Serce

Cisza. Pustka. Ciemność. Nicość, ale tylko do pewnego momentu. W otchłani rozniósł się odgłos, z początku cichy i przytłumiony, taki jakby męczący się, jednak z każdą sekundą przybierał na sile i szybkości. Taktowne i rytmiczne uderzenia, jakby w werbel. Tak, to zapoczątkowało życie, całkiem nowe życie.

Czas nieubłaganie mijał, serce zmieniało się, bo było to nieuniknione. Przez pewien okres zmniejszyło częstotliwość swoich skurczy rozprowadzających ciepłą krew po całym organizmie, biło jakby spokojniej, czasami tylko przy większym wysiłku zwiększało obroty. Tylko wtedy, gdy było to potrzebne, ale to też nie trwało zbyt długo.

Wszystko bowiem zależało od wieku, młody organizm zaczynał się starzeć i spotykać nowe osoby na swojej drodze. W końcu nadeszła ta chwila, zabiło kilkanaście razy mocniej, zmieniło swój rytm. Znalazło swojego rodzaju bliźniaka, który pozostał z nim już na zawsze, połączyli się jakby w jedno. Bratnia dusza z takim samym rytmem bicia. Razem tworzyli zespół, wygrywając wspólną melodię, aż do końca, aż jedno z serc nie odeszło.

W końcu i tak przyszedł czas na drugie, bez swojego towarzysza nie było już tak silne. Z biegiem poszczególnych chwil zwalniało, stopniowo coraz ciszej bijąc i dając o sobie znać minimalnie. Aż pewnego dnia wydało z siebie ostatnie przeciągłe stuknięcie, ciche, niezauważalne. Nawet impulsy nic już nie mogły zdziałać, po prostu zamarło. Dobrze przysłużyło się swojemu właścicielowi, nareszcie przyszła pora na wyczekiwany odpoczynek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top