𝚂𝚣𝚝𝚞𝚔𝚊 𝚛𝚘𝚣𝚔𝚘𝚜𝚣𝚢

Wróciłam!

mam nadzieję, że polubiliście przypisy :>

!ALERT: TREŚCI DRASTYCZNE!

~*~

- Teraz pobawimy się na moich zasadach.

Chanyeol z początku nawet nie zastanawiał się, czego mógłby spodziewać się po Baekhyunie w takiej chwili. Ogarnął go dziwny strach, który szybko został upchnięty na dnie serca, by zrobić miejsce dla poczucia bliskiego kontaktu z drugą osobą. Jak sam uważał, jego piramida Maslowa* była całkowicie zaburzona i nie posiadała kilku poziomów. Wydawać by się mogło, że uważał ową piramidę za coś, co sam ustalił, a nie za coś, co wymyślono w celach naukowych. Gdyby było inaczej, wiedziałby, że potrzeba bliskości jest podstawą tej piramidy.

Park wyobrażał sobie, jak Byun z delikatnością muska jego nagą skórę i nadaje temu aktowi jakąś niebywale czułą aurę. Jednak szybko wybudził się ze swojego snu i przekonał o tym, że było to jedynie mylne wrażenie.

Baekhyun mocno popchnął go na łóżko, uprzednio urywając mu kilka guzików koszuli. Zdezorientowany Chanyeol dopiero po chwili namysłu podniósł się na łokciach i przesunął na środek materaca. Od razu po tym poczuł jak materiał ugina się pod ciężarem drugiej osoby, która widocznie miała inne pojęcie seksu.

Oczywiście, że Park spodziewał się, do czego to wszystko zmierza. Bywał naiwny i głupi, ale jego niewinność wyparowała lata temu. Nie miał nic przeciwko zbliżeniu. Wręcz przeciwnie. Jeśli tego chciała jego największa inspiracja, nie mógłby jej tego zabronić. Przekonał się już również o tym, że Byun uwielbiał dominować, więc nie dostrzegł w jego zachowaniu nic dziwnego.

Nim się spostrzegł, koszula zupełnie zniknęła z jego torsu.

Chanyeol leżał spokojnie, poddając się Baekhyunowi, tak jak płótno poddaje się przed malarzem i pozwala zrobić ze sobą wszystko. Trwał w stanie trudnym do opisania. W zawieszeniu pomiędzy niebem a ziemią, w przypływie weny twórczej, wolności umysłu, w nirwanie - bez cierpienia i bólu. Uczucie to nie zostało przerwane nawet wtedy, gdy poczuł nieoczekiwane zimno na swojej klatce piersiowej.

Coś powoli niszczyło jego brak świadomości, boleśnie zatrzymując się na wystających żebrach. Chłód był tylko punktowy, przeciągał się niczym nić, a potem znów znikał. Park nie był w stanie zidentyfikować, skąd się bierze, póki nie otworzył oczu, a co za tym idzie - póki na powrót nie doznał nieprzyjemnego kontaktu z rzeczywistością.

Egzystencja zawsze kojarzyła mu się w zły sposób. Kojarzyła się z bólem, brakiem możliwości. Jednocześnie nie wyobrażał jej sobie w inny sposób. Może dlatego również nie bał się jej stracić. Póki mógł malować, tworzyć, wpadać w stany, dzięki którym przechodził we własny świat, a także czerpać przyjemność z nowych wszechświatów, jakie otwierały się przed nim po jego tabletkach, był w stanie przyjąć za to karę i cierpieć.

Bo utrata życia nie jest wcale najgorszą rzeczą, jaka może spotkać człowieka. Najgorsza jest utrata tego, po co się żyje.**

Chanyeol otworzył w końcu oczy. I gdyby jego myślenie wcześniej nie powędrowało do pogodzenia się z bólem, teraz cierpiałby jeszcze bardziej. Na jego podbrzuszu, w rozkroku siedział Baekhyun z pogardą wypisaną na twarzy, skupieniem zamkniętym w oczach i zniewalającym uśmiechem pożądania. Chanyeol mógłby poczuć podniecenie, gdyby na tym kończył się zasięg jego wzroku. Jednak widział coś jeszcze.

Nóż.

Ostre, metalowe narzędzie, tworzące słabe, jaśniejsze od skóry szlaki, które gdzieniegdzie już zabarwiły się na czerwono, a gdzie indziej rozstąpiły, ukazując krew. Na twarzy artysty zaczęło malować się przerażenie, ale i ulga. Jeśli zginąłby z rąk Baekhyuna w takim momencie, byłby szczęśliwy.

Nie, ta myśl jest przerażająca.

- Chcesz mi zrobić krzywdę? - zapytał, widząc Baekhyuna jak gdyby pogrążonego w transie. Wbrew pozorom, Chanyeolowi ta sytuacja w żaden sposób nie wydawała się tak oczywista.

Każdy przecież miał prawo do własnych preferencji w łóżku, fetyszy i pikanterii, stopniowo dodawanej w odpowiedni dla niego sposób. Park po prostu nie widział powodu, dla którego miał być zły na Byuna. W myślach przywoływał tylko ten jeden moment, w którym kontakt z nożem otworzył dla niego nowe horyzonty sztuki. Sam wielokrotnie ciął płótno, a w jego głowie pojawiła się myśl o tym, że artysta powinien prawdziwie odczuwać to, co tworzy. Czy więc nie powinien również stawać się farbami, sztalugą, a nawet płótnem?

- Ależ skąd - odpowiedział Baekhyun. Ton jego głosu był tak przyjemny i ciepły. Dokładnie tak, jakby rozmawiali o słonecznej pogodzie przy porannej kawie i jajecznicy, podanej przez wyższego. Brakowało tylko uroczego uśmiechu, a Chanyeol zapomniałby, że pytał o nóż, który w tym momencie przeciął skórę pod mostkiem, co wywołało u niego ciche syknięcie. - Nigdy bym cię nie skrzywdził. No, może tylko trochę, ale przecież doskonale wiesz, że ci pomagam.

Oczywiście, że wiedział. Cały czas o tym myślał i za każdym razem dochodził do stwierdzenia, że Baekhyun naprawdę robi dla niego wszystko, co najlepsze. I pragnął trwać w tym przekonaniu jak najdłużej, mimo że szczypanie ran znacznie mu w tym przeszkadzało. Jednak ostatki sił, które tracił za każdym śladem, zostawionym przez nóż, wykorzystał na podziwianie, jak słabe jest ciało człowieka. Jak łatwo rozpada się pod ostrym narzędziem.

Przez pojedyncze strużki krwi, płynące po bokach tułowia, Chanyeol czuł lekkie zawroty głowy. Nie stracił jej zbyt wiele, ale cała ta sytuacja zaczęła go przerastać, nawet jeśli wmawiał sobie, że jest inaczej. Tępym wzrokiem patrzył w zabrudzony sufit, przyjmując kolejne rany. Leżał w spokoju tak długo, aż nie poczuł ostrego bólu pod sercem. Dopiero wtedy ocknął się i spojrzał w oczy Baekhyuna, które wyrażały niezadowolenie.

- Nie podoba ci się? - zapytał Byun pretensjonalnie.

- Tak szczerze mówiąc, to ni-

Park nie był w stanie dokończyć zdania, gdy głos ugrzązł mu w gardle pod wpływem nagłego przesunięcia noża, już wcześniej zagłębionego w jego ciele. Uczucie rwania skóry było wręcz niewyobrażalne do opisania. Chanyeolowi wydawało się, że odczuwa wszystko dziesięć razy mocniej, a w jego uszach dudniły niższe tony z wypowiedzi Baekhyuna. Czuł, jakby drżał, choć nie poruszył się ani o milimetr. Na chwilę nawet zapomniał oddychać. Nie miał odwagi spoglądać na niższego i od razu odwrócił wzrok.

- Trudno - usłyszał jeszcze, zanim nie doznał bolesnej pustki, spowodowanej zniknięciem noża. Jednak nie na długo. Jego pierś rozdarła kolejna kreska. I kolejna.

Trzy linie, które na zawsze pozostaną z nim, jako symbol katuszy, męki, które przeżywał, tracąc wystarczająco dużo krwi, by czuć jej zapach w powietrzu. Rwące rany bolały i szczypały na zmianę, doprowadzając Parka do szału. Nie dawał sobie rady z taką dozą cierpienia. Jego próg został już dawno przekroczony. Szczęśliwie dla niego, Byun zakończył na tym swoje dzieło, uśmiechając się przebiegle i z olbrzymią satysfakcją powiedział:

- H. H jak Humilis***. Noś to z dumą, pomo vietato****.

Po tych słowach, Chanyeol poczuł, jak opuszczają go wszelkie siły, a jego świadomość znika wraz z zamknięciem drzwi do pokoju przez Baekhyuna.

*piramida Maslowa to inaczej piramida potrzeb, której fundamentem są potrzeby fizjologiczne

**Jo Nesbø, Trzeci klucz

***humilis - niskiego stanu, nic nie znaczący (łac.)

****pomo vietato - zakazany owoc (wł.)

***

Artystę obudziło mocne szarpnięcie za bark. Początkowo nie chciał wstać. Powieki wydawały mu się zbyt ciężkie. Potrzebował odpoczynku i czuł, że ma ograniczony kontakt z rzeczywistością. Uderzył w niego odór nieznajomej osoby. Wydawało mu się, że ma czas pomyśleć o tym, jaki świat jest zacofany, że ludzie nadal zapominają o tak podstawowych czynnościach, jak codzienna kąpiel. Ten człowiek zwyczajnie śmierdział, ale Chanyeol nie miał odwagi mu tego powiedzieć. Nie poprosił nawet, żeby ten się odsunął. Może to ludzkość tak śmierdzi? Tylko Park przesiąknięty był zapachem farb, a Baekhyun... Baekhyun pachniał dla niego w zupełnie nieoczywisty sposób.

- Wynoś się stąd, do cholery! - niezrozumiały bełkot wreszcie przerodził się w wyraźne słowa. Krzyk podstarzałego Azjaty zmusił Chanyeola do otworzenia oczu.

Wnet przywołał wspomnienia ubiegłej nocy i podniósł się do siadu, czując nieopisany ból. Leżał na podłodze, co, jak obstawiał, było robotą tego niemiłego i cuchnącego człowieka. W pomieszczeniu znajdowała się tylko ich dwójka, a duszę artysty napełnił niepokój o zniknięciu Baekhyuna. Chciał znaleźć go jak najszybciej, ale nim wszczął poszukiwania, musiał dogadać się z marnym przedstawicielem ludzkiego gatunku.

- Co się stało? O co chodzi? - Chanyeol nie zdawał sobie sprawy, jak słabo brzmiał jego głos. Jego postawa wskazywała na to, że okropnie się boi, a przerażenie malowało się na twarzy artysty na tyle, by nawet głos śmierdzącego mężczyzny pod jego wpływem zwyczajnie złagodniał.

- Jestem właścicielem tego lokalu. Jest już po szóstej rano i nie może tu być nikogo, więc masz stąd zniknąć. Natychmiast.

Rzekomy właściciel nie brzmiał tak wściekle, jak Park mógłby się tego spodziewać, ale był stanowczy. Dlatego, nie wdawając się z nim w dyskusję, artysta szybko opuścił budynek. Z jego koszuli nic nie zostało i wątpił, czy nadałaby się ona chociażby na ścierę do podłogi. Spodni nigdzie nie było. Zwyczajnie wyparowały.

Wyszedłszy na dwór, zorientował się, że poranne powietrze byłoby bardzo przyjemne, gdyby nie okoliczności, w jakich się znajdował. Ponad wysokimi budynkami powoli wznosiło się słońce, rozświetlając miasto, które budziło się do życia. Chanyeol pomyślał nawet, że warto byłoby przystanąć na chwilę i nacieszyć oczy pięknym widokiem, ale chłód mu na to nie pozwalał.

W zimny poranek, w centrum zwykłego, ludzkiego miasta, stał artysta w samych bokserkach.

Park zapragnął zapaść się pod ziemię. Był niemal nagi, a wygląd jego torsu mógł przyciągnąć potencjalnych gapiów, którzy zadawaliby mu zbędne pytania bez odpowiedzi. Wszedł więc między kamienice, licząc na to, że ta część miasta pogrążona jest we śnie i nikt nie wpadnie na pomysł, by wyglądać za okno.

Choć bardzo chciał, nie mógł przypomnieć sobie drogi do domu.

Owszem, kilka razy szedł z tego klubu do własnego mieszkania, ale tym razem zawędrował w mniejsze uliczki, gubiąc się kompletnie. Błąkał się tak wiele godzin. Myślał o tym, że Baekhyun na pewno szuka go od rana, choć nie był przekonany, czy powinien w to wierzyć. Z drugiej strony uważał, że Byun zobligowany był do zabrania go do domu. Poprzedniej nocy go naznaczył i choć Park nie zapamiętał słowa, którego pierwszą literę na sobie nosił, wiedział, że teraz należy do niego.

Właściwie to pragnął tej przynależności. Będąc niczyim wyrzutkiem, stawał się zupełnie niepotrzebnym elementem społeczeństwa, który niejednokrotnie zostawał wyrzucony na śmietnik. Obecnie miał niewielką rolę w życiu i odpowiadała mu ona w zupełności. Powinien był cieszyć się z tego, że ktokolwiek zechciał zatrzymać go przy sobie.

Podczas dalszych przechadzek, obok Chanyeola zatrzymało się czarne auto z przyciemnianymi szybami. Jedna z nich opuściła się, w wyniku czego artysta doznał ulgi. W samochodzie siedział Baekhyun, ubrany w skrojony na miarę czarny garnitur. Park widział jego pobłażliwy wzrok, ale mimo to, nie zgorszył się. Wręcz przeciwnie, a gdyby był psem, już merdałby radośnie ogonem.

- Wsiadaj - mruknął Baekhyun. Auto w środku wyglądało elegancko, a Chanyeola zachwycała nie tylko skóra, pokrywająca fotele, ale także fakt, że mają własnego szofera. Byun musiał być kimś naprawdę ważnym.

- Myślałem, że o mnie zapomniałeś - wyznał wyższy. Nie był pewny, czy może tak mówić. Czy może wątpić w dobroć Baekhyuna. Mimo to zaryzykował.

- Oczywiście, że nie - odpowiedział od razu Byun. Powiedział to dokładnie tak, jakby było to najbardziej oczywistym stwierdzeniem na świecie. Prawdopodobnie dla Chanyeola takie właśnie miało być. - Jesteś mi bardzo potrzebny. Mam taką... dobrą koleżankę. Ma na imię Seunghee. Koniecznie chciałbym się z nią spotkać, ale niestety nie mam na obecną chwilę czasu, żeby z nią o tym porozmawiać. Wiesz może, kto mógłby tutaj zaradzić i mi pomóc? - zapytał, jednak nie poczekał na odpowiedź. Oboje dobrze ją znali. - Dlatego właśnie teraz wrócimy do mieszkania, przygotujemy cię, a ty, jako najsłodszy i najbardziej cierpki zakazany owoc, zaprosisz ją tutaj. Och, tylko nie mów jej o mnie, to ma być niespodzianka.

Chanyeol zgodził się. Nie miał w zasadzie innego wyboru, ale na wszystko godził się z własnej, wolnej woli. A przynajmniej tak twierdził.

***

Park sam dziwił się, że może tak dobrze wyglądać w klasycznym stroju. Granatowa koszula luźno układała się na jego szczupłym ciele. Została jakby niedbale włożona do ciemnych spodni z kantem, do których poprosił pasek. Baekhyun twierdził, że to naprawdę mały rozmiar, najmniejszy z obecnie dostępnych w jego garderobie. Zastanawiające było, dlaczego niższy posiada ubrania w różnych wymiarach. Prawdopodobnie miewał dużo gości i był na tyle dobry, by dzielić się z nimi swoimi strojami, tak jak robił to z Chanyeolem.

Byun zadbał o jego wygląd i gdyby Park wychodził z domu w takim stanie, zapewne szybko znalazłby miłość swojego życia szybciej, niż sam mógłby przypuszczać. A może raczej znalazłby tego kogoś, gdyby wszystkie jego uczucia nie były zamknięte w pojęciu sztuki. Nie wyobrażał sobie w obecnym położeniu mieć blisko siebie osobę, której okazywałby wprost swoje emocje. Związki przestały go interesować już dawno temu, co spowodowało, że zagubił się nawet we własnej orientacji seksualnej. Z pewnością nie mógł być aseksualny. Wtedy nie odczuwałby przyjemności z nocy z Baekhyunem. Heteroseksualny nie był nawet wtedy, gdy społeczeństwo tego od niego wymagało. Mógł więc być homoseksualny lub biseksualny. Skłaniał się bardziej w stronę tego drugiego, choć nieraz zastanawiał się, czy może nie jest jeszcze czymś innym.

Fakt, że nie był nigdy tym normalnym, nie przeszkadzał mu przez ani jedną minutę jego egzystencji. Tak jak ludzie nie przepadali za nim, on nie przepadał za ludźmi, a więc było mu na rękę, że nikt nie chciał go poznawać, zaprzyjaźnić się ani pokochać. Kontakt z własnym gatunkiem zawsze był dla niego stresujący i jedynie przy Baekhyunie dawał radę utrzymać normalny oddech, a krew w żyłach nie wrzała jak woda w czajniku, nastawiona na kawę, o której myślał od rana, od kiedy został wyrzucony z lokalu, w którym jakiś czas temu poznał swoją inspirację.

W zasadzie, Chanyeol miał dość proste zadanie, by udać się na wystawę i znaleźć zgrabną Azjatkę, Seunghee. Zgodnie z dalszymi zaleceniami Baekhyuna, musiał z nią porozmawiać, co stanowiło największy problem, zwłaszcza, że niższy zaproponował mu, by ten ją uwiódł. Gdyby rzeczywiście jego, czy może ich, plan się powiódł, drobnostką byłoby sprowadzenie kobiety do mieszkania Byuna.

Na pożegnanie Chanyeol został poklepany po poranionej piersi i poinstruowany, gdzie znajduje się samochód, do którego ma wsiąść. Auto przypominało to, którym został odwieziony tego samego dnia do apartamentu Baekhyuna. Również podróż minęła mu bardzo szybko, a gdy wreszcie stanął przed dumnie wyglądającym budynkiem, przypomniał sobie, że Byun nie wyjaśnił mu, jak wygląda Seunghee. Pragnął jednak poradzić sobie sam, dlatego wyprostował się i wszedł po schodach neogotyckiej budowli z największą gracją, na jaką było go stać.

Wnętrze obiektu prezentowało się pięknie, a dekoracje sugerowały, że odbywał się tu bal dla ludzi, którzy nie mieli pojęcia o tak marnym stylu życia, jak ten Chanyeola. Artysta nie chciał tu być. Owszem, mógł podziwiać piękne zdobienia i maswerki dekorujące okna. Ale nie miał ochoty przez przytłaczającą atmosferę i nadrzędną myśl o wypełnieniu swojego zdania. Samo uczucie bycia potrzebnym wystarczyło, by skierował swoje kroki do głównej sali, w której goście stali w grupach oraz dyskutowali na nieznajome Parkowi tematy.

Chanyeol przystanął z boku i zaczął słuchać. Nie widział innego sposobu, by znaleźć kobietę, niż usłyszenie jej imienia. Długo nie słyszał nawet swojego ojczystego języka, aż w końcu z tłumu wyłapał imię Seunghee. Zwrócił wzrok ku osobom, które zawołały Azjatkę i podszedł bliżej, by dobrze jej się przyjrzeć.

Miał przed sobą naprawdę piękną, młodą kobietę, na której nie dało się nie zawiesić oka. Inne kobiety z towarzystwa patrzyły na nią z zazdrością lub podziwem. Idealny makijaż jak najbardziej pasował do idealnych proporcji twarzy. Chanyeol był przez moment przerażony faktem, że 'proporcje twarzy' zostały jedyną rzeczą, która interesowała go w ludziach. I to nawet nie ze względu na samych ludzi, a sposób, w jaki miałby ich namalować na płótnie. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że Seunghee miała na sobie piękną sukienkę. Doskonale skrojoną, łączącą malinowy materiał u góry, z białym, który zdecydowanie dominował, a pomiędzy nimi, na wysokości piersi, wyhaftowane zostały czerwone róże, obszyte białą nicią. Park był wyższy od kobiety, mimo że ta posiadała wysokie szpilki w kolorze ecru. Artysta zwrócił również uwagę na jej bransoletkę, która idealnie pasowała do sukienki, a przy tym wyglądała bardzo elegancko dzięki złotym elementom ozdobnym.

Zawstydziła go. Zawstydziła go swoją urodą.

Seunghee z szerokim uśmiechem odpowiadała na zadawane jej pytania, które były w większości na tyle pozbawione wyrazu, jakby rozmówcy chcieli tylko usłyszeć jej głos, a nie czegoś się dowiedzieć. A może to po prostu Chanyeol nigdy nie widział sensu dyskusji o pogodzie i wyglądzie rzeczy, które otaczają rozmówców.

- Witamy na przyjęciu, szuka pan kogoś?

Park nie spodziewał się, że zostanie tak po prostu wypatrzony w tłumie. Chociaż, prawdę mówiąc, był chyba najwyższym uczestnikiem tego zgromadzenia, więc nie mógł się dziwić kobiecie, że wreszcie zauważyła jego zagubiony wzrok ponad wszystkimi głowami.

W głębi duszy czuł, że będzie musiał się długo zbierać do podejścia do damy. Nie obcował z kobietami na co dzień i nie był nawet przekonany co do tego, jak rozpocząć rozmowę. Domyślał się jedynie, że nieodpowiednim byłoby rzucenie prosto z mostu prośby, by ta pojechała z nim do mieszkania. W przypadku Baekhyuna zapewne takie zdanie by podziałało przyciągająco. Ale Chanyeol nie był Baekhyunem z pełną charyzmą, pewnością siebie, pociągającym spojrzeniem i tym czymś szczególnym w sobie. Nic więc dziwnego, że niejako ucieszył się, gdy to właśnie kobieta rozpoczęła konwersację.

- Właściwie to szukałem pani - odezwał się w końcu. Starał się przy tym brzmieć odważnie i przede wszystkim męsko. Na pewno nie jak osoba przestraszona samym faktem rozmowy albo zmuszona do wypełnienia swojej misji. Chanyeolowi przeszło nawet przez myśl, że może Byun troszczy się o jego umiejętności społeczne. Te jego z pewnością były bardzo rozwinięte, przekraczały nawet poziom, o którym Park nie śnił i sobie go nie wyobrażał.

- Och. - Znów uśmiechnęła się szeroko. Zupełnie jak lalka, która stworzona została tylko do tego, by pokazywać wszystkim jedno, złudne uczucie szczęścia, jakiego tak naprawdę żadne z nich nie odczuwa. Od kobiety na zmianę biła naturalność i sztuczność. Było to bardzo ciężkie do opisania według Chanyeola. Po prostu to czuł. - W salonie obok znajduje się wystawa obrazów, o których wszyscy tak żywo dyskutują. Przybyło wiele osób z poza kraju, więc miło widzieć osobę, z którą mogę normalnie porozmawiać bez tłumacza.

Chanyeol pomyślał, że prawdopodobnie o wiele lepiej dogadałaby się z kimś, mówiącym w języku suahili, niż nim po koreańsku. Jednak dał się zaciągnąć do ogromnego pomieszczenia tuż za ścianą sali balowej. Czuł, jak jego mięśnie się spinały, a nerwy coraz trudniej było trzymać na wodzy. Bliski kontakt z kobietą nie był jakkolwiek komfortowy i choć się tego spodziewał, nie potrafił opanować reakcji swojego ciała. Czuł się bardzo zagubiony, a dopiero spojrzenie w głąb pokoju, do którego zaprowadziła go kobieta, dało mu wytchnienie. Znalazł się w swoim żywiole.

- Motywem przewodnim wystawy jest woda. Woda w morzu, oceanie, jeziorze albo rzece. Przy takiej tematyce nie mogło zabraknąć tego japońskiego obrazu naprzeciwko nas. Sprowadziliśmy odbitkę z Francji, naprawdę nie sądziłam, że tak łatwo będzie zdobyć coś z domu samego Claude'a Moneta. Kojarzy pan ten o-

- Ciężko nie znać Wielkiej fali w Kanagawie. W ogóle ciężko nie znać mistrza Hokusaia, jak i pozostałych malarzy, których obrazy się tutaj znajdują.

Chanyeol nawet nie pokusił się o przyjazny ton. Uśmiech Seunghee zniknął z jej twarzy na parę sekund pod wpływem oburzonego tonu, trudnego do przeoczenia. Park uznał, że kobieta miała go za głupiego. Kompletnego idiotę, który nie zna się na sztuce, nie ma krzty artyzmu w sobie i nie posiada żadnej wiedzy na ten temat. Czuł się zwyczajnie urażony.

- Tak, to prawda. - Seunghee nerwowo poprawiła kosmyk włosów i odchrząknęła. - To imponujące, że zna pan wszystkie te prace. Naprawdę rzadko kto ma tak ogromne pojęcie o obrazach.

Wypowiedź kobiety wydała się Chanyeolowi żałosna. Według niego była to bezpodstawna kokieteria, która nie działała na jego myśli i w żaden sposób nie zachęciła do poznania jej bliżej. Od razu na myśl przyszedł mu Baekhyun, który również nie szczędził sobie kokieterii. Ale tutaj sytuacja była zupełnie inna i nawet nie chodziło o niezaprzeczalną urodę Seunghee. Jej sposób uwodzenia był zbyt banalny. Łatwo było przewidzieć, co za chwilę powie, jej słowa nie zaskakiwały, ani nie wpływały na tok myślenia drugiej osoby. Ta filuterność była stanowczo za ostra i zbyt płytka.

Obiekt misji Chanyeola, bo tak zdecydował się ją nazwać, decydując, że po takim zachowaniu nie jest godna nosić lepszego imienia, kontynuował swoją wypowiedź, jednak Park już tego nie słuchał. Milczenie oznacza zgodę, a jeśli by się na wszystko godził, może kobieta nie miałaby oporów, by zabrać się z nim do domu. Chanyeol poczuł ulgę, że tuż po tym, jak przekroczą próg mieszkania, to Baekhyun się nią zajmie, a on wreszcie odzyska święty spokój. Sama świadomość, że Seunghee znajduje się w tym samym pomieszczeniu i musi słuchać jej głosu była naprawdę męcząca.

Park postanowił skorzystać z okazji i zaczął oglądać obrazy sprowadzone na wystawę. Po swojej lewej stronie miał Gwiaździstą noc nad Rodanem. Pokiwał głową na znak uznania dzieła. Bardzo szanował van Gogha i można powiedzieć, że samotny słonecznik na balkonie był właśnie tego symbolem.

Nie wiedział, czemu teraz przypomniał sobie o tym kwiecie. Chyba za nim tęsknił.

Zaledwie metr dalej znajdowała się wystawa obrazów lilii wodnych Moneta, kolejnego artysty, który był dla Chanyeola nad wyraz ważny. Za każdym razem, gdy miał okazję patrzeć na Japoński mostek w Giverny, myślał o tym, jak bardzo chciałby stworzyć coś tak pięknego. Albo chociażby usiąść w tak zapierającym dech w piersiach miejscu.

Po prawej stronie na sztalugach stały kopie dzieł Corota, charakteryzujące się naturalnymi krajobrazami, ukazanymi w niesamowicie realistyczny sposób.

Na ścianach zostały też tymczasowo zawieszone inne dzieła wielkich malarzy i każde zostało prześledzone przez bystre oko Chanyeola. Artysta pomyślał, że to naprawdę musiało być niezwykle istotne przyjęcie, skoro znalazło się tu tak wiele świetnych obrazów. Postanowił nawet, że podziękuje Baekhyunowi za taką okazję. Być może Byun o wszystkim wiedział. Park chciał wierzyć, że jego obecność w tym miejscu miała wynagrodzić mu poranne przygody.

Baekhyun naprawdę robił dla niego wszystko, co najlepsze, a jeśli Chanyeol nie rozumiał któregoś z jego czynów, sam układał stosowną interpretację. Chociażby literę H na piersi powinien nosić z dumą. Był człowiekiem marnym i niewiele znaczącym, ale potrzebnym i skrupulatnie wypełniającym powierzone mu zadania. Był słaby, dokładnie tak jak całe to cholerne społeczeństwo, a jednak górował ponad nimi wszystkimi u boku Baekhyuna, który otworzył mu oczy i umysł na wolność i świat, nad którym sam mógł panować.

A przynajmniej tak mu się zdawało.

- Zrobiło się już późno. - Chanyeol wrócił z krainy swoich myśli i twardo wylądował na szarym świecie, w którym był zmuszony egzystować. Głos Seunghee stał się istotnie jeszcze bardziej męczący niż wydawał się być przed paroma minutami, gdy kobieta dopiero zaczęła wypowiadać się o obrazach.

- W takim razie, może pójdziemy do mnie? - zaproponował Chanyeol. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nigdy nie powiedziałby do kobiety w ten sposób z własnej woli. A przynajmniej nie do takiej kobiety. Ale dla Baekhyuna był w stanie zrobić wiele, a taka błahostka zupełnie nie stanowiła dla niego problemu, jeśli liczyło się tylko dobrze wypełnione zadanie.

- Och, jaki jesteś miły. - Park znacznie się skrzywił na to określenie. - Bardzo chętnie, a mogę wiedzieć, jak ci na imię?

- Niech zostanie to tajemnicą - odpowiedział. Jeśli Baekhyun nie zna jego imienia, to nikt inny nie powinien go poznać.

Chanyeol wyszedł z Seunghee z budynku. Ku jego zdziwieniu, przed głównym wejściem już czekał jego kierowca w samochodzie, którym przyjechał. Zastanawiał się nawet przez chwilę, czy stał tutaj cały ten czas, czy może Baekhyun przewidział, ile czasu może zająć Parkowi przekonanie Seunghee do pójścia z nim.

Oboje wsiedli do auta, którego wnętrze zostało od razu pochwalone przez kobietę. Chanyeol jednak znowu uciekł do własnych myśli, niejednokrotnie marszcząc brwi z rozjuszenia.

W jego głowie pojawiła się jedna jedyna myśl. Baekhyun nie powinien zapraszać tej mało inteligentnej kobiety. Nie, gdy jego zakazany owoc w pełni przyjął do wiadomości, że jest jedyny i tylko jego.

~*~

Okej, mnie też to bolało, jak czytałam ten fragment o nożu, ale podoba mi się to (XD)

Dajcie znać, jak wam podobał się ten rozdział i mam nadzieję, że już nie będzie AŻ TAKICH przerw w pisaniu tego ficzka.

Miłego powrotu do szkoły!

<3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top