15
- Uwaga! - krzyknął Dippet - Mam kilka ogłoszeń!
W WS zrobiło się cicho. Do Hogwartu docierało coraz więcej informacji o niestabilnej sytuacji w Azkabanie. Kwestią czasu było kiedy nauczyciele postanowią nam coś powiedzieć.
- Zapewne każdy już wie, że Ministerstwo Magii ma pewne problemy z strażnikami, którzy pilnują więźniów z Azkabanu. Minister uspokoił mnie i zapewnił, że nie ma się czego obawiać. - ścisnęłam mocniej rękę Huntera - Jednak postanowiłem powziąć pewne środki bezpieczeństwa. Po pierwsze każdy uczeń w wieku ponad piętnastu lat jest zobowiązany nauczyć się obronnego zaklęcia, które pozwoli poskromić dementorów. Młodsze roczniki za to mają kategoryczny zakaz opuszczania zamku. Jednak jeśli coś się stanie - głos dyrektora spoważniał - pamiętajcie, to nie dementorzy są waszym wrogiem, ale strach, który trzeba zwyciężać. A teraz na lekcje!
Wstaliśmy i ruszyliśmy do sali OPCM.
Hunter nadal nie puszczał mojej ręki. Czułam się wspaniale gdy mijałam te wszystkie zazdrosne dziewczyny, które śliniły się na jego widok.
Tak - ja i Hunter chodziliśmy ze sobą.
To już prawie drugi miesiąc.
Black i jego banda wedle mojego życzenia już się do mnie nie zbliżali. Co d naszego zakładu to obecnie prowadziłam trzema punktami, po tym jak podłożyłam łajnobomby w wszystkich salach lekcyjnych. Śmierdziało przez dobre dwa tygodnie.
Musiałam czymś odwrócić uwagę nauczycieli, bo trzeci punkt mojego planu był już prawie gotowy. Czekałam tylko na to aż miną święta.
No tak. Głupie Święta Bożego Narodzenia. Postanowiłam, że spędzę je w Hogwarcie. Nie chciałam wracać do sierocińca. I tak nikt tam na mnie nie czekał, a tutaj mogłam przynajmniej pobyć z Julie, która obiecała ze mną zostać. Kochałam ją za to!
- Witam na dzisiejszej lekcji. Ponieważ każdy wie, co się ostatnio wydarzyło Ministerstwo Magii postanowiło wydać uchwałę, która mówi, że każdy czarodziej powyżej piętnastego roku życia musi umieć zaklęcie Patronusa. Patronus jest jednym z najtrudniejszych zaklęć jakich młody czarodziej może się nauczyć. Polega na wykorzystaniu własnych myśli do obrony przed złem. Czy ktoś wie co trzeba zrobić by przywołać Patronusa? - zapytał Dumi.
Remus podniósł rękę.
- Tak, panie Lupin?
- Trzeba przypomnieć sobie najszczęśliwsze wspomnienie.
- Doskonale, dziesięć punktów dla Gryffindoru. A teraz rozejdźcie się po klasie i spróbujcie wyczarować Patronusa.
Razem z Hunterem zajęliśmy jeden z kątów sali.
Starałam się sobie przypomnieć jak najszczęśliwsze chwile z życia. Dużo tego nie było... wyjście ze szpitala, list ze szkoły, spotkanie Dishera, zakład z Huncami, pocałunek z Hunterem, który zaliczyłam na pierwszej randce...Czułam, że to wszystko to nie to, że to za mało...
- To kto zacznie? Może panna Evans? - zarządził Dumbledore.
Ognistowłosa skupiła się i krzyknęła zaklęcie, a z jej różdżki wyleciała łania - rzeczywistych rozmiarów tylko, że niebiesko-biała. Później był Remus, za pierwszym razem mu nie wyszło, ale po chwili po sali latał wilk. Jak łatwo się domyślić patronusem Rogacza był jeleń, a Blacka - pies. Ann, Dorcas, Pet, Smark nic nie wyczarowali. Z różdżki Malfoya poszło kilka iskier, tak samo u Julie i Huntera.
Za chwilę była moja kolej. Wiedziałam, że nic nie wyjdzie z moich starań. Chociaż...
- Panno Aigle, proszę spróbować.
- Dasz radę - szepnął Hunter.
Zebrałam wszystkie swoje myśli i starałam się przypomnieć sobie jak najwięcej detali. Twarz mamy, taty i brata. Ich uśmiechy, wspólne kolacje i obiady. Spacery, zabawy, święta.
Wzięłam głęboki oddech.
- Expecto Patronum!
Z mojej różdżki trysnęły białe smugi światła i po sekundzie pod sufitem latał wielki orzeł. Jego skrzydła były tak wielkie jak ja, ale najładniejsze były oczy... jasne, jak bezchmurny poranek.
Orzeł okrążył klasę i zniknął przelatując przeze mnie. Czułam jego moc i siłę, tę wielką odwagę która kryła się pod jego piórami.
- Wyśmienicie panno Aigle. To był właśnie w pełni wykształcony Patronus. Proszę to zapamiętać - powiedział Dumbi do reszty klasy.
Odwróciłam wzrok. To wspomnienie nie jest dobre i nie powinnam o tym w ogóle myśleć skoro nawet nie wiem czy jest prawdziwe...
***
Po skończonych zajęciach zniknęłam wszystkim jak najszybciej z oczu.
Postanowiłam poćwiczyć zaklęcia, więc ukryłam się w Pokoju Życzeń i próbowałam pokonać magicznych przeciwników. Nie szło mi za dobrze. Martwiłam się wszystkim tylko nie tym co powinnam, a już najbardziej martwiłam się moimi myślami. Wzięłam głęboki oddech i spróbowałam wyczarować Patronusa.
Pojawił się zaledwie po sekundzie. Wielki, błękitny. Był uosobieniem mojej wolności, którą tak sobie ceniłam. Brak kontroli, zakazów, nakazów i miliona innych rzeczy, które mogły ci przeszkadzać - to byłam ja.
Zmęczona usiadłam, a przed moim nosem natychmiast pojawiła się szklanka soku i kilka kanapek. Uśmiechnęłam się pod nosem. Kochałam Pokój Życzeń.
Nagle zza stosu książek wyszedł Lupin.
Krzyknęłam przestraszona, ale zaraz się uspokoiłam widząc znajomą twarz. Chociaż ciekawiło mnie co tutaj robi jeden z Huncwotów.
- Hej - przywitał się Remus - Co tam?
- N-nic. Skąd wiedziałeś gdzie jestem?
- Zwierzęcy instynkt. - zaśmiał się i delikatnie dotknął swojego nosa.
Pokręciłam głową i poklepałam miejsce obok mnie na znak, że może koło mnie usiąść.
- Nadal jesteś na nas zła? - zapytał Lunatyk.
Pokręciłam głową.
- Nie, po prostu było mi przykro, że to zrobiliście. Wiem! Nie mieliście pojęcia, że mam słaby żołądek - powiedziałam zanim zdążył mi przerwać - Ale mimo wszystko miałam nadzieję, że my... sama nie wiem. Będziemy znajomymi, albo czymś w tym rodzaju. Ja... chyba nawet was lubiłam.
- Serio?
- Tak, chyba tak.
- Nawet Syriusza?
Zaśmiałam się.
- Myślę, że to trochę skomplikowane, ale tak. Lubiłam go. I może nigdy tego nie powiedziałam, ale nawet wtedy, wiesz, gdy mnie uśpił w PW. Myślałam o was jak o...
- Przyjaciołach? - dokończył za mnie Lunatyk.
Spojrzałam na niego. Czy kiedykolwiek mogłam myśleć o nich jak o przyjaciołach?
W tamtym momencie zrozumiałam, że cały czas o nich tak myślałam. Już od pierwszego dnia czułam się dobrze w ich towarzystwie, nawet się z nimi założyłam! A ich żart tak mnie bolał, bo poczułam się zdradzona.
Przez przyjaciół.
- Masz racje Remusie. Myślałam o was jak o przyjaciołach, ale na razie to chyba nie aktualne. Straciłam do was zaufanie, które i tak było chyba zbyt małe.
- Rozumiem. Wiesz, to oni mnie tu przysłali. Kazali mi się wszystkiego dowiedzieć.
- Wiem.
- Wiesz, że my też traktowaliśmy cię jak przyjaciółkę? Wybacz nam tamto!
- Postaram się - obiecałam.
Remus wstał i uśmiechnął się do mnie. To był uśmiech mówiący "cieszę się, że jesteś".
- W takim razie, skoro znowu się kumplujemy ostrzegam cię żebyś jutro jednak nie siadała przy śniadaniu przy ławkach, bo możesz się lekko ubrudzić.
- Wezmę sobie twoją radę do serca.
- Pa! - krzyknął jeszcze Remus i zniknął w korytarzu.
Ciekawe jaki żart przygotowali na jutro?
***
Remus wypadł na korytarz.
Udało mu się wyjść w ostatniej chwili. Czuł jak jego wygląd się zmienia. Po chwili na korytarzu stał uśmiechnięty Black. Eliksir wielosokowy działał świetnie i Farce nie zorientowała się, że przed sobą ma zupełnie inną osobę.
Teraz tylko trzeba przygotować WS. Jutro będzie nie zapomniany dzień.
***
Uwaga!
Małe info.
Mianowicie na moim profilu dodałam nową książkę podtytułem JA! Jest ona dodatkiem do wszystkich moich książek. Będzie tam opis wszystkich moich postaci z książek oraz nominacje i dodatkowe info!
Zapraszam!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top