy tej ścianie. I akurat w tym pokoju.
To był kiedyś mój pokój – uświadomił sobie Levi.
Otworzył usta, by podzielić się tym spostrzeżeniem z Erwinem, ale ostatecznie nic nie powiedział. Nie był w stanie. Już samo rozmyślanie o tym fakcie robiło z nim... rzeczy.
Kątem oka zerknął na łóżko, które było widoczne w rogu pomieszczenia.
Wciąż pamiętał, jak był nastolatkiem i leżał na tamtym łóżku. Jak pierwszy raz wsunął sobie rękę do gaci i wygiął biodra do góry, wyobrażając sobie, że ma między nogami wielkiego napakowanego faceta. W życiu by nie pomyślał, że wróci do tego miejsca po to, by naprawdę przespać się z wielkim mężczyzną. Swoim mężczyzną!
Tym którego omal nie stracił.
Od rozmyślania o tym kręciło mu się w głowie. Chciał jak najszybciej przegnać z pamięci obraz leżącego na chodniku jasnowłosego mężczyzny. Zapomnieć o krwi, która spływała po schodach. Pragnął poczuć Erwina całym sobą - każdym mięśniem swojego ciała!
Wszystko działo się zbyt wolno.
Smith nie dawał sobie rady z lubrykantem, więc Levi wyrwał mu to cholerstwo, otworzył je zębami, polał palce ukochanego obfitą warstwą lepkiego płynu, po czym cisnął tubkę w kąt.
Gdy śliskie palce wreszcie zanurzyły się w wąskim przesmyku, obaj mężczyźni byli już u kresu cierpliwości. Erwin eksplorował wrażliwe miejsca partnera z taką werwą, jakby chciał przebić go na wylot, a Levi zachęcał go rozpaczliwie poruszając biodrami. Był tak zdesperowany, że nawet nie zauważył różnicy pomiędzy jednym a trzema palcami. Potrzebował czegoś większego i twardszego. Teraz, natychmiast!
- Kurwa... - wymsknęło się Erwinowi, na co jego partner zadrżał z rozkoszy.
Smith marszczył brwi w taki sposób, że można było odnieść wrażenie, że jest wściekły, ale Levi dostrzegał w tym wyrazie twarzy odbicie swojego własnego pożądania.
Ich usta zderzyły się w kolejnym brutalnym pocałunku, a lepka dłoń pułkownika zanurkowała pomiędzy nogi, zacisnęła się na pulsującym członku i skierowała go we właściwe miejsce.
Erwin wszedł w swojego podwładnego jednym szybkim ruchem, od razu zanurzając się do samego końca i nie dając mu nawet chwili, by się przystosować. Levi mocno objął szyję ukochanego, przycisnął swoją skroń do jego ucha i wydał z siebie głośny jęk.
Zaraz za pierwszym pchnięciem przyszło drugie, a potem trzecie, czwarte i kolejne, aż niski mężczyzna zupełnie stracił rachubę.
Nie tak wyobrażał sobie ich pierwszy raz – gdy wcześniej fantazjował o tym zdarzeniu, wyobrażał sobie mnóstwo niezręcznych momentów, Erwina walącego romantyczne teksty co pięć minut i siebie rzucającego przekleństwami, bo przecież „nie byli już cholernymi gówniarzami, więc po co robić z tego szopkę".
Jednak rzeczywistość okazała się inna. Wszystko wydarzyło się nagle i naturalnie, tak jak wtedy, w tamtym zamku, z daleka od cywilizacji.
Czując ostre pchnięcia partnera, Levi pomyślał, że on i Erwin rozumieją siebie nawzajem o wiele lepiej, niż mu się z początku zdawało.
Tak, było to brutalne i pozbawione gracji. Ściana, do której przylegały jego plecy była twarda i zimna, a nacisk na przesmyk między jego nogami zdecydowanie zbyt duży – zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Levi nie miał nikogo w tym miejscu już od dobrych kilku lat. Skłamałby twierdząc, że to doświadczenie było dla niego w pełni komfortowe.
Ale, kurwa, tego właśnie teraz potrzebował!
Chciał czuć fizyczny dyskomfort, by dać upust tęsknocie, która przyprawiała go o szaleństwo nie tylko wtedy, gdy schodził do Podziemia i martwił się o życie ukochanego, ale przez ostatnie tygodnie, gdy krążyli wokół siebie, nabuzowani pożądaniem, z którym nie mogli nic zrobić.
Levi drapał paznokciami przestrzeń między łopatkami Erwina, omal nie rozrywając przy tym podkoszulka partnera. Na szczęście nie był tu jedyny zdesperowanym. Smith również musiał mieć w sobie dziką i nieposkromioną potrzebę złączenia ich ciał w jedno – było to widać w każdym ostrym szarpnięciu bioder, którym wbijał swojego fiuta w Leviego, w każdym gniewnym pomruku, który z siebie wydawał, w zaborczej manierze, z jaką ściskał pośladki drobnego mężczyzny.
Wchodził w niego coraz szybciej i szybciej. W pewnym momencie oparł lewą rękę o ścianę i zaczął poruszać się jeszcze energiczniej, aż nie dało się policzyć jego pchnięć.
Z tylko jedną dłonią przytrzymującą jego pośladki, Levi zaczął obsuwać się w dół, więc mocniej docisnął łydki do pasa partnera i jeszcze rozpaczliwiej uwiesił się na jego szyi.
Chciał, by ich dzikie spółkowanie trwało jak najdłużej, ale nie mógł wiecznie powstrzymywać napięcia, które zgromadziło się między jego nogami. Z cichym jękiem doszedł, a Erwin poszedł w jego ślady zaledwie kilka sekund później.
Napięte do granic możliwości mięśnie zwiotczały, jakby spuszczono z nich powietrze. Levi pozwolił swoim rękom rozluźnić uścisk na szyi Erwina i oparł policzek na umięśnionym barku ukochanego. Jedna z jego nóg zsunęła się z pleców Smitha i opadła na podłogę. Wkrótce Levi opuścił i drugą.
Erwin miał zamknięte oczy, a jego oparta o ścianę ręka nieznacznie się trzęsła. Pot spływał z jego zmarszczonego czoła w niezwykle atrakcyjny sposób. Jedna z maleńkich kropelek popłynęła w stronę jasnej brwi, a Levi dostrzegł miejsce, które parę miesięcy temu zaszył własnymi rękami. Kierowany nagłym impulsem złożył w tamtym miejscu delikatny pocałunek, wysunął czubek języka i zlizał kropelkę potu. Miała przyjemny słony smak, a Erwin wydał przyjemne dla ucha westchnienie.
Po pewnym czasie oddechy obu mężczyzn zaczęły się uspokajać, jednak Levi wciąż nie czuł się do końca normalnie. Głowę miał lekką, jakby pozostawał w głębokim transie.
Chociaż od dawna nie był prawiczkiem, serce biło mu jak po pierwszym razie.
Pieprzenie się z Erwinem było tak kurewsko wyjątkowe... tak bardzo różne od wszystkich razów, które wcześniej przeżył!
I to nie tylko na gruncie emocjonalnym.
Lepkość między pośladkami uświadomiła Leviemu, że jest w istocie jest coś, co zrobił tylko z Erwinem.
- Szlag – mruknął, z irytacją marszcząc nos. – Nie użyliśmy prezerwatywy.
- Jeśli zajdziesz w ciążę, będę kochał dziecko całym sercem – z powagą oznajmił Erwin.
Levi cicho prychnął, jednak kącik jego ust uniósł się do góry.
- Żartów ci się zachciało, palancie!
Przez chwilę patrzyli na siebie z czułością. W końcu Levi odchrząknął i skinął głową w stronę komody.
- Kilka jest w szufladzie – rzucił, czerwieniąc się. – Prezerwatyw, w sensie. Mogłeś ich nie znaleźć, bo są głębiej niż lubrykant.
Erwin sięgnął do wskazanego miejsca i wyciągnął z niego czerwonawy gumowany przedmiot, podobny do balona. Stękając, założył go na swojego członka.
- Po chuj zamykać stajnię, gdy owce spierdoliły? – skomentował Levi, uśmiechając się pod nosem.
- Nie owce, tylko koń – odruchowo poprawił go Erwin.
Levi przewrócił oczami. Już miał warknąć, że po pierwsze, podobnie jak produkt Erwinowego fiuta owce były białe, a po drugie, jeśli Erwin chce, by po pierwszym razie nastąpił kolejny, to lepiej niech nie czepia się języka. Jednak zanim zdążył się odezwać, z ust Smitha padło rozżalone stwierdzenie:
- Za mała.
Levi zmarszczył brwi, powiódł zaintrygowanym wzrokiem w dół i wydał rozbawione parsknięcie. Nie mógł się zdecydować, co rozbroiło go bardziej – udręczona mina Erwina, czy może prezerwatywa otulająca może jedną trzecią nabrzmiałego kutasa.
- No, nic dziwnego. – Levi wzruszył ramionami. – Jest moja. Czy raczej: była, gdy tu mieszkałem.
- Nie jesteś aż tak mały – mruknął Erwin. – Właściwie to nie ma między nami dużej różnicy – dodał, zerkając na penisa partnera z taką miną, jakby go analizował.
- Byłem młodszy, głupku!
Skąd ta nadąsana mina? – zastanowił się zaintrygowany Levi. – Chyba nie sądzi, że będę go zmuszał, by torturował swojego chuja tym maleństwem?
Zaraz...
Levi przypatrzył się zarumienionej twarzy kochanka i doszedł do wniosku, że – o cholera! – najwyraźniej Erwin tak właśnie sądził.
A skoro tak, to musiało oznaczyć, że miał ochotę na następny raz.
W oczach Leviego zalśnił łobuzerski błysk. Niski mężczyzna położył dłonie na umięśnionej klatce piersiowej partnera i z kpiącym uśmieszkiem zaczął popychać skołowanego Erwina do przodu, aż dotarli do łóżka, na którym Smith wylądował z cichy plaśnięciem.
- Będę miły i tym razem zrobię dla ciebie wyjątek – wymruczał Levi, uwalniając wielkiego fiuta ze zbyt małej prezerwatywy i ciskając ją za siebie. – Ale ostrzegam: jeśli czymś mnie zarazisz, jesteś już trupem!
- Obowiązkowe testy w armii są co pół roku – wybełkotał Erwin, wpatrując się w partnera jak urzeczony. – Jestem pewien, że nic...
- Nie gadaj tyle, bo psujesz atmosferę!
Levi usiadł na partnerze okrakiem, tak że ich członki przyjemnie się ze sobą stykały.
- Co powiesz na to, byśmy tym razem zrobili to wolniej? – zagaił, ściągając podkoszulek przez głowę.
Erwin wyciągnął dłoń i przesunął nią po ciele ukochanego, zaczynając od szyi i powoli zjeżdżając w dół, po bladym torsie. Gdy znalazł się na wysokości sutka, delikatnie pogłaskał go czubkiem kciuka..
- Brzmi jak dobry plan – wyszeptał.
Jego ochrypły głos, a także pieszczenie wrażliwego sutka, sprawiły, że Levi zadrżał z rozkoszy. Podniósł rękę i przykrył nią dłoń, którą Erwin głaskał beżowy punkcik. Równocześnie poruszyli biodrami, by ich męskości mogły się o siebie otrzeć. Nie minęło dużo czasu aż obaj stali się całkiem twardzi.
Nie mogąc znieść, że tylko on jest całkowicie nagi, Levi pochylił się i rozerwał podkoszulek Erwina na pół. Klatka piersiowa pułkownika była tak pięknie wyrzeźbiona i podniecająca, jak ją zapamiętał. Chciał ją całować, ale nie bardzo wiedział, od czego powinien zacząć.
Wcześniej był zdesperowany i słuchał instynktu, ale teraz, gdy emocje po odzyskaniu Erwina nieco opadły, chciał czegoś innego. Po ostrym i niepohamowanym rżnięciu pragnął czułości. Pełnych miłości, nieśpiesznych pieszczot. Problem w tym, że zupełnie się na tym nie znał. A co jeśli się zbłaźni? Może powinien naśladować dziewczyny z burdelu? Kiedy czekał, aż mama skończy pracę, zdarzało mu się zajrzeć w szparę między drzwiami i podpatrzeć to i owo? A może lepiej zupełnie zrezygnować z gry wstępnej i od razu przejść do ruchania?
Ostatecznie postawił na szczerość.
- Nie jestem w tym dobry – wymamrotał zawstydzonym tonem.
Erwin popatrzył na niego nierozumiejącym wzrokiem.
- Gdy byliśmy przy ścianie, odniosłem dość przeciwne wrażenie – zauważył z łagodnym uśmiechem.
- Taa, ale wtedy po prostu się na siebie rzuciliśmy. – Levi na moment uciekł spojrzeniem na bok, po czym popatrzył z powrotem na Erwina i niepewnie oznajmił: - Miałem na myśli to, że nie jestem dobry we wszystkim innym.
Smith wciąż nie rozumiał.
- We wszystkim innym poza samym rżnięciem! – syknął Levi, czując, że palą go policzki. – Słuchaj... chodzi o to, że wcześniej głównie pieprzyłem się z ludźmi. Nigdy się z nikim nie... kochałem.
Wykrztusił ostatnie słówko czując, że zaraz umrze ze wstydu.
W oczach Erwina nareszcie pojawił się przebłysk zrozumienia. Na szczęście przystojny pułkownik nie wybuchł śmiechem.
- Uważasz, że nie umiesz? – spytał tym samym łagodnym tonem co wcześniej.
Róż na policzkach jego kochanka przybrał intensywniejszą barwę.
- Sam nie wiem – bąknął Levi. – Może to łatwiejsze, niż mi się wydaje? Ale nigdy nie próbowałem, więc nie jestem pewien... Tobie przychodzi to łatwo! – popatrzył na kciuk przy swoim sutku.
Erwin objął go w pasie i przyciągnął do siebie, tak że przylgnęli do siebie nagimi torsami. Zainicjował leniwy i niezwykle słodki pocałunek, po którym Levi miał wrażenie, że zmienił swój stan skupienia na ciekły. Kurwa... taka banalna czynność, a był przez to miękki na całym ciele. No, może poza kutasem, który stał na baczność.
- Nigdzie nam się nie śpieszy, Levi – powiedział Erwin, głaszcząc kochanka po włoskach na karku w niezwykle przyjemny sposób. – Możemy uczyć się siebie nawzajem. Nie przejmuj się tym, że możesz zrobić coś źle albo niezdarnie. Tak cholernie cię pragnę, że nie jesteś w stanie mnie do siebie zniechęcić.
„Cholernie".
W ustach tego elokwentnego faceta to słówko brzmiało tak zajebiście podniecająco.
Taa, chyba to rozumiem – pomyślał Levi, uśmiechając się pod nosem. – To, że tak CHOLERNIE się kogoś pragnie, by nie zwracać uwagi na jego potknięcia.
- Choćbyś przystawił mi nóż do gardła... - ciągnął Erwin. – Albo byłbyś umazany w błocie, to i tak...
Nieoczekiwanie urwał i spłonął rumieńcem.
Levi od razu domyślił się powodu.
- Jestem umazany w błocie – mruknął niezadowolonym tonem.
Ciężko by nie był, biorąc pod uwagę, ile razy zbiry Kenny'ego cisnęły nim o chodnik. Szlag! Miał szczerą nadzieję, że on i Erwin nie nabawią się przez to żadnych zarazków.
- Pomyślałem o momencie, gdy się poznaliśmy – z niepewnym uśmiechem oznajmił Smith.
O cholera, rzeczywiście. Gdy o tym pomyśleć, to wtedy też Levi był cały w błocie – głównie za sprawą swojego nowego kumpla, Mike'a Zachariasa.
- Ja pierdolę, masz rację! – podsumował, patrząc na Erwina z mieszaniną rozbawienia i czułości. – Rzeczywiście wylądowałem w błocie. A wcześniej... chyba przystawiłem ci nóż do gardła?
- Wtedy akurat nie – z uśmiechem wyszeptał Smith. – Ale było blisko.
Jego spojrzenie nieoczekiwanie spoważniało. Po krótkiej chwili wahania, wyznał:
- Pragnąłem cię od dnia, gdy pierwszy raz cię zobaczyłem.
Z oczy dawnego zbira zniknęło rozbawienie. Levi oparł łokcie po obu stronach głowy Erwina, by popatrzyć na kochanka z góry.
- Nie mówisz, kurwa, poważnie.
Czuł coś na pograniczu niedowierzania i... ekscytacji. Z której strony by na to nie spojrzeć, pożądanie go od pierwszego wrażenia było komplementem.
Erwin przepraszająco wzruszył ramionami.
- Nie kłamię. Naprawdę cię pragnąłem. Cóż... po prawdzie nie było to takie samo pragnienie jakie zacząłem czuć, gdy naprawdę cię poznałem. Bardziej jedna z tych fantazji, które nie dają ci spać w nocy, ale w zasadzie to nawet nie liczysz, że kiedyś staną się rzeczywistością.
- A więc fantazjowałeś o mnie – bardzo powoli powiedział Levi, przybliżając swoją twarz do twarzy dowódcy, tak że prawie zetknęli się czołami. – Tylko dlatego, że prawie poderżnąłem ci gardło?
- Nie chodziło o to, co zrobiłeś, ale jak to zrobiłeś – zawstydzonym tonem wyjaśnił Erwin. – Zresztą, to nie tak, że umiem logicznie to wyjaśnić. Nawet wtedy nie umiałem. Wiem jedynie, że zauroczyły mnie twoje oczy. Mógłbym w nich utonąć.
- Teraz to zaczyna wyglądać jak jedna z moich fantazji! – prychnął Levi.
- To znaczy? – Smith zmarszczył.
- Walisz te swoje durne romantyczne teksty, czym cholernie mnie wkurwiasz...
Levi musnął swoimi wargami usta partnera.
- I sprawiasz, że mam ochotę cię całować – podsumował z kpiącym uśmieszkiem. – Byś wreszcie się zamknął.
- Podoba mi się ta fantazja – wymruczał Erwin, kładąc ukochanemu dłoń na policzku.
- Możemy też zrealizować kilka twoich – szepnął Levi.
A zatem to właśnie zrobili. Utonęli w kolejnym pocałunku i przylgnęli do siebie nagimi ciałami, rozpoczynając długi i słodki proces poznawania się od najintymniejszej strony.
Notka autorki
Dziękuję wam za cudowne komentarze – kiedy je czytam od razu mam większą motywację, by pisać. Nawet kiedy mam trudniejszy okres i jestem zawalona robotą.
Mam nadzieję, że podobało wam się... eghm... zbliżenie Erwina i Leviego. Od bardzo dawna czekałam, by je napisać, więc jestem mega podekscytowana.
Najważniejszy Arc (Ratowanie Erwina) został uroczyście zakończony (i skonsumowany XD), a zatem czas na wielki finał. W ostatnich rozdziałach zmienię nieznacznie kanon AoT, ale na razie nie zdradzam jak i dlaczego. Jedyne, co mogę obiecać, to happy end, ale to akurat nie powinno nikogo dziwić, bo mam wielką słabość do szczęśliwych zakończeń.
Trzymajcie się cieplutko i do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top