(nie) BARDZO WAŻNA INFORMACJA

Witajcie moje drogie szkraby! Z tej strony wasz ukochany i wcale nie popadnięty w depresji John, który wybudził się po ponad dwóch miesiącach śpiączki ze wzgledu na pewien wypadek. Nic szczególnego, nie martwcie się. Nie musicie przysyłać mi prezentów na adres 221 B BAKER STREET. Jeżeli nie doczytaliście, to powtórzę. Nie przysyłajcie mi nic na BAKER STREET 221 B. Ponieważ jedynie co jestem przytwierdzony do wózka inwalidzkiego, ale to taki malutki szczególik. Chociaż nie mogę rzec, iż do wesela się zagoi, bo się nie zagoi.

Druga sprawa to taka, że Sherlock z racji tego, iż mocniej poszedł w balet z narkotykami, kopnął w kalendarz. Robił to, co kochał, więc nie potrafiłbym być zły na niego. Na człowieka, który wybrał niezłego tripa, który kosztował go biletem w jedną stronę, zamiast otrząśnięcia swojego suchego, bladego tyłka, byle być wsparciem DLA MNIE i dla Rosie. Śmieć.

Co prawda, czasem zdarza mi się usłyszeć jego głos, jak mówi: ,,John, na litość boską, ja żyję. Nie udawaj, że tak nie jest". Aczkolwiek to są sporadyczne akcje, bo zaraz potem zakładam słuchawki i puszczam sobie na maksimum głośności rocka. To pomaga. Naprawdę.

A teraz, kiedy to piszę, jestem na Ibizie. Relaksuję się. Posiadam wszystko all inclusive. A wy pytacie, skąd ja mam na to wszystko pieniądze? Ano z założonej przeze mnie fundacji, która pod przykrywką zapłacenia za moją domniemaną operację oraz ,,śmierć" Sherlocka, była jedynie po to, by wysępić z biednych ludzików ich ostatnie grosze. Trzeba w końcu wykorzystywać swoją sławę, czyż nie? A naprawdę potrzebowałem takiej odskoczni, więc moje grzechy muszą zostać wybaczone tam na górze.

Pozdrawiam was cieplutko.
Wasz (nie) POSZKODOWANY oraz (nie) SPRAWNY John

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top