Rozdział 11 "Warunki"
Leo stał osłupiały. Co się właśnie stało? Connor nie był na niego strasznie zły? Wybaczył mu? I co tam robił Damon? O co chodziło?
Osłupiały zaczął jednak ubierać się i szykować do wyjścia. Chciał jak najszybciej dotrzeć na miejsce by znaleźć odpowiedzi na jego pytania. Nie mógł jednak wyjść z domu wyglądając jak siedem nieszczęść.
Jego oczy były całe czerwone od płaczu i nie mógł z tym nic zrobić w tak krótkim czasie. Zdąrzył jedynie się przebrać i w miarę ogarnąć swoje niesforne włosy.
Wyszedł z domu i wsiadł w autobus. Tak samo jak Damon wolał nie używać auta by nie zanieczyszczać ich pięknej planety.
Po dłuższej chwili dotarł na miejsce.
Stanął naprzeciw drzwi i wyciągnął drżącą dłoń w ich stronę . Co jak się okaże, że to był jakiś żart? Niepewnie zapukał. Drzwi otworzyły się i stanął w nich Connor.
- Wejdź proszę mały. Pijemy z Damon'em herbatkę.
Ten uniósł na niego zdezorientowany wzrok - Naprawdę mogę wejść? - spytał z niedowierzaniem a jego oczy na nowo się zaszkliły.
- Tak. A teraz już nie płaczemy tak? -wziął jego twarz w dłonie i przetarł oczy palcami, wycierając łzy - Wszystko sobie wyjaśnimy i może znów przyjmę cię do stada, jeśli będziesz chciał...
- N-naprawdę? - powtórzył znów z niedowierzaniem, po czym nie mogąc się powstrzymać, zaczął płakać.
- Ojj, szczeniaczku - rozczulił się i przyciągnął go do siebie. Był już prawie pewnien, że chłopak nie gra tego zachowania. Jeśli jednak to robił, to musiał być świetnym aktorem.
- J-ja, tak bardzo przepraszam, j-ja... Ja nie chciałem by tak się stało... To co oni powiedzieli nie było prawdą. P-przysięgam...
- Która część nie była prawdą, mały? - spytał ciekawy jego odpowiedzi. Cały czas lekko go bujał i gładził po plecach.
- T-to wyzwanie, to była prawda. A-ale potem, potem naprawdę chciałem tu wrócić. A teraz... Teraz już nie mogę - powiedział zapłakany w jego ramie.
- Nikt nie mówi, że nie będziesz mógł tutaj wrócić. No już, Leo. Uspokój się. Chciałbym z tobą porozmawiać a w takim stanie to nie możliwe - pomasował mu plecki delikatnie.
Blondyn odkleił się o niego i powoli otarł łzy - Dziękuję... - powiedział jedynie drżącym głosem przepełnionym wdzięcznością.
- W porządku - otarł mu łezki z oczu i pocałował w czoło - Chodźmy do salonu, czeka tam już Damon.
- Damon? - chłopak zmarszczył brwi, po czym ruszył do pokoju gdzie faktycznie na kanapie siedział jego rudowłosy przyjaciel.
- Cześć Leo - uśmiechnął się słabo, widać było, że dla niego ta noc też była ciężka.
- Siądźcie sobie i porozmawiajcie a ja zrobię herbaty - spojrzał na młodszego troskliwie.
- Myślę, że lepiej będzie gdy już pójdę - Damon wstał - Bardzo panu dziękuje za wszystko i wyrozumiałość - uśmiechnął się do niego lekko.
- Do widzenia, zamknij za sobą drzwi, dobrze? - Mężczyzna skinął głową i przeniósł wzrok na Leo - Jak się trzymasz?
- T-teraz... Odkąd pPan zadzwonił dużo lepiej - przyznał chłopak, jednak nadal nie unosił głowy.
- Cieszę się. A teraz opowiedz mi szczerze o tym, co czułeś gdy tu szedłeś.
- Dzisiaj? - zapytał chłopak niepewnie bawiąc się palcami.
- Przed pierwszym spotkaniem - mężczyzna podniósł z fotela misia i podał mu go - Proszę.
- Na początku się bałem, traktowałem t-to jak... Wyzwanie, które dostałem, ale potem... - zaczął - Już na samym początku gdy wszedłem do tego pokoju poczułem coś dziwnego.
- To znaczy? Co takiego poczułeś?
- Bardzo dużą potrzebę zostania tutaj dłużej, i... Pana dotyk był taki przyjemny i miły...
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
- Tak, od razu dobrze reagowałeś, dlatego zdziwiłem się gdy powiedzieliście mi, że to był zakład. W którym momencie postanowiłeś, że chcesz tu przychodzić z własnej woli?
- Następnego dnia... Sam wymyśliłem to by przynieść jakiś dowód, że tu byłem... To był pretekst by tutaj wrócić ale oni o tym nie wiedzieli... - przyznał i znów zwiesił głowę - Przepraszam...
- Już przeprosiłeś. Raz wystarczy. Martwię się jednak, że to znów jakiś zakład, albo chcecie mnie nabrać.
- Nie! - pokręcił głową, od razu unosząc wzrok - Nigdy bym tego nie zrobił, wiem, że teraz... Moje słowa nic nie znaczą. - znów spuścił spojrzenie - Nie zasługuje by w ogóle teraz z panem rozmawiać.
- Tak, twoje zachowanie było bardzo nieodpowiedzialne i mnie zraniło, ale to nie powód, byś cały czas się zadręczał. Zapomnij o tym i zacznijmy od nowa.
Chłopak uniósł wzrok w niedowierzaniu - Naprawdę... Chce mi Pan dać kolejną szansę?
- W pewnym sensie. Będziesz musiał sobie zasłużyć na moje zaufanie, ale nie położyłem na tobie krzyżyka. Mam nadzieję, że dołączysz do mojego stada.
- Mogę się przytulić? - zapytał blondyn drżącym głosem będąc wzruszonym.
- Jasne...- pozwolił mu się przytulić i zaczął ciziać po włosach - Już okey?
- Chyba tak... Ale boje się, że... W czymś Pana zawiodę - powiedział cicho - Jestem okropnym psem.
- No już mały. Jak mówiłem jest w porządku. - pogładził go po włosach. - Chcesz zjeść owsiankę?
- Po proszę, jeśli to nie kłopot - powiedział, powoli się już uspokajając Leo.
Mężczyzna nałożył do dwóch misek owsiankę i zawołał chłopaka do stołu - Musimy omówić to, co będzie się dalej działo.
- Dobrze - pokiwał głową Leo, który zdążył się już uspokoić i usiąść na przeciw niego.
- Przede wszystkim, będę od ciebie teraz więcej wymagać. Jeśli chcesz tu być musisz się postarać i udowodnić mi, że to nie prank. Oczywiście jeśli chcesz tu być i nadal będziesz miał z tego przyjemność. - wyjaśnił ze spokojem Connor.
~~~~~~~~~
Witamy was, nasze kochane szczeniaczki ^^
Mamy nadzieje, że podoba wam się koniec mini dramy. Znów zapanowała miłość ^^ I apropo tego: wesołych Walentynek!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top