Życie
Leżała na łóżku, wpatrując się w srebrzyste gwiazdy na nieboskłonie widoczne przez okno jej pokoju.
Nagle stało się coś niezwykłego, coś błysnęło, spadło, to była gwiazda, marzenie. Bardzo chciała, żeby to jej akurat się spełniło. Błękitne oczy zalśniły, nadzieja wróciła.
Od zawsze pragnęła wyjść na dwór, nie tylko w celu podróży na szpitalny oddział, ale po to by odkryć świat i poznać wielu ludzi. Niestety życie odebrało jej tę możliwość, zachorowała.
Nie była to zwykła grypa, ale nieuleczalna choroba, na którą chorował tylko niewielki procent ludzi na świecie. Jedynym ratunkiem była operacja w klinice, w południowych Niemczech.
Niespodziewanie po domu rozległ się metaliczny dźwięk dzwonka do drzwi. Jej matka krzątająca się wcześniej po kuchni poszła otworzyć. Krótka wymiana zdań z nowo przybyłym, uświadomiła dziewczynie, że odwiedził ich listonosz. Całe jej ciało się spięło, czyżby przyniósł to o czym tak zawzięcie przez kilka dni rozmyślała?
Serce biło jej jak oszalałe, a każdy odgłos kroków po chodach przyśpieszał oddech. Jej matka gwałtownie otworzyła dębowe drzwi, podchodząc do córki. Wyciągnęła do niej rękę z białą kopertą w dłoni, uśmiechała się serdecznie, chciała jej szczęścia.
Brunetka wzięła niepewnie kopertę do rąk i przeczytała główne informacje. To był on, list z kliniki, tak bardzo dla niej ważny. Przeszły jej ciarki po plecach, a co jeśli się nie zakwalifikowała? To by oznaczało koniec, nawet marzenia nie miałyby już sensu, nie byłoby nadziei.
Nie dała rady psychicznie, to było zbyt trudne do pogodzenia. Odłożyła kopertę na swój biały stolik nocny. Nie odważyła się otworzyć listu...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top