13
- Proszę o ciszę! - krzyknęła McGonagall - Pan dyrektor przemawia.
Dippet wstał i lekko skłonił głowę w kierunku pierwszorocznych. Zawsze tak robił, chociaż nikt nie wiedział czemu.
- Moi drodzy, jak już pewnie wiecie dzisiaj do naszej szkoły dołączy nowy uczeń - zaczął. Mimochodem słyszałam jak kilka dziewczyn z tyłu poruszyło się i zachichotało nerwowo. Idiotki - Przyszedł do Hogwartu tak późno z powodów osobistych, ale mam nadzieję, że przyjmiecie go równie ciepło jak innych. - tu spojrzał perfidnie na mnie.
O co mu chodzi? Przecież ja obiecałam McGonagall, że będę grzeczna, dopóki nowy uczeń się nie wpasuje. A właściwie to nawet mu w tym pomogę.
- Powitajcie proszę Pana Huntera Rickmana.
Wszyscy obrócili się, żeby zobaczyć kim jest owy nowy uczeń.
Do WS wszedł wysoki blondyn. Jego niebieskie oczy były roześmiane i figlarne, a grzywka sprawiała, że wyglądał odrobinę niechlujnie. Szedł żwawo, ubrany w podstawową szatę ucznia Hogwartu. Sprawiał wrażenie pewnego siebie, chociaż ja widziałam, że pod krzywym uśmiechem na jego twarzy kryję się kłębek nerwów. Też tak miałam gdy pierwszy raz zmieniałam szkołę.
Blondas przeszedł koło mnie i puścił mi oczko. Wywróciłam oczami i powróciłam do jedzenia tostów z serem oraz sałatki warzywnej. W tym czasie nowy zajął miejsce na stołku, a na jego głowie pojawiła się Tiara Przydziału.
- Hmm... No tak, wszystko jasne. Nawet myśleć nie muszę. Gryffindor!
Takich oklasków nawet na rozpoczęcie roku nie było. Oczywiście najgłośniej były te wszystkie puste lalki, które najczęściej zaliczały się do fanklubu Blacka i jego świty. Huncwoci nie wykazywali żadnego zainteresowania Hunterem. Woleli wpatrywać się w szklanki z sokami...
Stop!
Wzięłam do ręki mój puchar i powąchałam. Zamiast słodkiego zapachu pomarańczy i malin poczułam siarczysty zapach eliksiru przeczyszczającego. A najgorsze, że go wypiłam!
Schyliłam się i w ostatniej chwili udało mi się połknąć odtrutke, którą nosiłam w NAPAD-ie.
Hunter zdążył już się przywitać z kilkoma pustymi lalkami i teraz zmierzał w moim kierunku, ponieważ tylko obok mnie było wolne miejsce.
- Hej, jestem Hunter, a ty?
Zmierzyłam go pustym wzrokiem.
- Farce Aigle.
- Jesteś na tym samym roku co ja, nie? - zapytał i chciał sięgnąć po sok.
- Nie pij tego! - krzyknęłam i wyrwałam mu z dłoni puchar, który z brzdękiem upadł na podłogę.
- C-co? Czemu?
Zarumieniłam się. Wszyscy się na mnie gapili, tak jakbym oszalała. To bardzo niemiłe, biorąc pod uwagę, że tylko dzięki mnie ten pustak nie zbłaźni się już pierwszego dnia.
I wtedy się zaczęło.
Najpierw Malfoy, później Longbottom i Julie. A na końcu cała szkoła razem z nauczycielami. Wszyscy zaczęli bekać i pierdzieć. Wszyscy z wyjątkiem mnie, Huntera, Evans i Huncy, którzy teraz zwijali się ze śmiechu na ziemi. Mi osobiście chciało się rzygać, co po chwili uczyniłam. Jeszcze nigdy nie czułam takiego smrodu! Aż oczy mi łzawiły.
- Potter, Black, Lupin, Pettigrew! Wy puste łby! Minus trzydzieści punktów dla Gryfonów! - wydarł się Dippet - I macie w tej chwili to wszystko odwrócić!
- Przepraszamy Profesorze, ale nie u-umiemy - tłumaczył śmiejąc się Syriusz - To podobno przechodzi po jakimś czasie...
Profesor załamał ręce i puścił długiego bąka... znowu poczułam, że wszystko podchodzi mi do gardła. Uczniowie krzyczeli, inni płakali, a jeszcze inni śmiali się jak opętani.
Miałam dość. Wyszłam na środek sali i magicznie pogłośniłam swój głos.
- Ciszaaa! - wrzasnęłam i momentalnie wszystko ucichło. Od czasu do czasu słychać było tylko bąki, które w niekontrolowany sposób wydostawały się na wolność - Wiem co jest antidotum. Wyleczę was, tylko błagam nie drzyjcie się i otwórzcie okna.
Czułam, że jestem blada jak ściana. Od dziecka miałam słaby żołądek i coś takiego mogło doprowadzić tylko do poważnej choroby, a poza tym ten "żart" był bardzo nie smaczny. Nawet w akcie desperacji bym czegoś takiego nie zrobiła.
- W takim razie, proszę działać, panno Aigle. - zgodził się Dumbi.
Zaczęłam od nauczycieli.
Chodziłam od jednego do drugiego i każdemu podawałam antidotum. Szczęście, że moja torba jest bez dna i wystarczy tylko jedna kropla eliksiru, by wyleczyć dolegliwości. Wiele razy musiałam przystawać by odpocząć i zwymiotować. Pod koniec, rzygałam mimo, że nie miałam czym.
W końcu podałam eliksir wszystkim i mogłam usiąść. Brzuch miałam tak pusty, że czułam jak mi się w nim powietrze odbija. Otoczenie rozmywało mi się przed oczami, tak jakbym zażyła jakieś środki odurzające. Jak przez mgłę usłyszałam, że profesor Dippet prosi mnie do siebie, bo chce mi podziękować. Ruszyłam wolno i chwiejnie.
W ustach miałam nieprzyjemny smak wymiocin. Zabiłabym za szklankę wody!
- Panno Aigle, wszystko w porządku? - zapytał Flatwick.
- Panienko Aigle? - znowu zapytała wiedźma.
Ja już nic nie słyszałam. Czułam jeszcze jak nogi się pode mną załamują i lecę w tył, a później coś mnie zatrzymuje. Zobaczyłam sklepienie WS i zasnęłam, albo zemdlałam. Sama nie wiem.
***
Światło. Bezczelnie wkradło się pod moje powieki i zaczęło drażnić moje oczy, każąc im wstać. Pokręciłam głową i błagałam o jeszcze chociażby sekundę snu. Jak zwykle nikt nie wysłuchał mojej prośby.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Pokój, w którym leżałam był duży i biały. Zero ozdób, kolorów, czy czegokolwiek charakterystycznego. Tylko biel. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to SS. Chwiejnie podniosłam się i usiadłam. Przypomniało mi się czemu tu trafiłam i cudem powstrzymałam odruch wymiotny. Wzdrygnęłam się.
Minęło sporo czasu (przynajmniej w moim mniemaniu) zanim ktoś raczył do mnie przyjść. Pani pielęgniarka zbadała mnie i stwierdziła, że wszystko jest dobrze i mogę coś zjeść, by nabrać sił. Po chwili na moim stoliku pojawił się kurczak, warzywa gotowane na parze i ryż. Pani Pomfrey widząc mój smoczy apetyt stwierdziła, że wracam do formy. Gdy już się upewniła, że zjadłam wszystko poszła powiadomić Dippeta o moim stanie.
Po chwili zebrał się w okół mnie niezły tłumek. Głównie przyszli nauczyciele, by podziękować mi za antidotum i wyrazić współczucie z powodu choroby. Krótko mówią smęty starych ludzi.
- Panno Aigle, ma pani jeszcze jednego gościa - powiadomiła mnie McGonagall. Dzięki ci królowo!
Do sali wszedł... Hunter! Jak zwykle miał na ustach ten swój krzywy uśmiech i opadającą grzywkę. Ciekawe jakby wyglądał gdyby jej tak nie zaczesywał. Muszę to sprawdzić.
- Hej, Farce! - przywitał się.
- Panno Aigle, to właśnie pan Rickman złapał panią gdy o mało nie uderzyła pani głową w jeden z marmurowych schodków podium. - wytłumaczył Dumbi.
- A-acha. Dzięki, Hunter.
Strasznie trudno mi się wymawiało jego imię. Było takie gardłowe, a ja z moim francuskim akcentem nie za bardzo sobie radziłam.
- Echem. Zostawmy pannę Aigle, ma się nią kto zająć - zadecydował Dippet i razem z resztą nauczycieli wyszedł.
Przez chwilę w sali panowała cisza gdy Hunter przystawiał sobie krzesło i siadał obok. Trzeba przyznać, że pod jego szatą kryły się mięśnie. Zupełnie inny poziom niż Black - pomyślałam.
- Jak tam twój żołądek? -zapytał.
- Lepiej. Pani Pomfrey mówi, że szybko wrócę na zajęcia. Tak w ogóle to jaki dziś dzień?
- Środa. Spałaś jeden cały dzień. Nie martw się, taka ogniście ruda dziewczyna powiedziała, że przyniesie ci notatki z lekcji.
- Haha, masz na myśli Lily? No cóż, ona faktycznie ma strasznie rude włosy. - zachichotałam.
- Nom. Ale jest spoko.
- Yhm, Lily to... spoko przyjaciółka.
Zawahałam się. Nie wiem czy mogę nazywać ją przyjaciółką. Chłopak zaraz wyczuł wachanie w moim głosie i spojrzał na mnie pytająco.
- Widzisz, ja wywinęłam Lily kilka gorszych żartów i przez to tak się trochę... no niedogadujemy.
- Wiem ta cała Dorcas mi to wytłumaczyła.
Później rozmawialiśmy o błahych rzeczach jak poprzednie szkoły, zainteresowania i magia. Hunter okazał się moim zupełnym przeciwieństwem. Ja wolałam książki i ciepłą herbatę, a on sport i piwo kremowe. Hunter chciał w przyszłości zostać aurorem, a ja wolałam coś ala poszukiwacz przygód. Jednak mimo wszystko coś nas łączyło: naszym zdaniem najfajniejszym czarodziejem był Ferodon Albus Bolton - człowiek, który wymyślił jak okiełznać smoki.
Wielki człowiek.
Nagle do SS wparował Syriusz, James, Pet, Remus i Lily.
- Farce! Nic ci nie jest? Merlinowi samemu dzięki! Wybaczysz nam? - zaczął Łapa i wtedy zobaczył Huntera i jego niegrzeczny uśmiech, który błąkał się po twarzy chłopaka - Co ty tu robisz!? - wrzasnął.
Zamrugałam kilka razy, a na mojej twarzy pojawiło się obrzydzenie.
- Wynoś się, Black. Nie chce widzieć ciebie i tej twojej bandy popaprańców na oczy. - odparłam i uśmiechnęłam się do ognistowłosej - Cześć Lily! Cieszę się, że przyszłaś. Hunter możesz dostawić jej krzesło?
- Jasne - odparł ochoczo chłopak.
Ruda podeszła do mnie niepewnie i usiadła na wyznaczonym miejscu. Huncwoci nadal stali w miejscu.
- A wy co tu jeszcze robicie? Wynocha.
- Farce my na prawdę przepraszamy. Nie chcieliśmy ci zrobić krzywdy. - przeprosił Lupin - Wybaczysz nam?
- Właśnie, Farce nie wiedzieliśmy, że to będzie coś takiego. Nie myśleliśmy, że...
- No właśnie! W w ogóle nie myślicie! - przerwałam Jamsowi - Żarty są śmieszne do pewnego momentu, ale to co wymyśliliście to zdecydowanie za dużo, a teraz wynocha bo zawołam pielęgniarkę.
- Farce daj spokój! Wiesz, że to był wypadek! - dodał Pet.
Nic nie odpowiedziałam i zajęłam się rozmową z ognistowłosą. Kątem oka widziałam jak Huncwoci patrzą na mnie z żalem. Było mi smutno. Myślałam, że mimo tego całego zakładu jesteśmy przynajmniej znajomymi, ale wygląda na to, że się myliłam. Oczywiście oni nie mogli wiedzieć, że mam strasznie słaby żołądek jednak ten żart... na samą myśl dostaje dreszczy.
- Farce, przemyśl to jeszcze - poprosił Remus - Szybko wracaj do zdrowia.
- Hunter pomóż im wyjść bo inaczej sama to zrobię.
Hunter podniósł się i ruszył w kierunku Huncy z tym swoim uśmieszkiem na twarzy. Wyglądał na strasznie pewnego siebie. Zupełnie inny poziom.
- Wolisz jego od nas! - krzyknął Syriusz
Odwróciłam się do niego zdziwiona. Był cały czerwony ze złości, tak jakby się gotował. Jego uśmiech zniknął, a na jego miejscu pojawił się grymas obrzydzenia i nienawiści. O co mu chodzi? Najpierw się ze mnie śmieje i obraża, a później bawi się w wielkiego przyjaciela!? Tego już za wiele.
- Wybacz, Black, ale... - powiedział Hunter.
- Zamknij się! Nie rozmawiam z tobą!
- Syriuszu! - krzyknęła Lily.
-Natychmiast opuść tę sale, Black! - wrzasnęłam - NIE CHCĘ CIĘ JUŻ NIGDY WIDZIEĆ!
Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni, a ja odwróciłam głowę, tak by nikt nie zobaczył łez, które zaczęła zbierać się pod moimi powiekami. Łapa zaklął pod nosem, wywrócił krzesło, które stało obok niego i trzaskając drzwiami wyszedł z SS. Po chwili ciszy Lily odważyła się w końcu podjąć rozmowę.
- Jesteś tego pewna, Farce? Wiesz, że oni nie chcieli.
- Wiem - westchnęłam - Jednak to jak oni się tutaj zachowali tylko uświadomiło mnie jak bardzo oni są upośledzeni umysłowo. Nie myślmy o tym, pokarz mi lepiej te notatki z lekcji.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top