12
Skradałam się na palcach do dormitorium Krukonów. Może i wczoraj miałam doła, ale dzisiaj wróciłam do formy. W końcu muszę wygrać zakład z Huncwotami. Podeszłam do wejścia do PW Ravenclow. Ich strażnik spojrzał na mnie krzywo.
- Co było pierwsze? Feniks, czy ogień?
Zamyśliłam się. Słyszałam już tą zagadkę. Mówił mi ją Disher na pierwszym roku. Było tam coś o kole, albo o obręczy...
-Koło nie ma początku. - zaimprowizowałam.
Strażnik kiwnął głową i wpuścił mnie do środka. Zatrzymałam się w wejściu. Ich PW był przytulny. Stało tu mnóstwo stolików i krzeseł, ściany były całe w obrazach, a w kominku wesoło tańczył, a raczej dogasał ogień.
Rozejrzałam się szybko. Było po trzeciej w nocy i nie sądziłam, że ktoś o tej godzinie może jeszcze tu siedzieć, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Jeśli dobrze pamiętam to pokuj mojego celu jest na czwartym piętrze.
Przebiegłam wyznaczoną odległość i leciutko nacisnęłam klamkę. Ta nawet nie skrzypnęła. I ci Krukoni uważają się za mądrych? Ja nigdy bym nie dopuściła do sytuacji, w której moja klamka nie skrzypi. Dzięki temu zawsze mogę zareagować w odpowiedniej chwili, bo wiem, że ktoś jest w pokoju. Niby to taki szczegół, a jak wiele znaczy.
Zajrzałam do najbliższego łóżka. W środku spała słodko jakaś dziewczyna. Idealnie. Podkradłam się do jej poduszki i wsadziłam pod nią fiolkę ze specyfikiem ze sklepu Zonka. Przez noc specyfik wniknie we włosy, a pojutrze sprawi, że panienka się w lustrze nie pozna.
To samo zrobiłam z resztą dziewczyn. Nie miałam nic do nich, ale zakład to zakład, a ja nie przegrywam. Jestem zwycięzcą.
Znowu na palcach wróciłam do wieży Gryffindoru. Gruba Dama była bardzo niezadowolona, że budzę ją o takiej porze, ale gdy podałam jej hasło i grzecznie przeprosiłam (wspominając przy tym jak piękne ma włosy) wpuściła mnie do środka.
Prędko jak wiatr znalazłam się w moim własnym posłanku i zasnęłam. Czułam przyjemne ciepło gdy kołdra zaczęła grzać moje zmarznięte nogi.
***
Po nudnej niedzieli przyszedł świetny poniedziałek. Od rana udało mi się zrobić trzy żarty, a teraz jeszcze mam specjalny "podarunek" dla Huncwotów. Z pewnych źródeł (czytaj Evans) wiem, że Syriusz, Pet i James nie mają jeszcze zrobionych wypracowań na zaklęcia. Postanowiłam to wykorzystać.
Z samego rana poszłam do biblioteki i napisałam trzy prace o zastosowaniu zaklęć w praktyce i w teorii. Temat bardzo męczący i nudny, ale tym razem warto było.
Jeszcze tego samego dnia wysłałam je Huncom w prezencie. Z tego co widziałam zaraz pobiegli je oddać profesorowi. Zachichotałam. Dzisiaj na ostatniej godzinie mamy zaklęcia ze Ślizgonami. Bosko! Mam nadzieję, że zdążył już je sprawdzić.
W stu procentach dumna z siebie poszłam na transmutacje.
- Uwaga! - krzyknęła starucha - Mam ważną wiadomość dla was. W następny poniedziałek do naszej szkoły dołączy nowy uczeń. Jest z mało znanej prywatnej szkoły w Stanach Zjednoczonych, więc mam nadzieją, że pomożecie mu się szybko zaaklimatyzować w Hogwarcie.
Oj już ty McGonagall się nie bój. Ja go szybko zaaklimatyzuje.
- Dlatego bardzo proszę Panienkę Aigle oraz Huncwotów o zachowanie chociaż względnych pozorów normalności i zwyczajności. Dobrze?
No skoro tak ładnie prosisz... to z pewnością zaopiekuję się naszym nowym kolegą.
- Oczywiście pani profesor. - zapewniłam, a w mojej głowie zaczął już się układać pierwszy, szatański pomysł. W końcu grunt to wyobraźnia.
Huncwoci także ochoczo pokiwali głowami od razu zgadzając się na przedstawione im zasady. Wiedźma popatrzyła chwile na nas. Nauczyciele doskonale wiedzieli o naszym małym zakładzie, ale nic nie robili by go rozwiązać. Podejrzewam, że po prostu oni też chcieli się dowiedzieć kto w tej szkole jest największym rozrabiaką.
Wczoraj Longbottom przedstawił oficjalną tabele wyników. 21 : 23 . Wygrywałam zaledwie dwoma punktami, ale to już niedługo. Po dzisiejszych zaklęciach zdobędę przewagę sześciu punktów. Jednak mimo wszystko jedno mnie zastanawia. Skąd Hunce wiedzą gdzie jest obecnie woźny, albo patrole, albo kto, gdzie śpi. Ich akcje są tak precyzyjne, że zastanawiam się czy oni czasami nie przekupili kilku uczniów by oni sami robili sobie kawały. To kolejna rzecz, którą muszę odkryć.
- Panno Aigle, raczy pani odpowiedzieć na pytanie? - podeszła do mnie McGonagall.
Yyyy... no to wpadłam. Zobaczyłam, że w ławce przede mną odwraca się Pet i pokazuje na siebie, a potem robi zęby gryzonia i wzrusza ramionami. Chyba chodziło mu o to od czego zależy w jakie zwierze się zamieni animag.
- To zależy od indywidualnych predyspozycji i upodobań. - Pet na migi pokazuje, że dobrze mówię - Zależy też od tego jakie zwierze lubimy i jaką cechę charakteru przedstawia dany człowiek.
- Dobrze, panienko Aigle. Pięć punktów dla Gryffindoru.
Odetchnęłam. Tym razem mi się upiekło, ale następnym razem może już nie być tak kolorowo...
- Więc tak jak powiedziała nam, panienka Aigle, to w jakie zwierze się zamienicie określa wasz charakter. Animagia to trudna sztuka i nie każdy ma do niej predyspozycje. Co do próbowania to pierwsze podejście do tej magii zazwyczaj zaczyna się na siódmym roku..
Świetnie. Szkoda, że w pani klasie siedzi właśnie trzech niezarejestrowanych animagów i jeden wilkołak. Jakbym to teraz na głos powiedziała to pewnie wiedźmie by oczy z orbit wyszły. Hehehe..
***
W końcu nadeszła moja upragniona lekcja zaklęć. Usiadłam razem z Julie w ostatniej ławce. Zanim weszłyśmy do klasy łaskawie podzieliłam się z nią powodem mojej radości. Teraz obie wyczekiwałyśmy profesora.
Zresztą nie trzeba było długo czekać. Pojawił się, po niespełna pięciu minutach, zły jak osa. Nawet dzień dobry nie powiedział, gbur. Zachichotałam cicho, ale ten i tak to usłyszał i posłał mi karcące spojrzenie.
- Witam klasę. Dzisiaj chciałbym zacząć zajęcia od oddania waszych referatów. Zacznijmy od tych najgorszych.
Profesorek zaczął chodzić po klasie i rozdawać prace. Nie chwaląc się dostałam W, czyli najlepszą ocenę na jaka mogłam liczyć. Opłacało się poszwendać z Evans kilka przerw. Ona jest jak encyklopedia - znajdziesz tam wszystko czego chcesz.
Z zadowoleniem stwierdziłam, że swoich referatów nie otrzymali jeszcze James, Syriusz i Pet. Remus napisał sam pracę, więc jego nie mogłam wkręcić, a poza tym mam u niego dług.
- No, a teraz czas na trzy najlepsze prace! - uśmiechnęłam się - Pozwolę sobie przeczytać najciekawsze kawałki. Pan Potter: co magii się tyczy, to zastanawiającym jest czemu profesor Flitwick jest taki niski. Przecież ze swoim wielkim łbem z łatwością mógłby się powiększyć do normalnych rozmiarów. - Rogacz zamarł - Dalej, Pan Pettigrew: Pan Flitwick i jego zaklęcia są tak niesamowicie nudne, że zastanawiam się po co w ogóle je prowadzi. Ten gościu nie posiada charyzmy, ani tego czegoś jak na przykład profesor McGonagall - wszyscy ryknęli śmiechem, a Syriusz spojrzał na mnie z strachem w oczach, a ja pomachałam mu - No i na koniec najlepsze, Pan Black: oprócz niskiego wzrostu profesor Flitwick ma też strasznie wielką głowę. Zadziwiającym jest, że jeszcze nie implodowała na te jego książeczki, na których musi stać, by go nie zadeptano.
Profesorek aż się gotował. Założę się, że jeśli teraz oblałabym go wodą to poszłaby para. Kiwnęłam do Longbottoma, żeby przyznał mi punkty. Taka prosta sztuczka i tacy idioci to genialne połączenie. A magiczny atrament to mój nowy zakup. Działa zaskakująco prosto i jest tani, więc zrobiłam odpowiedni zapas na najbliższe kilka tygodni.
Flitwick darł się na Hunców, a Syriusz posłał mi ostrzegawcze spojrzenie. Parsknęłam i puściłam mu oczko. Nie ma szans, by udało im się ze mną wygrać!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top