Rozdział 8 "Zdrada"
Connor wpatrywał się w niego przez chwilę.
Chłopak już lepiej wchodził w role. Musiał jednak być konsekwentny wobec niego.
Podszedł do niego.
- Nie. Zły Toy. Oddaj - wysunął rękę, by zabrać mu zabawkę.
Ten spojrzał na niego, po czym podał mu piłeczkę patrząc na niego smutnymi oczami.
- Przepraszam Sir - powiedział - Zrobiłem coś nie tak? - zapytał cicho.
- Gdy bawimy się w aport, grzeczne pieski przynoszą piłeczkę z powrotem do Pana - wyjaśnił mu pouczającym tonem - Spróbujmy jeszcze raz, Aport - rzucił piłkę.
Chłopak znów pobiegł za piłką, po czym wrócił i od razu mu ją podał.
- O właśnie tak. Jaki dobry piecho - W nagrodę dostał ciasteczko i po chwili piłka znów przeszyła powietrze - Aport, Toy!
Leo znów za nią pobiegł, po czym lekko zdyszany położył ją przed nim. Był już nieco zmęczony.
Ciasteczko, rzut i „Aport Toy". Ciąg zdarzeń znów się powtórzył. Mężczyzna widział zmęczenie szczeniaka, ale właśnie o to mu chodziło, by chłopak pozbył się tej niepotrzebnej, złej energii.
Po kolejnym przyniesieniu piłki chłopak opadł obok niego na podłogę i przysunął się bliżej jego ciała. Chciał jeszcze doznać jego dotyku i odpocząć.
-Mój szczeniaczek się zmęczył tak? Już chcesz odpocząć? - zaczął głaskać go po brzuchu i włosach.
Leo skinął głową i przymknął oczy. Podłoga, dzięki ogrzewaniu od dołu, była taka ciepła, że byłby w stanie na niej zasnąć.
- W takim razie piesek sobie odpocznie - mężczyzna wstał na chwilę, po czym wrócił z małą kostką podobną do tej, którą jadł ostatnio.
- Proszę Toy. Pożuj sobie a Pan cię pogłaszcze.
Ten wziął ją do ust zaczynając ssać w ustach. Była naprawdę smaczna.
Trwali tak przez parenaście minut przyjemnej ciszy, kiedy Connor masował ciało swojego szczeniaczka. Jednak nic nie trwało wiecznie. Wiedział, że czas kończyć sesje, bo chłopak więcej nie wytrzyma. Zaczekał aż ten dokończy kość, po czym lekko podniósł go do siadu
- Czas kończyć, Leo. - oznajmił ciemnoskóry.
Blondyn skinął głową i wstał - Dobrze Sir - połknął ją i uśmiechnął się - Trochę się zmęczyłem.
- Domyślam się. Taki był zamysł. Chodź, ubierzemy cię i dam ci herbatki, co ty na to? - mężczyzna rozpiął ochraniacze na jego dłoniach i podał mu ubrania.
- Bardzo chętnie - uśmiechnął się młodszy i wstał pojękując cicho, gdy jego kolana się wyprostowały.
Connor pomógł mu utrzymać się w pionie. Gdy chłopak był już gotowy udali się na górę by wypić słodki napój - Jak wrażenia po sesji? - zapytał, parząc herbatę.
- Chyba, już... Trochę się wczułem? - zapytał cicho, spoglądając na mężczyznę.
- Też odniosłem takie wrażenie. Ale czy ci się podobało? - Doprecyzował pytanie.
- Nawet bardzo - pokiwał głową. Te słowa były naprawdę szczere, naprawdę mu się podobało.
-Cieszę się kochanie - Podszedł do niego z kubkiem napoju -Pij, jest letnia.
- Dziękuję - wziął ją od niego, po czym wziął łyka i zamruczał - Czy każdy napój jaki Pan robi musi być tak pyszny? - uśmiechnął się.
- Każdy ma jakiś talent, nieprawdaż? - mrugnął do niego i sam zaczął pić - Więc, chciałbyś przyjść na następną sesje?
Chłopak się zastanowił, zaczął układać w głowie plan jak zrobić by faktycznie przychodzić na sesje, ale by jego przyjaciele się o tym nie dowiedzieli i nie drwili z niego.
Mężczyzna lekko wycofał się widząc jego zastanowienie - Ja coś, zawsze mogę dać ci numer do innego Mastera... - Próbował ukryć smutek w głosie, ale niezbyt dobrze mu to wyszło.
- Nie - zaprzeczył od razu blondyn - Ja chcę przyjść... Ale muszę to chyba jeszcze przemyśleć...
- Rozumiem. To oczywiste - W głowie Connora odrazu pojawiło się miliard myśli. Czy on coś źle zrobił? Czy skrzywdził chłopaka? - Masz tyle czasu ile chcesz.
Ten skinął głową, znów bardzo źle się poczuł z powodu tego, że okłamuje mężczyznę, chociaż... czy teraz było to kłamstwem? Nie... Teraz chyba naprawdę chciał tu zostać i ciągnąć to dalej...
Popijali spokojnie herbatkę gdy nagle do ich uszu dobiegł straszny jazgot zza drzwi. Dało się słyszeć krzyki i walenie. Connor wstał powoli odrazu sięgając do szafki i wyjmując z niej pistolet.
- „Zostań tu" wyszeptał mu prawie niesłyszalne. Zbliżył się do drzwi.
- C-co się dzieje? - zapytał, niemal szeptem i wstał lekko wystraszony z krzesła.
Connor podszedł do drzwi. Krzyki zaczęły układać się w wyrazy.
- Świrze! Oddawaj nam Leo! - wolały jakieś męskie, a raczej wciąż chłopięce głosy na zewnątrz.
Mężczyzna posłał blondynowi pytający wzrok.
- A-Alex? - zapytał bardzo cicho chłopak, po czym podszedł bliżej do drzwi. Dlaczego przed drzwiami słyszał głos swojego przyjaciela?
Gdy spojrzał przez wizjer zobaczył trójkę swoich znajomych dobijających się do wnętrza.
- Wypuść go ty zboczeńcu! - dalej wołali. Tym razem rozpoznał głos Toma.
- C-co wy robicie?! - niemal krzyknął wymijając mężczyznę otwierając drzwi, patrząc na nich.
Za równo Tom jak i Alex byli kompletnie pijani. Jedynie Damon stojący z tyłu śmiał się w głos.
- Przyszliśmy Cię odbić! Stwierdziliśmy, że za długo tam siedzisz i ten wariat pewnie cię gwałci. Ale nie martw się. Wyzwanie zaliczone, możesz już kazać temu choremu facetowi wypierdalać -zaśmiał się Damon.
Leo otworzył jedynie usta i szerzej oczy, po czym gwałtownie przeniósł wzrok na stojącego obok niego Connora. Mężczyzna wyglądał jakby zeszły z niego wszystkie siły i miałby się zaraz rozpłakać. To było coś co raniło go najbardziej. Gdy ktoś komu ufał, go zdradził.
- Lepiej już idź Leo. - powiedział cicho podając mu jego kurtkę.
- Nie, nie niech Pan posłucha - wysunął stopująco dłonie a jego oczy momentalnie się zaszkliły.
- Chodź Pieseczku - Alex chwycił blondyna za rękę, a Tom zbliżył się do czarnoskórego mężczyzny. - Chory pojeb - splunął na niego, po czym znów się zaśmiał.
W oczach starszego stanęły łzy.
- Przestań! - krzyknął Leo rozżalonym głosem, po czym wyrwał mu się odwracając w stronę mężczyzny, znów chcąc coś powiedzieć.
- Żegnam - Drzwi zatrzasnęły się tuż przed jego nosem. Leo.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie ^*^
Bardzo się cieszę, że tak bardzo podoba wam się opowiadanie. Dziękujemy za wszystkie ciepłe komentarze i każdą gwiazdkę ^^
Zapraszam na swoje konto Caatio ), na którym niebawem pojawią się podobne nasze prace. Może one również przypadną wam do gustu.
Byłabym wdzięczna jakbyście je zaobserwowali
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top