31. W poszukiwaniu legendarnego napastnika ✔️
Staliśmy i wpatrywaliśmy się w naszego odchodzącego przyjaciela, który kilka minut później zniknął nam z oczu. Następnie w smutnych nastrojach wróciliśmy do reszty - było nam bardzo przykro z powodu odejścia Axela z zespołu ale nadal nie mogłam zrozumieć, dlaczego chłopak nie próbował nic z tym zrobić. Może miał jakiś ważny powód...? Mówiąc szczerze nie mam pojęcia co się stało ale wiem jedno - Axel Blaze nie porzuci piłki nożnej na zawsze. A kiedy dochodziliśmy na miejsce, już z daleka było słychać podniesione głosy Kevina a także spokojny i opanowany głos Jude'a, który próbował przemówić różowowłosemu do rozsądku
- Gdzie Axel? - spytał Erik bruneta, kiedy dołączyliśmy do reszty - Dogoniliście go?
- Poszedł sobie - odpowiedział chłopak smutnym głosem
- Dlaczego go nie zatrzymałeś!? - krzyknął zdenerwowany Kevin, podchodząc i stając na przeciwko Marka
- Próbowałem - tłumaczył mój właściciel - Luna także próbowała go jakoś zatrzymać ale on zdecydowanie nie wróci
- Nie wierzę, to jakieś szaleństwo - mówił Bobby - Od tak porzucił granie?
- Nie - zaprzeczył Mark bez wahania - Myślę, że to nie koniec a raczej początek czegoś ważnego w naszym życiu
W trakcie naszych rozmów pani Lina otrzymała SMS-a i okazało się, że była to wiadomość od pana Hillmana. W niej była informacja, że w Hokkaido jest drużyna piłkarska z Gimnazjum Alpine. Podobno mają tam wspaniałego i genialnego napastnika o imieniu Shawn Frost. Kiedy trenerka o nim wspomniała musiałam przyznać z łapą na sercu, że informacja zaciekawiła mnie a samego chłopaka z wielką chęcią bym poznała oraz zobaczyła go w akcji. Jednak wiedziałam, że chłopak nie będzie tak świetnym i utalentowanym piłkarzem jak Axel. W końcu to blondyn był z nami w drużynie praktycznie od samego początku i ciężko będzie go zastąpić - w końcu był niezastąpiony!
~ Time skip ~
Staliśmy właśnie na parkingu, podczas gdy trenerka rozmawiała z panem Weteranem na zewnątrz o tym, jak dojechać do Gimnazjum Alpine. Natomiast my byliśmy bardzo zaciekawieni nowym napastnikiem i Celia - siedząc obok dziewczyn na swoim miejscu - szukała w swoim laptopie pewnych informacji na temat chłopaka. Jednak im dłużej dziewczynie się z tych schodziło tym bardziej byłam przekonana, że żadnych porządnych informacji na jego temat nie znajdziemy. Na około foteli dziewczyn stali chłopcy, podczas gdy ja grzecznie siedziałam przy nodze granatowłosej, cierpliwie czekając na jakieś informacje.
- To kim jest ten Shawn Frost? - spytał Mark
- I po co trenerka o nim wspominała - zastanawiał się na głos Erik - Chce go w naszej drużynie?
- Chyba już wiem - odezwała się w końcu dziewczyna a Mark i Erik niemal natychmiast ,,przykleili się'' do ekranu laptopa
- Co? Poluje na niedźwiedzie? - spytał ironicznie Kevin, przeczytawszy tą informację z ekranu
- W jednym meczu zdobył samodzielnie 10 goli - czytał dalej Jude
- To może i na niedźwiedzie poluje - powiedział Erik
- Jest super człowiekiem, więc bym się nie zdziwił - dodał Nathan
- Jakaś naciągana historia - ocenił Todd
Chcąc dowiedzieć się czegoś więcej, Nelly odsunęła głowę Marka od ekranu laptopa a następnie spytała Celii, czy udało jej się znaleźć coś konkretnego na temat chłopaka. Niestety granatowłosa posłała jej smutny uśmiech i powiedziała, że znalazła jedynie same plotki. W dodatku nie było żadnych zdjęć lub filmików, co moim zdaniem było troszkę dziwne - skoro był takim utalentowanym piłkarzem, dlaczego nigdzie nie było o nim sprawdzonych informacji? A skoro cały zespół z Gimnazjum Alpine był tak wspaniały, dlaczego nie wzięli udziału w Turnieju Strefy Footballu? Było to dla mnie naprawdę dziwne i zastanawiające, biorąc pod uwagę informacje z plotek, że są dobrym zespołem.
Kilkanaście minut później dołączyła do nas trenerka i ogłosiła, że ruszamy w dalszą drogę. Następnie zajęła swoje miejsce, pan Weteran również i ruszyliśmy w kierunku szkoły Gimnazjum Alpine. Na początku chodziłam od jednego zawodnika do drugiego domagając się pieszczot ale później usiadłam przy nodze mojego właściciela, co jakiś czas machając ogonem, gdy chłopak pogłaskał mnie po głowie lub podrapał między uszami. Nie minęło również dużo czasu jak większość z drużyny smacznie sobie spała oprócz dziewczyn, trenerki, pana Weterana oraz kilku zawodników w tym Kevina, który zdenerwowanym wzrokiem wpatrywał się w miejsce obok siebie. Zapewne było mu smutno z tego powodu, iż nie było z nami Axela i teraz różowowłosy musiał siedzieć sam. Postanowiłam dotrzymać mu towarzystwa i podeszłam do niego a następnie wskoczyłam na miejsce, które zwykle zajmował blondyn. Delikatnie machając ogonem zastanawiałam się, czy chłopak mnie stąd wyrzuci. Na całe szczęście chłopak z delikatnym uśmiechem na twarzy pogłaskał mnie po głowie co przekonało mnie, że mogę sobie tutaj siedzieć więc położyłam się, opierając pyszczek na jego kolanach. A gdy Kevin głaskał mnie po głowie lub drapał między uszami, machałam puszystym ogonem.
- Hej, powiedz - zaczął Bobby siedzący za nami z uśmiechem na twarzy, przysuwając się do Kevina - Ciekawy jesteś jaki będzie ten as ataku?
- Na pewno nawet nie w połowie tak dobry jak Axel - odpowiedział mu chłopak bez żadnego wahania
- Racja - zgodził się nieco niechętnie Bobby, po czym ponownie usiadł na swoim miejscu
Po chwili Kevin spojrzał na miejsce, które zajmowałam a następnie popatrzył w kierunku, gdzie siedziała nasza trenerka i zacisnął obydwie dłonie w pięści. Wyczuwałam, że był zły a nawet wściekły na kobietę za to, że wyrzuciła ona chłopaka z drużyny. Mi także było bardzo przykro i smutno ale sądzę, że pani Lina miała poważny powód, żeby tak zrobić - w końcu nie wyrzuciłaby jednego z najlepszych zawodników w naszej drużynie od tak, prawda?
Jednak w pewnym momencie komuś zadzwonił telefon a gdy tylko usłyszałam muzyczkę, natychmiast podniosłam się i oparłam przednie łapy o oparcie siedzenia, machając ogonem na lewo i prawo. Całkiem niechcący mój ogon trafiał w twarz Kevina i chłopak przytrzymał go z delikatnym uśmiechem na twarzy. W międzyczasie wyczułam, że jego nastój uległ zmianie z czego bardzo się ucieszyłam. Dzięki temu różowowłosy poczuł się troszeczkę lepiej i nie planuje już zemsty na naszej nowej trenerce.
Wracając jednak do muzyczki w końcu udało mi się zlokalizować, skąd dochodziła - albowiem była to muzyczka należąca do telefonu Tori. Dziewczyna odebrała go a następnie radośnie wykrzyknęła, że znaleźli jej ojca przez co wszyscy się obudzili. Teraz każdy bez wyjątku wpatrywał się w nią zaciekawionym wzrokiem i wsłuchiwał się w rozmowę, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej...
~ Time skip ~
- Prezydent Stuart Vanguard wypuszczony cały i zdrowy został zabrany w bezpieczne miejsce - mówiła w wiadomościach pani reporterka, które oglądaliśmy na laptopie Celii - Nie wiemy dokładnie gdzie i jak długo tam pozostanie. Wiemy tylko, że jest bezpieczny
- To dobre wieści, prawda? - spytała Silvia, zwracając się do Tori
- Niedługo znów się zobaczycie - pocieszyła dziewczynę dziennikarka
- Na razie nie wybieram się do Tokio - ogłosiła córka prezydenta, na co odpowiedziały jej zdziwione odgłosy - Nigdy nie wybaczę tym kosmitom. Zostaje z wami bo chce z wami dalej walczyć - a potem dodała, jakby nie była pewna swoich słów: - Tak jest. Razem mamy szansę
- Tak jak mówisz - uśmiechnął się Mark i przybił żółwika z dziewczyną - Razem stworzymy najlepszą drużynę na świecie
Resztę czasu spędziliśmy na rozmowach oraz różnych opowieściach, chcąc w jakiś sposób zabić czas. A kiedy większość zaczęła ziewać postanowiłam, że na dzisiaj emocji już wystarczy i postarałam się, aby każdy rozłożył swój fotel. Ten zmienił się w ala ,,łóżko'' na którym położyli się i niemal natychmiast zasnęli - zatem dobrze czułam w kościach, że są zmęczeni. Kiedy przeprowadziłam krótką inspekcję podeszłam do mojego właściciela ale okazało się, że obok niego leżał Nathan i nie miałam zbyt wiele miejsca, abym mogła położyć się obok niego. Cichutko westchnęłam a następnie podeszłam do Kevina, obok którego miejsca było pod dostatkiem. Wskoczyłam na siedzenie, okręciłam się parę razy wokół własnej osi a następnie położyłam się, opierając pyszczek na kolanach chłopaka. Nie minęło wiele czasu a ja także dołączyłam do pozostałych, odlatując w krainę snów...
~ Time skip ~
Rankiem obudził mnie głos Silvii, która próbowała obudzić Tori. Otworzyłam swe czarne oczka a następnie ziewnęłam, pokazując wszystkie białe zęby, po czym wstałam na wszystkie łapy i zeskoczyłam na podłogę na tyle ostrożnie, żeby nie zbudzić Kevina. Następnie podeszłam do dziewczyny, oparłam się przednimi łapami o ,,łóżko'' Tori i zaczęłam lizać ją po twarzy. Tak jak myślałam ten sposób zadziałał a dziewczyna obudziła się sekundę później. Radośnie zamachałam ogonem i odepchnęłam się od ,,łóżka'', stając na czterech łapach. Różowowłosa usiadła a następnie spojrzała na widok za oknem zapewne zastanawiając się, co my tutaj robimy.
- Mark chciał się spotkać z twoim ojcem, dlatego tu jesteśmy - wytłumaczyła zielonowłosa, po czym we trójkę spojrzałyśmy w stronę chłopaka, który nadal sobie smacznie spał
- Spoko, czemu nie - uśmiechnęła się Tori
Następnie dziewczyny podeszły do mojego właściciela i próbowały go obudzić. Nie szło im to zbyt dobrze i postanowiłam wkroczyć do akcji - podeszłam do bruneta, oparłam się przednimi łapami o jego ,,łóżko'' i zaczęłam lizać go po całej twarzy. W końcu i on się obudził a następnie razem z Markiem oraz z Tori wyszliśmy z Piłkobusu. Brunet stwierdził, żeby dziewczyna poszła sama a on tutaj zaczeka. Słysząc jego wypowiedź troszeczkę się zasmuciłam, gdyż chciałam iść razem z dziewczyną i poznać prezydenta. Na szczęście chłopak był wyrozumiały i powiedział, że jeśli chce mogę iść razem z Tori ale pod warunkiem, że będę grzeczna. Radośnie zaszczekałam a następnie poszłam razem z dziewczyną w kierunku wielkiego, białego budynku. Jeden z ochroniarzy wpuścił nas do środka, po czym zaprowadził nas do gabinetu pana prezydenta. Otworzył drzwi a moim oczom ukazał się pan prezydent we własnej osobie stojący przy biurku.
- Victoria? - spytał zaskoczony mężczyzna i ruszył w naszym kierunku
- Jesteś cały? - spytała Tori i również do niego podeszła, po czym przytulili się - Co się stało? Co oni ci zrobili? - pytała, kiedy odsunęli się od siebie
- J-ja... niczego nie pamiętam... - wyszeptał po chwili namysłu - Ale wróciłem, prawda? I tylko to się liczy - dokończył a następnie spojrzał na mnie i spytał: - Skąd masz tego psiaka?
- Wabi się Luna - przedstawiła mnie Tori z uśmiechem na twarzy i gestem dłoni zaprosiła do siebie, co oczywiście uczyniłam siadając przed mężczyzną i podając mu prawą, przednią łapę z białym serduszkiem - Należy do Marka, kapitana drużyny z Gimnazjum Raimona
- Bardzo miły i dobrze wychowany psiak - oznajmił pan prezydent z uśmiechem na twarzy, biorąc moją łapkę w dłoń
- Pewnie już słyszałeś o moich planach - zaczęła Tori - Zostaje z chłopakami z Raimona i razem pokonamy Akademię Aliusa
- Nie możesz - zaprzeczył mężczyzna i natychmiast podniósł na nią wzrok - To zbyt niebezpieczne
- Wiedziałam! - krzyknęła dziewczyna a po chwili spytała z troską w głosie: - Co oni ci zrobili?
- Nie próbuj ich powstrzymać... - mówił pan prezydent, stając przy biurku - Jeśli to zrobisz ściągniesz na nasz kraj... Nie, na cały świat niebezpieczeństwo, rozumiesz?
- Kolejny powód, dlaczego powinnam zostać z drużyną Raimona - dodała Tori - Musimy ich powstrzymać zanim będzie za późno!
- Nie, Victorio - powiedział stanowczym tonem mężczyzna - Jesteś na to za młoda
- To, że jesteśmy dziećmi nie znaczy, że nie możemy nic zrobić - argumentowała dziewczyna - Mark i reszta robią co mogą i wygląda na to, że są akurat jedyni
- Mark chce walczyć z Akademią Aliusa? - zdziwił się jej tata, na co Tori kiwnęła głową a ja radośnie zaszczekałam, zgadzając się z nią
Zaczęłam dokładnie obwąchiwać całe pomieszczenie, podczas gdy Tori porozmawiała jeszcze chwilę ze swoim tatą. Później wyszliśmy z gabinetu i razem z całą drużyną Tajnych Służb udaliśmy się do Piłkobusu, aby spotkać się z Markiem. Radośnie machając ogonem podeszłam do mojego właściciela i usiadłam przy jego nodze, uważnie obserwując pana prezydenta. Tori zrobiła to samo i dołączyła do reszty, patrząc z uśmiechem na swojego tatę, za którym stała drużyna Tajnych Służb.
- Więc to ty jesteś Mark Evans - powiedział ojciec Tori, spoglądając na mojego właściciela
- Zgadza się - kiwnął głową brunet
- Rozumiem - mężczyzna delikatnie się uśmiechnął i podał mu rękę, na co chłopak podał mu swoją - Wydajesz się rozsądny. Postaram ci się pomóc jak tylko będę mógł ale będę też potrzebował twojej pomocy, zgoda?
- Oczywiście - odpowiedział Mark - Postaramy się ich pokonać
Brunet ukłonił się w geście pożegnania, Tori pomachała mu, ja szczeknęłam i zamachałam ogonem, po czym we trójkę weszliśmy do środka pojazdu. Dziewczyna z uśmiechem oznajmiła pozostałym, że jej tata jest po naszej stronie co bardzo wszystkich ucieszyło - mieliśmy w końcu wsparcie od samego prezydenta! Długo jednak nie staliśmy, ponieważ po chwili Piłkobus ruszył w kierunku Gimnazjum Alpine, aby odszukać niesamowitego napastnika o imieniu Shawn Frost. Podczas podróży słychać było radosne głosy: dziewczyny mówiły jedna za drugą i co chwila śmiały się z opowiadanych żartów a chłopcy nie zostawali w tyle, rozmawiając o kosmitach oraz innych rzeczach aż w pewnym momencie ponownie się zatrzymaliśmy i to w samym środku lasku. Trenerka wstała ze swojego miejsca i odwróciła się w naszym kierunku.
- Dlaczego znów się zatrzymujemy? - zapytała Nelly, która siedziała najbliżej stojącej kobiety
- To ciągłe siedzenie w Piłkobusie nie jest zdrowe - powiedziała pani Lina - Czas na mały trening - dodała, patrząc na Celię
- No tak - granatowłosa uśmiechnęła się i pokazała na swoją teczkę - To dla was. Rozrysowałam wam plan treningu - jednak po minie każdego z zespołu oprócz Marka i Tori nie czułam, że są tym zachwyceni
- Spoko! - krzyknął radośnie brunet a kiedy spojrzał na niezbyt zadowolone miny swoich przyjaciół, spytał: - Co się stało?
- Wiecie co? - zaczęła trenerka, biorąc teczkę dziewczyny w ręce i wyrzucając ją za siebie - Dziś nie będzie żadnego planu. Po prostu wyjdźcie i róbcie co chcecie
- To najlepszy pomysł jaki w życiu słyszałem - powiedział Kevin takim tonem, że nie wiedziałam czy mu się to podoba, czy też nie
- Tak - zgodził się Jack z uśmiechem na twarzy - Brzmi całkiem nieźle
- No dobra! - krzyknął Mark, unosząc pięść do góry - Idziemy!
Pan Weteran odpalił pojazd i udaliśmy się troszkę dalej, zatrzymując się na małej, ładnej polance - właśnie ta polanka będzie robiła za nasz mini obóz. Gdy drzwi otworzyły się, radośnie machając ogonem wyskoczyłam na zewnątrz, podziwiając piękne widoki. Było miejsce na ognisko, siedzenia a dookoła było mnóstwo drzew. Drużyna po chwili do mnie dołączyła i również zaczęła zachwycać się cudownymi widokami. Byliśmy pod wrażeniem tego miejsca a trenerka powiedziała raz jeszcze, że zawodnicy mogą robić wszyscy na co mają ochotę. Taki plan wszystkim się spodobał i niemal natychmiast podzielili się na mniejsze grupki, odbiegając aby jak najszybciej zacząć swój trening.
Na początku krążyłam dookoła z nosem tuż przy ziemi, dokładnie wszystko obwąchując aż w końcu zorientowałam się, że przy Piłkobusie zostały tylko dziewczyny i Willy. Stwierdziłam zatem, że trening na własnych zasadach muszę przypilnować aby mieć pewność, że nie zrobią sobie żadnej krzywdy. W końcu gdyby wszyscy wspólnie trenowali na boisku nie miałabym żadnego problemu, aby ich doglądać - wszyscy byliby na tym samym boisku, w tym samym miejscu i o tym samym czasie. Jednak w chwili, gdy pani Lina oznajmiła, że chłopcy mogą trenować jak tylko chcą, byłam pełna obaw. Martwiłam się, że podczas takiej samowolki wpadną w kłopoty, dlatego szybciutko zaczęłam biegać niedaleko naszego obozu, chcąc znaleźć kogokolwiek.
Po kilku minutach udało mi się znaleźć Erika oraz Bobby'ego, którzy urządzili sobie wspólny trening. Usiadłam przy drzewie z nieco przechylonym łebkiem, nie mogąc zrozumieć co ci dwaj wyprawiają. Albowiem brunet miał na oczach opaskę, dzięki której absolutnie nic nie widział i zastanawiałam się, dlaczego Czarodziej Murawy postanowił zasłonić sobie oczy. Moim zdaniem byłoby znacznie lepiej, gdyby chłopak nie miał na oczach opaski i widział, kiedy Bobby będzie podawał mu piłkę. Ten jednak w ogóle się tym nie przejmował i stanął na baczność z bardzo skupionym oraz skoncentrowanym wyrazem twarzy. Następnie dał znać swojemu przyjacielowi i ten kopnął piłkę, która zaczęła odbijać się od drzew. Widząc to wszystko wydaje mi się, że trening ten miał wytężyć zmysły Erika i najwidoczniej to się udało, gdyż po chwili brunet bezbłędnie odbił piłkę, która poleciała do pobliskiego drzewa i uderzyła w nie tak mocno, że drzewo aż się zatrzęsło.
Chłopak zdjął z oczu opaskę i uśmiechnął się sam do siebie na myśl, że perfekcyjnie wykonał swoje zadanie. Aż w końcu jego wzrok natrafił na mnie - z radością machając ogonem podeszłam do niego po głaski. Brunet pogłaskał mnie po głowie a następnie wytłumaczył mi co i jak z treningiem. Dodał również, że nie muszę się niczym martwić i ich pilnować, ponieważ będą bardzo uważać. Powiedzmy, że w połowie wierzyłam w słowa chłopaka ale na wszelki wypadek usiadłam ponownie przy drzewie, obserwując ich trening. Erik raz jeszcze założył opaskę na oczy a Bobby kopnął piłkę, która i tym razem odbijała się od drzew. A kiedy piłka zbliżała się do chłopaka, ten kopnął ją a ta znów uderzyła w drzewo. Następnie całe zadanie przeszło na Bobby'ego - on również założył opaskę na oczy i czekał na podanie od swojego przyjaciela. Po dwóch próbach byłam już prawie w stu procentach pewna, że podczas takiego treningu tej dwójce nie stanie się nic złego, więc postanowiłam popilnować kogoś innego.
Ruszyłam na poszukiwania pozostałych osób idąc spokojnie leśną ścieżką, gdy w pewnym momencie minęli mnie Jack i Todd. Najwidoczniej urządzili sobie trening biegowy, który z całą pewnością wzmocni ich wytrzymałość - a robili to, biegnąc pod górkę. Nie zastanawiałam się zbyt długo i pędem ruszyłam za nimi, po paru sekundach doganiając ich i biegnąc razem z nimi w równym tempie. Na mój widok uśmiechnęli się a to znaczyło, że cieszy ich moje towarzystwo. Ja natomiast byłam zadowolona z innego powodu - albowiem nie był to bardzo wymagający trening jak na przykład trening Erika oraz Bobby'ego i nie musiałam martwić się, że podczas biegu chłopakom coś się stanie. O ile będą uważali na różne dołki i wystające korzenie, wszystko powinno być dobrze.
- Nie mogę uwierzyć jak nieczuła jest nasza trenerka - powiedział Jack - Jak mogła tak po prostu wyrzucić Axela
- To prawda - zgodził się z nim Todd - Następny możesz być ty albo ja
- Rety o tym nie pomyślałem - dodał Jack i momentalnie przyspieszył, wyprzedzając zarówno mnie jak i Todda
Ostatecznie udało nam się wbiec na samą górę, skąd rozchodził się przepiękny widok na okolicę. Podczas naszego mini wyścigu zwyciężył Jack - biedny chłopak bał się, że trenerka może wyrzucić z zespołu także jego i postanowił dać z siebie wszystko podczas biegu. Ja zaś dobiegłam do niego chwilę potem a na samym końcu przybiegł Todd, który wyglądał na bardzo zmęczonego. Liznęłam ich obu w policzek dla otuchy a następnie zaczęłam szukać pozostałych osób. Będąc na górze miałam ułatwione zadanie i bardzo dobry widok, dlatego w mig spostrzegłam Kevina oraz Jude'a. Chłopcy stali przed wielkim, potężnym i pięknym wodospadem a ja ile sił w łapach pobiegłam w ich stronę, radośnie szczekając i machając puszystym ogonem. Kiedy dotarłam do chłopaków na powitanie podsunęłam im pod dłoń głowę do głaskania a ci z uśmiechem mnie pogłaskali - a raczej Jude, gdyż Kevin nadal był zły na panią trenerkę co zresztą od razu wyczułam.
Kiedy było już po przywitaniu, różowowłosy ustawił piłkę przed sobą, odsunął się kilka kroków a następnie podbiegł i z całej siły kopnął piłkę. Ta poleciała w kierunku wodospadu niczym rakieta - leciała przy ścianie wody i już myślałam, że chłopakowi uda się sprawić, aby piłka doleciała na samą górę, jednak to się nie udało. Na samej końcówce piłka wpadła w wodę, znikając nam z oczu.
- Było w tym sporo złości - powiedział Jude z założonymi rękami na klatce piersiowej - Nadal jesteś zły z powodu Axela?
- Jasne, że tak - odpowiedział chłopak - A ty nie?
- Oczywiście, że tak - zgodził się z nim Sharp - Ale jeśli nie odpuścimy, zadręczymy się
Po czym chłopak w goglach wykonał dokładnie to samo, co różowowłosy przed chwilą. Piłka również leciała bardzo szybko przy ścianie wody a następnie wyleciała na samej górze, posyłając na nas kropelki wody. Nie mogąc się dłużej powstrzymywać podbiegłam i skoczyłam do wody, znikając tuż pod powierzchnią. Po kilku sekundach wynurzyłam głowę i zaczęłam pływać w kółko, co jakiś czas zachęcając szczekaniem chłopaków, aby ci do mnie dołączyli. Niestety Jude powiedział, że muszą dalej trenować i nie mogą zrobić sobie teraz żadnej przerwy aby się ze mną pobawić, dlatego z nieco smutnym wyrazem pyszczka wyszłam z wody. Otrząsnęłam się, posyłając kropelki wody na wszystkie strony świata, całkiem niechcący mocząc moich przyjaciół. Na przeprosiny zamachałam ogonem a następnie popędziłam do dziewczyn aby sprawdzić, czy przypadkiem nie mają czegoś pysznego do jedzenia - w końcu po całej bieganinie troszkę zgłodniałam i z wielką chęcią wrzuciłabym coś na ząb.
Na miejscu nie widziałam menadżerek a także Willy'ego, więc z nosem tuż przy ziemi zaczęłam krążyć dookoła naszego mini obozu, aby ich znaleźć. Za pomocą mojego świetnego węchu dotarłam do drzwi Piłkobusu Inazumy - a że te były otwarte - ochoczo wskoczyłam do środka i moim oczom ukazały się wszystkie dziewczyny łącznie z okularnikiem. Przywitałam się z nimi a następnie wskoczyłam na siedzenie obok Celii, która zaczęła głaskać mnie po głowie.
- Mogę zobaczyć trening, który rozrysowałaś drużynie? - spytała nagle Nelly
- N-nie, nie możesz - zająknęła się dziewczyna
- Bo nic w nim nie napisałaś, prawda? - domyśliła się córka dyrektora
- N-no bo ja... Tak jakby... - granatowłosa próbowała się jakoś wytłumaczyć
- Chodziło o to, żeby Kevin i inni wyszli i trenowali tak jak chcą? - zapytała po raz kolejny
- To podstawa psychologii - wtrącił się Willy - Jeśli każesz im coś zrobić, będą wręcz ciągać za sobą nogi ale w ten sposób dajesz im poczucie, że mają wybór i wybiorą ciekawszą opcje, to proste. Taki był cel, prawda?
- T-tak - zgodziła się dziennikarka
- Nie powinieneś być jak inni na treningu, Willy? - spytała Silvia
- Jasne, że nie powinienem, przecież wiesz - odpowiedział jej dumnym tonem okularnik - Jestem mózgiem drużyny. Trening to nie dla mnie
- W takim razie pomożesz nam, dobrze? - spytała Nelly, patrząc na okularnika na co ten spojrzał na nią troszkę zaskoczonym wzrokiem
Chłopak niekoniecznie wiedział, w czym ma pomagać ale ostatecznie się zgodził. Ja także zgodziłam się na pomoc, wesoło i radośnie szczekając. Wyszliśmy z pojazdu a córka dyrektora poprowadziła nas na tyły pojazdu. Następnie wcisnęła pewien guzik, który sprawił, że nasz bagażnik zaczął się otwierać i naszym oczom ukazała się całkiem spora, piękna, nowoczesna kuchnia, gdzie można było ugotować bankiet na 10 dań. Nie miałam pojęcia jakim cudem takie piękności mogły się tu zmieścić ale byłam pod wrażeniem - zarówno pod wrażeniem wyglądu kuchni a także zachowania dziewczyny, która z uśmiechem spytała co dziś gotujemy. Silvia i Celia jednocześnie powiedziały, że kulki ryżowe a ja z radością podskoczyłam, zgadzając się razem z nimi co oczywiście wywołało wybuch śmiechu.
Willy - tak jak obiecał - pomagał dziewczynom i musiałam go pochwalić. Mimo, że czasami nie radził sobie zbyt dobrze jak dotąd nie narzekał i dzielnie wykonywał swoje zadanie. Jednak gdy jego następnym zadaniem było mieszanie ryżu w wiaderku z wodą, chłopak narzekał na ból nadgarstka. Widząc to tylko wywróciłam oczami - w końcu okularnik ,,pracował'' dopiero od kilkunastu minut i nie rozumiałam jak to jest możliwe, że bolał go nadgarstek. Na całe szczęście Silvia nie dała się nabrać i jedynie popędziła chłopaka, który nie narzekał już ani troszeczkę. Okazało się także, że Nelly całkowicie zapomniała jak przygotowuje się kulki ryżowe i Celia zlitowała się nad nią, pokazując co i jak. Na samym początku poprosiła, aby córka dyrektora nalała wody do wiaderka z ryżem a potem nakazała, żeby dokładnie wszystko wymieszała - dzięki temu pozbędzie się skrobi z ryżu, co było podobno bardzo ważne. Nelly jednak zamiast włożyć do wiaderka całą dłoń, wsadziła tylko jeden palec a następnie zamieszała jeden jedyny raz. Kolejnym zadaniem było wylanie wody z wiaderka w taki sposób, aby pozostał wyłącznie ryż. Niestety Nelly troszkę się zapędziła i wylała calutką wodę - wliczając w to także ryż.
Z racji tego, że zaproponowałam swoją pomoc w przygotowaniu starałam się pomóc na swój psi sposób. Niestety nie było tu dla mnie odpowiedniego zadania i wszystko bym tylko popsuła... Nie mogłam wymieszać ryżu ani formować kulek, więc nie nadawałam się absolutnie do niczego. Ze smutkiem i położonymi uszami usiadłam przy pojeździe - bardzo chciałam im pomóc oraz się do czegoś przydać ale przez brak odpowiedniego zadania dla piesia byłam bezużyteczna...
W końcu mój dość słaby humor zauważyła zielonowłosa, która niemal natychmiast zrozumiała o co chodzi. Pogłaskała mnie po głowie i poprosiła, abym przyniosła trochę patyków na opał. Wesoło machając puszystym ogonem pobiegłam do lasku, żeby nazbierać trochę patyków. Niestety nie byłam w stanie wziąć na raz kilkunastu patyków, dlatego na samym początku szukałam odpowiednich, po czym kładłam je w jednym miejscu. Dopiero później brałam w zęby po dwa lub trzy patyki i wracałam na nasz mini obóz, kładąc patyki w miejscu ogniska. Później wracałam do lasku po kolejne patyki i tak w kółko, dopóki nie przeniosłam wszystkich patyków.
W chwili, gdy przybiegłam z ostatnią partią patyków zauważyłam, że wszystkie patyki ustawione były w prowizoryczny namiot a Willy - trzymając wielką tubę - dmuchał w nią, próbując rozpalić ognisko. W pewnym momencie z ogniska buchnął dym wprost w chłopaka a dziewczyny zaczęły cichutko się z tego śmiać. Na całe szczęście po kilku minutach wszystko wróciło do normy, ognisko było rozpalone a Silvia, Nelly i Celia wzięły się za robienie kulek ryżowych.
Po skończonej pracy dostałam kilka na spróbunek, podziękowałam za posiłek liźnięciem po dłoni a następnie odbiegłam w stronę lasku. Kiedy byłam już w sporej odległości od naszego mini obozu zwolniłam, idąc sobie spokojnym tempem pod górkę i rozglądając się dookoła aż w pewnym momencie Nathan minął mnie z prędkością światła. Na początku byłam troszkę zaskoczona oraz oszołomiona ale po chwili opanowałam się i odwróciłam, po czym pędem ruszyłam za pędzącym w dół chłopakiem. Po chwili udało mi się go dogonić i biegliśmy obok siebie, podczas gdy ja zastanawiałam się co się tu wyprawia - jednak w końcu zrozumiałam, że był to jego indywidualny trening. W dodatku w oczy rzuciła mi się zawieszona na linie piłka, którą chłopak gonił, sprawnie omijając drzewa i skacząc nad wystającymi korzeniami. Starałam się trzymać odpowiednie tempo ale niebieskowłosy w ułamku sekundy przyspieszył, wyprzedzając zarówno mnie jak i piłkę. Wyskoczył do góry i kopnął ją z całej siły a ta zerwała się z liny i uderzyła w drzewo.
Sekundę później dogoniłam chłopaka i oparłam przednie łapy o jego klatkę piersiową, po czym zaczęłam lizać go po całej twarzy, gratulując mu dogonienia piłki. Nathan nie mógł się powstrzymać i wybuchł głośnym śmiechem a po chwili delikatnie mnie odepchnął, dzięki czemu ponownie stałam na czterech łapach. Mieliśmy właśnie wracać do dziewczyn, gdy usłyszeliśmy pewien krzyk. Stanęłam na baczność jakby mnie coś sparaliżowało z postawionymi na sztorc uszami, bacznie nasłuchując - był to krzyk mojego właściciela! Z nosem tuż przy ziemi zaczęłam krążyć dookoła chcąc go namierzyć a gdy w końcu złapałam trop, zaszczekałam w tamtym kierunku i ile sił w łapach udałam się w tamto miejsce. Chłopak zrobił to samo i w taki właśnie sposób dobiegliśmy do Tori, która stała z uśmiechem na twarzy i obserwowała trening Marka. Usiadłam obok niej i czujnym spojrzeniem czarnych oczu wpatrywałam się w bruneta, zastanawiając się co on robi - widziałam tylko, że kurczowo trzymał się drążka i wirował bardzo szybko wokół własnej osi - co zresztą niczego mi nie wyjaśniło.
- Co on robi? - spytał niebieskowłosy
- Nie wiem ale chyba udoskonala Rękę Majina - powiedziała z uśmiechem Tori
- Próbuje wirować szybciej! - krzyknął brunet a po chwili puścił drążek i wylądował obok nas - Ale są efekty uboczne - dodał, gibiąc się na wszystkie strony świata, jakby miał się zaraz przewrócić
Natychmiast znalazłam się obok niego, pomagając mu utrzymać równowagę. Mark na chwilkę położył dłoń na moim grzbiecie a gdy był w stanie samodzielnie ustać na nogach, postanowił jak najszybciej wracać do swojego zwariowanego treningu. Próbował chwycić drążek ale z powodu dalszych zawrotów głowy nie był w stanie tego zrobić. Ja również nie zamierzałam przyłożyć łapy do tego treningu - podobnie zrobił Nathan. Nad brunetem ostatecznie zlitowała się Tori, która złapała bruneta za nadgarstek a następnie podsunęła do drążka tak, aby ten mógł go złapać. Chłopak podziękował jej a dziewczyna oznajmiła, że przyłączy się do jego treningu i w taki oto sposób zaczęli wirować razem. Patrzyłam na nich razem z niebieskowłosym a po chwili spojrzeliśmy na siebie i niemal od razu wiedzieliśmy, że taki rodzaj treningu na pewno nie był dobrym pomysłem - zupełnie tak, jakbyśmy czytali sobie w myślach.
~ Time skip ~
Po indywidualnym treningu wszyscy wrócili na mini obóz, gdzie każdy nie mógł doczekać się pysznego jedzonka w postaci kulek ryżowych. Zanim jednak zespół sięgnął po apetycznie wyglądające kulki ryżowe, Nelly spytała się ich czy umyli ręce, na co każdy bez wyjątku pokazał jej świeżo umyte rączki. Na całe szczęście dziewczyna nie sprawdzała w jakim stanie są moje łapy i bardzo się z tego cieszyłam - w końcu byłam psem i nie musiałam myć łap, aby dostać pyszny posiłek.
- Pomagałem w przygotowaniu - powiedział dumnie Glass, podczas gdy wszyscy niemal ,,rzucili się'' na kulki ryżowe - Fascynujące doświadczenie. Kto by pomyślał, że ryż się tak zachowuje. Z chemicznego punktu widzenia nau... - przerwał swoją wypowiedź gdy zorientował się, że nikt go nie słucha i z przerażeniem krzyknął: - Ej, zostawcie coś dla mnie!
Nie było osoby, której nie smakowałyby kulki ryżowe przygotowane przez nasze niezastąpione menadżerki - każdy się nimi zajadał. Ja również dostałam coś pysznego na ząb a było to kilka kulek ryżowych i moje psie chrupki, które mój właściciel ze sobą zabrał. Wszystko przebiegało w najlepszym porządku, gdy w pewnym momencie niektórzy z drużyny zaczęli zastanawiać się gdzie jest nasza trenerka. Mówiąc szczerze mnie też to interesowało, ponieważ nie widziałam pani Liny naprawdę od dłuższego czasu. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje łapy i z nosem tuż przy ziemi zaczęłam szukać tropu kobiety aż w końcu natrafiłam na czyjeś buty. Podniosłam głowę i okazało się, że była to pani Lina we własnej osobie - z radością zaczęłam machać ogonem ciesząc się, że udało mi się ją znaleźć. Kobieta jednak nie podzielała mojego entuzjazmu a jedynie mnie zignorowała, po czym podeszła do drużyny. Powiedziała, że zapewne chcemy ochłodzić się po obiedzie i dodała, że tu niedaleko jest jezioro w którym możemy sobie popływać. Odpowiedział jej wesoły okrzyk radości i już po chwili biegliśmy w stronę jeziora, które na miejscu okazało się gorącymi źródłami - wcześniej oczywiście zabierając ze sobą stroje kąpielowe.
Chłopcy od razu udali się do pomieszczenia robiącego za szatnie, zapewne chcąc przebrać się w stroje kąpielowe. Natomiast ja grzecznie siedziałam przed pomieszczeniem, czekając na moich przyjaciół. W chwili, gdy ziewałam niechcący zamknęłam oczy i nie zauważyłam jak Tori z uśmiechem na twarzy otworzyła na oścież drzwi do szatni chłopaków. Za nim zdążyłam zareagować odpowiedział jej głośny krzyk i wtedy postanowiłam włączyć się do akcji. Chwyciłam zębami koszulkę Tori i zaczęłam ciągnąć ją w kierunku szatni dziewczyn. Dziewczyna z wielką niechęcią przystąpiła na moją propozycję i udała się do pozostałych menadżerek. Upewniwszy się, że każdy jest już w odpowiedniej szatni udałam się do wody, gdzie usiadłam i niczym grzeczny psiak czekałam na swoich przyjaciół.
Kiedy każdy był już gotowi, dołączyli do mnie a do wody jako pierwsza wskoczyłam ja - nic nie mogłam na to poradzić, że nie mogłam się powstrzymać. Woda była taka ciepła i cudowna, że musiałam do niej wskoczyć! Pływałam sobie w kółko tak szybko jak najprawdziwsza motorówka. Drużyna śmiała się z moich wodnych zabaw, po czym sami postanowili do mnie dołączyć. Z wesołym okrzykiem wskoczyli do wody, rozpoczynając czas pełen odpoczynku i relaksu...
~ Time skip ~
Wieczorem całą drużyną siedzieliśmy na belkach drewna wokół ogniska, podczas gdy ja leżałam obok mojego właściciela, opierając pyszczek na przednich łapach. Natomiast Jack i Todd wzięli się za opowiadanie żartów i musiałam przyznać, że szło im to całkiem nieźle. Jeśli chodzi o mnie to ja niekoniecznie umiem opowiadać kawały - co prawda znam je na pamięć ale nie mam talentu, żeby opowiadać je reszcie. Przeważnie podczas takich sytuacji troszkę się stresuje i spalam żart, przez co nikt się z niego nie śmieje. Lecz kto wie, może kiedyś nabiorę wprawy w opowiadaniu dowcipów i będę mogła opowiedzieć im jakiś fajny kawał, z którego wspólnie się pośmiejemy.
Kiedy zauważyłam u swoich przyjaciół pierwsze oznaki zmęczenia w postaci coraz częstszego ziewania uznałam, że wszyscy powinni iść już spać. O tym samym pomyślała Nelly, która ogłosiła koniec wrażeń na dzisiaj i dodała, że już pora spać. Słysząc te słowa z wdzięcznością wstałam ze swojego miejsca i podeszłam do dziewczyny, aby w ramach podziękowania polizać ją po dłoni. Dzięki niej nie musiałam trudzić się, aby poszli spać - Nelly mnie w tym wyręczyła! Córka dyrektora zaśmiała się i pogłaskała mnie po głowie a następnie wstała i podeszła bliżej Piłkobusu, po czym rzuciła na ziemię pewną różowatą kulkę, która zmieniła się w wielką kopułę przypominającą namiot. Okazało się, że był to namiot dziewczyn i wesoło machając ogonem obeszłam go dookoła, zaciekle wąchając.
- To namiot dziewczyn - powiedziała Nelly, wskazując na kopułę
- A my śpimy tutaj - uśmiechnął się brunet i wskazał na Piłkobus
Kiedy chłopcy grzecznie jeden za drugim zaczęli wchodzić do środka, Tori z uśmiechem na twarzy ogłosiła, że będzie spała tu razem z nimi. Mark i reszta zrobili zaskoczone miny z których chciało mi się śmiać - gdybym nie potrafiła trzymać emocji na wodzy, już dawno turlałabym się po trawie ze śmiechu! Na całe szczęście w porę zareagowały menadżerki, które odciągnęły Tori od pojazdu i zaciągnęły do swojego namiotu. Postanowiłam sprawdzić, że córka prezydenta będzie spokojna, dlatego weszłam do środka zaraz za nimi, kładąc się obok Silvii. Każda z dziewczyn leżała w swoim śpiworze, patrząc w górę skąd zwisała mała lampeczka.
- Słuchaj Tori... - zaczęła Nelly troszkę niepewnym głosem - Mogę cię o coś zapytać?
- Jasne, że tak - odpowiedziała córka prezydenta
- Czy ty... lubisz Marka? - spytała dziewczyna
- No pewnie - różowowłosa uśmiechnęła się - To niesamowity chłopak
- Jej chodzi o to, czy coś do niego czujesz - wytłumaczyła w skrócie Celia
- To chyba nie jest ważne, prawda? - powiedziała Tori - Jesteśmy drużyną i oby to była przyjaźń na zawsze
Widziałam jak Nelly posyła pełen ulgi uśmiech zielonowłosej - zapewne cieszyła się, że Tori nie będzie interesowała się zbytnio moim właścicielem jednak nie chodziło tylko o to. Potajemnie wiedziałam a raczej domyślałam się, że panna Raimon czuje coś do bruneta i była zadowolona, że Tori nie zamierza sprzątnąć go jej sprzed nosa.
Jeśli zaś chodzi o mnie, nadal spokojnie sobie leżałam upewniając się, że córce prezydenta nie wpadnie nic głupiego do głowy - jak na przykład wyjście z namiotu i dostanie się do środka pojazdu, aby spać razem z chłopakami w Piłkobusie. Na całe szczęście taki plan nie zawitał do jej głowy a kilkanaście minut później wszystkie dziewczyny smacznie sobie spały. Uznałam więc, że moje zadanie dobiegło końca a ja mogłam wracać do Marka. Wstałam i powolutku podeszłam do wyjścia, które okazało się być... zamknięte. O nie! I jak teraz mam wyjść z namiotu? Zakręciłam się nerwowo w kółko, gdy nagle do mojej kudłatej głowy wpadł pewien pomysł. Zmieniłam się w człowieka a następnie złapałam suwak i najciszej jak tylko potrafiłam rozsunęłam go, otwierając sobie wyjście na zewnątrz. Dopiero wtedy wyszłam z namiotu, zamknęłam za sobą ,,drzwi'' i na paluszkach - aby za żadne skarby świata nikogo nie obudzić - ruszyłam w swoje Piłkobusu Inazumy.
Okazało się, że drzwi te także były zamknięte i najwidoczniej musiałam poradzić sobie jakoś inaczej z dostaniem się do środka. Obeszłam pojazd dookoła i na jego tyłach zauważyłam uchylone okno. Z uśmiechem na twarzy podciągnęłam się do góry i wpełzłam do środka przez otwór. Będąc w środku postawiłam stopę na tylnym siedzeniu - tuż przy twarzy Jacka! - modląc się w duchu, aby chłopak się nie ruszał. Ostatecznie udało mi się zejść na podłogę z której zmieniłam się ponownie w psa, po czym dotarłam do mojego właściciela. Nie zdążyłam nawet położyć się u jego stóp, gdy nagle brunet obudził się przez głośne chrapanie zielonowłosego. Będąc tego świadkiem ogromny kamień spadł mi z serca. Gdybym dłużej z tym zwlekała, Mark obudziłby się dokładnie w momencie, gdy jako Lucy wchodziłam do środka przez uchylone tylne okno a przecież było to wręcz niedopuszczalne - brunet nigdy nie może zobaczyć mnie w ludzkiej postaci!
Kiedy chłopak zauważył mnie stojącą obok niego, z delikatnym uśmiechem na twarzy pogłaskał mnie po głowie i ściszonym głosem wyjaśnił, że nie może spać przez głośne chrapanie Jacka. Na potwierdzenie swoich słów kiwnął głową na chłopaka, który naprawdę dosyć głośno chrapał. Oczywiście przyznawałam mu rację - w takim warunkach nie dało się spać. Po chwili brunet wziął swój śpiwór i wstał z ,,łóżka'', kierując się w stronę wyjścia z pojazdu. Nacisnął przycisk i drzwi otworzyły się a chłopak wyszedł i zniknął w ciemnościach. Nie mogąc zostawić go samego natychmiast ruszyłam za nim w pogoń. W chwili, gdy wyskakiwałam przez wciąż otwarte drzwi okazało się, że zrobiłam to w idealnym momencie, ponieważ sekundę później drzwi automatycznie się za mną zamknęły. Zaczęłam nerwowo kręcić się wokół własnej osi gdy okazało się, że Mark przygląda się dachowi naszego Piłkobusu zupełnie tak, jakby planował wejść na samą górę. Na początku wrzucił tam swój śpiwór co nie było dla niego zbyt kłopotliwe a gdy zamierzał wejść po drabince na górę, usiadłam i zaskomlałam. Mark zaśmiał się i ponownie stanął na ziemi.
- Też chcesz na dach, piesku? - spytał, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem na twarzy - W takim razie chodź, pomogę ci wejść
Chłopak z niemałym trudem podniósł mnie a następnie zbliżył się do drabinki. Postawiłam przednie łapy na szczebelku, szukając oparcia dla tylnych łap. W końcu je znalazłam i zaczęłam powoli - łapa za łapą - wspinać się na górę a z tyłu pomagał mi mój właściciel, który mnie podtrzymywał. Ostatecznie udało mi się wejść na górę razem z chłopakiem, który już po chwili rozłożył swój śpiwór i położył się na nim. Poklepał miejsce po swojej prawej stronie zachęcając mnie do położenia się obok niego a ja - nie dając się długo prosić - grzecznie wykonałam jego polecenie. Położyłam się na plecach po jego prawej stronie, wspólnie obserwując migoczące gwiazdki na ciemnym niebie. Niedługo potem dołączył do nas Bobby, który najwidoczniej również nie mógł spać przez ciągłe chrapanie Jacka. Położył śpiwór po lewej stronie mojego właściciela, po czym położył się na nim i także zaczął obserwować piękno ciemnego nieba.
- Hej, Mark - zaczął chłopak, nadal patrząc w ciemne niebo - Ciekawe, czy patrzymy na gwiazdę z której pochodzą
- Masz na myśli Akademię Aliusa? - upewnił się brunet - Może, kto wie. Gwiazd jest całkiem sporo
- A wiedziałeś, że światło gwiazd, które widzimy dociera do Ziemi przez tysiące a nawet miliony lat? - spytał chłopak
- Nie lubię matmy - jęknął mój właściciel zapewne myśląc, że Bobby zmieni się zaraz w nauczyciela matematyki i zacznie mu głosić kazania
- To nie matma, to nauka - uśmiechnął się Bobby - Wszechświat jest tak wielki, że nawet światło dociera do nas bardzo długo, więc gwiazdy, które widzimy teraz, wyglądały tak jak dziś dawno, dawno temu, czaisz?
- Czad - uśmiechnął się Mark - To dość dziwne jak teraz o tym myślę
- To niesamowite - przyznał Bobby - I przypomina nam jak mali jesteśmy w całym wszechświecie
- Jest coś lepszego - powiedział brunet i usiadł, z szerokim uśmiechem wpatrując się w dal - To światło nas znajduje, ono nas szuka i póki świeci odnajduje swój cel
- Ziemia jest jego celem - uśmiechnął się Bobby, zrozumiawszy do czego Mark zmierzał
- Pędziło naprzód przez te wszystkie miliony lat i wreszcie osiągnęło swój cel - dokończył mój właściciel - Ja to tak widzę - dodał z uśmiechem
- Bardzo dobrze powiedziane - podsumował Bobby, odwzajemniając jego uśmiech
Po kilkunastu minutach leżenia na dachu pojazdu i obserwacji nocnego nieba chłopcom zachciało się spać - zgodnie zatem stwierdzili, że czas wracać do środka. Bobby jako pierwszy zszedł na dół, niosąc pod pachą swój śpiwór. Następny był mój właściciel, który zrobił to samo i na dachu zostałam wyłącznie ja. Stałam na krawędzi cichutko skomląc i błagalnym spojrzeniem czarnych oczu wpatrywałam się w bruneta modląc się w duchu, żeby chłopak pomógł mi zejść.
- Nie martw się Luna, zeskocz a ja cię złapię - powiedział brunet z delikatnym uśmiechem na twarzy - Nie ma się czego bać
Pokiwałam głową po psiemu a następnie skoczyłam wprost na ręce Marka, który mocno mnie trzymał. Polizałam go z wdzięcznością po policzku a chłopak zaśmiał się i po chwili postawił mnie na trawie. We trójkę weszliśmy do Piłkobusu przez wciąż otwarte drzwi, chłopcy udali się do swoich ,,łóżek'' na których położyli się a ja zrobiłam to samo ale obok mojego właściciela, opierając głowę na przednich łapach. Nie minęło dużo czasu zanim zapadliśmy w sen...
~ Time skip ~
Obudził mnie głośny dźwięk gwizdka, w który - jak zgaduje - dmuchała nasza trenerka. Wstałam i rozprostowałam wszystkie łapy, po czym potężnie ziewnęłam i podeszłam do okna. Oparłam się o nie przednimi łapami i wyjrzałam na małą polankę, na której stała pani trenerka z gwizdkiem w ustach. Dmuchała w niego z całej siły, stojąc pomiędzy namiotem dziewczyn a Piłkobusem. Robiła przy tym mnóstwo hałasu, dzięki czemu chłopcy powoli zaczęli się budzić. Widząc ich nieco zaspanych oraz zdezorientowanych uznałam, że dziewczyny także już się obudziły - a przynajmniej taką miałam nadzieję. Kiedy wszyscy byli już na nogach podeszłam do siedzenia kierowcy a następnie na nie wskoczyłam. Popatrzyłam na różne przyciski zastanawiając się, który guzik mógłby otworzyć drzwi a gdy w końcu zauważyłam okrągły przycisk z narysowanymi drzwiami nie miałam już wątpliwości, że ten przycisk otworzy nam bramę do wolności. Nacisnęłam go prawą, przednią łapą a następnie wyskoczyłam na zewnątrz. Podbiegłam do pani Liny i grzecznie przed nią usiadłam, machając co jakiś czas puszystym ogonem - pozostali zrobili to samo, dołączając do mnie kilka sekund później.
- Musimy jechać dalej - oznajmiła kobieta - Inaczej nigdy nie dotrzemy do Gimnazjum Alpine
- Tak jest! - krzyknęła w odpowiedzi drużyna
Zaraz po szybkim śniadanku ruszyliśmy w dalszą drogę, kierując się do Gimnazjum Alpine. Po kilku godzinach jazdy krajobraz zaczął się zmieniać - było coraz zimniej, wszędzie gdzie okiem sięgnąć leżał biały puch a w tle było widać góry i ich ośnieżone szczyty. Innymi słowy widok zapierał dech w piersiach i już nie mogłam się doczekać, kiedy wyskoczę na zewnątrz i zanurkuje głową w dół w śnieżną zaspę.
- Juhu! - krzyknął radośnie brunet, wyglądając przez szybę - Jest śnieg, więc to Hokkaido!
- Ale niesamowity widok - dodał Nathan
- Racja, tu jest naprawdę prze... prze... A psik! - krzyknął Jack, głośno kichając
Wszystkim było bardzo zimno ale Jackowi chyba najbardziej - biedak otulony kilkoma kocami ciągle kichał i trząsł się jak galareta. W tym momencie cieszyłam się, że byłam psem i miałam długą sierść, dzięki której nie było mi aż tak zimno. Jednak mimo to podeszłam do zielonowłosego i wskoczyłam do niego na tylne siedzenie a następnie położyłam się, opierając pyszczek na jego kolanach. Chłopak pogłaskał mnie po głowie i przykrył jednym z kocy, na co radośnie zamachałam ogonem i polizałam go po dłoni.
W pewnym momencie pan Weteran zatrzymał Piłkobus, wytężył wzrok a następnie powiedział, że na zewnątrz znajduje się jakaś osoba. Zaciekawiona nową postacią pośrodku absolutnie niczego wyskoczyłam spod ciepłego kocyka i razem z Markiem wysiedliśmy z pojazdu, idąc do tajemniczej osoby. Okazało się, że był to chłopak w zielonkawym kombinezonie, natomiast obok jego nogi leżała piłka nożna - przy okazji chłopak trząsł się z zimna niemiłosiernie i z zamkniętymi oczami mogłabym stwierdzić, że jest mu zimno. W dodatku wokół jego szyi był owinięty biały szalik a jego część swobodnie wisiała po lewej stronie. Jego włosy były jasnoszare z kolcami skierowanymi w dół a oczy w kolorze niebiesko-szarym, które także były skierowane skośnie w dół. Otulał się ramionami i wpatrywał w dal, jakby na coś czekał. Nie mogąc się powstrzymać podbiegłam do trzęsącego się wciąż chłopaka i skoczyłam na niego sprawiając, że ten upadł na plecy a ja wylądowałam mu na klatce piersiowej. Radośnie machając puszystym ogonem lizałam go po twarzy - byłam naprawdę szczęśliwa, że udało mi się poznać kolejną fajną osóbkę a przynajmniej na takiego chłopak wyglądał. Na pierwszy rzut oka był miły oraz przyjazny, w dodatku śmiał się na moje powitanie w postaci lizania po twarzy. To jednak nie spodobało się mojemu właścicielowi, który natychmiast wkroczył do akcji.
- Luna, złaź - powiedział stanowczym tonem jak wtedy, gdy był na mnie zły i dodał: - Natychmiast
Słysząc to przestałam lizać nieznajomego po twarzy i - mimo, że pomysł ten wcale mi się nie podobał - zeskoczyłam z chłopaka. Podeszłam do bruneta i usiadłam przy jego nodze, obserwując naszego gościa czarnymi oczkami. Mark w tym czasie natychmiast podszedł do niego i podał mu rękę, pomagając wstać.
- Przepraszam cię za nią - wydukał Mark - Przeważnie jest grzeczna i nie skacze na przypadkowych ludzi
- Nic nie szkodzi - powiedział z uśmiechem nieznajomy - Bardzo lubię psy, więc nie przeszkadza mi jak na mnie skacze
Okazało się, że chłopak bardzo lubił psy i na całe szczęście nie przeszkadzało mu jak na niego skoczyłam. A kiedy ponownie zaczął trząść się z zimna Mark zaproponował mu, żeby ten wskakiwał do środka i troszkę się ogrzał a w dodatku że możemy go podwieźć. Nasz autostopowicz zgodził się i ruszył za nami w stronę wejście do pojazdu. Jako pierwsza wskoczyłam do środka a za mną weszli chłopcy, po czym zaczęli zajmować miejsca. Mark usiadł na swoim miejscu a chłopak usiadł obok Tori, która z kolei siedziała obok Jude'a. Kiedy tylko wszyscy siedzieli już na fotelach pan Weteran ruszył, jadąc dalej prosto przed siebie.
Patrząc na szarowłosego kątem oka pomyślałam, że nadal jest mu okropnie zimno - w końcu spędził na dworze dość sporo czasu. Postanowiłam więc sprawić, aby poczuł się lepiej dlatego podeszłam do Jack'a, wzięłam jeden kocyk w zęby a następnie podeszłam do gościa i podałam mu podarunek. Ten pogłaskał mnie po głowie z uśmiechem na twarzy, przyjął prezent i po chwili otulił się kocem.
- Cieplej ci? - spytała Tori kilka minut później, zwracając się do nowego kolegi
- Dużo cieplej - odpowiedział chłopak z uśmiechem na twarzy - Już mi lepiej
- A co ty tak robiłeś pośrodku niczego? - zapytała Silvia, zaciekawiona całą sytuacją
- To moje miejsce treningu - wyjaśnił gość - Zawsze tu ćwiczę i powoli zmierzam na północ
- To tak jak my - wtrącił się pan Weteran - Tam często schodzą lawiny - a potem dodał: - Wolałbym tego uniknąć
- Fakt... - wyszeptał ze smutkiem chłopak na wieść o lawinach
- Więc zmierzasz na północ? - spytał mężczyzna - Dokładnie dokąd?
- Jak mocno kopnięta piłka. Lecę prosto przed siebie - powiedział chłopak z delikatnym uśmiechem na twarzy
- Mega powiedzonko, muszę zapamiętać - uśmiechnął się mój właściciel - Czyli zmierzasz do północy prosto jak po torze piłki? - pytał brunet - Jesteś fanem footballu?
- Tak - kiwnął głową chłopak - Można tak powiedzieć
- Ja też! - wykrzyknął z szerokim uśmiechem Mark - I nigdy nie mam dość!
W pewnym momencie ponownie stanęliśmy w miejscu i okazało się, że zakopaliśmy się w zaspie - najgorsza rzecz, jaka mogła spotkać nas pośrodku lodowej krainy. Mężczyzna powiedział, że wyjdzie na zewnątrz i spróbuję wypchnąć pojazd ale kiedy zamierzał otworzyć drzwi, odezwał się chłopak z poważniejszym wyrazem twarzy niż przedtem. Polecił, żeby lepiej nie wysiadać z bezpiecznego pojazdu, ponieważ na zewnątrz znajduje się Władca Gór. Niekoniecznie wiedziałam co chłopak miał na myśli, natomiast Willy w ogóle nie wierzył w słowa chłopaka. Poprawił okulary i wyjrzał przez szybę, na której sekundę później pojawiła się wielka, ciemna łapa z ostrymi jak brzytwa pazurami. Okularnik odskoczył i prawie stracił przytomność a ja a mgnieniu oka pojęłam, że Władca Gór to niedźwiedź - przerażający i bardzo niebezpieczny drapieżnik, który mógłby rozerwać nas na strzępy swoimi ostrymi jak brzytwa pazurami.
Mimo, że byłam bardzo odważnym psiakiem nie byłam na tyle lekkomyślna, aby wychodzić na zewnątrz i stanąć z nim oko w oko. Poza tym w starciu sam na sam z groźnym niedźwiedziem nie miałabym absolutnie żadnych szans a przy okazji mogłabym doznać poważnego urazu lub nawet stracić życie. Jednak wiem, że gdyby komuś groziło niebezpieczeństwo ze strony wielkiego miśka byłabym w stanie stoczyć z nim bój, żeby moim przyjaciołom nie stała się krzywda.
Podeszłam do siedzenia na którym siedział Willy i wskoczyłam na nie, wyglądając przez szybę chcąc sprawdzić co dzieje się na zewnątrz. Widziałam jak niedźwiedź stał na tylnych łapach, przednie położył na boku naszego Piłkobusu i pchał go w przód i w tył. Pojazdem okropnie trzęsło i wszyscy musieli mocno się czegoś trzymać, aby nie upaść. Dziewczyny zaś siedzące jedna przy drugiej zaczęły krzyczeć i się przytulać, dodając sobie nawzajem otuchy.
W końcu trzęsienie ustało a kiedy spojrzeliśmy na naszego gościa okazało się, że na siedzeniu zamiast niego ujrzeliśmy koc, którym był otulony. Nie miałam pojęcia, gdzie chłopak zniknął ale miałam bardzo złe przeczucia... Bałam się, że szarowłosy wyszedł na zewnątrz do tego strasznego niedźwiedzia i postanowił go pokonać - co było totalnym błędem. Nagle nasz Piłkobus ,,podskoczył'' zupełnie tak, jakby go coś wypchnęło i po chwili ponownie staliśmy na zaśnieżonej drodze. Natychmiast wyjrzałam przez szybę a moim oczom ukazał się ogromny ciemny niedźwiedź, który padł jak długi. Natomiast za nim stał chłopak ze stopą na piłce a jego szalik powiewał na wietrze. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom - jak to możliwe, że własnoręcznie pokonał groźnego drapieżnika...?
Po chwili drzwi pojazdu otworzyły się a mój wzrok powędrował w tamtym kierunku - tam zaś z uśmiechem na twarzy stał nasz gość, który sekundę później wszedł do środka z piłką w dłoniach. Wyglądał na takiego, który absolutnie nic nie zrobił i sprawiał wrażenie uroczego aniołka. Następnie podszedł i zajął swoje miejsce, otulił się kocem a piłkę położył sobie na kolanach. Spokojnym oraz opanowanym głosem polecił panu Weteranowi, że lepiej będzie jeśli ruszymy od razu, na co mężczyzna powiedział ironicznie, że nie zamierza zostać tutaj i robić fotki a po chwili odpalił pojazd i ruszyliśmy dalej...
~ Time skip ~
Zatrzymaliśmy się kilka kilometrów dalej na poboczu, ponieważ oto poprosił nas chłopak - był to jego ,,przystanek''. Szarowłosy wstał z miejsca, oddał koc i spojrzał na wszystkich, po czym z uśmiechem na twarzy się z nami pożegnał. Pogłaskał mnie po głowie na do widzenia a następnie podszedł do drzwi, które po chwili otworzyły się. Wyszedł na zewnątrz, Mark zrobił to samo i zaczęli ze sobą rozmawiać. Postanowiłam dołączyć do chłopaków i posłuchać o czym rozmawiają a w dodatku chciałam porządnie pożegnać się z naszym autostopowiczem.
- Na pewno chcesz, żeby cię tu wysadzić? - spytał Mark
- Jasne - powiedział z uśmiechem chłopak
- Zatem w porządku - brunet kiwnął głową
- Dzięki za podwózkę - dodał szarowłosy i kucnął przede mną, po czym pogłaskał mnie po głowie i podrapał między uszami - Fajnie było cię poznać, Luna
Radośnie machając puszystym ogonem polizałam go po twarzy na do widzenia a w odpowiedzi dostałam jego śmiech. Następnie chłopak wstał a my poszliśmy do pojazdu. Tajemniczy gość machał nam, kiedy odjeżdżaliśmy a ja byłam pewna na sto procent, że był to naprawdę fajny gość. Mimo, że nie znałam go zbyt dobrze i nie miałam pojęcia jak się nazywa, bardzo go polubiłam. Był bardzo spokojny, miły oraz oczywiście uwielbiał psy! W dodatku tak jak i my był fanem footballu - podczas naszej rozmowy o piłce widziałam w jego oczach, że kochał ten sport całym sercem. Cieszyłam się, że poznałam kogoś nowego i miałam wielką nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy...
W następnej części:
* Czy drużyna Raimona będzie rozpoznana przez zawodników z Gimnazjum Alpine?
* Czy Shawn pokaże na co go stać?
* Czy Kevin zaakceptuje nowego napastnika?
❤️⚽❤️ ~~~~~~ ❤️⚽❤️
8199 słów
❤️⚽❤️ ~~~~~~ ❤️⚽❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top