Kłamstwo niszczy wszystko - cz.2

Brad

Cicho otworzyłem drzwi do gościnnego. Z przerażeniem odkryłem, że nie ma tam Ross, ani jej rzeczy. Na stoliku obok łóżka zauważyłem małą karteczkę. 

"Dziękuję za wszystko. R."  

- No nie wierzę... - Pogniotłem kartkę i rzuciłem gdzieś na podłogę. 

- Co jest? - spytała Emma, moja starsza siostra. 

- Nic - burknąłem - Skąd ty się tu wzięłaś? - spytałem zdziwiony. Miała wrócić do domu dopiero za trzy dni. 

- Jasne, nic się nie dzieje - powiedziała sarkastycznie, usiadła na łóżku i poklepała miejsce obok siebie - Odpowiadając na twoje pytanie...Zjawiłam się specjalnie po to, żeby pomóc mojemu młodszemu braciszkowi - zaśmiała się. 

Mi wcale nie było do śmiechu, ale stwierdziłem że kłótnię możemy sobie darować. Usiadłem obok i zastanawiałem się nad tym jak zacząć. 

- Czemu nagle wszystko zrobiło się takie skomplikowane? - powiedziałem bardziej sam do siebie niż do niej. 

- Ale co? 

- No...Z dziewczynami. Jak jakaś mi się podobała, to nie było większego problemu, a teraz, jak zaczęło mi na niej zależeć to jest jakaś masakra. - Emma zaśmiała się pod nosem. 

- Wiesz, to zazwyczaj tak wygląda. Większość dziewczyn w ten sposób sprawdza, czy ci naprawdę zależy, a nie, że raz dadzą ci kosza a ty się poddasz. Albo nie chcą wyjść na łatwe i szukają związku dłuższego niż tydzień. Myślę, że ona czuje to samo do ciebie. - stwierdziła tonem prawdziwego znawcy. 

- Dzięki - zaśmiałem się. 

- Nie ma za co. A tak w ogóle kim jest ta szczęściara i co jej zrobiłeś?

- Ross... Ej, czemu zakładasz, że jej coś zrobiłem? 

- Bo wyszła stąd o piątej rano z nie do końca zmytym makijażem i poplątanych włosach. 

- Cholera...Wczoraj miała występ z tym swoim zespołem tanecznym, poszła do baru, upiła się i prawie pocałowała się z takim jednym typkiem - samo wspomnienie tej sytuacji wywołało u mnie uczucie zazdrości. 

- Prawie? - dopytywała. 

- No, bo im przeszkodziłem. Jeszcze wspominała coś o mojej rzekomej dziewczynie. Chyba chodziło jej o Debby, strasznie się narzuca i w ogóle jest jakaś dziwna. Ale nie ważne.  Chciałem ją stamtąd zabrać, ale ona się uparła. Potem bez słowa wyszła z baru i chciała wracać do domu na piechotę, ale przywiozłem ją tutaj. 

- Na pewno jej na tobie zależy, to po pierwsze. A po drugie...Dlaczego nie powiedziałeś jej o nic o Debby? Może nie uciekłaby stąd tak szybko...

- Bo chciałem z nią porozmawiać dzisiaj, jak wytrzeźwieje. 

- To co ty jeszcze tu robisz? Jedź do niej, zadzwoń, napisz, cokolwiek! I to jak najszybciej, bo będziesz mógł się z nią pożegnać na wieki. Jestem dziewczyną, wiem co mówię - Oznajmiła z powagą i wyszła z pokoju.

Problem polegał na tym, że nie mogłem zrobić żadnej z tych rzeczy. Nie mam jej numeru, adresu ani nic, a na facebook'u nie odczytywała moich wiadomości. 
Nagle mnie oświeciło. 

***

Cztery godziny później stałem przed jej domem. Trochę mi zajęło zdobycie adresu i numeru, ale udało się. 

Do Rosie : Wiem, że jesteś w domu. Zejdziesz na dół? Proszę. 

Czekałem dziesięć minut i nie dostałem żadnej odpowiedzi. Zapukałem do drzwi, słyszałem że ktoś jest w środku, jednak mi nie otworzył, chociaż próbowałem kilkukrotnie. Chwilę później pod domem zatrzymał się mały samochód. Wysiadł z niego blondyn, którego gdzieś już widziałem, ale nie mogłem sobie przypomnieć gdzie. Widać było, że pracuje jako dostawca pizzy. Widziałem w nim swoją szansę, bo w końcu ktoś będzie musiał tą pizzę odebrać. 

Odsunąłem się i przepuściłem chłopaka, by mógł zadzwonić dzwonkiem. Po chwili drzwi otworzyła młodsza siostra Ross, a za nią stał jej brat. 

- Dobry wieczór - odezwał się blondyn - należy się trzydzieści dolarów - kiedy się odezwał, oświeciło mnie. To z tym chłopakiem Ross gadała w barze. 

- Proszę bardzo - odezwała się Eliza i wręczyła chłopakowi pieniądze. Ten dał im pudełko, podziękował i odjechał. 

- Eliza, wpuścisz mnie? - odezwałem się szybko, zanim stracę możliwość porozmawiania z Rosie. 

- Nie. Nawet nie wiem kim jesteś. - powiedziała spokojnie i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Zapukałem jeszcze raz. Tym razem otworzyła mi ich mama. 

- Dobry wieczór. Pan do kogo? 

- Dobry wieczór. Ja do Rosie, jest w domu? Proszę mnie wpuścić, muszę z nią porozmawiać. To bardzo ważne.  

Kobieta zmarszczyła czoło, ale po chwili uśmiechnęła się i wpuściła do środka. Ruszyłem za nią bez słowa. Nigdy wcześniej nie byłem u niej w domu, więc nie wiedziałem gdzie jest jej pokój. Kobieta cicho zapukała i lekko uchyliła drzwi. 

- Córciu, ktoś do ciebie - powiedziała i odeszła, zostawiając nas samych. 

Jej pokój był mały, ale przytulny. Brunetka leżała na łóżku otulona kocem, wokół niej walały się obsmarkane chusteczki, a na stoliku nocnym stała ledwo ruszona herbata i niezjedzony obiad. 

- Rosie...Co się dzieje? - podszedłem do biurka, wziąłem kosz i zacząłem zbierać chusteczki. Kiedy skończyłem usiadłem obok niej. Odwróciła się do mnie plecami. - Powiedz coś, proszę...

- Okej - usłyszałem jej drżący głos - powiem to tylko raz. Idź stąd. Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. 

- Nie. Nie mam zamiaru stąd iść, dopóki wszystkiego nie wyjaśnimy. Dziewczyna odniosła się i spojrzała mi prosto w oczy. Widziałem w nich pełno smutku, bólu i rozczarowania. Nie była umalowana, oczy miała zaczerwienione od płaczu, włosy związane w niechlujnego koka, a i tak dla mnie wyglądała najpiękniej na świecie. Miałem ochotę ją przytulić i chronić ją przed złem całego świata, ale bałem się, że jednym jakimkolwiek ruchem zepsuję coś, co próbuję naprawić. 

- A co tu wyjaśniać? Powiem ci jak jest - powiedziała cicho - Umawiałeś się ze mną, zabawiłeś się moim kosztem, czekając aż naiwna i łatwa Rosaline Anderson dowie się o tym, że masz dziewczynę i będzie płakać zamknięta w swoim pokoju z powodu złamanego serca i bezsilności. Więc proszę, udało ci się. Skoro już zobaczyłeś co chciałeś to wypierdalaj z mojego życia i nigdy więcej do niego nie wracaj. - znów położyła się tyłem do mnie - Mam nadzieję, że wiesz gdzie są drzwi. - dodała sucho. 

Nie miałem pojęcia, że ona tak to widzi. To nie tak miało być. 

- Wszystko tu jest nie tak - zacząłem - Po pierwsze Debby nigdy nie była i nie będzie moją dziewczyną. Ona wszystkich okłamała. Wszystkich, tylko nie mnie. Nic nie wiedziałem o naszym rzekomym "związku". Mi zależy tylko na tobie. Chciałem ci to wszystko powiedzieć rano, kiedy wytrzeźwiejesz, ale kiedy przyszedłem...Ciebie już tam nie było. A wczoraj kiedy poszłaś na motor i zniknęłaś mi z oczu tak cholernie się o ciebie martwiłem. Dobrze wiesz, że to niebezpieczne...

- Zrobiłam to specjalnie. 

- Co? 

- Zrobiłam to specjalnie, żeby sprawdzić, czy będziesz się o mnie martwił. 

- Oszalałaś? - spytałem z niedowierzaniem. 

- Być może oszalałam, ale teraz to i tak bez znaczenia - jej głos znów drżał. Położyłem się i przyciągnąłem ją do siebie. 

- Złamałem ci serce?

- Złamałeś mi serce. 

- Mogę to naprawić? 

- Możesz spróbować. 

- Kocham cię Rosie... - zaszeptałem jej do ucha - Kochałem cię od pierwszej chwili kiedy cię zobaczyłem. Kocham twoje oczy, każdy uśmiech, ruch, głos, taniec. Wszystko. Tylko nie tych kolesi, z którymi tańczysz. O nich jestem zazdrosny i chętnie bym się z nimi zamienił - Ross się roześmiała. Ulżyło mi. 

- Naprawdę? 

- Tak, naprawdę. Daj mi szansę, Rosie. 

- Dobrze. - powiedziała spokojnie. 

- Naprawdę? 

- Mhm - mruknęła cicho i odwróciła się po to, by się we mnie wtulić. Już wiem, czego mi brakowało. 

"Trzymam w ramionach swoją wymarzoną dziewczynę, teraz muszę się postarać, żeby zechciała nią zostać." - pomyślałem i wsłuchiwałem się w spokojne bicie jej serca. 


__________

Kochani! Kolejna historia dobiegła końca! Mam nadzieję, że się Wam spodobała i zostawicie pod nią jakiś ślad po swojej obecności ;) 

Następny rozdział będzie inny niż wszystkie, ale więcej na razie Wam nie zdradzę. Trzymajcie się i do następnego :* 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top