3
Okazało się, że naszą "karą" będzie czyszczenie pucharów.
Nie powiem oryginalne, ale czego to nas właściwie nauczy? Jak po mugolsku sprzątać powiększone dzbanki na kwiaty? No ludzie dajcie sobie spokój! Wolałabym już sprzątać kible niż siedzieć tu z tą czwórką. Poza tym jeśli na mnie nakapują to znowu będę miała opóźnienie i nie uda mi się zrealizować punktu szóstego do końca roku.
- Jak to zrobiłaś? - zapytał James. - To niemożliwe przenieść pomyje do WS. Próbowaliśmy.
- No to słabo próbowaliście. - odparłam i zaczęłam wyjmować nagrody z gabloty. Było ich mnóstwo! Czy w tej szkole nie ma czegoś takiego jak segregacja?
- Nie mniej dzięki, że to na siebie wzięłaś. Gdyby nie ty nie mogliby grać, a to byłaby jedna wielka katastrofa.- dodał Lupin.
- Nie zrobiłam tego dla was. Po prostu to nie byłoby fair gdyby taki genialny żart wpadł na wasze konto. Szczególnie, że to pomysł mojego autorstwa.
Chłopacy spojrzeli na siebie.
- Ty to wymyśliłaś?
Przewróciłam oczami i z zadowoleniem stwierdziłam, że wszystkie nagrody opuściły gablotę. Niektóre z tych pucharów były większe niż moja głowa. Po co komu taki wielki dzbanek? I tak z niego pić nie można.
- Co ty robisz?
Nie odpowiedziałam.
Wzięłam różdżkę i szybko przewertowałam mózg by przypomnieć sobie właściwe zaklęcie. Nie powinno się aktywować przed południową przerwą, gdy wszyscy są stłoczeni na głównym korytarzu, a strasznie trudno określić wszystko co do minuty, a TO muszą zobaczyć wszyscy.
- Wiesz, że nie możemy używać magii, nie? - zapytał Syriusz.
- Nie, wiesz. Nie usłyszałam za pierwszym razem i potrzebuję mamy, która mi przypomni. - spławiłam go - Zajmij się swoimi sprawami.
- Farce myślę, że powinnaś mimo wszystko go posłuchać. Wiemy co czeka tych co cwaniakują podczas szlabanu. Muszą czyścić kible.
- I o to chodzi Potter, o to chodzi... Salete! - krzyknęłam zaklęcie.
Nie chwaląc się to też jeden z moich pomysłów. To taka moja przepustka, krok numer dwa. Swoją drogą muszę pamiętać żeby jutro przed zajęciami z OPCM załatwić trochę chochlików kornwalijskich i proszku swędzącego, a! No i jeszcze przyda się eliksir wielosokowy, ale to później...
- Co ty zrobiłaś? - zaczął piszczeć Peter. Już rozumiem czemu wołają na niego Glizdogon.
- Pomogłam wam wykręcić się od szlabanu. Narka.
Wzięłam moją torbę. Była bardzoooo ważna. Może z zewnątrz wyglądała jak zwykła torebka, ale w środku mieściło się zupełnie co innego. Był tam mój podręczny zestaw do NAPAD - czyli Natychmiastowy Awaryjny Zestaw Autorstwa Dishera. Czyli po prostu zestaw do robienia kawałów, który stworzył mój kolega z byłej szkoły. Ciekawe czy jego też wywalili...
Ruszyłam do pokoju wspólnego Gryffindoru. Ciągle miałam problemy z zapamiętaniem hasła. To było... Dzielny Lew... Odważny Lew... czy może coś innego...
Poddaje się. Nie ma szans, że sobie przypomnę. Muszę znaleźć kogoś kto zna hasło... BINGO!
Ognistowłosa z kumpelkami.
- Hej, Lili! - krzyknęłam - Zaczekaj, Lili.
Po mim fantastycznym żarciku panienka Lili była trochę nie miła dla mnie, ale miałam to w nosie. Teraz muszę zacząć przygotowywać etap trzeci, a to już trochę bardziej skomplikowane. Tym bardziej, że nie mam pojęcia ile łazienek jest w tej szkole.
- Cześć Farce. Co tam?
- Wszystko w porządku.
- Czy ty nie powinnaś czyścić teraz pucharów z Huncwotami?
Uśmiechnęłam się. Mądra mugolka - cel numer jeden.
- Owszem, ale na szczęście ja już się uwinęłam z moją częścią. Z tego co widziałem to Łapa, Rogacz, Lunatyk i Glizdek nie skończą zbyt szybko. Zamiast pracować myślą nad kolejnym żartem.
Policzki ognistowłosej zapłonęły.
- Nie wierzę! Dopiero co pierwszą karę odrabiają, a już śpieszno im dostać kolejną. Idioci! - wrzasnęła i dopiero po chwili zauważyła, że wszyscy na korytarz jej się przyglądają. Chrząknęła i zaczęła mi przedstawiać swoje koleżanki - To jest Dorcas i Ann. Moje koleżanki.
- O. Miło mi - przywitałam się i uścisnęłam im rękę - Ja jestem...
- Daj spokój. Nie musisz się przedstawiać. Jesteś Farce Aigle - najgorsza wychowanka profesor McGonagall. Wszyscy cię znają! - przerwała mi ta cała Dorcas.
- Dor! - zganiła ją druga - To niegrzeczne! Chociaż prawdziwe... - dodał ciszej.
Postanowiłam, że je też dodam do mojej listy. A co! Jak się bawić to na całego.
- Yyyy... no cóż, muszę przyznać, że żart wyszedł mi fenomenalnie. A tytuł też spoko, więc nie ma się co martwić - machnęłam ręką - Nie ważne. Znacie może hasło do dormitorium? Wypadło mi z głowy.
- Jasne! Mi też się to zdarzyło. - ucieszyła się ruda tak jakby wygrała milion dolców - Hasło to "Nie każdy odważny to Lew".
- Wielkie dzięki!
Przytuliłam każdą z dziewczyn na pożegnanie i ruszyłam do portretu Grubej Damy. Podałam jej hasło i dosłownie zniknęłam w moim pokoju. Mieszkałam z jakimś dziewczynami, ale wczoraj nie miałam okazji ich poznać bo utknęły w łazience. To znaczy ktoś im pomógł, a konkretnie ja. Gdy nie patrzyły dosypałam im do cukierków trochę eliksiru przeczyszczającego. Ubaw po pachy.
Taaa... a co do ubawu po pachy... ciekawi mnie jak będzie wyglądał jutrzejszy poranek Ognistowłosej i spółki. Im też coś "dałam" gdy miło i czule żegnałyśmy się na korytarzu. Jeśli wszystko wypali to o czwartej się zacznie.
- Hej Farce! - o nie, moja współlokatorka - Miło mi cię poznać jestem Julie!
Zerknęłam na nią z ukosa. Tak to zdecydowanie jeden z moich byłych celów. Byłych, ponieważ wyznaję zasadę jeden żart - jedna osoba.
- Miło mi.
- Jutro zaczynają się lekcje i pomyślałam, że będziesz chciała sobie trochę, no wiesz... powtórzyć. Jeśli tak to może chciałabyś iść ze mną do biblioteki?
Biblioteka? Serio?
- Wiesz.. chętnie, ale nie dzisiaj. Właśnie wracam z polerowania pucharów i chcę odpocząć przed popołudniową przerwą. No i...
- Jasne! Jeśli będziesz chciała się jednak dołączyć to wiesz gdzie mnie szukać.
Pomachałam Julie na pożegnanie i walnęłam się na łóżko. Muszę znaleźć sposób na wydostanie się z zamku i pójście do Zonka. W jego sklepie z pewnością znajdę rzeczy potrzebne do punktu numer trzy. To gigantyczny zamek, więc na pewno są tu jakieś tajne przejścia.
No nic. To zadanie na jutro, albo na pojutrze. Teraz czas na przedpołudniową drzemkę...
***
Obudziłam się dokładnie pół godziny przed popołudniową przerwą. Teraz właśnie wszyscy uczniowie zmierzają do WS na obiad.
Rozradowana, że mój punkt drugi zaraz się zacznie ruszyłam schodami na parter. Oczywiście te głupie schody zawsze robią to czego się nie chcę, przez co dotarłam na miejsce dokładnie minutę przed czasem.
Stanęłam tak, żeby dokładnie widzieć gablotę z pucharami, a jednocześnie tak, że nikt nie mógł zobaczyć mnie. W tłumie dojrzałam jeszcze paczkę Hunców i ognistowłosą z przyjaciółkami i się zaczęło.
Najpierw jeden, później drugi i trzeci i tak dalej. Wszystkie puchary po kolei zaczęły matowieć i siniec tracą swój złoty połysk. Z początku nikt nic nie zauważył, ale tylko z początku. Później coraz więcej uczniów przystawało żeby zobaczyć jak nagrody czernieją i matowieją, zaczynają puszcza bąki i wylać z siebie czarno-bordową maź.
Oczywiście nikt nie spodziewał się zagrożenia ze strony gabloty, więc zaskoczenie uczniów było niesamowite gdy zobaczyli, że szklana płyta pęka, a dziwna maź zaczyna się wylewać. Takiego maratonu jak żyję nie widziałam.
Co najmniej setka dziewczyn i chłopaków cisnęła się w wąskim korytarzu, by uciec jak najdalej od mazi. Niestety udało się to bardzo niewielu gdyż owa czarno - bordowa substancja zasychała w mgnieniu oka i unieruchamiała wszystkich.
Uciec udało się tylko Huncwotom.
I właśnie w tym momencie pojawił się Profesor Dumbledore i Profesor McGonagall. Ich miny. Mogłam to nagrać.
- Co tu się do świętego Merlina dzieje? - wrzasnęła wiedźma - Wyjaśnić mi to!
- To oni! - krzyknęła jakaś uczennica i palcem wskazała na Hunców - Znowu wycieli jakiś głupi dowcip!
- Potter! Black! Lupin! Pettigriew! Do mnie!
Chłopcy spojrzeli na siebie, potem na podłogę, potem na profesorkę i jeszcze raz na podłogę.
- Wybaczy pani, ale my chyba raczej zostaniemy tutaj! - odparł Lupin.
- Właśnie - dodał James - Wolimy mimo wszystko móc się dalej poruszać.
- Minus PIĘĆDZIESIĄT PUNKTÓW DLA GRYFFINDORU! - zamknął temat Dumbledore jeszcze zanim się zaczął.
Idealnie.
Powoli zaczęłam wychodzić z mojej kryjówki, tak by nikt mnie nie zobaczył. Już miałam zniknąć na rogiem gdy usłyszałam głos Dumbiego.
- Panienko Aigle! Czy mogłaby panienka jednak nie uciekać? To z pewnością sprawi, że Pani kara będie bardziej surowa.
Wróciłam posłusznie na korytarz.
- Rety, rety. Odkrył mnie Pan. Muszę poćwiczyć ucieczkę.
Dumbi posłał mi chłodne spojrzenie.
- No cóż. Widzę, że jedna kara i dwutygodniowy areszt domowy nie podziałały na panienkę.
- No cóż - przekomarzałam się dalej - Najwyraźniej nie.
Profesor McGonagall westchnęła tylko i przejechała po twarzy ręką. Dziwna starucha.
- No cóż. - zaczął Dumbi po raz trzeci - W takim razie może sprzątanie toalet panienkę czegoś nauczy, bo widzi Panienka nie wiem jak to było w Pani poprzedniej szkole, ale w Hogwarcie panują zasady. A to co Pani zrobiła zdecydowanie je łamie.
- Rozumiem - odparłam z taką "powagą", że wszyscy w korytarzu zaśmiali się.
- Świetnie. W takim razie proszę z łaski swej zdjąć zaklęcie jakie rzuciła panienka na szkolne trofea i udać się do swojego pokoju w ciszy.
- Spoko - odpowiedziałam radośnie, przez co kilka osób znowu się zaśmiało i zanim ktoś zdążył mrugnąć wycelowałam różdżką i krzyknęłam zaklęcie - Nettio!
W mgnieniu oka cała maź zniknęła i wszyscy mogli się ruszać. Zadowolona z siebie i z efektu mojej pracy, pomachałam na do widzenia nauczycielom i z uśmiechem na ustach ruszyłam w kierunku portretu Grubej Damy.
Cóż, ten dzień z pewnością był udany.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top