14.Co byś zrobił, gdybym kiedyś odszedł?


Kolejnego dnia Ciel wciąż leżał nieprzytomny pod wpływem środków nasennych. Słusznie uznano, że dzięki temu jego organizm szybciej się zregeneruje i sam pacjent nie zrobi sobie krzywdy. Ja natomiast, po całej nocy czuwania przy jego boku, zostałem wręcz siłą wygoniony ze szpitala. Miałem pojechać do mieszkania i trochę odespać, nawet jeśli przeczuwałem, że mi się to nie uda.

Wiedząc, że nie ugram dodatkowego czasu przy jego łóżku, pojechałem do domu, w którym po raz ostatni byłem w trakcie akcji z nożem. Co za tym idzie, nie zdziwił mnie widok, który zastałem po wejściu do kuchni. Na podłodze było pełno stężałej krwi, w której uwięzione zostały nie tak już białe waciki. Obok leżało samo ''narzędzie zbrodni'', z ostrzem zlepionym zeschłą krwią. Cały drżałem na ten widok, więc na chwilę zamknąłem oczy i głęboko oddychałem, aby odnaleźć spokój.

Co prawda nie było to łatwe, ale gdy uchyliłem powieki, ten makabryczny obrazek nie budził już we mnie tak silnych emocji. Co prawda w głowie cały czas odtwarzałem chwilę paniki, kiedy umierający chłopak nieśpiesznie wykrwawiał się na moich kolanach, ale cały czas odganiałem od siebie tę wizję. Zająłem się uprzątnięciem wacików, a potem wziąłem nóż, patrząc na jego brudne ostrze. Rzecz jasna od razu wyrzuciłem go do śmieci, które pewnie wyniosę jeszcze dziś, aby nie trzymać w domu tego cholerstwa.

Kiedy już uprzątnąłem to, co było najłatwiejsze, zmoczyłem ścierkę i schyliłem się, ścierając z posadzki krew. Byłem zdziwiony tym, jak mocno trzeba było ją trzeć, żeby spod brązu zaczął wychodzić kolor płytek. Robiąc to, nieświadomie płakałem.

***

Nie liczyłem czasu, który poświęciłem na sprzątanie, ale wydawało mi się, że minęły całe wieki. Jak jednak w przypadku wszystkiego i tutaj nadszedł wreszcie koniec. Wyrzuciłem wtedy do kosza ścierkę, którą szorowałem podłogę i udałem się do salonu. Byłem naprawdę zmęczony, więc położyłem się, dostrzegając kątem oka przedmiot leżący na półeczce pod kawowym stolikiem. Jak się okazało, była to ramka, ta, którą Ciel wtedy zbił, wciąż z naszym wspólnym zdjęciem wśród potłuczonego szkła. Te uśmiechy, radość w oczach, białe róże w tle fotografii. Wspomnienie ślubu przyprawiło mnie o spokojny uśmiech. Mając wrażenie jakby radość i beztroska z tamtego dnia miała wtedy wrócić, położyłem ramkę na klatce piersiowej, lekko ją do siebie przytulając. Sen przyszedł zastraszająco szybko.

Siedzieli na plaży, słońce właśnie rozpoczęło leniwą wędrówkę po niebie. Brunet obejmował ramieniem swojego towarzysza, a młodszy opierał głowę na jego ramieniu. Wspólnie patrzyli na obrazek rodem z tych, które umieszcza się na pocztówkach.

- Ładnie. - odezwał się niższy, patrząc na horyzont skąpany w ciepłych barwach.

- Bardzo. - drugi z mężczyzn przyznał mu rację.

- Niebo ma takie wspaniałe kolory... - zauważył, wydając się absolutnie poruszony tym faktem. - Co byś zrobił, gdybym kiedyś odszedł?

To pytanie było niespodziewane i przyprawiło bruneta o nieprzyjemny dreszcze przebiegający po kręgosłupie.

- A dlaczego chciałbyś wiedzieć, co? - zapytał, nie wiedząc skąd w jego ukochanym takie myśli.

Znali się długo, niedawno wzięli ślub, wszystko wydawało się w jak najlepszym porządku. Sądził, że pomógł już mężowi wyjść ze spirali rozpaczy i jego partner przynajmniej przez dłuższy czas nie będzie znów w nią wpadał.

- Pytam tak po prostu. Z ciekawości. Czasem się zastanawiam, co by było, gdyby ten dzień miał być moim ostatnim. - powiedział i zamknął oczy, wsłuchując się chyba w szum wiatru i fale uderzające o piaszczysty brzeg.


- Żałowałbyś czegoś? - zapytał, dając się wciągnąć w tą niezbyt optymistyczną dyskusję.


- Myślę... Myślę, że nie. Ale nie chciałbym cię zostawiać. Nigdy. - złapał go za dłoń, splatając ich palce razem. - Wyobrażenie sobie dnia bez ciebie jest bolesne. Wydaje się wręcz nierealne.


- Nie musisz się o to martwić. Zawsze będziemy razem, nie opuszczę cię przecież.

Chłopak spojrzał na niego i nieco smutno się uśmiechnął. Usiadł mu na udach i ujął jego twarz w dłonie.

- I ja i ty wiemy, że to nieprawda. Dlatego chcę to powiedzieć teraz, póki jest czas. Bardzo cię kocham, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Nie chciałbym nikogo innego. Jeśli kiedyś z jakiegoś powodu umrę, zapamiętaj te słowa. - powiedział poważnie. Brunetowi wydawało się, że aż zbyt poważnie.

- Coś się stało? - zapytał zmieszany, nie wiedząc, o co do końca chodziło.


Chłopak jednak nic nie odpowiedział. Na jego ustach znów wykwitł typowy dlań uśmiech, a postawa stała się swobodna. Wstał z kolan męża i zaśmiał się, zapewne sam nieistniejący Bóg nie wie z czego.

- Nie, po prostu bardzo cię kocham, wiesz? Bardzo mocno. - powiedział z rozbrajającą szczerością i szerokim uśmiechem. - Bardzo, bardzo mocno.


Chłopak zachichotał i jakby nigdy nic wbiegł do wody, przez co spodnie na jego nogach praktycznie od razu przybrały ciemniejszy odcień. W następnej kolejności stanął przodem do słońca i rozłożył ręce, po czym zamknął oczy, odchylając głowę do tyłu. Wydawał się beztrosko łapać żar zachodzącego dnia i rześki wiatr. 

Mężczyzna siedział jeszcze przez chwilę na piasku i myślał o słowach męża, jednak potem wstał, również wchodząc do wody. Rzecz jasna nie mógł pohamować się przed zepsuciem tej iście filmowej chwili i popchnął ukochanego do przodu, po czym sam zanurkował pod wodę, żeby go w razie czego wyłowić.

- Jesteśmy mokrzy. - stwierdził młodszy, kiedy obaj wyłonili się ze słonej wody.

- I co? - przyciągnął ukochanego bliżej siebie, nie przejmując się falami rozbijającymi się o ich boki.

- Będę chory, jak mnie przewieje.

- O to będziemy się martwić później. - schylił się lekko i ujmując twarz chłopaka w dłonie, złączył ich usta w pocałunku.

Otworzyłem oczy i jako pierwszy zobaczyłem sufit w salonie. Podniosłem się nieprzytomnie do siadu i wraz z tym poczułem, że zsunęła się ze mnie rozbita ramka. Wziąłem ją do ręki i ignorując trochę szkła, które za sobą zostawiła, odłożyłem ją z powrotem pod stolik. Cały czas miałem przed oczami mój sen, wspomnienie wyjazdu do Hiszpanii przed dwoma laty. Najwyraźniej do teraz miałem gdzieś tam w głowie to, co Ciel mi powiedział. Miał wtedy rację, nigdy nie wiemy, kiedy przyjdzie nam się rozstać. Po ludziach chodzą wypadki, głupie pomysły, czy choroby, w tym te psychiczne. Obiecałem mu wiecznie życie u mojego boku, tymczasem mało brakowało, aby zmarł kilka dekad wcześniej niż powinien.

Spojrzałem na ścienny zegar i zdziwiłem się, widząc, że z tej mojej przewidywanej bezsenności wyszło aż sześć godzin snu. Gdy tylko to sobie uświadomiłem, dorwałem się do telefonu w obawie, że przegapiłem jakieś ważne informacje ze szpitala. Jak się jednak okazało, ktoś dzwonił, jednak nie był to szpital. Zobaczyłem dziesięć nieodebranych połączeń i kilkanaście wiadomości od mojego szefa. Zanim zdołałem odczytać chociaż jedną, usłyszałem walenie do drzwi. Rzecz jasna to tym zająłem się w pierwszej kolejności i to słusznie, stał za nimi mój pracodawca. Wyglądał na zmarnowanego i zmartwionego, widok dziwny jak na człowieka pełnego zazwyczaj wyniosłości.

- Witaj, Sebastian. - powiedział tonem, jakby ktoś umarł. Cóż, do tego było blisko.

- Dzień dobry. - powiedziałem z przyzwyczajenia, wpuszczając go następnie do mieszkania.

- Nie wyglądasz za dobrze. - stwierdził, przekraczając próg.

Nie próbowałem tego w żaden sposób komentować, bo nie dość, że faktycznie nie wyglądałem za dobrze, nie miałem siły na mniej potrzebne rozmowy. Wzruszyłem więc jedynie ramionami i zaprowadziłem gościa do salonu.

- O co chodzi? - zapytałem, siadając z nim na kanapie, na której jeszcze chwilę temu drzemałem.

- Co teraz? - zapytał mój pracodawca, zakładając nogę na nogę. Nie wiem czemu, ale wtedy wydawał się jeszcze bardziej przybity, być może bardziej zamknięty w żałobie, którą mógł odczuwać. Lubił Ciela, rzadko go opieprzał za błędy. - Uznałem, że dostaniecie dwa miesiące płatnego urlopu. To naprawdę ciężka sytuacja, dobrze będzie, jeśli obaj odpoczniecie i pomyślicie co dalej. Z doświadczenia wiem, że pomocna może być zmiana otoczenia na jakiś czas. Jesteście moimi pracownikami, ale przede wszystkim ludźmi, których długo znam. Możecie mnie prosić, o co chcecie, nawet dłuższy urlop. - powiedział ciepło. Byłem w szoku, chyba jednak miał serce.

- Dziękuję. - uśmiechnąłem się do niego słabo, ale naprawdę wdzięcznie. - Już chyba nawet wiem, gdzie z nim wyjadę.


Witam moje jelonki. Nadszedł kolejny poniedziałek, rozdzialik wlatuje. Jak widzicie, póki co wszystko jest dobrze, bo trochę burzę wywołał rozdział 11 xD Następny rozdział pojawi się około godziny siedemnastej. W każdym razie jak myślicie, dokąd wyjadą Sebastian i Ciel?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top