Rozdział 61 „Podnóżek"

Wrócił myślami do teraźniejszości i przyjrzał się Leo, który był cały rumiany, a jego penis stał na baczność.

-Spodobało się? -zaśmiał się rozbawiony.

- T-tak to... Ciekawe takie, niespotykane, myślałem, że ulegli są zawsze... Ulegli.

-Tak. To dość ciekawe. Przy mnie jest jak najsurowszy master, a tylko pojawia się Pani i miękną mu kolanka.

Uległy wywrócił ostentacyjnie oczami, po czym słysząc ciepły głos swojej pani, zerwał się z miejsca i pobiegł do salonu. Pozostali podążyli za nim.

Coni siedział oparty o kobietę i wtulony w nią, gdy ta gładziła go delikatnie po głowie. Zaniepokojony Leo podszedł bliżej.

-Panie? -zapytał niepewnym głosem, klękając przy jego nodze.

-To nic. Po prostu Emili udzieliła nam błogosławieństwa -ujął jego brodę w palce -A to wiele dla mnie znaczy i się trochę wzruszyłem. Wiesz w końcu, jaką jestem kluchom.

- Co to oznacza? - chłopak przekrzywił głowę, zaciekawiony nie do końca rozumiejąc.

-Poznała cię jako uległego i jako moja nauczyciela zaakceptowała nasz związek. Przyjęła cię w pewien sposób do rodziny. Nie chciałem cię stresować, dlatego nie mówiłem ci, że jej zdanie jest takie ważne -odetchnął, przekładając jego kosmyki w palcach.

- Och... - oczy chłopaka rozszerzyły się i uniosły na twarz kobiety, która uśmiechnęła się lekko. Rumieniec wątpił na jego usta a on od razu spuścił wzrok - Dziękuje Pani...

Ta sięgnęła drugą dłonią i uniosła jego podbródek - Jesteś uroczy, przypominasz mi Jacoba na samym początku.

-Tez taki był Pani? -przytulił się do dłoni, patrząc na klęczącego cicho chłopaka.

- Podobny do Ciebie, nieśmiały i niepewny - uśmiechnęła się.

-Teraz definitywnie już taki nie jest -zaśmiał się cicho i rozluźnił. -Dziękuje... cieszę się, że mogę być częścią waszej rodziny.

- Również mnie to cieszy, powiększanie stada to jedna z najprzyjemniejszych rzeczy w życiu dominy.

Nie upłynęło już wiele czasu, nim do drzwi zapukali pierwsi goście. Wszyscy byli już znajomi Leo dzięki jego dużej ilości zabaw. Kochał swoje stado. Ostatni za drzwiami pojawił się Damon, cały rumiany.

- Bałem się, że nie przyjdziesz - Leo rzucił się na niego, mocno przytulając.

-Ja bym nie przyszedł? Dla mojego brachola zawsze -oddał przytulanie, całując go w głowę.

Chłopak uśmiechnął się jedynie szeroko - Dziękuję, dałeś radę dojechać. Mam nadzieję, że ktoś Cię podwiózł, a nie znów pożyczyłeś auto i jechałeś nim jak szalony? - uniósł brew podejrzliwie.

-Oh... No nie wiem -wyszczerzył się, po czym wszedł do środka -wszyscy już są?

- Tak, i jest nawet ta pani Conniego - powiedział lekko zarumieniony.

-Podobno jest straszna-szepnął konspiracyjnie.

- Straszna? - zdziwił się Leo - Skąd ten pomysł?

-Skoro Masterzy się jej boją, to musi być straszna -wzruszył ramionami Damon i powoli wszedł do salonu rozglądając się .

- Coni się jej nie boi - zamyślił się - Chyba, no może trochę.

Chłopak zachichotał. Przestał jednak się śmiać gdy zobaczył prześliczną kobietę siedzącą na kanapie, opierającą nogi na plecach uległego.

- Na pewno mogę tutaj... Być? - przygryzł niepewnie wargi.

-Tak. Chodź! -zachichotał cicho i zaprowadził go do kanapy, by mógł się przywitać.

- To... Właśnie mój przyjaciel Damon, Madam - uśmiecha się lekko stając przed kobietą.

-Dzień dobry -rudzielec pochylił pokornie głowę przed Panią, nie mogąc oderwać wzroku od oddychającego spokojnie uległego.

- Witaj - ta odpowiedziała łagodnie nie zaprzestając gładzenia uległego - A więc to ty obraziłeś kiedyś Connora ze względu na jego fetysz... - zaczęła.

-Tak Pani. Ale przeprosiłem. Wiem, że to nie było dobre zachowanie -przerwał jej, od razu wyjaśniając.

- Nie wydaje mi się, żebym skończyła mówić... - zamyśliła się.

-Oh. Ja... tak. Przepraszam -poprawił się, rumieniąc wściekle.

- Wiele jeszcze przed Tobą - pokiwała głową - Przede wszystkim więcej słuchaj i nie bądź taki spięty.

-To trochę trudne w takiej sytuacji -ledwo zauważalnie skinął na uległego pod jej nogami.

- Zdołasz do tego przywyknąć - zapewniła - Już spokojnie, nie zjem Cię.

-Przepraszam Pani -skulił ramiona -Ma pani... śliczny podnóżek? -zapytał, nie wiedząc jak się zwracać do uległego.

- Owszem, - poklepała Jacoba po szczupłym boku - Jest niezwykle wygodny.

Otworzył usta, by zapytać o coś jeszcze, jednak zamknął się szybko, nie wiedząc, czy może. Wypytywanie byłoby w końcu niemile.

- Tak? Mów - ta powiedziała spokojnie.

-On to lubi? -spytał, przyglądając się chłopakowi zafascynowany.

- Oczywiście, gdyby nie lubił, nie robiłby tego - odparła, jakby to było oczywiste.

Damon przyjrzał się uważnie. Musiał przyznać, że sam chciałby być na jego miejscu.  Pod ciepłymi, ciężkimi nogami Pani. W bezpieczeństwie mogąc służyć. Przyglądał się w ciszy.

- Podoba Ci się to? - uniosła brew, a na jej ustach pojawił się lekki uśmiech.

-No... może trochę -zarumienił się wściekle. -To wydaje się miłe.

- Potem możecie razem porozmawiać gdy nie będę go potrzebować - powiedziała i pogłaskała włosy mężczyzny.

-Dziękuje Pani. Ale na razie zajmijmy się może tym słodziakiem -poklepał Leo po głowie.

- Tak, to definitywnie dobry pomysł - uśmiechnęła się - Czas zacząć, prawda Coni?

-Tak. Tak sądzę -Master rozejrzał się po swoim stadku. David i Filip byli już w puppy space i czekali na resztę stada. Przeciągali między sobą linkę.

-Zajmę się betami, a Leo wprowadzimy na końcu. Co ty na to? -spojrzał na blondynka.

- Tak, to dobry pomysł, chodź tu mały - wskazała na miejsce obok siebie - Ty też się pobawisz? - zapytała Damona.

-Nie, ja też spróbuje pomagać. Nie wiem do końca jak, ale mogę porzucać im piłki czy coś -zaśmiał się nerwowo. Leo usiadł obok Pani, a Damon skulił się przy jego boku.

- Stresujesz się? - Leo spojrzał na niego. Może zaproszenie tutaj przyjaciela nie było dobrym pomysłem...?

-Może trochę. Ale już nie mogę się doczekać jaki słodki będziesz jako szczeniak -złapał go za policzki -i nie będziesz mówić.

- Och, spadaj - mruknął cicho - Ale wiem, będę uroczy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie szczeniaczki!

Nowy rozdzialik na poprawę humoru w nowym tygodniu ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top