* Luna ma kłopoty! ✔️
~ Senny koszmar ~
Razem z moją kochaną drużyną szliśmy na boisko nad rzeką, aby jak zwykle odbyć nasz codzienny trening. Niestety... Kiedy doszliśmy na miejsce okazało się, że po naszym miejscu treningowym pozostała jedynie wielka dziura w ziemi. Patrzyliśmy ze smutkiem na ten widok - było to tak przykre, że łzy same cisnęły się do oczu... Podeszłam do Marka i polizałam go po dłoni dla otuchy, aby nie było mu aż tak bardzo przykro z powodu utraty boiska nad rzeką. Mimo, że delikatnie się uśmiechnął czułam, że nadal jest mu bardzo przykro z tego powodu, więc chciałam go jakoś pocieszyć, co oczywiście troszkę pomogło.
- Niestety nasze boisko zostało zniszczone - powiedział brunet smutnym głosem, patrząc na pozostałych - Musimy poszukać sobie jakiegoś innego miejsca na trening
Wyruszyliśmy więc na poszukiwania nowego boiska, na którym będziemy mogli trenować do naszego Finałowego meczu z Liceum Zeusa. Jednak w całym mieście nie mogliśmy znaleźć żadnego takiego miejsca... Każdy był przygnębiony całą sytuacją i zamiast szerokich uśmiechów widziałam jedynie smutne wyrazy twarzy moich przyjaciół. Ja także nie byłam w najlepszym humorze - mój ogon przestał kołysać się z boku na bok a uszy położyły się. Nie miałam nawet ochoty, żeby radośnie skakać wokół nich. Wlokłam się za Markiem w żółwim tempie, idąc po leśnej ścieżce i właśnie w tym momencie usłyszeliśmy przerażające wycie.
- Też to słyszeliście, prawda? - spytała Celia, rozglądając się nerwowo dookoła
- Tak - Silvia kiwnęła głową - Brzmiało jak wycie
- Spokojnie dziewczyny - powiedział mój właściciel, który najwidoczniej nie bał się tych strasznych dźwięków - Chodźmy dalej. Czuje, że boisko jest już naprawdę blisko
- Pewnie masz rację, kapitanie - dodał Jack
Poszliśmy zatem dalej ale nie byłam do końca pewna, że uda nam się znaleźć boisko w samym środku lasu. Dodatkowo pogoda uległa znacznemu pogorszeniu - zerwał się silny wiatr i niemal natychmiast słońce zasłoniły burzowe chmury. Już po chwili zaczął padać deszcz i słychać było grzmoty. Jednak nie poddaliśmy się i szliśmy dalej a po paru minutach udało nam się dojść na boisko, które znajdowało się w samym środku lasu - na ten widok każdy zdziwił się, że faktycznie udało nam się je znaleźć. Drużynie wróciły szerokie uśmiechy i chęć do gry, po czym z radością pobiegli na boisko, zaczynając trening. Usiadłam grzecznie obok Silvii, patrząc na ich grę a po chwili wyczułam na sobie czyjś wzrok. Rozejrzałam się dookoła próbując zobaczyć kto mnie obserwuje, jednak nikogo nie widziałam. Dlatego odeszłam od Marka i pozostałych i z nosem tuż przy ziemi zaczęłam iść za obcym dla mnie zapachem. Wyczuwałam psa ale nadal go nie widziałam... W końca doszłam ścieżką do wejścia, które najprawdopodobniej prowadziło do kopalni. Kiedy nikogo nie zauważyłam odwróciłam się, planując wracać do swoich przyjaciół, jednak po chwili za mną rozległo się szczekanie. Natychmiast się odwróciłam i spojrzałam w tamtym kierunku - przede mną stał wielki, czarny, kudłaty pies, który stał i patrzył na mnie swoimi czarnymi oczami. Na początku się przestraszyłam i czym prędzej chciałam biec do Marka, jednak po chwili tajemniczy pies zaczął iść w głąb jaskini, na co szczeknęłam. Myślałam, że ten wyjdzie z jaskini i przestanie się chować a później wspólnie się pobawimy. Kiedy przez kilka minut nie wracał, postanowiłam pójść za nim - co oczywiście zrobiłam. Poszłam za nim i po kilku metrach w końcu go dostrzegłam. Stał i patrzył na mnie zupełnie tak, jakby na mnie czekał. Wesoło machając ogonem zaczęłam biec w jego kierunku, kiedy nagle usłyszałam dźwięk, który zapowiadał zawalenie jaskini, dlatego zatrzymałam się. Zaczęłam szczekać na czarnego psa, próbując przekonać go, abyśmy czym prędzej opuścili to miejsce, które grozi zawalaniem. Czarne oczy psa w jednej sekundzie stały się krwistoczerwone a z jego pyska wyłoniły się wielkie, białe i ostre kły, natomiast z pyska zaczęła cieknąć krew. Czym prędzej zawróciłam i biegłam ile sił w łapach, próbując uciec z tego strasznego miejsca. Słyszałam, że czarny pies biegnie za mną i w chwili, kiedy udało mi się wyskoczyć z jaskini ta zawaliła się, wzmagając w powietrze wielką chmurę kurzu. Z mocno bijącym sercem odwróciłam się, patrząc na stertę kamieni, spod których wystawy dwie przednie łapy a przed nimi leżał wielki, biały kieł...
~ Koniec sennego koszmaru ~
Obudziłam się nerwowo oddychając i z mocno bijącym sercem - był to jedynie senny koszmar, który był również najstraszniejszym sennym koszmarem jaki kiedykolwiek miałam. Cicho skamląc zaczęłam trącać pysiem i prawą, przednią łapą mojego właściciela, aby jak najszybciej go obudzić. Niestety chłopak nadal spał, dlatego wzięłam jego poduszkę w zęby i szarpnąwszy sprawiłam, że miękki przedmiot zniknął spod głowy bruneta, przez co ten miał głowę na podłodze. A kiedy i to nic nie dało, zaczęłam bardzo głośno szczekać w dodatku skacząc po plecach chłopaka. Ostatecznie Mark obudził się i zaspanym głosem powiedział, abym z niego zeszła. Niemal natychmiast z niego zeskoczyłam i patrząc na niego z oklapniętymi uszami starałam się przekazać telepatycznie wiadomość, że jego ukochany psiak miał okropny senny koszmar. Jednak moje umiejętności telepatyczne nie były aż tak dobre i to zadanie niekoniecznie dobrze mi poszło.
- Luna, co się stało? - spytał Mark, ziewając - Przestań szczekać piesku, zaraz wszyscy wstaną... - a kiedy spojrzał wokół okazało się, że cała drużyna już nie spała - Co się dzieje? - zapytał raz jeszcze
Zaczęłam cichutko szczekać, po czym próbowałam wejść do śpiwora chłopaka, aby się schować. Mark zaczął się śmiać z mojego zachowania ale do środka nie pozwolił mi wejść. W zamian tego delikatnie mnie przytulił, pogłaskał mnie po głowie i dał psie ciasteczko w kształcie kostki oraz powiedział, że wszystko jest w porządku. Dodał także, że był to jedynie straszny senny koszmar, który był jedynie w mojej głowie a teraz już się nie pojawi. Dlatego uspokoiłam się i cieszyłam, że był to tylko straszny sen... Poza tym sny nie istnieją i to wszystko wydarzyło się tylko dlatego, że wczorajszego wieczoru słyszałam straszną historię Kevina - jestem pewna, że gdybym jej nie słyszała, cała ta sytuacja nie miałaby miejsca.
Skoro wszyscy już wstali poszliśmy do kuchni, gdzie każdy dostał pyszne śniadanko. Ja także dostałam małe co nieco i zaczęłam szybciutko jeść swój posiłek, aby później czekać pod stołem na wypadek, gdyby ktoś upuścił jakiś smaczny kąsek. A kiedy Steve przez przypadek upuścił kawałek mięska, szybko do niego podbiegłam i w chwili, kiedy go połykałam przede mną pojawiła się twarz chłopaka, który wiedział już co się święci. Uśmiechnął się tylko i powiedział, że nic się nie stało ale dodał, że mój właściciel nie może się o tym dowiedzieć. Natomiast po śniadaniu pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wyszliśmy ze szkoły, po czym udaliśmy się do domu. Kiedy doszliśmy na miejsce chłopak otworzył drzwi i pozwolił mi jako pierwszej wejść do środka. Zaraz za mną wszedł Mark, który dokładnie zamknął za sobą drzwi.
- I jak było na obozie, synku? - spytała mama chłopaka, wychodząc z kuchni i witając się z nami - Fajnie się bawiłeś? A jak Luna? - po czym zwróciła się do mnie, głaszcząc mnie po głowie - Byłaś grzeczna, suniu?
- Luna była bardzo grzeczna - uśmiechnął się chłopak, idąc do kuchni, po czym usiadł na krześle przy stole - Myślałem, że będziemy marnować na nim czas ale okazało się, że było naprawdę bardzo fajnie. Spotkaliśmy niektórych z dawnej Jedenastki Inazumy, którzy pokazali nam maszynę do trenowania Ręki Majina. Trenowałem na niej i powiem ci mamo, że było naprawdę ciężko ale w końcu udało mi się przejść na drugą stronę - uśmiechnął się szeroko - Później Luna także przeszła i zrobiła to za pierwszym razem - dodał i pogłaskał mnie po głowie - Odbyła się także bitwa na poduszki, graliśmy w butelkę a na koniec opowiadaliśmy straszne historie
- Cieszę się, że jednak wszystko poszło dobrze - powiedziała mama z delikatnym uśmiechem na twarzy - I cieszę się, że jednak tam poszedłeś, bo taki wypad z całą pewnością dobrze ci zrobił
Następnie poszliśmy do pokoju Marka, żeby chłopak mógł odłożyć torbę. Kiedy weszliśmy do środka, brunet postawił ją przy łóżku a następnie spojrzał na mnie, nie mogąc powstrzymać głośnego śmiechu. Biegałam po całym pokoju niczym wyścigówka a następnie podbiegłam do okna, oparłam się o parapet przednimi łapami i wyjrzałam na widok przede mną. Cichutko szczekając spojrzałam na mojego właściciela, po czym ponownie na widok za oknem - chciałam w ten sposób pokazać brunetowi, że z wielką chęcią pójdę z nim na spacer. W końcu praktycznie całą noc spędziłam razem z drużyną w sali gimnastycznej, gdzie nie miałam zbyt dużo miejsca do biegania. Dlatego z chęcią wybiorę się na wycieczkę razem z chłopakiem, aby zużyć nadmiar nagromadzonej energii.
- Masz ochotę na spacerek, suniu? - zapytał, śmiejąc się - Chcesz sobie trochę pobiegać?
Zaczęłam radośnie szczekać i wesoło merdać ogonem, podbiegając do chłopaka. Zębami chwyciłam kawałek jego koszulki, po czym zaczęłam ciągnąć go delikatnie w kierunku drzwi. Mark uśmiechnął się i pogłaskał mnie po głowie a następnie powiedział, że możemy wyjść, aby pobawić się na świeżym powietrzu. Dlatego zbiegłam szybciutko po schodach, zatrzymując się przed drzwiami, które były niczym brama do wolności. Ostatnio wyszłam przez okno w pokoju Marka, jednak teraz taka opcja nie wchodziła w grę - musiałam zachowywać się jak normalny psiak a nie jak super tajny agent. Pozostawało mi tylko patrzenie na ,,bramę do wolności'' smutnym wzrokiem a kiedy przez dłuższy czas mój właściciel nie schodził, zaszczekałam w kierunku schodów. Zrobiłam to idealnie w chwili, kiedy brunet właśnie nimi schodził.
- Pospiesza cię - zaśmiała się kobieta
- Wyprowadzę ją, mamo - uśmiechnął się do niej - Niedługo wrócimy
Brunet w końcu podszedł do mnie i otworzył drzwi, dzięki czemu mogłam natychmiast wybiec na zewnątrz. Zaczęłam biegać w kółko jak szalona, próbując złapać własny ogon. Chłopak zaśmiał się i oznajmił, że pójdziemy sobie do parku - tam z całą pewnością będę mogła wybiegać się ile dusza zapragnie. Dlatego ruszyliśmy chodnikiem w kierunku parku a już po paru minutach byliśmy na miejscu. Na początku urządziliśmy sobie mały wyścig. Zarówno ,,start'' jak i ,,meta'' znajdowały się przy wielkim drzewie. Naszym zadaniem było z linii ,,startu'' biec najszybciej jak potrafimy w kierunku fontanny, następnie okrążyć ją i wrócić do wielkiego drzewa na linię ,,mety''. Kiedy wszystko było już ustalone, wraz z komendą chłopaka wyścig się rozpoczął. Na początku biegliśmy ramię w ramię, jednak po chwili wyprzedziłam chłopaka, wychodząc na prowadzenie. Szybciutko okrążyłam fontannę a następnie dobiegłam z powrotem do wielkiego drzewa, siadając z wystawionym językiem na linii ,,mety''. Mark przybiegł parę sekund po mnie i wyglądał na zmęczonego - jednak mimo to uśmiechał się szeroko, gratulując mi zdobycia pierwszego miejsca.
Później chłopak usiadł na pobliskiej ławce, wystawiając twarz do słońca i napawając się jego ciepłymi promieniami. Natomiast ja wcale nie byłam zmęczona jak mój właściciel - wciąż miałam masę energii, którą musiałam zużyć. Chwilkę pomyślałam, po czym pobiegłam wgłąb parku, szukając odpowiedniego patyka do naszej wspólnej zabawy. Wymyśliłam, że razem z Markiem pobawimy się w aportowanie. Co prawda chłopak nigdy mnie tego nie uczył ale widziałam, jak inni ludzie bawią się tak ze swoimi psami, kiedy byłam w ludzkiej postaci. Dlatego myślę, że jest to proste zajęcie - wystarczy pobiec za patykiem a następnie wziąć go w zęby i przynieść swojemu właścicielowi. A kiedy w końcu udało mi się znaleźć odpowiedni patyk, wzięłam go w zęby i z radością wymalowaną na pysiu szybciutko podbiegłam do Marka. Położyłam patyk na jego kolanach a widząc jego zdziwioną twarz, na patyk położyłam swoją prawą, przednią łapę.
- Chcesz aportować, suniu? - spytał a na jego twarzy zaczął pojawiać się szeroki uśmiech - Naprawdę chcesz?
Głośno zaszczekałam i zamachałam ogonem, dając mu do zrozumienia, żeby chłopak czym prędzej wstał ze swojego miejsca i się ze mną pobawił. Odbiegłam kawałek od niego i ponownie głośno zaszczekałam, chcąc w ten sposób pokazać, aby rzucił patyk daleko przed siebie. W końcu była przepiękna pogoda - nie było wiatru, niebo było błękitne a słońce cudownie ogrzewało moją sierść, więc szkoda było marnować takiej pięknej pogody. Brunet już dłużej nie zwlekając wstał z ławki, trzymając patyk w dłoni. Następnie rzucił go jak najdalej tylko potrafił, krzycząc:
- Luna, aport!
Z radością pobiegłam do miejsca w którym prawdopodobnie upadł patyk. Chwilę niuchając tu i tam udało mi się go znaleźć, dlatego wzięłam go w zęby i wesoło machając ogonem wróciłam do Marka. Usiadłam przed nim, po czym upuściłam patyk, który upadł blisko jego nóg. Chłopak wziął go ponownie w dłoń a ja zaszczekałam. Brunet ponownie rzucił patyk daleko a ja ochoczo za nim ruszyłam. Muszę przyznać, że nasza zabawa w parku trwała naprawdę bardzo długo i zanim się zorientowałam okazało się, że dochodziło południe. Zatem spędziliśmy tu praktycznie cały ranek, który bardzo mi się podobał - a zabawa w aportowanie z moim właścicielem była najlepsza! Kiedy Mark rzucił patyk po raz ostatni, położył się na trawie i zamknął oczy, co zdążyłam zauważyć dopiero w momencie, kiedy z radością przybiegłam do niego razem z patykiem. Położyłam go obok niego, po czym cichutko zaszczekałam, chcąc sprawić, aby wstał i jeszcze chwilę się ze mną pobawił. Jednak chłopak nadal leżał, dlatego położyłam się obok niego i zaczęłam gryźć patyk.
- Musimy wracać do domu, Luna - powiedział w końcu Mark, wstając i wyrywając mnie z transu - Jestem okropnie zmęczony po treningu i po zabawie z tobą. Później jeszcze się pobawimy, obiecuję - dodał, patrząc na mój smutny wyraz pyszczka
Z wielką niechęcią zostawiłam patyk i wstałam na równe łapy, po czym grzecznie poszłam za chłopakiem do domu. Tak naprawdę nie miałam ochoty tam wracać - a przynajmniej nie w tym momencie. Bardzo chciałam zostać jeszcze na zewnątrz i pobawić się w aportowanie lub w inną cudowną zabawę. Ale widziałam po Marku, że naprawdę jest zmęczony a poza tym nie żartował - i wcale mu się nie dziwię. W końcu przez większość nocy trenował na maszynie, brał udział w bitwie na poduszki a teraz cały ranek bawił się ze mną parku. Dlatego z całą pewnością przyda się mu porządny odpoczynek.
Kiedy wróciliśmy do domu, od razu poszliśmy do kuchni. Chłopak zrobił sobie kanapkę i trzymając ją w dłoni poszedł na górę do swojego pokoju. Tymczasem ja napiłam się troszkę wody i zjadłam troszkę psiego jedzonka a kiedy poszłam na górę okazało się, że brunet nie zdążył zjeść kanapki, tylko leżał jak długi na łóżku i sobie smacznie spał. Powoli i ostrożnie podeszłam do niego, po czym dokończyłam za niego kanapkę. Następnie podeszłam do szafy i oparłam się o nią przednimi łapami a kiedy w końcu się otworzyła, chwyciłam zębami kawałek kocyka. Później podeszłam do łóżka i wskoczyłam na nie, po czym okryłam bruneta kocem, aby przypadkiem nie zmarzł. Zrobiłam parę kółek wokół własnej osi i położyłam się, opierając pyszczek na przednich łapach i zamykając oczy. Nie minęło dużo czasu zanim zasnęłam...
~ Time skip ~
Obudziłam się parę godzin później i kiedy tylko otworzyłam swe czarne oczka byłam w stu procentach pewna, że Mark wypoczął i znów będziemy mogli się wspólnie bawić. Spojrzałam na mojego właściciela wesoło machając ogonem, który... nadal smacznie sobie spał. Trąciłam go pyskiem, lecz brunet mruknął coś niezrozumiałego przez sen i przekręcił się na drugi bok. Westchnęłam w duchu ze smutkiem wiedząc, że chłopak będzie nadal spał. Dlatego dłużej mu nie przeszkadzając zeskoczyłam z łóżka, wyszłam z pokoju i schodami udałam się do kuchni, gdzie spotkałam mamę chłopaka. Usiadłam obok niej a kobieta z uśmiechem na twarzy pogłaskała mnie po głowie. Jednak po chwili przestała i zajęła się gotowaniem obiadu. Weszłam zatem pod stół, gdzie położyłam się i obserwowałam mamę Marka w akcji. Jednak im dłużej na nią patrzyłam, tym bardziej mi się nudziło. Nie próbowałam namawiać kobiety do wspólnej zabawy gdyż wiedziałam, że na pewno się nie zgodzi - poza tym miała teraz ważniejsze zajęcie niż zabawa z psiakiem. Mój właściciel także był zajęty... Co prawda był zajęty spaniem ale mówiąc szczerze na niego zasłużył i przyda mu się odpoczynek. Dlatego do głowy wpadł mi pomysł, aby z kimś z drużyny wspólnie się pobawić. Jednak niemal natychmiast odrzuciłam ten pomysł - skoro Mark był zmęczony to inni zapewne także będą.
Wyszłam spod stołu i podeszłam do drzwi, przed którymi usiadłam. Były moją drogą do wolności i gdybym tylko była w stanie je otworzyć byłam pewna, że mogłabym wędrować dokąd tylko bym chciała. Po za tym często wybieram się na samotne wędrówki w czasie, kiedy mój właściciel ma lekcje i nigdy nic złego mi się nie stało. Dlatego jedynym moim problemem były drzwi, które nadal były zamknięte... W postaci psa nie byłam w stanie ich otworzyć ale z drugiej strony nigdy tego nie próbowałam, więc może warto spróbować? Całe szczęście, że miały klamkę a nie gałkę - z gałką miałabym znacznie więcej problemów.
Wróciłam jeszcze do kuchni, aby sprawdzić, czy mama chłopaka nadal zajmuje się przygotowywaniem obiadu. Kobieta była tak bardzo zajęta swoim zadaniem, że nawet mnie nie zauważyła, dlatego pomyślałam sobie, że zapewne nie zauważy również jak otworzę drzwi. Dlatego ponownie wróciłam do ,,bramy do wolności'' i oparłam się o nie przednimi łapami. Następnie - niczym człowiek - położyłam jedną z przednich łap na klamce i pod moim ciężarem drzwi delikatnie się uchyliły. Ponownie stanęłam na czterech łapach i odruchowo odwróciłam się myśląc, że za moimi plecami będzie stała mama chłopaka ze złością na twarzy i z założonymi rękami na klatce piersiowej. Jednak kobiety nigdzie nie było widać, dlatego uznałam, że gotowanie całkowicie ją ,,pochłonęło'', dlatego nie zwróciła uwagi na otwierające się drzwi. Po chwili głową otworzyłam je szerzej i zadowolona z siebie wyszłam na zewnątrz. Następnie uniosłam tylne łapy do góry i niczym koń sprawiłam, że drzwi zamknęły się.
Rozejrzałam się dookoła, uśmiechając się do siebie po psiemu - znów mogłam wędrować dokąd tylko chciałam! Nie było ze mną nikogo i nikt nie mógł mi powiedzieć, że musimy już wracać do domu. I mimo wszystko, że bardzo cieszyłam się na myśl o samotnej wędrówce i przygodach, które na mnie czekały, było mi troszkę smutno... O wiele przyjemniej chodziło mi się na spacery w towarzystwie, jednak teraz wszyscy mieli coś do roboty lub byli zmęczeni po obozie treningowym, dlatego tym razem musiałam poradzić sobie sama i byłam zdana tylko i wyłącznie na siebie. Potrzebowałam spaceru i porządnego wybiegania się a skoro Mark i jego mama nie mogę mi w tej chwili tego zapewnić, muszę działać w pojedynkę. Poza tym w mieście zna mnie prawie każda osoba i z całą pewnością nie stanie się nic złego.
Z łatwością dotarłam chodnikiem do parku, do którego weszłam z wesoło merdającym ogonem. Było samo południe a pogoda nadal była piękna i sprzyjała przechadzce. Promienie słońca cudownie ogrzewały moją sierść, gdy biegałam po parku jak szalona. Jednak po chwili bieganie mi się znudziło i położyłam się na trawie, wygrzewając się w słońcu. Po chwili jednak nade mną pojawił się pewien cień, który zasłonił mi słońce, dlatego wstałam na równe łapy, patrząc na tą osobę. Okazało się, że był to pewien czarnowłosy chłopak z ciemnobrązowymi oczami. Patrzyłam na niego uważnie zastanawiając się, czy ucieknie ode mnie, kiedy podejdę do niego z zamiarem przywitania się. Zaryzykowałam i podeszłam bliżej, podsuwając mu głowę pod dłoń. Chłopak natychmiast się uśmiechnął i pogłaskał mnie po głowie a kiedy zorientowałam się, że mój nowy kolega lubi psy odbiegłam od niego kawałek, po czym wróciłam trzymając w zębach patyk. Miałam nadzieję, że zechce pobawić się ze mną w aportowanie, dlatego upuściłam patyk tuż przed nim, po czym położyłam na nim swoją prawą, przednią łapę i popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.
- Chcesz aportować, piesku? - spytał i uśmiechnął się, podnosząc patyk - Nie ma żadnego problemu - dodał i rzucił patyk najdalej jak tylko potrafił, po czym krzyknął: - Aport!
Z radością pobiegłam za patykiem, po czym chwilę zajęło mi znalezienie go. Po chwili jednak go zobaczyłam, chwyciłam go w zęby i wesoło machając ogonem przybiegłam do chłopaka. Upuściłam patyk tuż przed nim szczekając, aby zachęcić go do ponownego rzucenia. Czarnowłosy chłopak wypełnił moją prośbę i rzucił patyk jeszcze raz a ja ochoczo za nim pobiegłam. Ale kiedy go znalazłam i trzymając patyk w zębach wracałam do chłopaka dotarło do mnie, że zabawa mimo, że mi się podobała nie była tak fajna jak z Markiem. Z nieco oklapniętymi uszami wróciłam do mojego nowego kolegi i podałam mu patyk, jednak bez żadnej radości. Następnie polizałam go po dłoni, chcąc podziękować za wspólną zabawę i poświęcenie mi czasu, po czym pobiegłam w kierunku wyjścia z parku.
Po drodze spotkałam moją rudą ,,przyjaciółkę'', jednak tym razem nie puściłam się za nią w pogoń. Wiedziałam, że zapewne stanie się tak jak poprzednim razem - zwierzątko zacznie uciekać i wbiegnie na drzewo a następnie razem z innymi wiewiórkami zacznie rzucać we mnie orzeszkami. Poza tym nie miałam już ochoty na zabawę z nimi, kiedy nie było przy mnie mojego właściciela... Kiedy opuściłam park usiadłam na środku chodnika zastawiając się, gdzie bym mogła teraz pójść. Na początku chciałam udać się do restauracji naszego trenera, jednak po chwili namysłu pomyślałam, że będzie to niekoniecznie dobry pomysł - w końcu cała drużyna jest zmęczona po obozie treningowym, na którym pan Hillman również był. Dlatego zgaduje, że mężczyzna także jest zmęczony i możliwe, że dzisiaj restauracja jest nieczynna, dlatego nie będę mogła go odwiedzić.
W końcu jednak obrałam właściwy kierunek idąc spokojnym krokiem pod Wieżę Inazumy. Było to moje ulubione miejsce w całym mieście - moje i bruneta. Z samej góry widać było piękną panoramę naszego calutkiego miasta a widok po prostu zapierał dech w piersiach. Po kilkunastu minutach dotarłam na miejsce i zaczęłam wchodzić na górę po schodach a następnie przednimi łapami oparłam się o barierkę, patrząc przed siebie. Miejsce to było przepiękne, jednak nie miało takiego uroku jak wtedy, kiedy byłam tu razem z Markiem. Będąc razem z chłopakiem wszystko wyglądało całkowicie inaczej...
Zaskomlałam cichutko do siebie zdając sobie sprawę, że naprawdę brakuje mi towarzystwa bruneta. Wcześniej będąc w ludzkiej postaci nie zdawałam sobie z tego sprawy. Ale teraz, kiedy byłam jego psem i spędzałam z nim praktycznie 24 godziny na dobę zdałam sobie sprawę, że zdążyłam się do niego bardzo mocno przywiązać. Na początku był jedynie moim kolegą z klasy, podobnie jak pozostałe osoby z drużyny. Lecz teraz, kiedy stałam się psią przyjaciółką Marka i innych zrozumiałam, że nie mogę go teraz tak po prostu opuścić i o nim zapomnieć. O nim i wszystkim, co razem przeżyliśmy. Bardzo go polubiłam... Nie chce nawet myśleć co będzie, jeśli Dark trafi do więzienia i Szef uzna, że moja misja jako Psi Agent dobiegnie końca. Będę za nimi okropnie tęsknić chyba, że uda mi się przekonać mężczyznę, aby pozwolił mi nadal opiekować się drużyną Raimona. Pozostaje cień szansy, że Szef się zgodzi i mam taką nadzieję ale mówiąc szczerze, nie liczyłabym na to...
~ Time skip ~
Mój brzuch postanowił zagrać dla mnie koncert i usłyszawszy to zorientowałam się, jak bardzo jestem głodna. Prawdę mówiąc zjadłam rano małe śniadanie a później troszkę wtedy, kiedy wróciliśmy do domu. W dodatku myślę, że ominęła mnie pora obiadowa, dlatego nic dziwnego, że byłam głodna. Popatrzyłam w górę, patrząc na niebo - przybrało już ciemną barwę i z całą pewnością zbliżała się pora kolacji. Zbliżał się wieczór i już niedługo nie będę widziała własnych łap a poza tym musiałam czym prędzej znaleźć się w domu, aby być przy moim właścicielu wtedy, kiedy ten się obudzi. Chłopak mógł obudzić się w końcu w każdym momencie i jeśli nie będzie mnie przy nim, będzie się o mnie strasznie martwił...
Dlatego postanowiłam wrócić do domu - i to jak najszybciej. Zaczęłam biec ile sił w łapach do bruneta i kiedy byłam już na ostatnim zakręcie poczułam nagły ból w swojej prawej, przedniej łapie. Przewróciłam się na bok z racji tego, że biegłam dosyć szybko. Nieco oszołomiona leżałam na chodniku a następnie postanowiłam przyjrzeć się swojej rannej łapie. Okazało się, że była w nią wbita pewna cienka igiełka - zupełnie jak na samym początku mojej przygody z rolą Psiego Agenta i S.S.A. Jednak od razu zorientowałam się, że tym razem nie chodziło o to samo. Nie chcąc, aby tajemnicza substancja rozpowszechniła się po moim ciele wzięłam ją ostrożnie w zęby i wyciągnęłam powoli ze swojej łapki. Następnie polizałam się w miejscu skąd ją wyjęłam i usłyszałam pewien znajomy głos:
- Piesek trafiony
- Szef będzie z nas zadowolony - dodał drugi głos należący do pewnego mężczyzny
Wstałam na równe łapy nieco kulejąc na prawą, przednią łapę i odwróciłam się z zamiarem zobaczenia osób, do których należały głosy - dodatkowo kręciło mi się w głowie, co nie pomagało mi w obserwowaniu. Okazało się, że stoją tam dwaj mężczyźni, którzy wyglądali bardzo znajomo... Chwilkę nad tym pomyślałam i przed oczami niczym film w zwolnionym tempie zaczęły skakać mi obrazy ze ślepej uliczki, gdzie dokładnie ci sami panowie próbowali mnie zastrzelić - oczywiście z rozkazu Darka tuż przed naszym meczem z Akademią Królewską.
Nie chcąc poddać się bez walki odchyliłam uszy w tył, zjeżyła mi się sierść na karku a dodatkowo warczałam, pokazując wszystkie swoje białe zęby w dodatku pięknie eksponując swe ostre kły. Jednak mężczyźni nic sobie z tego nie robili i zaczęli powoli iść w moim kierunku. Zaczęłam się cofać, co jakiś czas szczekając, aby ich od siebie odpędzić ale na nic to się zdało. Po chwili obraz zaczął mi się rozmazywać i widziałam jak przez mgłę, natomiast głosy mężczyzn docierały do mnie z bardzo daleka. W końcu straciłam przytomność, widząc na około siebie jedynie ciemność...
~ Time skip ~
Powoli zaczęłam odzyskiwać przytomność i kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam, że jest dość ciemno - z całą pewnością była noc. Wstałam na równe łapy i popędziłam przed siebie a po chwili ,,odbiłam się'' od czegoś metalowego, przewracając się. Potrząsnęłam głową i uważnie rozejrzałam się dookoła i okazało się, że znajduje się na jakimś dziwnym wybiegu o betonowym podłożu. Na około mnie znajdowało się - na moje oko - ponad dwumetrowe ogrodzenie a na przeciwko mnie była furtka zamknięta na złotą kłódkę. Nawet jakbym była w stanie zrobił podkop, tutaj ten sposób nie zdałby egzaminu... Zaczęłam nerwowo chodzić dookoła siatki, próbując jak najszybciej wymyśleć, w jaki sposób mogłabym wydostać się z tego więzienia. Niestety nic nie przychodziło mi do głowy, dlatego usiadłam z położonymi uszami, patrząc przed siebie. A przede mną widziałam dość sporych rozmiarów budynek, gdzie po jego bokach znajdowały się olbrzymie i piękne rzeźby aniołów. Bez dwóch zdań był to stadion Liceum Zeusa a skoro był to ich stadion, z całą pewnością znajdę tu także Ray'a Darka, który jest ich trenerem. W pewnym momencie wyczułam jego okropny zapach i spojrzałam w stronę ciemności, skąd go wyczuwałam. Mężczyzna po chwili pokazał się, stając na przeciwko mojego więzienia z paskudnym uśmiechem na twarzy.
- Widzę, że w końcu odzyskałaś przytomność - powiedział z wielką ironią w głosie - Szkoda, że nie poleciłem moim ludziom, aby użyli silniejszej dawki. W końcu znikłabyś raz na zawsze - dodał ze śmiechem - Ale wiedz, głupi kundlu, że z tego wybiegu nigdy nie uciekniesz, nigdy! - krzyknął i kopnął z całej siły w furtkę - Poczekam sobie cierpliwie jak twój głupi właściciel przestanie cię szukać a później z tobą skończę - ponownie się uśmiechnął i ruszył w kierunku budynku
Kiedy tylko go zobaczyłam zaczęłam na niego groźnie szczekać, jednak mężczyzna nic sobie z tego nie robił i w ogóle się mnie nie bał. Zapewne czuł się bezpiecznie tylko dlatego, że wiedział, że byłam tutaj zamknięta - inaczej stałby niczym słup soli jak podczas naszego spotkania w ślepej uliczce. Dark nie zwracał uwagi na moje głośne szczekanie i powiedział wszystko, co miał mi do powiedzenia. Mogłam już na samym początku domyślić się, że całe to porwanie było sprawką Ray'a. W końcu raz próbował mnie porwać i zabić, dlatego nic go nie zatrzymywało, aby spróbował raz jeszcze... - i w końcu mu się to udało.
W końcu mężczyzna zniknął mi z pola widzenia a ja przestałam szczekać. Zrobiłam parę okrążeń wokół własnej osi i położyłam się, opierając pyszczek na przednich łapach. Cały czas obwiniałam się i nie mogłam uwierzyć, że dałam mu się złapać z taką łatwością. Podczas samotnych wędrówek po mieście powinnam mieć się na baczności - w końcu wiedziałam, że Dark próbuje mnie złapać i powinnam mieć oczy i uszy szeroko otwarte. Miałam pobiec do domu i poprosić mamę mojego właściciela, aby wpuściła mnie do środka. Następnie udałabym się do pokoju chłopaka, żeby sprawdzić czy już nie wstał. Dodatkowo dostałabym pyszną kolację a później - leżąc na łóżku - brunet głaskałby mnie po głowie, grzbiecie i brzuszku. Jednak nie chodziło tylko o pyszne jedzenie, pieszczoty czy spanie na łóżku mojego właściciela. Głównie martwiłam się tym, że kiedy chłopak wstanie i zobaczy, że mnie nie ma, będzie się bardzo o mnie martwił...
Dlatego wzięłam sprawę we własny łapy. Wstałam i jeszcze raz popatrzyłam w górę, gdzie kończyło się ogrodzenie. Gdybym tylko była w stanie się po nim wspiąć, później jakoś przejść na drugą stronę i bezpiecznie wylądować, mogłabym wrócić do Marka - ten plan mógł się udać! Poszłam w róg a następnie oparłam prawą, przednią łapę po prawej stronie. Zaś lewą, przednią łapę oparłam po stronie lewej. Następnie próbowałam się podciągnąć, szukając podparcia dla moich tylnych łap a kiedy je znalazłam, zaczęłam się wspinać. Już prawie byłam na górze ale nagle w mojej rannej łapie pojawił się pulsujący ból, który sprawił, że nie mogłam się dłużej utrzymać. Upadłam na grzbiet cichutko skomląc - najwidoczniej moja łapa nie była w pełni sprawna...
Dlatego ze smutkiem patrzyłam na moją jedyną drogę ucieczki, siadając przed furtką. Jak widać nie jest to odpowiedni czas, aby uciekać z tego okropnego miejsca. Jednak jutro, kiedy moja łapa odpocznie przez całą noc będzie na tyle silna i sprawna, że mój pomysł po prostu musiał się udać - nie było innej opcji. Popatrzyłam w górę na ciemne niebo, gdzie można było zobaczyć kilka pięknie świecących gwiazd i zamknęłam oczy, mówiąc w myślach do swojego właściciela: ,,Mark, nie martw się o mnie, z pewnością wrócę do ciebie w odpowiednim momencie...''
W następnej części:
* Czy Mark zorientuje się, że Luna gdzieś zniknęła?
* Czy brunet wyruszy na poszukiwania swojego psiaka a może pojedzie na mecz bez niej?
* Czy ktokolwiek będzie w stanie odkryć, co tak naprawdę skrywa Boska Woda pita przez zawodników Zeusa?
❤️⚽❤️ ~~~~~~ ❤️⚽❤️
4851 słów
❤️⚽❤️ ~~~~~~ ❤️⚽❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top