29
Charles.
Pod wieczór dojechaliśmy do Nowego Jorku. Saanvi nie chciała mi powiedzieć, jak genialny ma plan bo wiedziała, że na nic się nie zgodzę bez poparcia jej strony. Ale kurwa, nikt mi nie zagwarantuje, że nic jej się nie stanie więc powinna mnie zrozumieć. To już nie jest sama chęć zapewnienia jej bezpieczeństwa, bo moje uczucia są znacznie głębsze ale jeszcze nie potrafię ich nazwać.
Nie dzwoniłem do Andrewa, że wracamy więc wcale się nie zdziwiłem, że gdy weszliśmy do jego mieszkania on posuwał jakąś blondynę. Odwróciłem głowę w bok i chciałem zwymiotować. Saanvi stanęła obok mnie i zaczęła się śmiać tak głośno, że Andrew przerwał.
- to za to, że nie pozwoliłeś nam się tu pieprzyć.
Powiedziała Sasko. Wróciłem wzrokiem do kuzyna i zacząłem się śmiać bo fujara mu zmiękła, a blondyna zaczęła się ubierać.
- karma.
Dodała Sasko widząc to co ja i wzruszyła ramionami.
- ja pierdole! Miało was tu kurwa nie być!
Zaczął się w końcu ubierać. Przesunąłem się by jego dzisiejsza partnerka mogła wyjść.
- zadzwonię!
Wydarł się do kobiety gdy wychodziła.
- spierdalaj.
Usłyszałem i zaraz jebła drzwiami. Tym razem to Saanvi zaczęła się śmiać.
- powinienem was zajebać jak była okazja, to nie kurwa.
Powiedział zrezygnowany i usiadł na kanapie.
- to jej wina.
Kiwnąłem głową w stronę kobiety, a ona przewróciła oczami.
- papierosek?
Uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła w stronę balkonu. Przejechałem dłonią po twarzy i ruszyłem za nią, Andrew również.
***
- nie.
Powiedziałem od razu gdy tylko usłyszałem jej pojebany plan.
- ale dlaczego?
Zapytała.
- bo jeśli wejdziesz tam sama i powiesz, że nie żyje to się rzucą na ciebie jak psy na mięso.
Odpaliłem kolejną już fajkę. Przewróciła oczami.
- rzucą się tylko ci którzy cię nie szanują i pracują dla Romana i w ten sposób dowiemy się kto jest z nim i z Thomasem.
Zaciągnąłem się papierosem.
- źle ci ze mną, że szukasz wrażeń?
Zapytałem, a ona się zmarszyła.
- nie brałam tego kurwa nawet pod uwagę.
- no właśnie, a jeśli trafisz w ręce Romana to zostanie z ciebie sito.
Wyrzuciła ręce do góry.
- przecież będzie ze mną Andrew, wiedzą, że jesteście rodziną, tak?
Spojrzała na mojego kuzyna, a on skinął głową i wsunął do ust kolejnego orzeszka.
- no.
Odpowiedział. Przewróciłem oczami.
- ale to nie znaczy, że będą go słuchać.
Saanvi uniosła dłonie w geście poddania.
- a ja myślę, że to genialny pomysł.
Odezwał się Andrew.
- i ty kurwa przeciwko mnie?
Zapytałem wkurwiony, a on tylko wzruszył ramionami i napchał sobie solidną porcję orzeszków. Zwykle jadł gdy myślał. Nie odezwałem się, Saanvi też. Ale Andrew raczył przemówić jak tylko przełknął.
- generalnie wszystko w porządku, ale myślę, że trzeba dodać trochę dramaturgii.. wiesz, musisz tam dojechać kilka minut po szóstej i wyglądać tak jakbyś walczyła z samym diabłem. No przecież muszą współczuć kobiecie, tak?
Zgasiłem papierosa w popielniczce i odpaliłem kolejnego bo ten poprzedni nawet trochę nie ukoił moich nerwów.
- powtarzam.. jak trafi w ręce Romana to..
Nie pozwolił mi dokończyć.
- zaczipujmy ją jak więźniów, będziemy wiedzieć gdzie jest i gdzie jej szukać w razie gdyby coś się działo.
Spojrzałem na Saanvi, zbladła i przełknęła ślinę.
- że w sensie będziecie mnie ciąć?
Zapytała, a Andrew machnął ręką.
- lekkie nacięcie, nawet nie poczujesz. Dostaniesz kolorowy plasterek i nie będzie bolało.
Uśmiechnął się, a ja parsknąłem śmiechem widząc pokerową minę kobiety.
- ja kurwa rozumiem, że jesteś przed piędziesiątką ale nie wypominaj mi wieku stary pryku skoro ja nie wypominam tobie.
Powiedziała wkurwiona.
- ale przecież ja chcę dobrze! Dzieci lubią kolorowe plasterki więc ty pewnie też.
Odezwał się, a ja po minie Sasko wiedziałem, że Andrew tego pożałuje. Pochyliła się lekko w jego stronę.
- powinieneś udać się do lekarza..
Zaczęła, a on zmarszczył brwi w dezorientacji, ja również bo za chuja nie wiedziałem o co jej chodzi.
- po viagrę kurwa bo to nie jest normalne, że ci chuj więdnie zanim się spuścisz.
Chwyciła orzeszka, wsunęła do ust i się wyprostowała. Wybuchnąłem śmiechem bo tego się nie spodziewałem.
- nie śmiej się kurwa, dla ciebie też wezmę tą receptę.
Śmiałem się dalej.
- od jego chuja się odpierdol.
Rzuciła Saanvi. W końcu się uspokoiłem, a Andrew siedział obrażony.
- gdzie ten nadajnik ma być?
Zapytała, a ja wziąłem głęboki oddech.
- każdy ma go w ramieniu ale nie mogę ci go tam włożyć bo będę musiał to zszyć więc będzie na widoku.
Skinęła głową.
- to musi być takie miejsce, że nawet jeśli cię rozbiorą to nie zobaczą.
Słysząc te słowa nie wytrzymałem i przyjebałem mu w nos.
- kurwa!
Wydarł się.
- nie rozbiorą i nawet kurwa tak nie mów.
Odsunąłem się od niego, wytarł ręką krew która zaczęła płynąć z jego nosa.
- więc albo za uchem albo kark, tam mam szanse go zakryć włosami.
Wziąłem głęboki oddech.
- jesteś pewna?
Zapytałem.
- tak.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top