34
Charles.
Wszedłem do szpitala, a za mną Andrew. Podszedłem do kobiety w recepcji.
- ma przeżyć albo wysadzę kurwa ten szpital.
Kobieta zbladła bo do tej pory szpitale były nie do ruszenia.
- kim pan jest?
Zapytała i wybrała numer na telefonie chyba do lekarza.
- Charles Bein.
Teraz wyglądała jak biała ściana za nią.
- doktorze mamy operacje na już.
Powiedziała i z jej miny wywnioskowałem, że nie jest zadowolona z odpowiedzi. Andrew od razu zareagował i wziął od niej słuchawkę.
- Charles pierdolony Bein nie będzie kurwa czekał, więc przyłaź tu albo cie znajdę i wypatrosze.
Uśmiechnął się do recepcjonistki i oddał jej telefon.
- już tu idzie.
Powiedział nieco spokojniej. Faktycznie nie minęła dłuższa chwila i pojawił się doktorek z całą ekipą niezbędną do operacji. Spojrzał na Saanvi i skinął głową.
- od razu na blok operacyjny, za mną.
Ruszyłem za lekarzem, a Andrew cały czas mi towarzyszył.
- jeśli umrze..
Zacząłem.
- zrobię wszystko co w mojej mocy panie Bein.
Położyłem ją na łóżku i od razu zabrali ją na blok operacyjny. Wiedziałem, że nie mogę tam wejść, a kłótnia z tym pacanem by tylko przeciągnęła wszystko w czasie, a czasu nie mieliśmy. Chodziłem w tą i z powrotem przed drzwiami oddziału.
- co teraz?
Zapytał Andrew. Wiedziałem, że nie pyta o sytuację z Saanvi. Przejechałem dłonią po twarzy.
- zadzwoń do Marka, niech puści nagranie o szóstej i ma lecieć całe dwadzieścia cztery godziny. Jeśli więźniowie w ciągu tych godzin nie wrócą do pierdla, będziemy ich ścigać.
Przytaknął, wyciągnął telefon i od razu zadzwonił do naszego hakera. Każdy więzień miał nadajnik który załączał się dopiero pod skórą, jeśli któryś z nich go wyciągnął, od razu dostawaliśmy powiadomienie bo ten przestał działać i mieliśmy ostatnią lokalizację. Debili było takich kilka na początku, ale od razu zostali odjebani więc z tymi którzy teraz będą gwiazdorzyć też sobie poradzimy.
Usiadłem na krześle, oparłem łokcie o kolana i spuściłem głowę. Zaraz mnie chuj strzeli jeśli zaraz ktoś nie wyjdzie, a minęło zaledwie kilka minut.
***
Trzy godziny. Tyle trwała operacja. W końcu wyszedł lekarz. Od razu podniosłem się z krzesła, a Andrew wycelował w niego z karabinu.
- żyje.
Powiedział lekarz widząc broń.
- daliśmy jej mocne środki nasenne, przez pierwsze czterdzieści osiem godzin będzie spała, później chciałbym ją jeszcze tutaj zatrzymać kilka dni do momentu aż wyzdrowieje.
Przytaknąłem. Andrew opuścił broń, a lekarz odetchnął.
- rozumiem, że będzie sama na sali, a ja razem z nią?
Zapytałem chociaż to nie było pytanie. Taka delikatna sugestia. Andrew znów uniósł karabin i wycelował w mężczyznę.
- tak.
Powiedział i chyba się obsrał.
- nie chce innego lekarza więc cokolwiek będzie robione to masz robić to ty i chce wiedzieć wszystko co jej podajesz.
Skinął tylko głową.
- cudownie.
W końcu pielęgniarki wyszły i prowadziły łóżko z Saanvi do jednej z sal. Od razu ruszyłem za nimi, a Andrew za mną.
- posiedzę tutaj do szóstej i spadam, przywiozę ci jakieś rzeczy.
Przytaknąłem ale nic nie powiedziałem. Gdy już byliśmy na sali i pielęgniarki wyszły usiadłem na krześle obok jej łóżka, chwyciłem jej dłoń i gładziłem kciukiem.
- czy on ją.. no wiesz..
Zaczął mój kuzyn, a ja się spiąłem.
- nie wiem, nie mam pojęcia ale jeśli tak to nie będę w stanie spojrzeć jej w oczy i nie wybaczę sobie, że się spóźniłem.
Przytaknął i milczał dłuższą chwilę ale z racji, że nie potrafił siedzieć cicho zbyt długo znowu zaczął gadać.
- może to tak musiało być?
Zmarszyłem czoło i spojrzałem na niego.
- no wiesz to wszystko.. minęły dwadzieścia dwa lata, Saanvi ma dwadzieścia i może to sprawka Olivii?
Zapytał, a ja zmarszczyłem się jeszcze bardziej.
- o czym ty kurwa mówisz?
Byłem zdezorientowany.
- no wiesz, może ona ją przysłała.. wydaje mi się, że tak bo od momentu śmierci Olivii się nie śmiałeś, nawet się nie uśmiechałeś, a pojawiła się ona i wróciłeś stary ty więc może po prostu tak miało być.
Wzruszył ramionami.
- Olivia miała umrzeć, później twoi rodzice, miałeś zostać sam, Romana mieli wypuścić, a ty wprowadzić czystkę by później ją uratować i zacząć wszystko od nowa bo twój początek nie zaczął się teraz gdy Roman umarł, zaczął się w momencie gdy wszedłeś do jej domu.
Powiedział na jednym wdechu. Andrew wiedział jak poznałem się z Saanvi bo gdy jej szukałem to zdążyłem mu wszystko wyśpiewać.
- ja pierdole, nie wiedziałem, że jesteś taki..
- mądry, inteligentny?
Przewróciłem oczami.
- jebnięty kurwa, znowu oglądałeś Zaklinacz Dusz?
Skinął głową.
- no ale to nie zmienia faktu, że to jest logiczne i mądre myślenie.
- to nie myśl więcej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top