6

Saanvi.

Od razu gdy wyszedł poszłam wziąć kąpiel. Nie siedziałam zbyt długo bo wiedziałam, że nie mam czasu ale wyszorowałam dokładnie skórę bo wciąż czułam na sobie ciało mężczyzny. Nie mogę zostać skoro ktoś wie, że tutaj mieszkam. Poza tym, nie poradzę sobie z trupami, a skoro te trupy już tu są to przyjdą sprzątać bo wybuch było słychać w przynajmniej połowie miasta.

Ubrałam się w wygodne ciuchy, spakowałam do plecaka najważniejsze rzeczy i jedzenie by przetrwać chociaż kilka dni bo nie wiem kiedy tutaj wrócę i czy jeszcze w ogóle wrócę.

Do tej pory ten dom był moim azylem. Gdy osiedle opustoszało, przeszukałam każdy dom by zebrać zapasy, a teraz? Teraz chuj z tego skoro muszę odejść. Teoretycznie nie musiałam ale nie wyobrażałam bać się każdej nocy jeszcze bardziej niż wcześniej.

Nauczyłam się żyć w samotności, a mój nocny gość ją naruszył. Naruszył moją przestrzeń osobistą gdy tylko strzelił w zamek drzwi. Zburzył wszystko co do tej pory udało mi się zbudować. Zburzył mój azyl bo tak mu się podobało.

Wyciągnęłam z garażu rower który do tej pory był moim środkiem pojazdu. Mogłabym wziąć samochód ale nie zdążyłam zrobić prawka więc za cholerę nie wiem jak ruszyć, a co dopiero jak jechać by się nie spowodować wypadku.

Wsiadłam i ruszyłam do centrum. To tam miałam zamiar się zatrzymać. To tam było mieszkanie po mojej babci, miałam cichą nadzieję, że jest puste i zamki całe. Wiedziałam, że to ryzykowne posunięcie bo w końcu w centrum każdej nocy jest paskudnie ale nie miałam innego punktu zaczepienia.

Mijałam ulice i chciało mi się śmiać. Nie potrafię zrozumieć, jak ludzie mogą normalnie żyć, normalnie funkcjonować gdy co noc jest rzeź. A właśnie to robią, chodzą na zakupy, pracują jak gdyby nigdy nic. Spotykają się w kawiarniach czy restauracjach. Żyją tak jak wcześniej.

Może też powinnam? Powinnam ale nie potrafię. Mimo, że przez osiemnaście pierwszych lat rodzice uczyli mnie mieć twardą dupę to jednak po ich śmierci zaczęłam się bać jeszcze bardziej niż przed. Przed ich śmiercią, każdego dnia wstawałam i zastanawiałam się co mnie czeka tym razem. Czasami było spokojnie ale tylko wtedy gdy większość czasu musieli siedzieć w pracy jednak później dostawało mi się jeszcze bardziej, zupełnie tak jakby chcieli nadrobić te dni. Traktowali mnie jak gówno. Byłam ich workiem treningowym, wmawiali, że jestem nikim więc też jak gówno się czułam. Nigdy nie czułam się piękna, nigdy nikt nie powiedział mi, że jestem ładna. Miałam kompleksy ale nauczyłam się tolerować swoje ciało.

Po ich śmierci było znacznie gorzej. Bo gdy żyli wiedziałam czego mogę się po nich spodziewać. Wiedziałam do czego są zdolni. A teraz? Teraz boję się każdej nocy bo nie wiem co mnie czeka.

Zatrzymałam się pod odpowiednią kamienicą. Zasiadłam z roweru i weszłam do środka. Ruszyłam schodami na górę, zatrzymałam się pod odpowiednimi drzwiami i odetchnęłam bo były całe, zamek również. Wsunęłam klucz do zamka, przekręciłam i weszłam do środka. Od razu przekluczyłam drzwi. Ruszyłam w głąb. Wszystko było takie jak zapamiętałam. Stare meble pokrywała spora ilość kurzu. Otwarłam wszystkie okna bo skoro chcę tutaj zostać na jakiś czas to muszę doprowadzić to mieszkanie do porządku i porządnie przewietrzyć. Nie chcąc tracić czasu od razu zabrałam się za sprzątanie. Nie było prądu, woda była zimna ale dam radę.  Poradzę sobie, w końcu kto jak nie ja.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top