VII

Wychodząc z hotelu nie wiedział co będzie działo się dalej, zimny wiatr przywiązujący mu na myśl rodzinne strony i mocno zaciśnięte na jego nadgarstku ręka wyrywały go co rusz z zamyślenia przywracając do rzeczywistości.

-Jesteś wyjątkowo spokojny jak na kogoś komu groziło się bronią i ciągnie nie wiadomo gdzie- Zauważył przyglądając mu się dokładnie.

-Przyzwyczaiłem się- Wydukał chcąc uniknąć dalszej konwersacji.

-Nie zachowuj się jakbyś szedł za mną z własnej woli George- Wywrócił oczami podirytowany mijając radiowóz- Mógłbyś chociaż trochę poudawać wystraszoną dziewczynkę- Zaśmiał się cicho.

-Serio myślisz, że nigdy nie byłe-

-Porwany?- Dokończył jego zdanie zatrzymując się i nachylając nad nim- Chciałbyś być porwany George?- Założył ręce na jego ramiona powoli idąc do tyłu.

-Dream!- Warknął rumieniąc się i odepchnął od siebie Blondyna.

-Co?-Zaśmiał się znowu puszczając niższego- Serio nie chcesz się trochę pobawić- Wykrztusił drugie zdanie ledwo powstrzymując się od śmiechu jednak nie dostał żadnej odpowiedzi.

Zarumieniony zmęczony tym wszystkim chłopak ewidentnie unikał jego wzroku szukając po kieszeniach za pewne telefonu który tak nie dawno wyleciał z trzeciego piętra. Coraz ciemniejsze chmury pojawiające się znikąd na dotąd czystym niebie oraz nasilający się wiatr rozwiewał delikatnie włosy ciemnookiego wywołując u niego gęsią skórkę. Zbliżając się w kierunku portu poczuł na plecach oraz ramionach ciepły puchowy materiał którym okazała się kurtka jego towarzysza. 

-Co ty znów robisz?-Westchnął kichając cicho.

-Myślałem, że jest ci zimno. Nie musisz się tak ciągle denerwować. 

-Gdzie w ogóle idziemy?-Zapytał po chwili ciszy poprawiając kurtkę wtapiając się w nią. 

-Na prom do Włoch.

-Do Włoch?-Pociągnął nosem mierząc wzrokiem zapatrzonego w coś chłopaka. 

Clay skinął delikatnie głową w odpowiedzi, chwytając go za rękę prowadząc do jakiegoś budynku. Niezbyt duży brzydki żółty budynek zdający się poczekalnią na promy wypełniony był ludźmi zajmującymi krzesełka w ciemnym dziwacznym zdającym mu się pomarańczowym kolorze. Kilka kas biletowych z wiecznie zmęczonymi życiem kasjerkami i migające światło zepsutej lampy. 

-Pojdę po bilety- Rzucił zostawiając bruneta samego pod ścianą. 

Powolny deszcz dudniąc w dach mieszał się niezauważenie ze słowami w obcych mu językach. Obserwując w ciszy blondyna zwrócił uwagę na to jak biegle i pięknie posługuje się francuskim. 
Po zaparowanych oknach kropelki wody spływały ścigając się ze sobą powoli w żółtym świetle latarni kontrastującym z jasnym prawie białym w pomieszczeniu. 

-Nie wiedziałem, że mówisz po francusku.

-Uwierz mi, nie wiesz dużej ilości rzeczy- Uśmiechnął się w dobrze już znany chłopakowi sposób chowając bilety. 

Nie całe dwadzieścia minut później znajdowali się już na promie. Dolny zamknięty pokład z autami był dla nich z oczywistych powodów nie dostępny, a środek z dużym pomieszczeniem jadalnym też nie wydawał się specjalnie kuszący. Wyszli więc na samą górę odkryty taras widokowy w mroku wyglądał na prawdę pięknie. Mokre od deszczu podłoże oraz barierki prezentowały się pięknie w subtelnym jasnym oświetleniu. O dziwo nie wiało aż tak mocno a ciepły letni deszcz nie wydawał się im przeszkadzać mimo tego iż obydwoje byli już lekko przemoczeni. 

W pewnym momencie George oparł się o barierki, a następnie został delikatnie podniesiony w tali przez Claya siadając na nich. Mimo wysokości około pięćdziesięciu czterech metrów nad ziemią i taflą zimnej wody pod sobą nie bał się spokojnie obserwując zachowania drugiego chłopaka.

-Ufasz mi- Rzucił w pewnym momencie zamyślony Dream wpatrując się w jego oczy.

-Co masz na myśli?

-Trzymam cię nad przepaścią i w każdej chwili mogę zepchnąć do wody a ty zupełnie nie protestujesz poddając się temu. Urocze- Powiedział pół szeptem zgarniając mokre włosy chłopaka za ucho.

-Clay... Chyba wystarczy- Wymamrotał odwracając wzrok. 

-Jesteś pewny?

-Co jeśli nie?- Westchnął cicho znów spoglądając w jego jasne oczy. 

Ręce Claya delikatnie wbiły się w jego talie, przez co poczuł delikatny dreszcz. Nim się obejrzał delikatny ciepły spokojny oddech chłopaka muskał jego szyje podczas gdy on beztrosko wpatrywał się w jego oczy. Blondyn nachylił się nad nim bardziej, powoli łącząc ich wargi w zmysłowym ciepłym jak woda po nich spływająca pocałunku. 

Nie długo później oderwał się od całego czerwonego, nie zdolnego do składnej wypowiedzi chłopaka, stawiając go na ziemie zachowując się jakby nic się nie stało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top