XX
Dzień dobry lub dobry wieczór, czytelnicy, w zależności, o jakiej porze czytacie ten nowiuteńki rozdział. Stwierdziłem, że skoro Rosie ostatnio przebywa coraz częściej u Molly, a ja nie jestem pochłonięty żadnym sensownym zajęciem, poza zaglądaniem w kieliszek, to zmuszę się do odpowiedzenia na zaległe pytania z Psycholocka. Zawsze to jakaś odmiana.
Muszę też przeprosić ---Bunny--- , ponieważ jedno z trzech pytań zadała Sherlockowi, a w związku z tym, iż nie jest tu obecny, to musi obejść się ze smakiem. Dlatego przejdę do następnego pytania.
---Bunny--- : Jak w hobbicie się stanęło że miałeś takie duuuuuże nogi?
JW: Zakładam, że się pomyliłaś, droga czytelniczko, bowiem z zawodu nie jestem aktorem, tylko lekarzem i nie ma szans, bym mógł w filmie wystąpić. Nie wspomnę już o fakcie, iż szczerze drażnią mnie te ciągłe komentarze, które sugerują, że jestem tym całym Freemanem. Po prostu przestańcie.
JW: To taka filozofia przeczesać Google i odnaleźć informację, iż Freeman musiał zakładać te gumowe stopy i z tego względu takowe posiadał?
JW: Skoro mi się udało to znaleźć, to co dopiero wam.
Pytanie do obu: czy wy macie jakiś portal do innych wymiarów? Tu doctor strange, tu hobbit, tu startrek... a dalej jesteście parą gejów z 221b bakerstread... jak wy to robicie?!!! A tak przy okazji... zgłaszam się na nianie do waszego uroczego dziecka które nie umie utrzymać grzechotki.
JW: Znowu to samo...
JW: Pozwolę sobie napisać, że:
JW: 1. Nie jestem gejem, tylko heteroseksualnym mężczyzną, któremu podwinęła się noga i przez to zbłądził.
JW: 2. Jesteś prawdopodobnie za młoda na nianię, dlatego przykro mi. Może za parę lat.
shadowofthedeth: W jaki sposób najlepiej zamordować i gdzie ukryć zwłoki by nikt nawet mnie nie podejrzewał? Uwierzcie mi, że śmierć to najmilsza rzecz, którą mogę temu człowiekowi ofiarować.
JW: Pozwolę sobie zacytować siebie sprzed paru rozdziałów.
JW: Co wy macie w głowach?
JW: Jednak, w porządku. Skoro tak tobie na tym zależy, to mogę dać ci radę.
JW: Nie wierzę, że to mówię, ale weź przykład z Culvertona Smitha. ''Nie buduj plaży, aby schować kamyk. Wystarczy znaleźć plażę, aby ukryć zabójstwo, albo wielokrotne zabójstwo. Potrzebujesz tylko szpitalu''.
JW: Nikt się nie zorientuje, jeśli z kolejnego pacjenta ujdzie życie. Musisz tylko sprawić, aby ten ktoś się tam najpierw dostał.
JW: Może uderz go jakimś tępym narzędziem w głowę, by tę osobę omamić, a potem ją sprać na kwaśne jabłko?
JW: W moim przypadku pomogło, wykluczając użycie narzędzia.
wiaterek-ze-wschodu podobnie napisała pytanie do Sherlocka, więc je również omijam.
Anonimowa: Czemu ostatnie rozdziały były pisane osobno bez towarzystwa drugiego?
JW: Powiem wprost; nie jesteśmy już z Sherlockiem, dlatego też nie oczekujcie wspólnych rozdziałów.
JW: Zdaję sobie sprawę, że możliwe, iż zaraz pojawi się masa komentarzy w stylu: ''jak to?'', ''dlaczego?''. Zatem, żeby uniknąć niepotrzebnego spamu powiem, że i tak między mną a nim się to powoli rozwarstwiało, więc wcześniej, czy później, by się to już wydarzyło. Jednakże dla świętego spokoju, by nareszcie zakończyć ten temat, dopowiem, iż takim głównym czynnikiem obecnego stanu był kolejny, nagły wyjazd Sherlocka. Nie wiadomo gdzie, po co, i na jak długo. Początkowo zależało mi na tym, aby dowiedzieć się prawdy, aczkolwiek, skoro nie zaszczycił mnie jakimkolwiek esemesem, pomimo że z mojej strony dostał je multum, to mam to gdzieś. Zrozumiałem i przejrzałem wreszcie na oczy, że niezależnie od jego obietnic, które są zresztą puste, to ta osoba nigdy się nie zmieni. Przymykałem na to oko, gdy byliśmy jeszcze przyjaciółmi, ale związek to inna para kaloszy. W związku wymaga się o wiele więcej, wymaga się, żeby ta konkretna osoba była całkowicie odpowiedzialna, a także prawdomówna. Nawet tu nie chodzi zbytnio o mnie, tylko o Rosie, która codziennie dopytywała się o niego, a ja nie potrafiłem skleić sensownej odpowiedzi. Musiałem ją okłamywać, że wkrótce on wróci, chociaż on mógł leżeć w nie wiadomo jakiej melinie, zażywając sobie błogo narkotyków, które doprowadziłyby go wreszcie do rychłej śmierci. Pomimo pewnych protestów Rosie byłem zmuszony wyprowadzić się z Baker Street, żeby zacząć wszystko od nowa. Zależy mi na tym, by mała niepotrzebnie przez niego nie cierpiała, bo nie zniósłbym, gdyby musiała przeżywać to, co ja.
JW: Dlatego, proszę was, nie zadawajcie już tym podobnych pytań. To naprawdę jest dla mnie trudne. Zresztą od wielu dni czuję się tak okropnie źle, dlatego wybaczcie, jeżeli na dwa początkowe pytania odpowiedziałem zgryźliwie. Nie miałem na celu nikogo urazić. Mam nadzieję, że to rozumiecie.
JW: Do kiedyś.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top