Wycieczka po Londynie #5

SH: Po The National Museum poszliśmy do British Museum, w którym trzymane są eksponaty z całego świata. Jest ono jakby drugą częścią pierwszego Muzeum. Podzielili je ze względu na ilość artefaktów.


JW: Znajdowały się tam eksponaty z Chin, Afryki, Włoch, Egiptu, Grecji, i wiele, wiele innych wystaw z pozostałych krajów. Niestety nie udało nam się znaleźć we wszystkich, ponieważ zabrałoby nam to większość dnia, jeśli nawet nie cały dzień. Tylko spójrzcie na ilość pomieszczeń na mapkach:

JW: Może na pierwszy rzut oka nie wygląda to na wiele, bo zaznaczone pokoje są malutkimi kwadracikami oraz prostokątami, lecz uwierzcie nam na słowo. Pomieszczenia były ogromne, a ilość turystów jeszcze większa.

SH: Oba muzea były jak labirynty... Korzystanie z mapek bardzo nam ułatwiło zwiedzanie, bo inaczej cały czas by nam zleciał na gubieniu się co chwilę. W British Museum jest wiele ławeczek do siedzenia, więc oboje wraz z Rosie po całej wędrówce odpoczęliśmy na jednej z nich.

JW: Co prawda nie mieliśmy długo tego odpoczynku, bo Rosie zażądała sobie, aby pójść do sklepiku w tym muzeum, gdzie zresztą upatrzyła sobie czaszki.

JW: "Tato, Tato, kup go! Będzie dotrzymywał towarzystwo Billy'emu! Jest taki samotny!"

SH: Nie mogliśmy się oprzeć jej prośbom...

JW: I tak oto czarny kolega, którego Rosie nazwała Maurycy, zawitał na Baker Street. Billy od razu się z nim dogadał i go zaakceptował. Wyczuwam przed nimi świetlane lata przyjaźni.

SH: *Szkoda jednak, że nie jest prawdziwa*

JW: Dodatkowo Rosie sobie zażyczyła tę oto fascynującą książeczkę:

JW: Cóż... już ją ciągnie w ślady Taty...

SH: Wiesz, John... Czuję się miło za każdym razem jak nazywasz mnie tatą własnej córki...

SH: Wybacz, że tak nagle to piszę, ale stwierdzam fakt.

JW: Rosie cię kocha i jesteś dla niej bardzo ważny, więc... Nawet gdyby mnie to nie pasowało, to i tak jesteś dla niej jak drugi rodzic.

SH: Cieszę się, że Wam obojgu to pasuje.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top