List zero: Pierwsze Problemy
Siedemnastolatek spacerował z kąta w kąt, wplatając dłonie w brązowe kępy włosów, ciągnąc za nie jak za cugle. Aura frustracji nie mogła się od niego oderwać. Czemu gotowanie musi być takie trudne? Czy to nie było dodawanie na siebie składników i działanie według pewnego schematu? Z tego co było mu wiadomo niektóre dzieci potrafiły już gotować, chyba, że kultura masowa o jedenastolatkach walczących o pierwsze miejsce w kulinarnym świecie była jedynie ściemą. Jak wytłumaczyć to, że on ma problem ze zrobieniem prostego wypieku, podczas gdy inni wykonywali je bez przeszkód? Oczywiście bez scen, w których zdesperowani chcieli wcisnąć innym swoje książki, najczęściej pod tytułem "Jak doszedłem do takiego sukcesu" albo "101 przepisów na sukces". A w ofercie specjalnej można było dostać autograf nieznanego kucharza. W jego wypadku ta umiejętność była nieco trudna. Nie dlatego, że brakowało mu finezji lub delikatności, ale zdecydowanie nie potrafił odróżnić trochę od niewiele. Gorączkował się, widząc w przepisie "jedna czwarta szklanki", podczas gdy w rezydencji nie było ani jednej szklanki. Znalezienie całego kubka graniczyło z cudem, a o szklance mógł tylko pomarzyć. Za to wiele razy słyszał, że przez żołądek można dostać się do czyjegoś serca. Zawsze przed twarzą widział wtedy Briana, opychającego się jedzeniem z lodówki. Pokręcił głową, próbując zwrócić swoje myśli na właściwe tory. Czym tak właściwie było gotowanie? Prawdopodobnie to umiejętność, która nie pozwoli umrzeć ci z głodu.
– Jestem beznadziejny. – Westchnął Toby, opierając dłonie o blat, zapaskudzony białą jak śnieg mąką. Będzie musiał to wszystko posprzątać, nim ktokolwiek zejdzie na dół. Najadł się już sporo stresu i zaznał wystarczająco zawodu. Nie chciał by ktoś zaraz zszedł i zwrócił mu uwagę.
Od razu odechciewa się sprzątać swój własny bałagan i z pewnością tak by zrobił, gdyby nie wiszące nad jego głową ryzyko szlabanu.
Burknął coś niezrozumiałego pod nosem i zaczął zgarniać cały biały pył z marmurowej powierzchni. Trochę brzydziła go mieszanina, którą wytworzył własnymi rękoma. Złoża jajek rozciapkanych na górze mąki i mleka, wydawały się być artystyczną katastrofą abstrakcyjną. Jakże ohydnym i niezbyt pożądanym. Zwłaszcza. kiedy sam musisz po sobie sprzątać.
– Co tam tworzysz Toby? – spytał Brian z pogodnym uśmiechem, przechodząc obok niego. Jego mina zmieniła się, kiedy zauważył jego abstrakcyjny bałagan. Zmora każdego człowieka. – Jedzenie ci nie poszło? Wiesz, czasem tak jest.
– Naprawdę nie wiem jak to się stało – stwierdził zirytowany nastolatek, wycierając brudne dłonie o bluzę. Nie był w stanie zrozumieć, co poszło nie tak. Prawdę mówiąc, tutaj wszystko poszło nie tak. Włącznie z tym, że w tej chwili tworzył białą plamę na ciemnej bluzie. – Szedłem według przepisu. Krok w krok te same czynności. Aż w końcu wyszła mi ta niejadalna papka.
– Wiesz, gotowanie czasem przypomina życie. Każdy idzie według pewnego planu, każdy się rodzi i każdy umiera, ale za każdym razem rachunek życia wychodzi inaczej – powiedział blondyn, kładąc dłoń na jego ramię. Próbował go pocieszyć, widząc jak jego wola walki opada. Brzmiało to mądrze, ale trudno byłoby mu teraz przyznać, że zupełnie to zmyślił. – Spróbuj jeszcze raz. Z pewnością już będziesz wiedzieć, czego nie robić. Po prostu zrób to jeszcze raz, omijając to co wydaje ci się niepoprawnie wykonane.
Słowa starszego wypełniły go siłą, której potrzebował. Nie chciał przechodzić przez te całe męczarnie sam. Uśmiechnął się lekko, poruszony słowami blondyna, ale i jego intencjami. Był na krawędzi silnej woli i wolał spaść w stronę poddania się, nawet jeśli cel był dla niego ważny. Nie miał siły, by walczyć dalej za siebie. Lecz wiedząc, że nie pozostaje z tym sam i ktoś w niego wierzy, odczuwał jeszcze większą chęć do poduczenia się umiejętności.
W tej chwili zastanawiał się czemu to akurat sernik zamącił mu w głowie. Czemu nie kanapki? Albo płatki zbożowe? Westchnął, wiedząc, że będzie musiał się zaraz zabrać do roboty. Kto nic nie robi, nic nie ma. I nie było w tym żadnego aforyzmu, to tylko prosty fakt. Tym razem zamierzał dobrać o wiele dokładniej miarki i ilości. Na jego szczęście rozpiska miarek znalazła się na początku tomu pierwszego gotowania wypieków, więc nie musiał się zbędnie trudzić. Zza jego spierzchniętych warg wyszło ciche nucenie. W jego głowie pojawiły się fortunne scenariusze z przyszłości, co wypełniało go wolą walki. Dobrze wiedział, że chodzi tu tylko o gotowanie, ale tak łatwo ekscytował się błahością. Nie mógł zalać głowę czarnymi myślami dotyczącymi przyszłości. Nie w chwili, w której znalazł szczątki harmonii emocjonalnej.
Dopiero z rozmyślań wyrwał go mapy pająk skracający się po blacie. Twarz chłopca przybrała nienaturalny kolor, gdy tylko dojrzał tą ośmionogą włochatą bestie. Wyciągnął jedną z drewnianych łyżek i powoli przysunął ją w stronę owłosionego zwierzątka. Nie chciał go zabijać, ale tylko wypuścić na wolność. Co się z nim dalej stanie, nie będzie należeć do zmartwień nastolatka. Jak się okazało więcej trudów spekulował w głowie niż zrobił. Udało mu się jednak uspokoić sytuację w chwili, gdy małe stworzonko wylądowało za oknem. Jednak myśli nijak mają się do czynów.
– Uff i kolejny dzień uratowany. A teraz... Nauka – powiedział ociężale, wywracając strony książki kucharskiej. Palce już go bolały od ściskania przyborów, przewracania stron czy odkręcania zakrętek, a gorąca para nie pomagała mu zachować trzeźwości myśli. Nie spodziewał się jak wymagające może być pieczenie. Nagle poczuł jak przez jego skórę ociera się powiew wiatru, zdmuchując karteczki z zapiskami. Ludzie wpisywali na nich produkty, które się skończyły. Potem ktoś musi wykupić składniki, a Slenderman wytycza tą osobę. Oczywiście osoby pokroju Jeffa czy Bena wykluczane były z grona zmuszonych do tego obowiązku. Nie tylko ze względu na zachowanie, ale i na nietypowy wizerunek. Toby po krótkim wpatrywaniu się w kolorowe karteczki uśmiechnął się lekko. Może napiszę list?
.......................................................
Witajcie w prologu poświęconym tej książki. Od razu zapowiadam, że będzie krótsza niż "Zawalczyć z przeznaczeniem", ponieważ jest to taki przyjemny fluff. Nie skupiam się wyłącznie na mordercach, a na ludziach, którymi wciąż są oraz relacji która ich łączy.
Miłego dnia ❤️
~ Disa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top