28. Drużyna Raimona powraca! ✔️

Kiedy cała trójka znajdowała się bliżej bramki, wykonali Taran Inazumy ale bramkarz Gemini Storm złapał piłkę z wielką łatwością - w dodatku jedną ręką! Nie widziałam nawet, aby jakoś specjalnie wysilał się przy obronie mocnego strzału moich przyjaciół a jedynie ziewnął i powiedział: ,,mam nadzieję, że stać was na więcej'', po czym rzucił piłkę do jednego ze swoich kolegów. Ten przyjął piłkę w locie i również w locie kopnął ją z całej siły w kierunku naszej bramki, przed którą stał jedynie Jack. Zielonowłosy wykonał swój słynny Mur - niestety pęd pędzącej piłki był tak silny, że chłopak dostał piłką prosto w twarz i razem z nią wleciał do bramki, podczas gdy mój właściciel nie zdążył nawet zareagować. Natychmiast podbiegłam do tej dwójki aby sprawdzić, czy wszystko z nimi w porządku. Prawą, przednią łapą delikatnie dotknęłam zielonowłosego a zaraz później dołączyli do mnie Todd oraz Timmy, którzy także martwili się o stan Jacka. Na całe szczęście Markowi nie stało się nic poważnego i sekundę później także klęczał przy leżącym chłopaku.

- Odezwij się, Jack - poprosił Todd, kładąc dłoń na jego ramieniu

- To musiało boleć - dodał Timmy

- Jack, możesz się ruszyć? - spytał brunet

- Wszystko w porządku, kapitanie - odpowiedział powoli Jack, podnosząc się z delikatnym uśmiechem na twarzy

Kiedy upewniłam się, że wszystko jest już w porządku, szybciutko wróciłam do menadżerek i trenera Hillmana. Mecz został wznowiony a piłkę obecnie posiadał Steve, który pędził ile sił w nogach przed siebie prosto na bramkę naszych przeciwników. Niestety nie mógł nacieszyć się piłką zbyt długo, ponieważ kilka sekund później została mu ona odebrana przez dziewczynę w fioletowych włosach. Kiedy ją odebrała natychmiast podała piłkę do swojego kolegi, natomiast Steve wyleciał w powietrze. Patrząc na to wszystko musiałam przyznać z łapą na sercu, że cała gra nie szła nam zbyt dobrze i już kilkanaście minut później wynik wynosił aż 16 do 0!

W dodatku moi przyjaciele jeden po drugim wylatywali w powietrze i upadali boleśnie na murawę. Między innymi był to Jim, który dostał piłką prosto w brzuch a sekundę później na ziemię upadł Jude, popchnięty przez jednego z kosmitów. Jakimś cudem udało nam się w końcu przejąć piłkę, którą władał Kevin. Razem z Axelem ruszył na bramkę, zapewne chcąc zdobyć gola Smoczym Tornado. Różowowłosy kopnął piłkę z całej siły a ta poleciała w górę, po czym błyskawicznie doskoczył do niej blondyn, kończąc piękny strzał. Niestety akcja niezbyt nam wyszła i Janus - zupełnie tak jak poprzednim razem - zatrzymał piłkę, pozbywając nas szansy na zdobycie bramki. Następnie kopnął ją z całej siły a piłka leciała niczym wystrzelona z armaty, omijając każdego zawodnika na boisku aż w końcu trafiła w biednego Jima, który tak jak Jack wleciał do bramki - biedaczek nie zdążył uciec z toru lotu piłki. I takim właśnie sposobem nasi przeciwnicy mają już 17 bramek na swoim koncie...

Nie czekając dłużej podbiegłam do leżącego chłopaka aby upewnić się, że nie stało mu się nic poważnego. Jim po chwili usiadł, więc położyłam się obok niego chcąc pomóc mu wstać. Chłopak bezbłędnie zrozumiał co mam na myśli i położył swoją prawą dłoń na moim grzbiecie, po czym powolutku wstałam tak, aby pomóc mojemu przyjacielowi się podnieść. Niestety ten nie był w stanie samodzielnie stać i sekundę później kucnął, zupełnie tak jakby nie miał w sobie żadnych sił, aby utrzymać się na nogach - najwidoczniej oberwał zbyt mocno... Polizałam go po dłoni dla otuchy a następnie wróciłam do Silvii, siadając obok jej nogi. Jak dotąd podczas meczu na kosmitów nie działało absolutnie nic. Żadna technika hissatsu i żaden trik.

Jedyne słowo, które przykuło uwagę Janusa było to słowo: ,,trik''. Chłopak słysząc je uśmiechnął się pod nosem zupełnie tak, jakby się z nas naśmiewał oraz z nas kpił. Powiedział także, że jeśli był to nasz super trik mający zrobić na nim wrażenie to na nic się zdał, ponieważ zielonowłosy kosmita nie był tym nawet zaskoczony. Dodał również irytujące pytanie głoszące: ,,czy jest to granica ich możliwości?'' - co oczywiście najbardziej zdenerwowało Dragonfly'a, który aż poczerwieniał na twarzy. Gdybym była tym samym lekkomyślnym psiakiem jak na początku mojej przygody z pracą Psiego Agenta, zapewne ile sił w łapach pobiegłabym w kierunku kapitana obcych, skacząc na niego, groźnie warcząc i patrząc mu prosto w oczy. Jednak ze swojego doświadczenia wiedziałam, że byłoby to bardzo złe posunięcie z mojej strony, gdyż zapewne moje działanie na nic by nie zdało a jedynie pogorszyłoby całą sytuację, która i tak bez moich wybryków jest dość kiepska. Dlatego zdecydowałam się grzecznie siedzieć na swoim miejscu, przełknąć gniew i w razie czego wkroczyć do akcji w odpowiednim momencie.

- Jeszcze się nie rozkręciliśmy! - krzyknął Mark, stojąc na swojej ulubionej pozycji

- Właśnie! - zgodziła się z nim reszta drużyny a ja wesoło i głośno szczeknęłam

- Nie poddajecie się łatwo, przyznaje - powiedział Janus, kładąc dłonie na biodrach i dodał: - Ale wasze gadanie zaczyna mnie irytować

- Pewnie ci się wydaje, że nasza niesamowita wytrzymałość to kolejny trik - stwierdził z delikatnym uśmiechem Jude, przytrzymując Maxa

- Jedenastka Raimona przetrwa każdego przeciwnika! - krzyknął Sam, który siedział na ławce obok Nelly i powtórzył jeszcze głośniej: - Każdego!

Musiałam przyznać, że wszystkie te słowa były bardzo mądre ale niestety nie przekonały one naszych przeciwników a wręcz przeciwnie - zdenerwowali się chyba jeszcze bardziej. Kiedy tylko mecz został wznowiony, zawodnicy z Gemini Storm grali jeszcze bardziej agresywnie niż na samym początku. Co kilka sekund moi przyjaciele wylatywali w powietrze albo boleśnie upadał na murawę, popchnięty przez kogoś innego. W końcu piłka trafiła do kapitana Gemini Storm, który sprawdził kierunek wiatru, po czym delikatnie - niczym mała dziewczynka - kopnął piłkę, która z każdym kolejnym przelecianym metrem przybierała na sile. Pęd lecącej piłki i podmuch powietrza odpychał chłopaków na boki, ostatecznie trafiając w brzuch mojego właściciela, który razem z nią wpadł do bramki. Natychmiast chciałam do niego pobiec ale Silvia chwyciła mnie za obrożę na tyle mocno, że nie byłam w stanie się jej wyrwać. Smutnymi oczkami wpatrywałam się w bruneta, który ciągle leżał na murawie. Nathan podbiegł do Marka chcąc pomóc mu wstać ale sekundę później także wpadł do bramki, upadając obok mojego właściciela.

Brunet wciąż leżał na murawie w tej samej pozycji i wyglądał zupełnie tak, jakby stracił przytomność - czego bałam się najbardziej. Natomiast pozostałe osoby co chwila wylatywały w powietrze, doznając lekkiej bądź mocniejszej kontuzji. Zaczęłam głośno szczekać, chcąc w ten sposób dotrzeć do mojego właściciela, który po chwili otworzył oczy i troszeczkę się podniósł - wciąż leżąc. Widząc to zaczęłam radośnie machać ogonem i kręcić się w kółko wiedząc, że Mark postanowił dołączyć do swoich przyjaciół ale widok przede mną sprawił, że cały mój entuzjazm całkowicie opadł. Albowiem każdy bez wyjątku leżał na boisku a piłka poturlała się praktycznie przed twarz chłopaka. Ten centymetr po centymetrze próbował doczołgać się do piłki ale zanim tego dokonał, do piłki podszedł Janus, który - patrząc mu prosto w oczy - delikatnie kopnął piłkę, dzięki czemu zdobył dla swojej drużyny 20 bramkę. Natomiast my mieliśmy na swoim koncie okrągłe, wielkie 0...

- To by było na tyle - oznajmił Janus, dostając tą okropną, czarną piłkę i mówiąc z kpiącym uśmieszkiem: - Znam jeszcze jedno powiedzonko ziemian: ,,zwycięzca bierze wszystko'' - a następnie kopnął piłkę, która dosłownie w jednej sekundzie zniszczyła szkołę Gimnazjum Umbrella'i

Zaraz po zniszczeniu całej szkoły pojawił się ten sam portal, przez który przybyli tutaj kosmici. Obcy przeszli przez niego i zniknęli a ja natychmiast podbiegłam do mojego właściciela, który siedział i smutnym wzrokiem brązowych oczu wpatrywał się w ruiny Gimnazjum Umbrella'i. Zapewne nie mógł się z tym pogodzić i nie mógł uwierzyć, że Janusa i jego drużynę stać na coś tak strasznego. Jak widać na tym przykładzie na świecie istnieją okropni ludzie i jest to między innymi drużyna Gemini Storm. Jest praktycznie tak, jak mówił mi Szef - nie będzie łatwo i będę naprawdę musiała stoczyć walkę z obcymi z innej planety. Jednak muszę pamiętać o tym, że żaden człowiek nie jest tak silny i cała drużyna Janus'a zapewne coś zażywała, aby wzmocnić swoją siłę, wytrzymałość oraz umiejętności. I w tym przypadku nie jest to Boska Woda a Kryształ Aliusa, który był o wiele potężniejszy.

Trener Hillman od razu zadzwonił po karetki pogotowia, żeby przyjechały i zajęły się rannymi zawodnikami. A kiedy każdy otrzymał pomoc medyczną i został zabrany do szpitala, razem z Markiem zbieraliśmy się do domu. Dołączyła do nas także Silvia, która martwiła się o stan mojego właściciela i chciała odprowadzić go do domu - co oczywiście bardzo mi się spodobało, bo dziewczyna będzie mogła przemówić mu do rozsądku, jeśli brunet nie będzie chciał iść do domu. Zielonowłosa podtrzymywała chłopaka a ja szłam przodem, trzymając w zębach torbę treningową mojego właściciela.

Kiedy doszliśmy do domu, zielonowłosa pomogła chłopakowi wejść do środka oraz do jego pokoju a następnie zaczęła iść schodami na dół, do wyjścia. Mark niemal natychmiast padł jak długi na łóżku, od razu zasypiając a ja wzięłam się do pracy. Najpierw odłożyłam torbę na krześle przy biurku a następnie podeszłam do szafy i oparłam się o nią przednimi łapami. Jakimś cudem udało mi się ją otworzyć a później odepchnęłam się od drzwiczek szafki i ponownie stanęłam na czterech łapach, po czym zanurkowałam w szafie w poszukiwaniu kocyka. Kiedy w końcu udało mi się go znaleźć wzięłam w zęby a następnie podeszłam do łóżka, wskoczyłam na nie i ostrożnie przykryłam Marka tak, żeby ten przypadkiem się nie obudził. Dopiero później zeskoczyłam z łóżka i wybiegłam z pokoju skacząc co dwa schodki, chcąc jak najszybciej znaleźć się na dole. Na całe szczęście zielonowłosa dopiero co wychodziła - zapewne zagadała się z mamą bruneta - i zostawiła uchylone drzwi, przez które wybiegłam. Następnie dołączyłam do dziewczyny, podsuwając pod jej dłoń głowę do głaskania. Silvia z delikatnym uśmiechem na twarzy pogłaskała mnie po głowie ale pieszczoty musiały troszkę zaczekać, gdyż do dziewczyny zadzwonił telefon. Okazało się, że był to Erik proszący Silvię o spotkanie, na które oczywiście zielonowłosa się zgodziła.

- Co ty na to, Luna? - spytała, spoglądając na mnie - Masz ochotę na wycieczkę? - na co odpowiedziałam jej radosnym szczeknięciem

~ Time skip ~

Nie chcąc tracić czasu pobiegłyśmy do umówionego wcześniej miejsca spotkania, czyli pod ruiny Gimnazjum Raimona. Kiedy zobaczyłam Erika oraz Bobby'ego przyspieszyłam wyprzedzając Silvię, po czym wesoło machając puszystym ogonem podbiegłam najpierw do bruneta a następnie do niebieskowłosego, chcąc się przywitać. Silvia zaś przybiegła chwilkę później, stając przed chłopakami a ja podeszłam i usiadłam przy jej nodze z postawionymi na sztorc uszami, co jakiś czas liżąc ją po dłoni dla otuchy - chłopcy zaś wpatrywali się w ruiny naszej szkoły.

- Ale jak to... - dziwił się Bobby, wpatrując się w widok przed sobą szeroko otwartymi oczami - Jak to się mogło stać...?

- Silvia? - zwrócił się Erik do dziewczyny, jednak ta smutnym wzrokiem patrzyła na niego i brunet postanowił kontynuować: - Więc to prawda... Jedenastka Raimona naprawdę przegrała...

- To się nie dzieje naprawdę - wyszeptał Bobby, klękając na kolana i patrząc w dół - Przecież wygraliśmy Krajowe Rozgrywki. Dlaczego niszczą nas w dniu naszego zwycięstwa... To okropne! Nienawidzę ich! Dlaczego nam to robią...

- Co z nimi? - zapytał po chwili Czarodziej Murawy, nie spoglądając na dziewczynę

- A jak ci się zdaje, Erik? - odpowiedziała pytaniem zielonowłosa a kiedy wyczułam drżenie w jej głosie, natychmiast spojrzałam na jej twarz gdzie zauważyłam samotnie płynącą łzę, dlatego oparłam się przednimi łapami o jej klatkę piersiową i zlizałam ją, po czym ponownie stanęłam na czterech łapach obok niej - Ci kosmici ich zniszczyli... Mark cierpi, Axel jest w kiepskiej formie a reszta drużyny leży w szpitalu... Okazało się, że nasz najlepszy dzień był też najgorszym...

- Gdybyśmy tu byli... - zaczął powoli Bobby - ...pomoglibyśmy im

- To by niczego nie zmieniło - stwierdził pewnym głosem Erik

- Nie mów tak! - krzyknął Shearer, patrząc na twarz swojego przyjaciela

- My również odnieślibyśmy poważne obrażenia i moglibyśmy wylądować w szpitalu - wyjaśnił chłopak - Tymczasem jesteśmy nadal w pełni sił i będziemy mogli pomóc reszcie w następnym meczu, kiedy będziemy musieli zmierzyć się z obcymi

Bobby w końcu zgodził się z Czarodziejem Murawy, po czym razem z Silvią pożegnałyśmy się z nimi i ruszyłyśmy do jej domu. Chciałam dotrzymać dziewczynie towarzystwa a na dodatek chciałam mieć pewność, że zielonowłosa dotarła do domu cała i zdrowa. Przez całą podróż Silvia była bardzo smutna i równie smutnym głosem mówiła, że ma wielką nadzieję aby reszcie nie stało się nic poważnego i szybko opuścili szpital. Ja również bardzo na to liczyłam ale szczerze mówiąc nie sądziłam, żeby szybko z niego wyszli... Wyglądali bardzo źle i z całą pewnością doznali cięższej kontuzji, przez którą zostaną w szpitalu na co najmniej tydzień. A kiedy udało nam się dotrzeć pod dom dziewczyny, oparłam się przednimi łapami o jej klatkę piersiową i popatrzyłam w oczy swoimi czarnymi ślepiami, po czym liznęłam dziewczynę w policzek, odepchnęłam się delikatnie i ile sił w łapach pobiegłam do domu...

~ Time skip ~

Kilkanaście minut później stałam już przed swoim domkiem i ze smutkiem przypomniałam sobie, że na mojej drodze znajdują się drzwi - przeszkoda, która dzieli mnie od wejścia do środka. Na całe szczęście umiałam je otworzyć ale zapewne narobiłabym tym dużo hałasu, dlatego postanowiłam wejść do środka jakoś inaczej. Albowiem głośne szczekanie nie wchodziło w grę, ponieważ zwrócę tym na siebie uwagę mamy bruneta, która przyjdzie i zapewne otworzy mi drzwi. Niestety swoim głośnym poinformowaniem o powrocie obudzę Marka, który teraz potrzebował snu i dużej ilości odpoczynku po wyczerpującym meczu z Akademią Aliusa. A gdybym tak zmieniła się w Lucy, otworzyła drzwi i weszła do środka? Moim zdaniem plan był wręcz doskonały a z wielką chęcią zmienię się w człowieka bez informowania Szefa! Jednak cały plan miał bowiem jeden minus - a co będzie jeśli zmienię się w człowieka, otworzę drzwi, wejdę do środka i moim oczom ukaże się mama bruneta, która będzie wpatrywała się we mnie zdziwionym wzrokiem...?

Zatem do głowy wpadł mi inny pomysł - wejdę przez okno. Zaczęłam krążyć dookoła budynku szukając otwartego okna ale na moje nieszczęście żadnego takiego nie znalazłam. Z oklapniętymi uszami i smutnymi oczkami poszłam ponownie do głównych drzwi, gdy po chwili do mojej głowy zawitał drugi plan. Szybciutko pobiegłam pod okno do pokoju mojego właściciela i zauważyłam, że okno było troszeczkę uchylone. Zaczęłam zastanawiać się, czy byłabym w stanie tam wejść i po chwili byłam już pewna, że sobie poradzę. Byłam także pewna na sto procent, że Mark śpi obecnie jak kamień a kobieta nie wejdzie w tym czasie do jego pokoju i będę mogła spokojnie dostać się do środka. Rozejrzałam się dookoła aby sprawdzić, czy nikogo nie ma w pobliżu - tak na wszelki wypadek - a dopiero później zamknęłam oczy i ściszonym oraz spokojnym głosem powiedziałam:

- Chcę się zmienić w człowieka

Kilka chwil później stałam na dwóch nogach i byłam z powrotem sobą! Co prawda przyzwyczaiłam się już do swojej nowej postaci i zdecydowanie wolałam pozostać psem, przemiana ta bardzo mnie cieszyła - zwłaszcza, że sama o niej decydowałam i nie musiałam o wszystkim informować swojego Szefa. Jak dobrze pamiętałam opowieść mężczyzny miałam do dyspozycji jedynie 3 przemiany. Teraz użyłam 1 przemiany, więc zostały mi tylko 2 a kiedy zużyje ostatnią przemianę pozostanę na jakiś czas człowiekiem, do czego absolutnie nie mogłam dopuścić i musiałam być przy tym bardzo ostrożna - w końcu Szef na mnie liczył.

Kiedy troszeczkę nacieszyłam się swoją dawną postacią, spojrzałam w górę i zaczęłam oceniać swoje szanse na dostanie się do pokoju Marka. Następnie podeszłam do ściany i popatrzyłam na kraty, na których do góry pięły się kwiaty. Mama bruneta na pewno bardzo o nie dba ale wiedziałam, że innej drogi nie mam - musiałam wejść właśnie tędy. Dłużej się nad tym nie zastanawiając zaczęłam używać krat jak drabiny, wchodząc coraz wyżej i wyżej. Ostatecznie udało mi się wdrapać na tyle wysoko, że bez większego problemu dosięgłam daszku nad głównymi drzwiami. Weszłam na niego a następnie powoli - noga za nogą - szłam blisko ściany do okna Marka. Kiedy tam dotarłam zamknęłam oczy i spokojnym głosem powiedziałam:

- Chce się zmienić w psa

Ponownie zmieniłam się w psa i stałam na czterech łapach, wesoło machając puszystym ogonem. Dopiero później cofnęłam się o kilka centymetrów a następnie ruszyłam do przodu, skacząc na krawędzi daszku i całkiem zwinnie lądując na parapet tuż przy pokoju mojego właściciela. Potem prawą, przednią łapą otworzyłam okno jeszcze szerzej, po czym wskoczyłam do środka. Niestety upadając trafiłam na piłkę, przez co poturlałam się w kierunku szafy w którą uderzyłam a leżąc na plecach wpatrywałam się w sufit - mimo drobnych kłopotów moje zadanie było wykonane. Podniosłam się i z radością wymalowaną na pysiu podeszłam do okna, oparłam się o parapet przednimi łapami a następnie za pomocą pyszczka troszeczkę je przymknęłam. Później udałam się do łóżka i wskoczyłam na nie, okręciłam się parę razy wokół własnej osi, ostatecznie kładąc się przy chłopaku z głową na jego brzuchu...

~ Time skip ~

Rankiem obudził mnie ruch chłopaka, więc jak poparzona podniosłam głowę i czujnym spojrzeniem czarnych oczu wpatrywałam się w jego każdy ruch. Brunet - powoli podnosząc głowę - otworzył oczy i zaczął rozglądać się na boku zupełnie tak, jakby nie miał pojęcia gdzie się znajduje. Kiedy zobaczyłam, że chłopak całkowicie się już obudził, na powitanie liznęłam go w policzek, co oczywiście wywołało jego delikatny uśmiech. Muszę przyznać, że Mark wyglądał teraz znacznie, znacznie lepiej niż wczorajszego wieczoru i zapewne była to zasługa odpoczynku. Jednak nie minęło nawet kilka minut a chłopak poderwał się z łóżka, co oczywiście utrudnił mu ból prawego barku. Na jego twarzy zawitał grymas bólu a brunet natychmiast przymknął oczy i chwycił się za bolące miejsce. Cichutko warknęłam w jego kierunku mówiąc po psiemu: ,,ostrożnie Mark''.

- Już dobrze, dobrze - westchnął brunet i pogłaskał mnie po głowie - Widzisz? Wszystko w porządku

Chłopak uśmiechnął się delikatnie i podniósł obie ręce do góry ale ból prawego barku nasilił się, przez co brunet natychmiast opuścił obie ręce. Zaskomlałam i położyłam głowę na jego kolanach, chcąc w ten sposób dodać mu otuchy. Mark podrapał mnie między uszami i bardzo powoli wstał z łóżka a następnie podszedł do biurka i krzesła, na którym leżała jego torba treningowa. Wyjął z niej zdjęcie swojego dziadka, po czym usiadł opierając się o łóżko. Spoglądał na nie smutnym wzrokiem i wyczuwałam, że chłopak jest bliski płaczu. Zeskoczyłam z łóżka i położyłam się obok niego, opierając pyszczek na jego kolanach.

- Przepraszam, dziadku... - wyszeptał drżącym głosem - Ja... nie dałem rady...

Kiedy na moją głowę skapły pierwsze łzy, podniosłam się na równe łapy i zaczęłam je zlizywać, chcąc w ten sposób pozbyć się ich i sprawić, że mój właściciel poczuje się lepiej. Niestety na nic to się zdało i brunet wciąż był w rozsypce, dlatego delikatnie chwyciłam zdjęcie w zęby a następnie podeszłam do biurka. Oparłam się o nie przednimi łapami i położyłam je, po czym chwyciłam w zęby opakowanie chusteczek higienicznych. Odsunęłam się od mebla i podeszłam do Marka, podałam mu opakowanie i położyłam się tuż obok. Chłopak z wdzięcznością wziął ode mnie pudełko oraz parę chusteczek i wydmuchał nos. Następnie rękawem od piżamy wytarł resztki łez z policzków i powoli wstał na nogi. Natomiast ja zębami chwyciłam spodenki od jego piżamy i delikatnie pociągnęłam w kierunku wyjścia z pokoju. Brunet kiwnął głową i ruszył razem ze mną w tamtym kierunku, kierując się prosto do kuchni - takim właśnie sposobem dotarliśmy do kuchni.

Będąc na miejscu chłopak natychmiast podszedł i usiadł na krześle przy stole, patrząc nieruchomym wzrokiem przed siebie i czekając na smaczny posiłek. Natomiast ja powolutku i z dużą porcją niepewności podeszłam do miejsca, gdzie stały moje miski - nie miałam pojęcia, czy nadal tam będą... Na całe szczęście obie miski znajdowały się w tym samym miejscu a na ich widok delikatnie zamachałam ogonem. Po chwili żołądek postanowił zagrać dla mnie koncert a to oznaczało, że byłam głodna. Kobieta krzątająca się po kuchni zobaczyła to i podeszła do mnie, pogłaskała po głowie a następnie zabrała obie miski i postawiła na blacie. Do jednej nalała świeżej wody a do drugiej wsypała odmierzoną ilość psiej karmy, po czym wzięła miski i położyła się na swoje miejsce. Podczas całej tej czynności grzecznie za nią dreptałam i uważnie śledziłam każdy jej ruch czekając, jak kobieta postawi miski ze smakowitymi kąskami na podłodze. Dopiero wtedy zaczęłam z radością jeść, natomiast mama Marka zajęła się chłopakiem, stawiając przed nim wielki talerz z górą pysznie wyglądających kulek ryżowych. Włączyła także telewizor i ustawiła wiadomości, gdzie pewna pani opowiadała wydarzenia z wczoraj.

- Władze są zszokowane wczorajszymi wydarzeniami w całym kraju. Naoczni świadkowie mówią, że szkoły zostały zniszczone przez kogoś w rodzaju kosmitów. Nie mamy żadnych dodatkowych informacji poza tymi, że najeźdźcy przyznali się iż są z Akademii Aliusa. Służby przeczesują ruiny zniszczonych szkół w nadziei, że znajdą jakieś wskazówki. Ze względów bezpieczeństwa dzieci w tym czasie powinny zostać w domu

W trakcie wypowiedzi zdążyłam zjeść pyszne śniadanko, napić się wody i podejść do mojego właściciela, który zajadał się kulkami ryżowymi. Brunet jadł je bez opamiętania i w pewnych momentach bałam się, że chłopak którąś z nich się zakrztusi. Odwiedziła nas także Silvia, która zapewne martwiła się o stan mojego właściciela - tymczasem ja pięknie się z nią przywitałam, podsuwając pod jej dłoń głowę do głaskania i liżąc po dłoni na powitanie. Następnie podeszła do stołu i stanęła przed Markiem mając nadzieję, że chłopak zwróci na nią uwagę. Ten zaś wpatrywał się w swoje kulki ryżowe, nawet nie zauważając zielonowłosej, więc dziewczyna odezwała się:

- Mark...?

- O, cześć - przywitał się brunet, wcześniej podniósłszy wzrok znad talerza

- Masz apetyt, to dobry znak - ucieszyła się zielonowłosa, widząc jak mój właściciel nadal miał na swoim talerzu mnóstwo kulek ryżowych

- Tak... - zgodził się i po chwili spytał: - Nadal nie wiadomo co się stało?

- Niestety nie - powiedziała i pokręciła przecząco głową

Zaraz po dokończeniu posiłku, Mark pobiegł na górę do swojego pokoju i przebrał się w inne ubrania, po czym zbiegł po schodach i wybiegł na zewnątrz, za nim we trzy zdążyłyśmy zareagować. Jego mama natychmiast za nim wybiegła i krzyknęła prosząc, aby ten wrócił gdyż jest ranny ale brunet odkrzyknął jej przez ramię, że musi biec do szpitala odwiedzić chłopaków. Dołączyłam z Silvią do mamy bruneta a następnie zielonowłosa powiedziała, że zaopiekuje się nim i ruszyła w pościg. Natomiast kobieta kucnęła przede mną, wzięła mój pyszczek w dłonie i patrząc prosto w moje czarne oczka powiedziała:

- Proszę Luna, biegnij razem z nimi. Miej na nich oko, dobrze suniu?

Liznęłam kobietę w policzek a następnie ile sił w łapach pobiegłam za moimi przyjaciółmi. Na całe szczęście nie miałam większych kłopotów z dogonieniem Silvii a potem wspólnie pobiegłyśmy za Markiem, który stał i czekał na nas przed szpitalem. Kiedy nas zobaczył przeprosił za swoje zachowanie a potem wspólnie weszliśmy do środka. Kobiety w recepcji nie miały problemu z wpuszczeniem mnie do środka - pewnie zapamiętały, że przychodziłam tutaj dużo razy i wiedziały, że nie będę sprawiała problemów. Brunet spytał także jednej recepcjonistki, gdzie znajduje się sala z rannymi zawodnikami a następnie podziękował i pobiegł w tamtym kierunku - my zaś pobiegłyśmy za nim.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, chłopak otworzył drzwi a naszym oczom ukazała się sporej wielkości sala, w której znajdowali się ranni zawodnicy leżący na łóżkach. Z radością machając puszystym ogonem chodziłam od jednego do drugiego, witając się szybkim liźnięciem w policzek. Okazało się, że Steve miał skręcony lewy bark, Max złamaną lewą rękę, Sam złamaną lewą nogę a mały Timmy skręcony prawy bark. Mark w milczeniu wpatrywał się w nich smutnym wzrokiem brązowych oczu zapewne mając do siebie wielki żal, że wszystko potoczyło się właśnie w ten oto sposób - że połowa drużyny wylądowała w szpitalu.

- Będę żył, ponoć to tylko skręcenie - powiedział Steve z delikatnym uśmiechem na twarzy - Muszę trochę odpocząć, to wszystko - dodał, na co Jim kiwnął głową w geście zgody

- To nic takiego - dopowiedział Max i z nim zgodził się Sam

- To moja wina... - powiedział Timmy smutnym głosem kilka minut później - Mogłem lepiej trenować i być silniejszy... - po czym odsunął od siebie kołdrę, którą był przykryty i dodał: - Najlepiej od razu zacznę ćwiczyć - niestety ból prawego barku mu to uniemożliwił

- Spokojnie, musisz odpoczywać - stwierdził natychmiast Mark i podbiegł do chłopaka, pomagając mu się ponownie położył, natomiast Silvia podeszła i przykryła go kołdrą

- Przepraszam kapitanie ale jestem na siebie zły - oznajmił smutno Timmy

- Ja też - dodał Steve - Powinienem być silniejszy. Wtedy przynajmniej mógłbym próbować ich zatrzymać

- Czuje dokładnie to co wy ale teraz musicie odpoczywać, dobra? - powiedział Mark z uśmiechem na twarzy, patrząc na swoich przyjaciół - Zrewanżujemy się im, przecież wiecie. Pokonamy tych kosmitów i pokażemy im na co nas stać!

~ Time skip ~

Po krótkich odwiedzinach wyszliśmy ze szpitala i udaliśmy się do domku klubowego a przynajmniej do tego, co po nim zostało. Stanęliśmy przed zniszczonym domkiem, natomiast mój właściciel wpadł na istnie genialny pomysł - albowiem chciał wejść do środka! Na samym początku w ogóle nie chciałam go puścić i za pomocą zębów mocno trzymałam jego spodenki, aby w ten sposób go zatrzymać. Mark troszkę się ze mną szarpał a kiedy zobaczył, że to nic nie daje, wytłumaczył mi i obiecał, że nic mu się nie stanie. Nieco spokojniejsza puściłam go i pozwoliłam mu wejść do środka, jednak z nutką strachu wpatrywałam się w szczelinę, przez którą chłopak wszedł do środka. Miałam wielką nadzieję, że resztki domku klubowego nie zawalą się mojemu właścicielowi na głowę...

W końcu Mark wyszedł cały i zdrowy a ja zaczęłam biegać wokół niego, radośnie machając puszystym ogonem. Dopiero później zorientowałam się, że chłopak w dłoniach trzymał piłkę nożną, więc usiadłam i zaczęłam się w nią wpatrywać pytającym wzrokiem czarnych oczu. Za nim jednak otrzymałam odpowiedź dotyczącą piłki, usłyszałam kroki i odwróciłam głowę w tamtym kierunku sprawdzają, kto do nas idzie. Okazało się, że w naszą stronę zmierzał Axel z uśmiechem na twarzy. Po chwili dołączyli do nas także Jude i Celia a ja od razu podbiegłam do całej trójki, chcąc się przywitać. Dopiero później wróciłam do Marka i grzecznie usiadłam obok jego nogi, aż tu nagle...

- Wiedziałam, że was tu znajdę - odezwała się Nelly, która pojawiła się tuż za naszymi plecami

- Nelly? - zdziwiła się zielonowłosa, odwróciwszy się w jej stronę

- Co za okropny zwrot akcji. Nikt się tego nie spodziewał - dodała córka dyrektora i kucnęła, podnosząc tabliczkę informującą o siedzibie klubu piłkarskiego i oczyściła ją z kurzu

- Odegramy się z nawiązką - powiedział Mark patrząc na piłkę, którą trzymał w dłoniach, stojąc obok Axela i Jude'a - Piłka nożna to gra a nie coś, co można wykorzystać do niszczenia i upokarzania. Trzeba ich nauczyć czym jest piłka nożna. I my to zrobimy! - dodał z delikatnym uśmiechem na twarzy

- Jestem z wami - dołączył się blondyn, odwzajemniając uśmiech bruneta - Zróbmy to, Mark

- Zemsta to powód, dla którego teraz żyje - dorzucił Jude poważnym tonem - Zagramy jeszcze jeden mecz, tym razem zwycięski

- Dobra, do roboty! - wykrzyknął radośnie mój właściciel, na co radośnie podskoczyłam i zamachałam ogonem

- Nie zapomnijcie o mnie! - krzyknął z daleka różowowłosy, który szedł do nas w towarzystwie Jacka, Willy'ego, Todda, Nathana, Erika oraz Bobby'ego czyli tych zawodników, którzy nie doznali cięższych kontuzji w trakcie meczu z kosmitami

- Chłopaki? - spytał brunet, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom

- Jesteś mega optymistą ale gramy z kosmitami - stwierdził Kevin - Twoje milutkie ,,do roboty'' to tym razem za mało - na co mój właściciel zaczął się śmiać

- Marka nie obchodzi z kim gra - wtrącił się Nathan - Da z siebie wszystko jak zawsze. Tak jak my, prawda? - zapytał resztę, na co reszta zgodnie przytaknęła

- W końcu jesteśmy pierwszą drużyną w kraju - dodał Erik - Na pewno nam się uda

Zgadzałam się z nimi w stu procentach - byli obecnie najlepszą drużyną piłkarską w kraju i mieli spore szanse na zwycięstwo, mimo tego jak grali zawodnicy Gemini Storm. Wiedziałam jednak, że poradzimy sobie bez najmniejszego problemu i pewnego razu uda nam się ich pokonać. Niestety pozostawała nam kwestia zawodników w drużynie. Albowiem połowa z nich wylądowała w szpitalu i nie dadzą rady grać ramię w ramię o zwycięstwo z obcymi, więc pozostało nam granie w niepełnym składzie - o czym oczywiście wspomniał Mark. Zaś kilka minut później dołączył do nas trener Hillman razem z panem przewodniczącym, który zgodził się z brunetem i powiedział, że musimy ich pokonać.

Następnie poszliśmy za mężczyznami do Centrum Treningowego i mojemu właścicielowi do głowy zawitał pewien pomysł. Chłopak pomyślał, że trenerowi chodzi oto, abyśmy od razu wzięli się do pracy i ciężkiego treningu. Okazało się jednak, że pan Hillman miał na myśli coś zupełnie innego a kiedy weszliśmy do środka, od razu udaliśmy się do windy, którą pojechaliśmy na sam dół. Nie miałam pojęcia na jaki pomysł wpadł nasz trener ale byłam pewna, że ten pomysł pomoże nam pokonać kosmitów. Kiedy winda się zatrzymała a drzwi otworzyły się, naszym oczom ukazał się ojciec Nelly stojący przed wielkim ekranem. Wyszliśmy z windy i podeszliśmy do niego, stając na przeciwko - ja zaś usiadłam obok mojego właściciela z postawionymi uszami i czujny spojrzeniem czarnych oczu.

- Dobrze was widzieć całych i zdrowych, chłopcy - powiedział pan Raimon - Nie mamy czasu do stracenia. Jestem pewien, że ci najeźdźcy z kosmosu jeszcze nie skończyli. Musimy jakoś pokryć braki w waszym zespole i stworzyć najsilniejszą drużynę piłki nożnej na świecie

- To w ogóle możliwe? - spytał ściszonym głosem Todd, pytając samego siebie

- Najsilniejszą drużynę na świecie? - powtórzył Mark

- Tylko taki zespół ostatecznie pokona Akademię Aliusa - wyjaśnił dyrektor szkoły

- Panie Raimon - zaczął Mark, stając na baczność - Nie zawiedziemy pana. Wie pan ile osiągnęliśmy - po czym spojrzał na resztę i radośnie wykrzyknął: - Nie zapominajmy, że jesteśmy numerem jeden w kraju i we wszechświecie!

- Taaak! - zgodziła się z nim radośnie cała drużyna

- W takim razie zaczynajmy trening - oznajmił trener Hillman - Mark, liczymy na ciebie

- Hm...? - zdziwił się brunet

- Ale w jakim sensie? - zapytał Nathan

- Nie będzie mnie z wami - wyjaśnił trener Hillman

Kiedy usłyszałam jego słowa, szeroko otwartymi oczami spojrzałam na mężczyznę a w ślad za mną natychmiast poszli pozostali. Każdy nie krył swojego zaskoczenia oraz zdziwienia tym, że nie będzie z nami trenera Hillmana. W końcu to dzięki jego metodom i treningom udało nam się dostać aż do Finału, gdzie zagraliśmy z Liceum Zeusa ostatecznie wygrywając i zostając najlepszą drużyną piłkarską w kraju. Jednak bez pana Hillmana... to już nie będzie to samo.

Wstałam i podeszłam do mężczyzny, następnie usiadłam obok niego z położonymi uszami i smutnymi oczkami wpatrywałam się w jego twarz. Nasz już były trener delikatnie się uśmiechnął, pogłaskał mnie po głowie a następnie spojrzał na resztę i wyjaśnił swoją decyzję. Okazało się, że pan Hillman musiał zrezygnować z funkcji naszego trenera, aby pomóc panu Raimonowi w pewnym bardzo ważnym projekcie, dlatego nie mógł jechać razem z nami. A skoro pan Hillman nie będzie dłużej naszym trenerem, to w takim razie kto nim będzie...?

- Przedstawiam wam nowego trenera - powiedział w pewnym momencie ojciec Nelly, kiedy drzwi windy zaczęły się otwierać, więc wszyscy jak jeden mąż spojrzeliśmy w tamtym kierunku - Przed wami Lina Schiller

- Coo? - zdziwili się moi przyjaciele, patrząc zszokowanym wzrokiem na dość wysoką kobietę z ciemnobrązowymi włosami i niebieskimi oczami

- Co to za przedszkole, dyrektorze? - spytała, poprawiając swe ciemnobrązowe włosy i idąc w naszym kierunku - ,,Trenerze, bez pana nie damy rady'' - naśladowała głos Todda i Jacka - Co to za jęki? Myślałam, że mam być trenerem, nie niańką. Do tego już raz przegrali z Akademią Aliusa - dodała, stając obok pana Raimona i naszego byłego już trenera

- Ale tym razem wygramy - powiedział Mark z uśmiechem na twarzy - Nie damy się ograć a ta porażka nas motywuje

- Pogadać sobie można ale moje treningi to coś zupełnie innego. Dobrze się przygotujcie - dodała z dziwnym uśmiechem na twarzy a kiedy wyszłam na przód drużyny aby lepiej jej się przyjrzeć, jej uśmiech z twarzy niemal natychmiast znikł - Do kogo należy ten pies? Powinien zostać w domu, jeszcze kogoś ugryzie

- To mój psiak - odezwał się mój właściciel, po czym podszedł i stanął obok mnie - Wabi się Luna i zawsze towarzyszy zarówno mnie jak i reszcie drużyny

- Rozumiem ale powinna zostać w domu lub w schronisku. Przebywać tutaj nie może i zabierz ją stąd - powiedziała, zarzucając swoimi ciemnobrązowymi włosami - Natychmiast

- Nigdzie jej nie zabiorę - odpowiedział brunet stanowczym głosem

- Dokładnie - dodały chórkiem dziewczyny

- Luna jest członkiem zespołu i zawsze jeździ razem z nami. Często pomaga nam w różnych sytuacjach i wiele jej zawdzięczamy - tłumaczył Nathan

- I bez niej nic już nie będzie takie samo - dopowiedział Axel, stając obok mnie - Bez niej prawdopodobnie by nas tu nie było

- Właśnie! - krzyknęła reszta drużyny

- Dzieciaki mają całkowitą rację - powiedział pan Hillman - Luna jest prawowitym członkiem drużyny Raimona, należy do kapitana zespołu i to od niego zależy decyzja, czy może uczestniczyć razem z resztą. Niestety będzie musiała pani ustąpić i zgodzić się na takie rozwiązanie

Gdybym była w swojej ludzkiej postaci, słysząc te piękne słowa zapewne zaczęłabym płakać a po moich policzkach łzy płynęłyby niczym wodospad Niagara. Byłam przeszczęśliwa, że moja kochana drużyna - moi cudowni przyjaciele - stali za mną takim murem. Walczyli niczym nieustraszone lwy, abym mogła pozostać z nimi w drużynie. W dodatku byłam szczęśliwa, że pan Hillman także wtrącił się w naszą rozmowę. Widziałam, że pani Shiller nie jest zadowolona z takiego obrotu spraw i zapewne chciała powiedzieć coś jeszcze ale wzrok ojca Nelly powstrzymał ją. Zatem pod moje łapy spada - oprócz ochrony drużyny i walki z kosmitami - zadanie, aby w jakiś sposób przekonać do siebie naszą nową trenerkę. Nie mam jeszcze pojęcia jak tego dokonam, gdyż po jej zachowaniu mogłam domyślić się, że niezbyt lubi psy ale zrobię wszystko co w mojej mocy, aby kobieta mnie polubiła...

~ Time skip ~

Następnego dnia mój właściciel wstał i na moje oko wyglądał całkiem dobrze. Przywitał się ze mną a następnie podszedł do szafy, z której wyjął odpowiednie ubrania i ruszył do łazienki. Słyszałam szum wody i domyśliłam się, że brunet bierze właśnie poranny prysznic - ja natomiast udałam się do kuchni, gdzie w jednej miseczce miałam odmierzoną ilość psiej karmy a w drugiej świeżą wodę. Zaczęłam jeść swoje śniadanko a kilkanaście minut później do pomieszczenia wszedł brunet, który usiadł na krześle przy stole i zaczął jeść swoją porcję śniadania. A po zjedzeniu posiłku pożegnaliśmy się z kobietą i wyszliśmy z domu, zmierzając do naszego Centrum Treningowego.

Kiedy dotarliśmy do miejsca docelowego okazało się, że była tam w większości cała drużyna łącznie z panem Hillmannem, panem przewodniczącym, ojcem Nelly a także trenerką Liną Schiller. Brakowało jedynie Axela, którego nigdzie nie widziałam - od razu pomyślałam sobie, że blondyn zaspał i dlatego tak się spóźnia. Jednak kiedy wyszliśmy z windy i dołączyliśmy do reszty, od razu moje ciało przeszedł dreszcz. Spojrzałam na twarz naszej trenerki a ta patrzyła prosto na mnie zupełnie tak, jakby chciała mnie stąd usunąć. Z daleka można było wyczuć, że kobieta za mną nie przepada i wcale nie miała ochoty, abym tutaj przebywała. Na całe jednak szczęście nie mogła mnie stąd wyrzucić - kamień z serca.

- Sytuacja się rozwija ale wszystko wygląda jak ataki na szkoły - mówiła pani w wiadomościach i dodała: - Nalot z góry i pozostawiona czarna piłka wskazuje na tych samych sprawców - po wypowiedzeniu tych słów na wielkim ekranie pojawiło się zdjęcie czarnej piłki, która była w posiadaniu obcych

- Czarna piłka? - zdziwił się Mark, patrząc na ekran wielkimi oczami

- Niestety sytuacja jest jeszcze gorsza - powiedział pan Raimon - Kosmici porwali prezydenta naszego kraju

- Coo!? - krzyknęła calutka drużyna, patrząc na mężczyznę wielkimi oczami

Za nim pan Raimon zaczął przedstawiać nam pozostałe informacje na temat kosmitów, drzwi windy otworzyły się i ze środka wyszedł Axel. Podszedł do nas i stanął w szeregu obok Erika a następnie skinieniem głowy przeprosił naszą nową trenerkę za swoje spóźnienie. Kobieta zaś wyglądała tak, jakby nie podobało jej się to, że jeden z członków drużyny spóźnił się na tak ważne spotkanie. Natomiast ja delikatnie machając ogonem podeszłam do blondyna po głaski - ten pogłaskał mnie ale w inny sposób niż zazwyczaj. Mój nos podpowiadał mi, że był jakiś dziwny i nieobecny, jakby nie skupiał się na rozmowie, dlatego musiałam jak najszybciej dowiedzieć się o co chodziło.

Pan Raimon powtórzył informacje dla chłopaka o tym, że prezydent naszego kraju został porwany i że cała ta sytuacja jest na pewno powiązana z Akademią Aliusa. Na wzmiankę o kosmitach Axel cały zesztywniał zupełnie tak, jakby zobaczył na własne oczy swój najgorszy koszmar. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak zareagował ale jednego byłam pewna - nie były to dobre wiadomości. Natomiast nasza nowa trenerka zaczęła wczuwać się w swoją rolę i oznajmiła, że bierzemy się do pracy, gdyż możemy stanąć z nimi do walki szybciej niż nam się wydaje. Pan Raimon zgodził się z kobietą i zaprowadził nas do innego pomieszczenia, w którym było bardzo ciemno. Niczego nie było widać, aż tu nagle światło zapaliło się i naszym oczom ukazał się przepiękny bus w klubowych barwach - był to Piłkobus Inazumy! Pojazd był bardzo duży, piękny i świetny i już nie mogłam się doczekać, kiedy do niego wsiądziemy. Podbiegłam do drzwi o które oparty był szyld klubu piłkarskiego, po czym wzięłam w zęby i podałam swojemu właścicielowi. Okazało się, że pomysłodawcą prezentu był nie kto inny jak nasz były trener Hillman, który chciał, abyśmy mieli przy sobie choć jedną znajomą rzecz.

- Dacie radę, wierzę w was - powiedział pan Hillman, kiedy stanęliśmy w jednym szeregu

- Tak - mój właściciel kiwnął głową, zgadzając się z mężczyzną i dodał: - Dzięki trenerze

- Nie wiem jak ale wiem, że pokonacie obcych. Wierzę w każdego z was z osobna - powiedział mężczyzna a kiedy radośnie zaszczekałam, ten zaśmiał się i dodał: - W ciebie także wierzę, Luna

- Tak jest! - krzyknęła cała drużyna

Naszym kierowcą był pan Weteran, który siedział za kierownicą od dłuższego czasu. Kilka minut później moi przyjaciele zaczęli pakować do środka wszystkie bagaże i torby a następnie do środka pojazdu mogliśmy wejść my. Nasza trenerka zajęła miejsce z przodu prawie obok kierowcy, Jack siedział z tyłu, Erik obok Bobby'ego a dziewczyny siedziały obok siebie na jednym z większych siedzeń. Ja zaś siedziałam grzecznie przy nodze mojego właściciela, opierając pyszczek na jego kolanach i delikatnie machając puszystym ogonem.

Po chwili poczułam drżenie pod łapami i spojrzałam przez okno, przez które mogłam zorientować się, że unosimy się do góry - zupełnie tak, jakbyśmy byli w windzie dla pojazdów. Sufit rozsunął się na boki a przed nami wysunęło się coś w rodzaju ,,mostu'', dzięki któremu dostaliśmy się na drogę. Dopiero wtedy pan Weteran przyspieszył, kierując się w miejsce wskazane zapewnie przez naszą trenerkę. Niestety nadal czułam, że pani Lina niezbyt za mną przepadała i nie podobało jej się to, że przebywałam tutaj z Markiem ale nie byłam w końcu aż taka zła, prawda? Byłam bardzo mądrym, grzecznym i ułożonym psiakiem, który nie sprawiał aż tylu kłopotów. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że czasami zachowuje się jak szczeniak i skaczę niczym kucyk z krainy tęczy ale jak tu nie cieszyć się z takich cudownych przygód? W dodatku często pomagałam drużynie na swój własny psi sposób a poza tym moim zadaniem była ochrona każdego członka zespołu i za nic w świecie się stąd nie ruszę. Jestem pewna, że pani Shiller pewnego dnia przekona się do mnie i zmieni swoje złe nastawienie oraz że się polubimy - wierzę, że tak będzie...

W następnej części:

* Czy zespół Raimona zostanie wzięty za kosmitów?

* Czy nowa trenerka pomoże drużynie wygrać mecz z Tajnymi Służbami?

* Czy córka prezydenta naprawdę znała Marka oraz chłopaków i celowo skłamała, aby pomogli jej uratować ojca?

❤️⚽❤️ ~~~~~~ ❤️⚽❤️

6374 słowa

❤️⚽❤️ ~~~~~~ ❤️⚽❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top