V

Ziemisty ziołowy odurzający zapach wraz z dymem unosił się w pomieszczeniu niczym delikatna mgiełka. Nie wiedział jak się tu znalazł, jego jedynym wspomnieniem z dnia wczorajszego był huk tłuczonego szkła.

Przeczesał roztrzepane włosy zaspany siadając na zdecydowanie większym od jego łóżku i rozejrzał po pokoju. Wszędzie walały się ciuchy oraz różne papierki, meble były wykonane z białego drewna i dało się ujrzeć gdzie nie gdzie złoto srebrne dodatki.

-Oh, obudziłeś się- Zauważył blond włosy chłopak opierają się o ścianę blisko łóżka z puszką coli w ręce.

-Gdzie jestem?- Wydukał szybko podnosząc się z łóżka.

-U mnie- Uśmiechnął się zielonooki- Za dużo wypiłeś i wypaliłeś, nie wiedziałem gdzie masz pokój więc dałem ci przenocować.

-A-ale ja nie pale- Zmierzył go wzrokiem zdzwiony.

-Oczywiście, że nie palisz- Wywrócił oczami- Dałem ci się raz zaciągnąć ziołem a potem nie chciałeś odpuścić- Zaśmiał się widząc jak zagubiony chłopak próbuje odnaleźć się w sytuacji.

Pokiwał głową opierając się o ścianę zaspany po czym powoli zaczął zbierać swoje ciuchy.

-Zadzwoń do mnie kiedyś...- Uśmiechnął się smutno obserwując jak brunet wychodzi z pokoju.

-Jasne- Znów skinął głową i gdy tylko znalazł się już za drzwiami założył kurtkę sprawdzając czy nie zgubił czegoś jeszcze.

Naglę poczuł delikatną wibracje sygnalizacją powiadomienie w telefonie co wyrwało go z zamyślenia.

"Wysiadasz w Monako, wszystko jest już opłacone. Wyśle ci jeszcze bilety na bankiet i adres hotelu. Tym razem tego nie spierdol."

Wiadomość w telefonie zdecydowanie nie była napisana w przyjemnym spokojnym tonie jaki kojarzył mu się ze zleceniodawcą do tego momentu. Zmęczony jednak zignorował to i szybkim krokiem wyruszył się pakować. Miał tylko trzy godziny do dopłynięcia do portu. Nie czuł się jednak dobrze z tym, że musi wysiadać nie był pewny jak odbierze to Clay. Właśnie, Clay usiadł na łóżku w pokoju szukając po kieszeniach karteczki z numerem chłopaka. Uśmiechnął się delikatnie przepisując numer po czym schował telefon.

Zimny wiatr wybrzeża Monako przewiał delikatnie jego włosy gdy zaczął schodzić ze statku. Nie wielka walizka u jego boku ocierała się o skurzaną kurtkę chłopaka powoli zmierzającego po google maps do hotelu.

Duży budynek z białego kamienia o około dwudziestu piętrach w pewnym momencie pojawił się przed nim znikąd. Zielone krzaki oraz świecące neonami fontanny na wejściu zdecydowanie dodawały temu miejscu klimatu. Powoli wchodząc do środka hotelu dostrzegł kogoś kogo na prawdę nie chciał tam zauważyć. Westchnął cicho rozglądając się po holu ustrojonym w jasne prawdopodobnie zielone dywany oraz kanapy w tym samym kolorze.

Nie mając nic lepszego do roboty podążył za nim zostawiając odebranie karty do pokoju na inną okazje. Z początku wszystko wydawało się być w porządku jednak im dłużej śledził Claya tym bardziej podejrzany mu się wydawał. W momencie w którym odkrył, że chłopak ma pistolet nie zaskoczyło go to lecz delikatnie wystraszyło. Po ostatniej akcji z trawką spodziewał się już wszystkiego.

Obserwując jak chłopak wchodzi do pokoju nie był pewny co dalej zrobić. Planował odwrócić się i wrócić do swoich zajęć, ale po chwili blondyn wyszedł spokoju co pozwoliło mu się wkraść do środka.

Czuł się okropnie śledząc go, jednak musiał się upewnić, że Clay nie jest chłopakiem którego szuka. Szczerze nie wierzył w to, że osoba taka jak on może być Dreamem, mordercą, terrorystą.

Ale czy po nim było widać, że jest płatnym zabójcą?

Oczywiście, że nie to nie działa w ten sposób.

Nerwowo przeszukując szafki oraz walizki nie znalazł nic podejrzanego. Pisk karty wyrwał go od dotychczasowych zajęć i zmusił do szybkiego schowania się pod łóżko przez przypadek niszcząc swoją kurtkę.

Zwolniony oddech wydawał mu się głośny do tego momentu, że gdy usłyszał kroki postanowił go wstrzymać. Do pomieszczenia wkroczyły dwie osoby, Clay oraz nieznany mu byt.

-Możesz zdjąć w końcu tą maskę i nie bawić się w przebieranki Dream?- Warknął nieznany mu głos powodując u niego zupełny paraliż.

-Nie wydaje mi się- Odparł blondyn.

-Wiesz, że są dosłownie krok za tobą. Na prawdę nic z tym nie robisz?

-Po co mam się przejmować kiedy nie wierze, że ten "łowca" może mnie faktycznie skrzywdzić- Zaśmiał się robiąc cudzysłów palcami- Co jak co ale bądźmy szczerzy. Sapnap jest chujowy w wynajmowaniu ludzi do roboty. Pamiętasz te kafelki w jego łazience?- Znów parsknął śmiechem nerwowo.

-Nie wydaje mi się.- Odpowiedział mu poważnie.

-Nie musisz być taki poważny. Wiesz, że nie mam na razie dla ciebie tych pieniędzy za ochronę al-

-Żadnych ale Dream. Pieniądze. Teraz.- Zmarszczył brwi wyjmując pistolet jednak zanim zdążył go przeładować runął z hukiem na podłogę martwy.

Czerwona metaliczna ciecz rozlała się po podłodze zupełnie jak woda, ręka martwego lekko opadając pod łóżko praktycznie szturchając Georga wywołała w nim natychmiastowy atak dreszczy. Nie chodziło o to, że ktoś umarł, śmierć była mu dobrze znana bał się tylko, że przyjdzie teraz po niego.

Zacisnął pięści wyjmując trzęsącymi się dłoniami pistolet i zbierając na odwagę wyczołgał z pod mebla upuszczając po drodze kilka łez.

-D-dream?- Wyszeptał czując jak uginają się pod nim nogi gdy ubrudzony w krwi chłopak obrócił się w jego kierunku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top