10
- Wstawaj Farce! Już siódma.
Mruknęłam w odpowiedzi i tylko bardziej wtuliłam się w poduszkę. Sekundę... Poduszkę?
Przecież ja byłam w PW i pisałam referat na eliksiry. Czemu więc budzę się w dormitorium. Momentalnie się poderwałam. Julie spojrzała na mnie z politowaniem i wróciła do rozczesywania swoich skołtunionych, czarnych włosów.
- Co ja tu robię?
Julie posłała mi minę typu "na pewno chcesz wiedzieć".
Kiwnęłam głową.
- Syriusz cię przyniósł. Podobno zasnęłaś w pokoju wspólnym.
Przypomniało mi się. Rozmawiałam właśnie z Potterem o tym jaka to jestem świetna, gdy ten pustak Black rzucił na mnie zaklęcie usypiające! A ja musiałam jeszcze napisać do końca tą prace!
Zerwałam się z łóżka jak smok z klatki i ruszyłam do łazienki. Ubrałam się, uczesałam i ogólnie oporządziłam w dziesięć minut, pobijając tym samym mój rekord w jak najszybszym ogarnięciu się po wstaniu.
- Ej, Julie.
- Nom?
- Wiesz gdzie jest Black?
- Pewnie w pokoju. Jeszcze jest trochę czasu do śniadania.
Podziękowałam jej szybko i pognałam jak na skrzydłach do dormitorium chłopaków. Zapukałam w drzwi. Przez chwilę myślałam, że być może Huncwoci już zeszli na śniadanie, ale zaraz usłyszałam cichy zgrzyt zamka.
Drzwi otworzył mi zaspany Remus. Ubrany był w szare spodnie od dresu i brudny podkoszulek.
- Farce? Co ty tu robisz?
- Cześć, ja tylko na chwilę. Mogę?
- Jasne, ale się nie przestrasz.
- Uwierz widziałam gorsze rzeczy niż męska nora.
Powoli weszłam do pokoju. Peter i James jeszcze spali, natomiast Black siedział przed lustrem i czesał swoje włosy. Przypominał mi takiego pudla, który wyszedł właśnie od fryzjera. Zaciekawiony kto odwiedził ich o tak "wczesnej" porze odwrócił się i posłał mi jeden z tych swoich głupich uśmieszków, na które wyrywa małolaty z pierwszych roczników.
- Siemka, Aigle. Co tu zgubiłaś?
Momentalnie zachciało mi się rzygać. On jest taki obleśny, głupi, pusty, chamski, ignoranci i... mówiłam już głupi?
- Przyszłam ci coś oddać, Black.
- Mi, co?
Kątem oka zobaczyłam jak Rogaś stacza się z łóżka i patrzy na nas jak na kiepską, mugolską telenowele.
- To. - podeszłam do niego i z całej siły jaką miałam w mojej prawej ręce zdzieliłam go w twarz, tak, że mnie cała dłoń zabolała. Zdziwiony chłopak aż się obrócił i przycisnął obie ręce do bolącego policzka.
- Za co?!
- Jeszcze raz mnie tkniesz to ci nogi z dupy powyrywam i zaczaruje tak, żeby wiecznie przed tobą uciekały!
Czułam jak pod powiekami zaczynają zbierać mi się łzy. Durny Syriusz!
- Ale ja nic..
- Zamknij się, Black ja... najlepiej w ogóle się do mnie nie zbliżaj!
Wybiegłam z pokoju Huncy tak samo szybko jak do niego weszłam. Kurde! Gdy już myślałam, że udało mi się zapomnieć to pojawia się taki Syriusz i wszytko znowu zaczyna wracać. Na pełnym sprincie minęłam rudą i jej znajome. Lily odwróciła się za mną i usłyszałam jak krzyczy "Farce? Coś się stało?"
Musiałam odreagować. Wzięłam swoją torbę od NAPAD i ruszyłam do jedynego miejsca w Hogwarcie, w którym nikt mnie nie znajdzie. Tak, pokój życzeń to coś czego potrzebowałam.
***
Usiadłam i znowu ich zobaczyłam. Moja mama, tata i ON. Stali i uśmiechali się do mnie. Byli na wyciągnięcie ręki, a jednak kiedy to zrobiłam moja dłoń napotkała tylko chłodną powierzchnię.
No tak, lustro Ain Eingarp pokazuje to co chcemy widzieć, nie to co jest naprawdę.
Odkryłam to miejsce gdy wracałam z sprzątania łazienek. Z początku nie rozumiałam o co chodzi, ani dlaczego ich widzę. Dopiero gdy przyłapał mnie Dumbledore i wytłumaczył co to jest zrozumiałam, że przez prawie miesiąc oglądałam własne wspomnienie.
Smutne.
Podniosłam się z ziemi. Właśnie była przerwa popołudniowa i za chwilę zaczynały się eliksiry. Wzdrygnęłam się. Po tej wpadce na pewno nie będę już należeć do klubu Ślimaka. Ech, może to nawet i dobrze. Otworzyłam NAPAD, by wyciągnąć ze środka mapę Hogwartu, którą zakosiłam woźnemu. Nigdy nie pamiętam jak on się nazywa.
Chciałam ją rozłożyć gdy ze środka wyleciał plik kartek oraz mały liścik.
"Hej, Farce. Tutaj Remus i reszta. Wiemy, że jesteś zmęczona, więc postanowiliśmy ci pomóc. To twój referat, pozwoliłem sobie go dokończyć. Nie martw się, to nie żart."
Nie wierze. Huncwoci napisali mi referat i jeszcze odnieśli mnie do dormitorium. Melinie czy to koniec świata?
Wstałam i ruszyłam do WS. Zastałam Huncwotów bawiących się jedzeniem. I to dosłownie. Zrobili z łyżek proce i celowali w Smarka i Malfoya. Z tego co widziałam to Zabini też też padł ich ofiarą. Tylko Remus siedział spokojnie i czytał. Jak zwykle.
- Hej, Remusie! - krzyknęłam i usiadłam obok niego.
- Hej. Ja też dostane? - zapytał i pokazał policzek.
Roześmiałam się i go przytuliłam.
- Skądże! Chciałam ci podziękować, gdyby nie ty Ślimak by mnie zabił. Mam u ciebie dług!
- Daj spokój, ja tylko zakończenie napisałem.
Kilka osób przyglądało się naszej wymianie zdań. Widziałam nienawiść w oczach Ann. Czyżby ktoś się zakochał? No cóż nie moja sprawa.
- Jeszcze raz wielkie dzięki, Lunatyku! Paa.
Jak najszybciej usunęłam się z pola widzenia tej zakochanej blondynki od ognistowłosej. Musiałam pędzić do Ślimaka i dać mu to przeklęte zadanie! A no i jeszcze musiałam zadbać, by żart dla panny puszczalskiej się udał. W końcu nie codziennie można sprawić, że ktoś znienawidzi Blacka.
Dzień zapowiadał się wspaniale. Tylko jego zakończenie nie było zbyt fajne. Mam do odrobienia szlaban i to z panią Evans!
***
Wreszcie udało mi się skończyć zamiatać ten durny korytarz. Miałam wrażenie, że ognistowłosa specjalnie wyczarowuje nowy kurz.
- I co pani prefekt? Mogę już iść?
Evans zmierzyła mnie wzrokiem i westchnęła.
- Tak Aigle. Masz koniec na dzisiaj.
- Świetnie. Może jeszcze się wyśpię.
Ja i Evans ruszyłyśmy w stronę schodów. Gadałyśmy jakbyśmy były dobrymi koleżankami. W sumie to nawet ją lubię. Jest mądra, ma charakter i potrafi wytrzymać z Huncami. Gdyby jeszcze robiła żarty to mogłabym ją nazwać bliźniaczką.
Nagle usłyszałyśmy trzask z innego korytarza. Jeśli dobrze pamiętam to z tego prowadzącego na błonia. Ruda zaraz poszła to sprawdzić, ale powstrzymałam ją w ostatniej chwili. Posłała mi karcące spojrzenie, ale nic nie powiedziała.
- Boże, Evans czego się boisz? To pewnie tylko Irytek. Rusz się.
- Sama się rusz. Chce iść spać.
Kiwnęłam głową z uznaniem i ukryłam się za filarem. Zaczarowałam miotłę by wydawała dźwięk oddalających się kroków. Pożyteczna magia. Przez sekundę zdawało mi się, że słyszę ciche ufff. Później rozległy się kroki. Ktoś ewidentnie się śpieszył, pytanie tylko kto?
Odczekałyśmy chwilę i ruszyłyśmy za tajemniczym uciekinierem. Nie odważyłyśmy się zapalić światła. W ciemnościach widać było tylko jak ktoś zamyka drzwi i znika na zewnątrz.
- Co robimy? A jeśli to śmierciożercy? - zapytała ognistowłosa.
- Serio? Prędzej spodziewałabym się jakiegoś profesora albo zakochanej parki, która wymyka się całować nad jeziorem.
- Musimy to sprawdzić!
- My?
- No... wiesz ja...
Wywróciłam oczami. Kto by pomyślał, że panna Perfekcyjna boi się ciemności.
- Dobra, pójdę z tobą, ale tylko dlatego, że od miesiąca nie wolno mi było opuścić szkoły.
Wyszłyśmy na dwór. Noc była ciepła jak na początek października. Idąc podziwiałam księżyc w pełni. Rzadko kiedy ma taki piękny, błękitny kolor. Przypomina mi niebo i oczy Syriusza...
- Ej, Aigle...
- Hmm?
- Trop prowadzi do Zakazanego Lasu...
-I?
- I to, że nie wolno tu wchodzić. To złamanie jednej z podstawowych zasad.
- W takim razie tym bardziej musimy złapać tego kto tu wszedł, nie?
Ognistowłosa nie odpowiedziała tylko ruszyła przed siebie. Z początku las nie był gęsty, ale z każdym kolejnym krokiem pojawiało się coraz więcej drzew. Lily rozglądała się gorączkowo, tak jakby zaraz miał na nas wyskoczyć tłum śmierciożerców. No tak. Bardzo logiczne.
Pierwsze co usłyszałyśmy to był lekki tupot łap, dopiero później zaczęło się wycie. Długie, przeciągłe, niemilknące. Rozległo się zaledwie kilka metrów od nas.
Stanęłyśmy twarzą w stronę zagrożenia.
- Co to? Może jakiś pies?
Zajrzałam sobie przez ramię i głośno przełknęłam ślinę. Czułam tak wielką gule w garde, że nie mogłam normalnie mówić.
Księżyc.
- Albo wilkołak. - zasugerowałam ledwo wymawiając pojedyncze słowa.
- Wilkołak? Skąd taki pomysł?
- Bo stoi za nami.
Ognistowłosa odwróciła się i tak jak ja stanęła dęba. Zaledwie siedem metrów od nas przysiadł najbrzydszy wilkołak jakiego widziałam. Zgarbiony, łysy, o długim pysku z masą ostrych zębów.
Przeszły mnie dreszcze.
Wilczek powąchał powietrze i spojrzał na nas. Jego oczy coś mi przypominały... coś znajomego. Znowu zawył. Wycie. No tak z wilkołakiem może porozumieć się tylko inny wilkołak. Musiałam zaryzykować. Lily stała jak zamurowana.
- Ałuuuuuuu!
Wilk spojrzał na mnie jakby zdziwiony. Tak jakby zrozumiał moje... słowa...
- Ałuuuu! - zawyłam jeszcze raz. Tym razem powiedziałam coś nie miłego, bo wilkołak się zjeżył. Tak bardzo się bałam.
Myśl Aigle, myśl!
Co możesz zrobić? Ledwo ruszając ręką wyciągnęłam z torby łajnobombe. Rzuciłam jak najdalej za siebie, ale nic to nie dało. Wręcz przeciwnie. Wilkołak ruszył na nas. Evans zaczęła się drzeć jakby już umierała. Ja stałam spokojnie. Wole umrzeć z godnością. Chociaż czy zaszlachtowanie przez wilkołaka można nazwać godną śmiercią? Chyba nie.
Wtem z krzaków wyskoczył wielki, czarny pies i rzucił się na wilkołaka. Naprawdę mamy aż takie szczęście? Ponurak ugryzł wilka w nogę i pognał w las. Zły wilkołak ruszył za nim i zniknął w tumanach kurzu.
Razem z Evans usiadłyśmy. Nigdy, ale to nigdy tak bardzo się nie bałam. Już myślałam, że spotkam rodziców.
- Farce, Lily, nic wam nie jest? - krzyknął James.
Chwila James?
- Rogacz? Co ty tu robisz? - zapytałam, bo ognistowłosa jeszcze nie doszła do siebie.
Potter i Pet wybiegli z krzaków i podeszli do nas.
- Wiesz... myślę, że to wszystko powinien wytłumaczyć wam ktoś inny... - powiedział Pet i podrapał się po szyi.
Wszystko zaczęło się układać w całość. Pełnia, wilkołak i obecność Huncwotów.
-Ten wilkołak, to Remus, prawda? Stąd jego przezwisko.
Chłopcy spojrzeli po sobie.
- Tak, ale to on powinien wam wszystko wytłumaczyć. To jego... choroba.
- Pospieszmy się. Łapa nie odciągnie go za długo. - zakwiczał zdenerwowany Glizdogon.
- Łapa? Ten pies to Syriusz? - odzyskała wreszcie głos ruda.
- Tak.
- Jest animagiem? - zdziwiłam się. Animagia to trudna sztuka.
- Wszyscy jesteśmy. Ja jestem jeleniem, Syriusz ponurakiem, a Pet szczurem. Remusa chyba nie muszę tłumaczyć...
Wzięłam kolejny głęboki oddech. Wycie rozległo się niebezpiecznie blisko.
- Macie, to peleryna niewidka. Idźcie do zamku. - zarządził Potter.
Posłusznie schowałyśmy się i wyszłyśmy z tego przeklętego lasu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top