𝚂𝚣𝚝𝚞𝚔𝚊 𝚍𝚕𝚊 𝚜𝚣𝚝𝚞𝚔𝚒
Następnego ranka Chanyeol obudził się lekko zaniepokojony chłodem, przeszywającym jego ciało. W żaden sposób nie mógł pozbyć się myśli, że czuł się tutaj nadzwyczaj obco i brakowało mu kilku rzeczy, które w jego mieszkaniu nadawały życiu większy sens. Teraz jednak napędzał go Baekhyun, który poprzedniej nocy faktycznie pokazał artyście jego własną łazienkę i sypialnię, ale nie zrobił nic poza tym. Nie pozwolił mu się rozpakować, nie poczęstował go kolacją, nie poprosił, by ten czuł się jak u siebie. Chociaż przy Baekhyunie miało być mu lepiej, gdzieś głęboko w sercu chciał wrócić do swojej zniszczonej sofy i zdechłego słonecznika. To wszystko nieco przytłaczało Parka, który zasnął, zanim zdążył napatrzeć się na swój nowy pokój, oświetlony jedynie blaskiem księżyca.
Dopiero o świcie, gdy zaczęło brakować mu jednego z filarów własnego bezpieczeństwa, zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Nie tylko po to, by poznać nowe otoczenie, ale też by znaleźć chociażby skrawek materiału do okrycia się. Było mu naprawdę zimno i podejrzewał, że już od kilku godzin leżał bez kołdry, która, swoją drogą, też nie była szczególnie ciepła. Być może Byun przepadał za zimnem, może wolał mróz od upału, ale jego mieszkanie o poranku wydawało się być istną lodówką, co Chanyeol uznał za wręcz niedopuszczalne. Cenił ciepło na tyle, by definiować je właśnie z bezpieczeństwem; domem rodzinnym, którego nie miał.
— Dzień dobry. — Postać po jego lewej stronie powoli zbliżała się do łóżka. Przez chwilę nie mógł jej rozpoznać, obraz przed oczami był zamglony, dokładnie tak jakby uderzył w coś głową. Nie wykluczał tego, często zdarzało mu się uderzyć głową w ścianę podczas snu. Musiało upłynąć parę sekund, żeby dotarło do niego, że stoi przed nim nikt inny jak Baekhyun z kamiennym wyrazem twarzy. Chanyeol w pierwszej chwili musiał się zastanowić, czy nie zrobił nic głupiego przed snem, w czasie snu, w całym swoim życiu. Spojrzenie Byuna było po prostu groźne i przeszywające na wskroś duszę, odbierało chęć na wstanie z łóżka, chociaż jego głos rozbrzmiewał błogim spokojem, pewną dozą delikatności, choć też pewnością siebie, cały czas tą samą, którą Chanyeol poczuł już przy pierwszym spotkaniu. — Wy, artyści, zawsze opierdalacie się do takich późnych godzin? Jest prawie jedenasta.
Może słowa Baekhyuna nie były najmilsze na przywitanie z rana, ale Park w żaden sposób nie czuł się urażony. Ta złośliwość jakby do niego nie docierała, traktował ją zupełnie obojętnie, ignorował albo nawet polubił jej brzmienie w ustach niższego. Zrozumiał jedynie przekaz - czas, by wyjść z łóżka i się ogarnąć. Wbrew pozorom, miał dzisiaj dużo do zrobienia. Musiał rozpakować torby, rozlokować rzeczy w swoim pokoju, ach, no i oczywiście pokazać Baekhyunowi swoje dzieło.
Nim jednak doszedł do ostatniego punktu planu dnia, musiał wypełnić pozostałe oraz zrobić parę innych rzeczy, które wydawały mu się zupełnie nieważne i tylko opóźniały zaprezentowanie obrazu. Na początku Chanyeol dostał kuchnię do własnej dyspozycji, chociaż nie wiedział jeszcze, jak miałby przekazać gospodarzowi domu, że jeśli chodzi o gotowanie, to ma dwie lewe ręce. Nie wiedział, na co miał ochotę, a na wszystkie związane z tym pytania, odpowiadał sobie w myślach "kawa". Jednak odczuwał już pustkę w żołądku, więc spięty podszedł do szafek, czując na sobie wzrok Baekhyuna. Postanowił się nie odzywać, a jedynie szybko sięgnąć masło i opakowanie z wędliną z lodówki, po czym zaczął rozglądać się za nożem i chlebem. Może kanapki nie były szczytem jego marzeń, zwłaszcza, że doskwierał mu już dość mocny głód, ale wiedział, że może to przecież zapić kawą i zagryźć swoimi tabletkami.
Chwila.
Cholera, tabletki.
Zapomniał ich wziąć, kompletnie zapomniał. Zostawił je na szafce w pokoju, a teraz miał ochotę wpaść w panikę albo zacząć płakać, przeklinać, może wbijać sobie paznokcie w skórę z frustracji. To nic, musiał się uspokoić i pomyśleć, jak je zdobyć. Musiał po prostu wrócić po nie do mieszkania lub pogadać z Baekhyunem i poprosić, by kupił mu takie same albo chociaż podobne. Wahał się, odłożył prośbę na wieczór i postanowił spróbować wpoić sobie, że da sobie radę bez nich. W ciszy i spokoju zjadł swoje kanapki, zastanawiając się, gdzie jest Baekhyun i ten cały Dongjun. Nie lubił go od samego początku, wydawał mu się zbędny w tym mieszkaniu. Tak, kompletnie zbędny.
Jednak apartament nie należał do niego, żeby mógł zarządzać jego mieszkańcami, więc musiał przeboleć obecność starszego Azjaty. Z tyłu głowy miał jedynie pocieszające słowa Byuna, które jasno określały stan rzeczy - niedługo nie będzie musiał go oglądać. Nie chciał wiedzieć, czy Dongjun będzie wyrzucony przez balkon, grzecznie wyproszony czy zmuszony przez Baekhyuna do wyprowadzki. Ważne, by zniknął i nie stanowił zagrożenia, nie pałętał się przy najniższym z ich trójki. By nie wzbudzał zazdrości.
Park nadzwyczaj szybko uwinął się z rozpakowywaniem i układaniem rzeczy, choć w jego mieszkanku szło by mu to zdecydowanie dłużej. Tam czas płynął o wiele wolniej, nikt go nie widział, nie obserwował, ani nie wymagał, by w ogóle to zrobił, jeśli sam nie widział takiej konieczności. Więc ten pośpiech najprawdopodobniej spowodowany był ponaglającym spojrzeniem Byuna, który często na niego zerkał, podnosząc wzrok znad kolorowego czasopisma, kończącego się do połowy wypełnioną krzyżówką.
Chanyeol zaczynał odczuwać głód. Nie taki zwykły, ludzki. Nie potrzebował pielęgnować uczucia sytości, ale za to niezmiernie pochłaniała go chęć zapalenia papierosa. Głód nikotynowy. Czuł, jak go dręczył, jak wplatał się w każdy włos na głowie i mocno zaciskał, powoli powodując migrenę. Nie miał jednak odwagi zapytać Baekhyuna, czy może palić w jego mieszkaniu, co dziwiło jego samego, bo przecież nie łatwo było mu powstrzymywać się od sięgnięcia po zapalniczkę. Nie chciał niepokoić starszego, nie chciał sprawiać kłopotów, a wydawało mu się, że był tego dnia wyjątkowo problematyczny. Przekonywał się jednak w myślach, że ich stosunki ocieplą się po ukazaniu obrazu. No, a przynajmniej na tyle, by mógł ze spuszczoną głową poprosić o pozwolenie wyjścia na balkon. Baekhyun musiał się ucieszyć z zostania muzą Parka. A przynajmniej sam artysta nie widział innych możliwości.
Skończywszy drobne porządki po rozpakowaniu walizki, Chanyeol był gotów, by przedstawić Byunowi swoją wizję jego osoby. Baekhyun utkany z farb, przedstawiony był w świetle czerwonych neonów, tworzących barwne wzory na jego mlecznej skórze. Park nie bał się nawet umieścić tak istotnego dla niego szczegółu, jakim była zrobiona przez niego malinka na udzie. Dzieło spowite było ciemnością, choć głębia czerni w tle i jaskrawość czerwieni w najważniejszym punkcie nadawały mu charakteru, jakiejś magii i poczucia przestrzeni. Ten obraz żył i przekazywał emocje, dokładnie tak, jak powinien. Wzbudzał pożądanie i potrzebę odkrycia tajemnicy, związanej z nim. Dla Parka, dodatkowo, znaczył też pragnienie powtórzenia tej pierwszej nocy, przywołanie wspomnień.
Przeszły go dreszcze, gdy właściciel bezsłownie przyglądał się obrazowi, na którym tak naprawdę był on sam, nagi, nawet z tym samym, powalającym, przeszywającym, niebezpiecznym wzrokiem i pożądaniem w oczach. Ach, no i obojętnością, ale akurat tego Chanyeol wiedzieć nie chciał. Traktował ją dokładnie tak, jak złośliwość niższego. Wystarczyło mu, że sam czuł się dostatecznie wyjątkowo, a jego ego miało zostać podbudowane tuż po wykopaniu Dongjuna z, być może, ich mieszkania.
— Czegoś tu brakuje — westchnął Byun, na co wyższy wyraźnie się spiął. Może nie uważał swojego dzieła za ideał, ale nie sądził też, by chłopak był znawcą sztuki. Nie oczekiwał krytycznego podejścia do tematu, chociaż w tym wypadku wykazał się pełnym profesjonalizmem. Park nie wstydził się tego, co ludzkie, dlatego nie widział powodu, by ktokolwiek miał przyczepić się do nagości jego modela. Poza tym, nie wisiało to przecież w galerii sztuki, a nadal było przytwierdzone do sztalugi. Tylko ich dwoje mogło oglądać tą szaloną wizję. Tak, szaloną, przynajmniej dla Chanyeola, który uważał, że rzucił się na głęboką wodę, próbując odtworzyć postać niższego i to zaledwie po jednej nocy spędzonej z nim w bardzo namiętny sposób. — Ta czerwień jest zdecydowanie za mało intensywna.
To mówiąc, sięgnął do tylnej kieszeni, a drugą ręką chwycił Parka za nadgarstek, przyciągając go bliżej siebie. Artysta w żaden sposób nie spodziewał się, że ten dobędzie niegroźnie wyglądającego nożyka do tapet. Ogarnął go strach, że może Byun chce zniszczyć jego godziny pracy, płótno warte krocie dla jego cienkiego portfela. Nic bardziej mylnego, Baekhyun nie zamierzał w tej chwili zajmować się obrazem, nie teraz.
Teraz pragnął z uśmiechem zająć się ręką Chanyeola, który chyba nawet nie zauważył momentu, w którym jego dłoń została rozcięta od krótkiego zginacza kciuka aż po koniuszek palca wskazującego. Nie czuł nic, nawet ukłucia, które zostało zablokowane przez zdziwienie i zwykły szok. Dopiero po chwili uderzył go pulsujący ból, promieniujący od samego miejsca skaleczenia do serca. Malarz zaczął się trząść. Może nie był najostrożniejszym człowiekiem na świecie i nieraz krzywdził samego siebie, ale zdecydowanie nienawidził bólu, och, tak bardzo nienawidził. Już nawet nie pamiętał kiedy ostatni raz doświadczył podobnego.
Baekhyun, nadal utrzymując delikatny uśmiech na swojej nieskazitelnej twarzy, schylił się po jeden z pędzli, leżących na ziemi, po zrzuceniu ich przez Chanyeola w amoku, zamoczył go w ranie, z której powoli spływała strużka krwi i poprawił jeden z pasm światła na skórze swojej postaci.
Chanyeol obserwował to wszystko z lekkim przerażeniem, ale też obłędem w oczach, ciekawością, znów pożądaniem, nawet chęcią zamiany na stałe czerwonej farby na o wiele lepszy, cenniejszy pigment. Po prostu nieruchomo obserwował poczynania Byuna, pozwalając mu na wszystko, czego tylko zapragnął.
— No, teraz lepiej — ocenił niższy, z zadowoleniem obserwując formujący się grymas na twarzy Parka, gdy ten się krzywił, powoli odzyskując świadomość. Chanyeol nawet nie próbował tamować krwawienia, a jedynie przypatrywał się ścieżkom krwi, płynącym wzdłuż palca, przez całą rękę, a po drodze skapującym na ziemię. Jego ciałem wstrząsnął szok, chociaż nie czuł bólu, to, co się stało, pochłonęło go na tyle, żeby w ogóle nie myślał o jakimkolwiek cierpieniu. Czuł raczej ciekawość, która pożerała go, całkowicie ściskała w swoich pięściach już od poznania Baekhyuna. Bawiła się nim, rzucała o ścianę, a on na to pozwalał, bo czuł się spełniony. W końcu wiedział, co ma namalować, co ma ze sobą zrobić. — Powiedziałbym ci, dlaczego nie czujesz bólu, ale zabrałoby mi to sporo frajdy. Mam nadzieję, że rozumiesz. Idź pobabrać się w swoich farbkach. No, ewentualnie pobaw się z Dongjunem. Rób, co chcesz.
Baekhyun opuścił pokój, a potem mieszkanie, nawet nie tłumacząc, gdzie niosą go nogi. Chanyeol stwierdził, że jest to świetna okazja, by wreszcie zapalić, opatrzeć ranę i dojść do siebie. Może wreszcie wrócić do zmysłów, które zostały przyćmione osobą chłopaka o kruczoczarnych włosach. Gdy byli razem, obok siebie, w jednym pomieszczeniu i gdy oddychali jednym powietrzem, Chanyeol był pochłonięty Byunem, zapatrzony w niego i ogarnięty chęcią poznania wszystkiego, co go dotyczy. Święcie wierzył, że Baekhyun chciał dla niego jak najlepiej, przecież sam to powiedział, a nie miał powodu, by myśleć inaczej. I naprawdę czuł się z nim dobrze, tak jakby zawsze ktoś przy nim był, jakby wcale nie żył jak samotnik i nie stracił wszystkich dookoła. Jakby wszystko było z nim w porządku.
Wbrew pozorom, nacięcie na palcu wysokiego artysty było dość głębokie, a znalezienie plastra okazało się trudniejsze, niż mógłby przypuszczać. Kto by pomyślał, żeby szukać go w szafce przy lodówce, w której przeważały kolorowe pastylki, poukładane kolorystycznie, wręcz satysfakcjonująco w oczach Parka. Widział w życiu wiele rozmaitych tabletek, ale był niemal pewien, że Byun mógłby z takim asortymentem otworzyć aptekę. Ciekawił go tylko fakt, że były one luzem, a nie w listkach czy opakowaniach. To właśnie wśród nich znalazł ostatni kawałek plastra, który ledwo zakrywał pół rozcięcia.
Spokojniejszy, wyjął paczkę fajek z szafki nocnej, którą zdążył już zapełnić swoimi pędzlami, i wyszedł na balkon, by po chwili zaczerpnąć trującego powietrza. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo tego potrzebował, jak mocno jego wyniszczony organizm pragnął choć odrobiny substancji, pieszczotliwie zwanej "trutką na szczury". Szczury, które sam reprezentował, będąc biednym, niedocenionym artystą, widniejącym jako okaz brudnego, cuchnącego gryzonia w społeczeństwie. Nikotyna wypełniała jego płuca, łączyła się z krwią, przenikała do każdej komórki jego ciała, aż poczuł ten spokój, którego pragnął. Zupełnie zapomniał, że spotkało go dzisiaj coś bolesnego czy szokującego, że tak naprawdę został skrzywdzony. Patrzył na to z innej perspektywy - obraz wydawał się teraz jakby ładniejszy, a kwestia poświęcenia napawała go pewnego rodzaju optymizmem. Więcej serca, potu i krwi włożonych w pracę, od razu polepszała jej jakość i wartość, a także wielkość artysty. Tak, teraz czuł się prawdziwym malarzem.
— Pojebało cię? — Jego własny świat zamknął się w momencie, gdy Dongjun wychylił głowę na balkon i zmierzył go oskarżycielskim spojrzeniem. Jego ton głosu również nie należał do przyjemnych, ale Chanyeol nie bał się go. Był przekonany, że chwilowy współlokator zaraz stąd wyleci i nigdy więcej nie będzie musiał patrzeć na jego twarz. — Kto, do cholery, pozwolił ci wyjść na balkon? Gaś tego peta i właź do środka. Baekhyun wyjebałby cię przez barierki, gdyby to zobaczył.
Chyba ciebie, pomyślał Park, ale posłusznie zgasił papierosa i wszedł z powrotem do apartamentu. Nawet nie zamierzał pytać, dlaczego nie może spędzić chwili na balkonie, nie miał ochoty rozmawiać z tym człowiekiem, choćby stanowiło to największą albo jedyną w tym momencie rozrywkę. Dlatego też usiadł po drugiej stronie głównego pomieszczenia, na kanapie, i z uwagą przypatrywał się mężczyźnie, który zajął miejsce na stołku przy blacie kuchennym.
Dongjun miał na sobie miodową koszulę, zapiętą pod samą szyję, ozdobioną czarnym krawatem w drobne wzory, sięgającym mu aż do podbrzusza. Szarmancko podwinięte do połowy łokcia rękawy nadawały mu jeszcze bardziej męski charakter i, choć Chanyeol zawsze chciał być prawdziwym mężczyzną z duszą, w życiu nie chciałby wyglądać jak Dongjun. On był po prostu dziwny. W jego stroju nie było krzty poczucia stylu, jakby ubrał pierwsze lepsze rzeczy z szafy albo ze śmietnika. Oprócz koszuli, na którą malarz po kilku minutach nie mógł patrzeć przez kolor brudnej żółci, jego tymczasowy współlokator był odziany również w obcisłe w udach dżinsy, które szczególnie nie wkomponowały się w gust Chanyeola, który nie cierpiał pospolitych, zwykłych i typowych ubrań.
Na szczęście nie był zmuszony dalej przesiadywać sam na sam w mieszkaniu ze starszym Azjatą, bo chwilę po wymianie ich morderczych spojrzeń, w drzwiach wejściowych stanął Baekhyun. Był zmęczony, spocony i głośno oddychał, ale żaden z mężczyzn nie zapytał, co się stało. Widocznie domyślili się, że nie otrzymają żadnej odpowiedzi. Dopiero po chwili Baekhyun głośno odetchnął i wszedł do apartamentu, zamykając drzwi na klucz. Potrząsnął głową i odwrócił się w stronę mężczyzn, siedzących jak na szpilkach.
— Ten idiota palił na balkonie. — Dongjun wskazał na Chanyeola, w którego wnętrzu zaczęło się gotować. Nie sądził, by godził się na zabawę w domowe przedszkole, w którym jakiś beznadziejny facet skarży na swojego współlokatora. Och, jak bardzo Park marzył, by słowa Byuna spełniły się w trybie natychmiastowym. Żeby go już nie było.
— Przecież możesz palić w domu, co za problem. — Baekhyun wzruszył ramionami i na potwierdzenie swoich słów sam wyjął samodzielnie skręconego papierosa. Po chwili w pomieszczeniu czuć było jedynie woń dymu i czegoś jeszcze, czego Park nie zdołał zidentyfikować. — Spróbuj, na polepszenie weny, czy jak to tam nazywasz.
Chanyeol przejął od niego swój ulubiony, powoli zabijający go narkotyk. Nie miał pojęcia, w czym ten był lepszy od zwykłego papierosa ze sklepu, ale gdy już się zaciągnął, musiał przyznać Byunowi rację. Wizje w głowie układały się wręcz same. Nie wiedział jednak, że tajnym, dodatkowym składnikiem, który dawał mu takiego kopa, nie był niczym innym jak marihuaną. Nie obchodziło go, co faktycznie dostał od chłopaka z kruczoczarnymi włosami. Zamierzał cieszyć się chwilą, pozwolić, by ta cała go pochłonęła, choć według reszty osób przebywających w pomieszczeniu, Park po prostu odleciał.
Malarz czuł radość, euforię, wolność. Odczuwał wcześniej nieznane mu wrażenia, których nie doświadczył nawet w porównywalnie szczęśliwszym dzieciństwie. Już jako siedmiolatek zrozumiał, że życie jest bez sensu, ale mimo to walczył, nie poddawał się, choć w zasadzie wygrywał nad nim zwykły strach, a nie chęć egzystencji. Chanyeol nie pamiętał już czasów, gdy chodził do podstawówki. W zasadzie nie pamiętał nic, co stało się wcześniej niż dwa lata temu. Wtedy, gdy zmarła jego matka, zapomniał wszystkich wrażeń i emocji, jakich doznał w życiu. To ona zawsze była jego ostatnią deską ratunku.
Park wiedział, że się na coś leczył, że brał jakieś leki, chodził do jakiegoś terapeuty i miał robione jakieś badania, cyklicznie. Wiedział, jakie tabletki kupować, chociaż zdawał sobie sprawę, że teraz bierze denne suplementy diety. Ach, no i nie pamiętał, kiedy i gdzie kupował te kolorowe.
Artysta czuł się coraz lepiej, chociaż jego wesołość zaczynała powoli irytować Dongjuna, który zamknął się w jednym z pokoi. Chanyeol czuł potrzebę mówienia. Wydawało mu się to wręcz dziwne, bo bywał raczej powściągliwy, a opinie i przemyślenia zostawiał dla siebie. Teraz jednak gadał jak najęty, opowiadał swoje wizje, opisywał Baekhyunowi, jak idealnie przeniesie jego proporcje na płótno i odzieje to w kolorowe barwy tak, by stał się prawdziwym dziełem sztuki. Czuł potrzebę podzielenia się dokładną analizą poprzednio namalowanego obrazu i śmiał się co drugie zdanie, nawet nie wiedząc, co go tak bardzo bawi. Nieważne, że zmodyfikowany papieros dziwnie na niego działał. Istotne było to, że faktycznie powodował pobudzenie jego wyobraźni. Baekhyun miał rację, znowu.
Pełen entuzjazmu, chwycił w dłoń pędzel, uprzednio zrzucając ze sztalugi płótno z poprzednim dziełem, które, dzięki Bogu, nie uległo zniszczeniu. On sam nie wiedział, co maluje, co właściwie powstaje na lnianym materiale, ale wystarczyło mu wrażenie, że teraz czuł się prawdziwy artysta, który zdaje się na swoje umiejętności i zmysły. Zatracił się w tym, co robił, początkowo nie nadążając wzrokiem za dłonią, prowadzącą pędzel, aż w końcu zaczął się uspokajać, wchodzić we własny świat spokoju i barw, który chyba odpowiadał mu bardziej niż ten, w którym panowała zasada szaleńczej próby tworzenia.
— Idź się położyć. — Po upływie kilku godzin, narkotyk powoli przestawał działać, dając Chanyeolowi okropne poczucie znużenia i senności. Zupełnie stracił zapał do skończenia niemalże gotowego dzieła, a oczy same mu się zamykały, jak gdyby zaraz miał być wprowadzony w stan narkozy. Odnosił wrażenie, jakby świat był gdzieś daleko, daleko od niego, a z nim również Baekhyun, którego głos tylko przenikał przez barierę wokół Chanyeola. Mimo to zrozumiał, co mniejszy do niego powiedział, ale nie miał siły wstać. - Dostałeś taką małą dawkę, a jesteś jak martwy. No, niezły z ciebie zawodnik - westchnął cierpiętniczo, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że będzie musiał teraz zająć się malarzem. — Chodź, idziemy do łóżka.
Baekhyun niechętnie złapał Parka pod pachy, ściągając go z krzesła, na którym ten zaczął podsypiać, niemal lądując twarzą na ubrudzonej farbami palecie. Chanyeol był naprawdę zmęczony i jedyne, o czym myślał to ta zimna kołdra, której zniknięcie tak przeklinał dzisiejszego poranka. Na szczęście niższego mężczyzny, malarz nie był ciężki i z niewielkim trudem udało się go przetransportować do jego tymczasowego pokoju.
Chanyeol czuł się tak, jakby był wypruty z uczuć. Już tęsknił za wolnością i energią, jaką dała mu tajemnicza dla niego substancja, zawarta w skręcie. Po pierwszej przygodzie z narkotykiem jego myślenie uległo zmianie, choć może raczej był to kolejny krok w stronę zupełnego oddania się w ręce Baekhyuna. Zajął się nim, sam go tutaj przyniósł, a więc zapewne się o niego troszczył, prawda? Jako jedyny na tym bezlitosnym świecie zwracał na niego uwagę, a to już kwalifikowało go jako osobę, na której mógł polegać. Inaczej nie pozwoliłby Chanyeolowi z nim zamieszkać, nie zezwoliłby na palenie mu w domu i na pewno nie dałby mu lepszego niż te zwykłe, które palił każdego dnia, papierosa.
Znużony, lecz delikatnie uśmiechnięty, opadł głową na poduszkę i pozwolił Baekhyunowi odejść, zamknąć za sobą drzwi. Chciał nawet jego spokoju. Zmęczenie, które świdrowało mu dziury w głowie, nie chciało jednak oddać mu snu. Potrzebny był mu tylko odpoczynek, przeczekanie pulsowania w skroni i nasilającego się bólu palca. Akurat teraz, gdy chciał wejść w ten stan błogości, po prostu nie mógł.
Więc jedynie leżał z zamkniętymi oczami, delektując się chwilową ciszą. Ciszą, przerwaną przez tego beznadziejnego Dongjuna. Zagadał Baekhyuna, miał czelność podejść do niego i zająć się nim osobiście, korzystając z okazji, że Chanyeol nie był w tym samym miejscu i nie mógł zareagować. Chociaż, co on by mógł zrobić? Nie dałby rady nawet go popchnąć, przez swoją pogłębiającą się niedowagę, którą ukrywał pod szarymi bluzami. One również nie były artystyczne, ale zawsze ubrudzone choć jedną plamką farby. Nawet świeżo po praniu. Chanyeol zawsze musiał mieć pewność, że jest sobą.
Park jak przez mgłę słyszał rozmowę Baekhyuna z Dongjunem, choć wyłapywał z niej tylko niektóre słowa, od których poczuł swego rodzaju gniew i zazdrość. Kombinacja słów pokój, wejdź, skarbie i łóżko nie podobała mu się ani trochę, ale nie miał siły wstać, ani nawet chęci, by zobaczyć, co się dzieje. Wiedział jedynie tyle, że rozmowa ta schodzi na niewłaściwe tory, ale postanowił zaufać Baekhyunowi kolejny raz, tak jakby znał go od lat.
Prawda była taka, że Byun faktycznie roztaczał wokół siebie niezwykłą aurę, przyciągającą zbłądzoną duszę Chanyeola. Park nie śmiałby odmówić mu nawet wtedy, gdyby ten kazał skoczyć za sobą w ogień, bo wiedziałby, że albo razem z nim przeżyje, albo wreszcie skończy swoje ludzkie cierpienie na ziemi, nie będzie musiał więcej próbować i starać się przetrwać jako niepasujący element świata. Wierzył, że Byun uczyni go szczęśliwym, tak jak zawsze tego pragnął.
W pewnym momencie Chanyeolowi wydawało się, że słyszy hałas, choć jego zmysły zostały wyostrzone przez narkotyk, a on sam nie był pewien, czy to wszystko nie dzieje się tylko w jego głowie. Ktoś musiał upaść, podpierać się ręką od ściany i zaraz się od niej odsunąć, by na chwilę znów zapanowała cisza. Później niewiele rzeczy docierało do Chanyeola. Zmęczenie brało górę i nie dał już rady powstrzymać tego uczucia na tyle, by spróbować zrozumieć, co właśnie się stało w pokoju obok.
Wiedział tylko, że gdy dotarł do niego odgłos trzasku i mieszkanie pogrążyło się w ciszy, od razu zasnął.
***
— Żyjesz? — Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy ciężkie powieki Parka wreszcie się otworzyły, odnajdując od razu postać Baekhyuna. Kiwnął w odpowiedzi głową, zastanawiając się, co mógłby powiedzieć Byunowi. Co chciał wiedzieć? O co chciałby zapytać? Może nie powinien. — Twoja pierwsza przygoda nie poszła ci najlepiej, ale za to obudziłeś się w swoim lepszym świecie.
— Co to znaczy? — Nie rozumiał, a nieodgadniona mimika twarzy Baekhyuna wcale mu w tym nie pomagała. — Dongjuna już nie ma? Poszedł sobie?
— Tak.— Zaśmiał się gorzko, przyprawiając Chanyeola o dreszcze. Byun zszedł z łóżka artysty i podał mu swoją wypielęgnowaną dłoń, tym samym pomagając mu się podnieść. Park czuł, że potrzebuje kąpieli, odświeżenia i kawy. Tak, przede wszystkim kawy, nie zważając na porę dnia. Chciał mieć czysty umysł, bo choć chwile radości, których wspomnienia sporadycznie pojawiały się nawet w jego snach, były naprawdę przyjemne, niszczyły go w środku. To nie tak, że chciał o nich zapomnieć. Po prostu pragnął choć na chwilę oderwać się od przeszłości i czerpać to, co miał dopiero dostać od Baekhyuna. — Mówiłem ci przecież, że długo tutaj nie zostanie. Dongjuna bardzo bolała głowa, więc poprosił mnie o przysługę. Pomogłem mu i tyle. Już nigdy nie poczuje bólu, więc chyba mogę uznać się za dobrego lekarza, prawda?
— Mnie też uleczysz? — zapytał Chanyeol ściszonym głosem, niemal szeptem. Byun jednak bardzo dobrze usłyszał to pytanie i nie omieszkał przybrać uśmiechu na twarzy, skierowany do skrępowanego, niewinnego artysty.
— Oczywiście. Zaraz będzie ciemno, a czy to nie idealny moment, by skosztować mojego zakazanego owocu? Kawałek po kawałku, centymetr po centymetrze. — Park czuł jak jego ciało drży. Wypowiadane przez Baekhyuna słowa kusiły, tak cholernie kusiły, że temperatura w pomieszczeniu zaczęła gwałtownie się podnosić.
Nic więc dziwnego, że kilka dłuższych lub krótszych chwil później w pomieszczeniu unosił się zapach seksu, potu i pożądania, a tylko ściany mogły usłyszeć ciężkie oddechy, przeplatające się z sapnięciami i głośnymi wzdychnięciami dwójki mężczyzn, zatopionych w oceanie jedynie własnych pragnień.
***
— Wychodzisz? — Po upojnej nocy, Chanyeol stwierdził, że poruszanie się po apartamencie Baekhyuna w samych bokserkach, nie jest żadnym przestępstwem. Przecież już zdążyli nawzajem dokładnie zbadać swoje ciała, a w dodatku nie było już nikogo, kto mógłby ograniczać im swobodę. Beznadziejny Dongjun nie istniał, a przynajmniej nie dla Chanyeola.
— Będę wieczorem. — Byun nie zaszczycił go nawet jednym spojrzeniem i kontynuował wiązanie butów. Widocznie wybierał się na jakieś ważne spotkanie, a tak przynajmniej wydedukował Chanyeol, zauważając elegancki smoking niższego. — Wyrzuć śmieci przed moim powrotem. I nie martw się, teraz jesteśmy sami, a ty jesteś tylko i wyłącznie mój. Pamiętaj.
Poczucie bycia jedynym dla Byuna, napawało Parka dziwnym optymizmem na tyle, by nawet nie zastanawiać się, gdzie mógł podziać się Dongjun. To nieważne, Baekhyun mu pomógł, więc już nie musiał przeszkadzać im w apartamencie.
Drzwi wejściowe zamknęły się, a w mieszkaniu zapanowała cisza, a Chanyeol już żałował, że pozwolił Baekhyunowi wyjść. Teraz stał w kuchni i wpatrywał się w trzy czarne worki na śmieci, stojące przy lodówce. Został sam.
A Chanyeol bardzo nie lubił zostawać sam.
~*~
No tak, wypadałoby przeprosić Was za tak długi czas oczekiwania, ale pomimo moich starań (jak już niejednokrotnie pisałam na mojej tablicy) rozdział szedł mi jak krew z nosa.
(Tutaj dziękujemy strajkującym nauczycielom)
Dajcie znać, jak się podobało i jakie macie teorie!
<3
Zdaję na maturze cztery rozszerzenia... co ja uczyniłam ;-;
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top