XIII
Od tamtego momentu upłynęły już dwa tygodnie. Wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku. Była tylko jedna drobniutka rzecz która spędzała Georgowi sen z powiek. Cholerny Sapnap.
Przez ten cały czas spędzony z Clayem nabrał do niego naprawdę sporej sympatii, nawet czegoś więcej ale zawsze bał nazywać się swoje uczucia sam przed sobą. Żałował tego wszystkiego co musiało się zadziać po drodze by spotkać Dreama który wydawał się osobą jego życia.
Gdyby tylko okoliczności ich spotkania były inne, bardziej sprzyjające, bardziej, normalne. Westchnął cicho parząc herbatę w oczekiwaniu aż chłopak wróci z miasta.
Ostatnimi tygodniami dowiedział się o nim na prawdę dużo. Nie był pewny czy aż tyle wiedzieć powinien. Chłodne światło lampy kuchennej odbijało się od czarno białych równie zimnych kafelków.
Odstawił kubek na blat i ruszył w kierunku dużego okna zasłonić rolety o ciemno szarym ciężkim mu do zdefiniowania kolorze. Nie był pewny czemu to robi, może to przez stres. Mimo wszystko dalej nie wykręcił się z tej cholernej umowy, a wbrew pozorom cenił swoje życie i nie będąc do końca przekonanym jak daleko jest w stanie posunąć się nieszczęsny zleceniodawca postanowił nie ryzykować.
Dźwięk domofonu wyrwał go z zamyślenia przywracając do rzeczywistości. Powoli wrócił do kuchni gdzie podłożył herbatę pod kran z zimną wodą trochę jej dolewając w celu przestudzenia.
Klucz powoli otworzył drzwi a jego oczom ukazał się oczekiwany zmęczony blondyn.
-Ubierz się jakoś przyzwoicie, mam małą niespodziankę- Rzucił jeszcze w progu opierając się o framugę- Będę czekał na dole- Dodał po chwili znikając za drzwiami.
Uśmiechnął się lekko pod nosem odkładając kubek z powrotem na blat. Spontaniczność była zdecydowanie jedną z głównych rzeczy wyróżniających Claya. On sam nigdy do niej nie przywykł musiał zawsze mieć wszystko zaplanowane, ale teraz to wszystko nie było już tak jasne. Zdawało się po prostu powoli toczyć do przodu nie do końca kontrolowanie, lecz czy wszystko musi takie być?
Wybrał szybko z szafy białą bluzę i klasyczne czarne conversy rozglądając się po mieszkaniu w poszukiwaniu kluczy.
Nie trwało to długo gdyż dość szybko znalazł je leżące na kanapie. Szybko chwycił w dłoń i praktycznie wybiegł z mieszkania.
Gdy znalazł się już na dole pod klatką czekał już na niego Dream właśnie kończący swojego papierosa.
-Idziemy?- Zapytał Blondyn gasząc peta o tynk budynku w odpowiedzi uzyskując jedynie skiniecie głową.
Noc była jeszcze świeża, coś koło dwudziestej, dwudziestej pierwszej. Ciepłe, żółte, może pomarańczowe światło latarni towarzyszyło im przez całą drogę. Nie trwała ona długo, dwadzieścia minut tej przyjemnej, nie krępującej ciszy nie było czymś długim.
-Ślicznie prawda?- Wyższy spojrzał w kierunku zamyślonego bruneta sprowadzając go po wydmie na dziką miejską plaże.
Niewielkie zarośnięte zielenią pobrzeże rzeki wydawało się zupełnie nie skażone cywilizacją. Sama rzeka zaś nie była zbyt wielka, na drugi brzeg dałoby się bez problemu przejść po wystających z niej kamieniach jeśli odpowiednio się postarać. Malutka chmara świetlików krążyła nad nią służąc za zamiennik świateł miasta.
-Eh... Tak- Odpowiedział nieśmiałym uśmiechem starając nie spaść ze zbocza.
-Podoba ci się?- Dopytywał zadowolony.
-Jasne... To miłe, że w ogóle mnie gdzieś zabrałeś...- Odpowiedział zmieszany siadając na piasku obok towarzysza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top