XIV

-Jak w ogóle znalazłeś takie miejsce? Przecież jesteśmy prawie w centrum... 

-Odkryłem jak chodziłem na studia... Często przychodziłem tu z moją dziewczyną.

-Oh- Odparł rumieniąc się, zazdrośnie spuszczając wzrok- Nie wiedziałem, że masz dziewczynę. 

-Bo nie mam- Zaśmiał się cicho obserwując bruneta- Sumienie by mnie zżarło jeśli miałbym kogoś podczas tych wszystkich rzeczy jakie robiliśmy. 

-Clay!- Warknął czerwieniąc się bardziej szturchając wyższego w bark. 

-Oj już, nie fochaj się- Uśmiechnął się szerzej kładąc dłoń na jego policzku. 

Zaskoczony chłopak nie poradnie uciekając przed jego dotykiem przewrócił się na piasek tworząc w ten sposób małą chmurkę kurzu. 

-Spokojnie-Prychnął cicho nachylając nad nim- Gogy- Dodał po chwili szczerząc głupio wpatrując się w ciemne oczy.

-Przymknij się- Burknął rumieniąc jeszcze bardziej, odpychając go od siebie i podnosząc. 

Ciche dźwięki wody wraz z coraz cieplejszym nocnym powietrzem zdzierały się razem odbijając o kamyczki. Świetliki delikatnie krążąc po plaży bliżej zarośli co rusz znikały później na nowo się pojawiając. 

W pewnej chwili blondyn położył dłoń na jego kolanie tym samym przyciągając do siebie jednocześnie kładąc go sobie w ramiona. On w odpowiedzi zaś oparł się o jego klatkę piersiową zatapiając w przydużej bluzie. Leżeli tak w przyjemnej ciszy do momentu w którym Clay zdecydował się zdjąć kaptur z chłopaka przed nim odsłaniając jego szyję. 

-Hej... Nie rób mi malinek okey?- Rzucił niepewnie czując jak całuje go po karku i części żuchwy przewidując do czego to zmierza. 

-M.... Czemu?- Uśmiechnął się odrywając od niego obracając w swoją stronę. 

-Eh... Em... Po prostu nie lubię...-Odpowiedział cicho latając wzrokiem na wszystkie strony zmieszany. 

-Jasne- Skinął głową uśmiechając się ciepło.  

Zimne dłonie wplotły się pod jego bluzę oraz koszulkę wywołując u niego gęsią skórkę praktycznie na całym ciele. Zderzenie zimnych jak lód rąk z jego rozgrzanym ciałem było czymś całkiem przyjemnym. Nie zamierzał się odzywać, po prostu postanowił w ciszy obserwować jego poczynania. Nie musiał długo czekać by zostać znów przewróconym na piasek po czym zaatakowanym serią kilku krótkich pocałunków. Było całkiem przyjemnie. 

-Z nią też to tu robiłeś?- Wypalił podnosząc się z ziemi czerwony. 

-Serio potrafisz popsuć chwile- Zaśmiał się cicho w odpowiedzi całując chłopaka w czoło znów tuląc go do siebie. 

Z czasem robiło się coraz zimniej i powoli należało zmierzać do domu. Ciemne ulice rozświetlane przez ciepłe lampy, praktycznie zerowy ruch i w tym wszystkim dwóch chłopaków całych utytłanych w piasku. To faktycznie musiał być specyficzny widok.

Im dłużej szli tym bliżej siebie się zdawali. Okropnie śpiący już o tej godzinie brunet praktycznie pochylał się nad starającym się zdystansować jedynie trzymającym jego rękę blondynem. Co prawda śpiący George był okropnie uroczy jednak tak samo nieznośny. Zupełnie jak małe dziecko. 

-Hej... Nie kładź się na mnie, już jesteśmy...-Zgarnął włosy z jego twarzy otwierając klatkę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top