27. Obcy nadchodzą! ✔️

~ Z perspektywy Marka ~

Słysząc ostatni gwizdek byłem na początku bardzo zaskoczony ale już po chwili stałem się najszczęśliwszą osobą na świecie! Udało nam się pokonać zawodników z Liceum Zeusa i wygrać Turniej Strefy Footballu - moi przyjaciele również cieszyli się z takiego obrotu spraw. Jednak kilka chwil później mój szeroki uśmiech zniknął z twarzy, kiedy nigdzie nie widziałem Luny... Cała radość i szczęście z wygranego meczu gdzieś uleciały a w zamian tego zacząłem się martwić. Do głowy wpadła mi nawet myśl, że została porwana lub stało jej się coś złego! Ruszyłem do miejsca, gdzie leżały wszystkie torby a kiedy podniosłem swoją - aby wyruszyć na poszukiwania mojego psiaka - wypadła z niej biała koperta. Zaciekawiony takim prezentem odłożyłem torbę i podniosłem podarunek, po czym otworzyłem ją i wyjąłem ze środka złożoną kartkę papieru. Okazało się, że był to list od nieznajomej osoby która wyjaśniała, że Luna odeszła aby pomagać innym ludziom...

Po przeczytaniu na głos listu było mi bardzo smutno i byłem o krok od rozpłakania się. Nie mogłem uwierzyć w to co się właśnie działo i w to, że już nigdy więcej jej nie zobaczę. Pozostała część drużyny także stała się smutniejsza i przygnębiona na myśl, że Luna zniknęła. Niestety nawet wiedza o wygraniu Turnieju Strefy Footballu nie pomagała a wiedziałem na sto procent, że każdemu bez wyjątku będzie jej brakowało. Ale najbardziej będzie brakowało jej mi, gdyż codziennie dotrzymywała mi towarzystwa podczas ciężkich treningów i mimo, że była tylko psem dla mnie była kimś więcej - była moją psią przyjaciółką.

Kilka minut później poszliśmy do szatni razem z trenerem i menadżerkami, aby odpocząć po wyczerpującym meczu, napić się wody, wziąć prysznic i się przebrać. Dopiero później całą drużyną wyszliśmy z pomieszczenia, kierując się do naszego autokaru ale ,,zaatakowała nas'' grupka ludzi, którzy chcieli przeprowadzić z nami wywiad. Jako kapitan drużyny Raimona musiałem stawić temu czoło, chociaż mój humor nie był teraz w najlepszej formie. Jedna z dziennikarek zapytała mnie jak się czujemy po tym, jak udało nam się pokonać zawodników Zeusa a druga z nich spytała jak to jest być najlepszą drużyną piłkarską w kraju. Szczerze mówiąc po usłyszeniu tych pytań na moją twarz wkradł się delikatny uśmiech - byłem dumny zarówno z siebie jak i z pozostałych. W końcu było to naprawdę wielkie osiągnięcie a nasze codziennie treningi sprawiły, że byliśmy w stanie dostać się do Finału i w nim pokonać Liceum Zeusa.

Niestety trzecia z dziennikarek zadała pytanie, którego w ogóle się nie spodziewałem i nie byłem na nie przygotowany... Albowiem padło pytanie o Lunę i o to, gdzie teraz jest. W moich oczach niemal natychmiast pojawiły się łzy, które na całe szczęście zdołałem szybko odegnać. Udało mi się odpowiedzieć na to kłopotliwe pytanie a następnie ogłosiłem koniec wywiadu i szybkim krokiem odeszłem w kierunku moich przyjaciół. Później opuściliśmy stadion i udaliśmy się do naszego autokaru a ja - jako kapitan drużyny - trzymałem w dłoni puchar, czyli symbol naszego zwycięstwa. Mimo, że nie było przy mnie Luny i cały mój humor był dość kiepski musiałem przyznać, że mimo wszystko byłem w głębi serca troszeczkę radosny. Udało nam się w końcu wygrać Turniej Strefy Footballu i obecnie byliśmy najlepszą drużyną piłkarską w kraju a moi przyjaciele ciągle o tym wspominali, przez co ja też mimowolnie delikatnie się uśmiechałem.

- Tak jest, panowie - zgodziłem się z nimi bez większych emocji w głosie - Jesteśmy najlepszą drużyną piłkarską w kraju

- O, tak się cieszę - powiedział Jack ze łzami w oczach - To mój najpiękniejszy sen

- Przecież to nie sen - odpowiedział mu Todd - I nie płacz już, bo to zaraźliwe

- Ej Mark. Czy mógłbym potrzymać go przez chwilę? - spytał Sam, stając obok mnie

- A potem ja? - dodał pytanie Timmy

- I jeszcze ja? - dorzucił swoje trzy grosze Willy

Bez słowa i swojego firmowego uśmiechu na twarzy oddałem im puchar. Naprawdę cieszyłem się z naszego zwycięstwa ale moje myśli ciągle wracały do Luny i tego, że nigdy jej już nie zobaczę... Po krótkiej rozmowie Axel udał się do szpitala, aby odwiedzić siostrę a my pojechaliśmy autokarem do szkoły. Puchar trzymał Timmy, który razem z chłopakami siedział na tylnych siedzeniach. Każdy z nich był bardzo zadowolony, tymczasem ja smutnym wzrokiem wgapiałem się w oparcie fotela przed sobą. Obok mnie siedział Nathan a tuż po prawej stronie siedzieli Jude i Celia, która spytała brata:

- Super, że udało nam się wygrać, prawda?

- Jasne, że tak - odpowiedział strateg z uśmiechem na twarzy - To zwycięstwo wszystko zmienia. To nowy początek - na co granatowłosa nieco się uśmiechnęła

Kilkanaście minut później padło również pytanie o to, gdzie są Erik i Bobby a autorem pytania był niebieskowłosy siedzący obok mnie. Nadal wpatrując się w fotel nieruchomym wzrokiem brązowych oczu odpowiedziałem, że chłopaki pojechali spotkać się z Malcolmem z drużyny Kirkwood, aby zapewne podzielić się najnowszymi informacjami ze spotkania.

- Zgadza się - przyznała mi rację zielonowłosa - Zostali, żeby się z nim spotkać i obgadać nasz mecz

- O rety - odezwał się Nathan zaskoczonym głosem i spytał: - Nie mogli się wstrzymać?

- Właśnie - zgodził się z nim Kevin - Sporo ich ominie. Te wszystkie wywiady i zdjęcia. Cała ta sława

- Nie szkodzi - dodałem ściszonym głosem - Chcieli od razu zdać mu relacje z meczu. Taką radość i emocje ciężko powstrzymać, nieprawdaż?

- Masz rację - zgodził się ze mną przyjaciel siedzący obok mnie - Sam nie mogę się doczekać, kiedy opowiem wszystko chłopakom

- Kto by pomyślał, że zajdziemy tak daleko - przyznał Steve z uśmiechem na twarzy - Na początku było nas tylko siedmiu, pamiętacie?

- Zgadza się, Steve - różowowłosy kiwnął głową - I graliśmy raczej marnie, prawda?

- Nawet gorzej niż marnie - uśmiechnęła się Nelly - A niektórzy jak Axel w ogóle nie mieli ochoty grać

Przez praktycznie całą dalszą drogę nie odezwałem się już ani słowem oraz nie słuchałem moich przyjaciół - ciężko było mi się skupić na ich rozmowach, kiedy ciężki łebek z puszystymi uszami nie leżał na moich kolanach. Tęsknota za moją psią przyjaciółką była tak silna, że byłem w stanie zrobić absolutnie wszystko, byle tylko ją odzyskać! Natomiast pozostali nadal ze sobą rozmawiali i kilkanaście razy padło, że jesteśmy teraz najlepszą drużyną w kraju i musimy znaleźć sobie całkiem nowy cel. Na świecie było mnóstwo wspaniałych drużyn i genialnych zawodników z którymi możemy się zmierzyć. A naszym nowym celem było zostanie najlepszą drużyną na świecie!

~ Time skip ~

Kiedy byliśmy niedaleko naszej szkoły kątem oka zauważyłem jakiś ruch na niebie. Spojrzałem w tamtym kierunku i moim oczom ukazały się jakieś podejrzanie wyglądające fioletowe kule, które na dodatek leciały w tym samym kierunku co my. Widząc je miałem bardzo złe przeczucia - albowiem myślałem, że lecą w kierunku Gimnazjum Raimona. Kilkanaście sekund później słychać było głośny huk a kiedy dojechaliśmy na miejsce, naszym oczom ukazał się okropny widok... Cały budynek został kompletnie zniszczony i pozostały jedynie ruiny naszej szkoły. W dodatku boisko przy szkole również zostało doszczętnie zniszczone i unosiła się nad nim mgła a my staliśmy przed tym wszystkim, wpatrując się w ten straszny widok szeroko otwartymi oczami.

- Szkoła... - wyszeptała smutnym głosem Nelly, urywając swoją wypowiedź

- Jak to się mogło stać... - dodałem, patrząc przed siebie i nie mogąc w to wszystko uwierzyć

- To straszne... - przyznał Kevin

Po kilku minutach dołączył do nas pan przewodniczący, który bardzo ucieszył się na nasz widok. Spytałem mężczyznę co się tutaj stało a ten odpowiedział mi, że byli to... kosmici. Na początku nie mogłem w to uwierzyć - przecież kosmici nie istnieją i byłem tego niemal na sto procent pewien a pozostali byli tego samego zdania co ja. Dopiero później mgła nad boiskiem nieco opadła i naszym oczom ukazała się leżąca drużyna dawnej Jedenastki Inazumy. Natychmiast do niech podbiegliśmy i po krótkiej wymianie zdań okazało się, że rozegrali mecz z obcymi, aby ochronić szkołę. Niestety przeciwnik okazał się zbyt silny i mimo starań oraz wielkich chęci nie udało się wygrać tego meczu...

Kilka sekund później słychać było jakiś dziwny dźwięk - brzmiało to jak pęd pędzącej w naszą stronę piłki. Okazało się jednak, że nie była to jedna piłka a te fioletowe kule, które zmieniły się w tunel, z którego wyszła drużyna piłkarska z zielonowłosym chłopakiem na czele. Trzymał on stopę na piłce, mierząc nas dumnym i pełnym wyższości wzrokiem czarnych oczu z podejrzanym uśmiechem na twarzy.

- T-to naprawdę kosmici - powiedział drżącym głosem Jack

- Kosmici... - powtórzył równie przerażony Todd

- To właśnie oni - dodał pan Mildred, patrząc na nich - I to oni zniszczyli szkołę

- Dobra o co chodzi? Co to za bzdury? - spytałem, patrząc w oczy prawdopodobnie kapitanowi tej dziwacznej drużyny

- Ten stary człowiek mówi prawdę - odpowiedział zielonowłosym - Jesteśmy tymi, których nazywacie obcymi. Jesteśmy uczniami Gwiazdy. Postanowiliśmy dać wam pokaz naszej niesamowitej siły tak, jak wasza społeczność lubi najbardziej. Grając w piłkę i pokonując was. Nasze badania tej waszej dziwnej i agresywnej zbiorowości pokazały, że mecz to jeden z niewielu bezkrwawych sposobów walki ale jednoznacznie wyłania zwycięzcę i pokonanego. Stwierdziliśmy też, że dość szybko tracicie siły

- Więc dlatego? Dlatego postanowiliście rozgromić Jedenastkę Inazumy? - pytałem, zaciskając dłonie w pięści i patrząc na swoje buty - Zdziwicie się - po czym spojrzałem na nich i wykrzyknąłem: - Jesteśmy silniejsi od nich!

- Za późno - zaśmiał się zielonowłosy chłopak - Jak widzisz szkoła już została zniszczona. Koniec meczu oraz gwizdek oznacza dla was koniec. Chociaż nie nazwałbym tego meczem

- Nie obchodzi mnie kim jesteście. Nie będę stał i patrzył na wasze wybryki - odezwał się gniewnym tonem Kevin

Nie miałem pojęcia, że na świecie są tak okropni ludzie, którzy potrafią zniszczyć całkowicie wszystko aby osiągnąć swój cel. Do końca nie wiem, dlaczego kosmici zaatakowali naszą szkołę ale jednego byłem absolutnie pewien - dowiem się tego i razem z moimi przyjaciółmi pokonamy ich.

- Słuchajcie - powiedziałem, zwracając się do pozostałych - Musimy im pokazać na co nas tak naprawdę stać, więc do roboty. Niech poczują smak porażki!

- Tak! - zgodziła się ze mną cała drużyna

- Już nie mogę się doczekać - uśmiechnął się kapitan drużyny, po czym prawie bez używania żadnej siły kopnął tą czarną piłkę prosto w moim kierunku

Mimo, że chłopak nie użył prawie żadnej siły w kopnięcie piłki, ta leciała jak wystrzelona z armaty. W dodatku leciała prosto na mnie z niewiarygodną prędkością. Każdy bez wyjątku wpatrywał się w nią jak zaczarowany a ja stałem niczym słup soli, nieruchomym wzrokiem patrząc na piłkę pędzącą w moją stronę. Po chwili jednak otrząsnąłem się ale było już za późno - nie miałem zbyt wiele czasu na jakąkolwiek reakcje oraz wykonanie techniki bramkarskiej, dlatego szykowałem się na uderzenie...

~ Z perspektywy Luny ~

Przez cały ten czas przebywałam w swojej kryjówce, aby nikt mnie przypadkiem nie zauważył. Czas dłużył mi się niemiłosiernie ale na całe szczęście moje czekanie dobiegło końca i wreszcie ich zobaczyłam. Nie mogąc się powstrzymać mój ogon sam z siebie zaczął radośnie kołysać się z boku na bok - tak bardzo byłam szczęśliwa, że ponownie widziałam Marka, menadżerki oraz trenera Hillmana. Jednak kiedy moi przyjaciele zobaczyli ruiny szkoły oraz boiska nie byli już tacy weseli, o czym poinformował mnie zmysł węchu. W dodatku byłam pewna, że słaby humor mojego właściciela był spowodowany moim zniknięciem a ja wyczuwszy ich smutny nastrój i smutne spojrzenia, pragnęłam jak najszybciej znaleźć się obok nich, aby ich w jakiś sposób pocieszyć. Niestety było to na razie niemożliwe i czułam, że nie jest to odpowiedni moment - niedługo jednak będzie.

Mark i reszta zobaczyli także dawnych graczy Jedenastki Inazumy, którzy leżeli na boisku. Natychmiast do nich podbiegli a następnie przybyła drużyna kosmitów, która była odpowiedzialna za to wszystko. Na ich widok moja sierść na grzbiecie zjeżyła się i zaczęłam nawet cicho powarkiwać. Cały zespół stał przed moimi przyjaciółmi z głupkowatymi uśmiechami na twarzach, patrząc prosto na moją drużynę. Chwilkę ze sobą porozmawiali a następnie chłopak z zielonymi włosami kopnął piłkę, która zaczęła lecieć w kierunku mojego właściciela! Widziałam, że każdy stał i patrzył na pędzącą piłkę oraz byłam w stu procentach pewna, że brunet nie zdąży wykonać techniki bramkarskiej aby się obronić i oberwie - dlatego obrona chłopaka spadła na mnie.

Bez chwili zastanowienia wybiegłam ile sił w łapach ze swojej kryjówki, pędząc w stronę Marka i pozostałych. W chwili, gdy byłam blisko mojego właściciela wyskoczyłam z wyciągniętymi do przodu przednimi łapami, po czym odbiłam piłkę. Z dumnie podniesioną głową patrzyłam na drużynę kosmitów i chłopaka stojącego na czele grupki, który był zaskoczony moim widokiem. Następnie kiwnął głową jakby zgadzał się sam ze sobą, uśmiechnął się delikatnie, po czym kopnął piłkę raz jeszcze - niestety ta trafiła w domek klubowy - i razem ze swoją drużyną przeszli przez tunel, znikając nam z oczu. Dopiero wtedy odwróciłam się do mojej kochanej drużyny, usiadłam i wesoło merdałam ogonem.

Brunet wyglądał tak, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom i zapewne myślał, że jest to po prostu inny Owczarek Niemiecki. Jednak kiedy uniosłam do góry prawą, przednią łapę z białym serduszkiem chłopak zrozumiał, że to naprawdę jestem ja. Na jego twarz niemal od razu wskoczył uśmiech od ucha do ucha a po jego policzkach zaczęły płynąć łzy, kiedy kucnął i mnie przytulił. Piszczałam ze szczęścia, nie mogąc powstrzymać szaleńczego merdania puszystym ogonem - ja również byłam przeszczęśliwa, widząc mojego właściciela. Podobnego zdania były pozostałe osoby, które także szeroko się uśmiechały na mój widok a dziewczyny zaczęły płakać z radości. Chwilę później cała drużyna podeszła do mnie i mnie mocno przytuliła a ja osobom znajdującym się najbliżej mnie zaczęłam dawać mokrego buziaka, liżąc osoby po policzku.

- Nie mogę u-uwierzyć, że tu jesteś, Luna - wyszeptał Mark do mojego uszka, nadal mnie przytulając - Tak bardzo z-za tobą tęskniłem

Kiedy emocje troszkę opadły i drużyna odsunęła się ode mnie, zaczęłam radośnie biegać dookoła nich aż w pewnym momencie spod mojej obroży wypadła biała koperta i kiedy ją zauważyłam, natychmiast się zatrzymałam. Przez całą tą sytuację kompletnie o niej zapomniałam - musiałam w końcu przekazać list Markowi, aby nie nabrał przypadkiem żadnych podejrzeń. Chwyciłam ją w zęby a następnie podeszłam do bruneta, po czym usiadłam przed nim i podałam mu kopertę. Chłopak nieco zaskoczony wziął ode mnie prezent i rozerwał kopertę, wyjął z niej złożoną kartkę papieru, rozłożył ją i zaczął czytać na głos:

- ,,Witaj Mark,

Skoro czytasz ten list jestem pewien, że spotkałeś się już z Luną. Zapewne jesteś tym wszystkim nieco skołowany, więc już spieszę z wyjaśnieniem. W ostatnim liście przeczytałeś, że Luna musi odejść aby mogła pomagać innym ludziom, mam rację? Jej zadanie zostało jednak przerwane, ponieważ jest potrzebna zarówno Tobie jak i reszcie Twoich przyjaciół. Mam nadzieję, że nadal będziesz się nią właściwie i dobrze opiekował i wiedz, że Luna zawsze będzie przy was aby was chronić...''

- Bardzo ciekawe skąd list w kopercie wziął się pod jej obrożą - zastanawiał się na głos Nathan - I ciekawe kto go napisał

- Racja - zgodził się z nim Steve - To troszkę podejrzane, nie sądzicie?

- Wiecie co? - spytał z uśmiechem Mark - Nie mam pojęcia kto mógł napisać list ale jestem tej osobie ogromnie wdzięczny, bo dzięki tej osobie Luna znowu jest razem z nami

- Masz całkowitą rację, kapitanie - powiedział Timmy

Kiedy usłyszałam pytanie Nathana i przypuszczenia Steve'a zaczęłam się martwić nie na żarty. Byłam pewna, że zaczną się różne pytania na ten temat a w końcu tego wolałam uniknąć. Na całe szczęście mój właściciel nie drążył tego tematu i wszystko dobrze się skończyło. Po chwilach radości całą drużyną udaliśmy się do zniszczonego domku klubowego, z którego także nic nie zostało... Brunet jako pierwszy podszedł do miejsca, gdzie były drzwi a następnie podniósł tabliczkę informującą o siedzibie klubu piłkarskiego i smutnymi oczami na nią spoglądał. Nasz mały budynek wyglądał zupełnie tak samo jak nasza szkoła - był istną ruiną.

- Ta ich czarna piłka... - powiedział przerażonym tonem Max

- W życiu nie widziałem takich kopnięć - przyznał Jude - Ta szybkość i siła... Coś niesamowitego

- Tak - zgodził się z nim niebieskowłosy - Przy nich nawet Liceum Zeusa się chowa

Mówiąc szczerze chłopaki mieli całkowitą rację i musiałam przyznać, że widząc to wszystko zawodnicy z Liceum Zeusa nie mieliby żadnych szans w starciu kosmitami. Mimo, że nie widziałam jeszcze ich stylu gry oraz umiejętności wiedziałam, że na pewno nie będziemy mieli z nimi łatwo, kiedy ponownie się spotkamy.

Chwilkę później do Silvii zadzwonił telefon, więc zaciekawiona kto dzwoni podeszłam bliżej dziewczyny i okazało się, że był to Erik. Chłopak mówił o tym, że zawodnicy z drużyny Kirkwood również walczyli z kosmitami i także zostali pokonani. Natomiast do Nelly dzwonił jej tata aby dowiedzieć się, czy jego córka i reszta drużyny jest cała i zdrowa. W dodatku pan Raimon powiedział, że obcy jeszcze nie skończyli i lecą właśnie nad Gimnazjum Umbrella'i. To wszystko wiedzieliśmy, ponieważ dziewczyny od razu nas o tym poinformowały.

- Co? - zdziwił się mój właściciel - Obcy walczą z innymi szkołami?

- Tak - zgodziła się z nim Nelly - Nie wiem co planują ale teraz są nad Gimnazjum Umbrella'i

- To jest dzielnica obok, prawda? - spytał Kevin

- Chodźmy tam. Musimy im pomóc. Nie pozwólmy tym kosmitom robić co im się podoba - zadecydował Mark, po czym wszyscy pobiegliśmy w kierunku naszego autokaru, którym pojechaliśmy w odpowiednie miejsce

~ Time skip ~

Kiedy dojechaliśmy na miejsce i drzwi otworzyły się, wyskoczyłam na zewnątrz jako pierwsza a w ślad za mną poszli pozostali. Dopiero później pobiegliśmy do szkoły, aby zobaczyć na własne oczy co potrafią obcy z innej planety. Jednak w chwili, kiedy dobiegliśmy na miejsce okazało się, że drużyna kosmitów już dawno jest na miejscu - stali przed drużyną piłkarską, która wpatrywała się w nich szeroko otwartymi oczami. A kosmici? Oni zaczęli się z nich śmiać a kapitan stwierdził, że są najprawdziwszymi tchórzami i za pomocą swojej czarnej piłki zamierzał zniszczyć szkołę, jednak krzyk mojego właściciela zatrzymał go a zielonowłosy spojrzał na naszą drużynę i powiedział:

- Jesteście bardzo bojowi, więc zagracie zamiast tej bandy tchórzów

- Zagramy i to jak! - krzyknął brunet

- Chłopaki to miłe, że chcecie zagrać za nas ale on ma rację - powiedział jeden z zawodników z Gimnazjum Umbrella'i - Chcieliśmy uciec - dodał, spuszczając ze smutkiem głowę i dodał: - Jesteśmy zwykłymi tchórzami...

- Cameron ma rację - przyznał jego przyjaciel

- Nie jesteście tchórzami - oświadczył z uśmiechem Nathan - Wręcz przeciwnie. Poddaliście się, żeby chronić szkołę

- To zagrajmy, dziwolągi - powiedział Mark, patrząc im w oczy

- Wedle życzenia - uśmiechnął się chłopak, po czym zwrócił się do kapitana drużyny z Gimnazjum Umbrella'i - Podaj mi piłkę - a kiedy ten spytał ,,ja'', chłopak powtórzył nieco głośniej: - Tak!

- Nie chcecie zagrać swoją? - zapytał ze zdziwieniem Mark

- Nie - odpowiedział mu kapitan przeciwników z irytującym uśmiechem na twarzy - Zniżymy się do waszego marnego poziomu

Kilkanaście minut później obie drużyny zajęły swoje połowy, stając na przeciwko siebie. Muszę przyznać, że troszeczkę martwiłam się tym spotkaniem gdyż w końcu nie było z nami Axela oraz Erika a naszym jedynym napastnikiem był Kevin. Uważałam, że nie byliśmy wystarczająco silnym zespołem, aby ich pokonać... Jednak różowowłosy nie przejmował się tą informacją a nawet przyznał z uśmiechem na twarzy, że dla niego to żaden kłopot - i oby tak dalej!

- Macie jakąś swoją nazwę ? - spytał Mark, podczas gdy ja siedziałam grzecznie przy jego nodze - My jesteśmy drużyną Raimona a ja jestem kapitanem, Mark Evans

- W waszym prymitywnym, ludzkim języku można powiedzieć, że jesteśmy z Akademii Aliusa, może być? - powiedział ich kapitan nieco irytującym głosem

- Akademia Aliusa? - powtórzył brunet

- Tak jest - chłopak z zielonymi włosami kiwnął głową - Mój zespół nosi nazwę Gemini Storm a ja nazywam się Janus. Dobrze, dość tych uprzejmości

- Potrzebujemy sędziego - dodał Mark, rozglądając się wokół a na ochotnika zgłosił się kapitan drużyny Gimnazjum Umbrella'i

Dopiero wtedy razem z menadżerkami poszłyśmy do trenera a Mark i reszta pobiegli zająć swoje pozycje. Piłka znajdowała się na środku i każdy zapewne nie mógł się już doczekać gwizdka, który rozpocznie istnie zacięty mecz. Chwilę później zabrzmiał gwizdek i rozgrywka zaczęła się na dobre. Mimo, że wiedziałam na co stać Janus'a oraz jego drużynę - Gemini Storm - byłam dobrej myśli i z całego psiego serduszka wierzyłam w swoich przyjaciół, którzy na pewno włożą w grę całe swoje serce i dadzą z siebie sto procent. Dzięki dobremu sercu naszych przeciwników zaczynaliśmy my, podczas gdy ja siedziałam przy nodze Silvii, czujnym spojrzeniem czarnych oczu patrząc i obserwując wszystko przed sobą.

- Myślisz, że dadzą radę? - zapytała Silvia

- Muszą, muszą wygrać ten mecz - odpowiedziała jej granatowłosa, składając ręce niczym do modlitwy

- Racja - kiwnęła głową Nelly - Ale są zmęczeni po poprzednim i jeszcze nie zdążyli się zregenerować...

- To prawda - zgodził się z menadżerkami trener Hillman - Ale nie mają wyjścia a nie da się wygrać, jeśli się nie zagra

Kevin usłyszawszy gwizdek ruszył z piłką prosto przed siebie. Muszę przyznać, że szło mu całkiem nieźle i bez większego problemu omijał każdego zawodnika - a dlaczego tak się działo? Ponieważ nasi cudowni przeciwnicy stali w miejscu niczym słupy soli i prawdopodobnie nie zamierzali przesunąć się nawet o centymetr. W tamtej chwili do mojej kudłatej głowy wpadła podobna sytuacja kiedy graliśmy z innymi drużynami, które używały podobnej sztuczki - tylko po to, aby nas zmylić. Miałam tylko wielką nadzieję, że Kevin nie da się na to nabrać...

Piłka po przemierzeniu kilkunastu metrów trafiła do Jude'a, który ruszył z nią dalej przez boisko, po czym będąc bliżej bramki ponownie podał piłkę do Kevina - ten zaś wykonał potężny Smoczy Cios. Strzał był naprawdę silny i mocny a za piłką jak zwykle podążał niebieski smok. Szczerze mówiąc widziałam już piłkę w siatce oraz widziałam oczyma wyobraźni radość ze zdobycia pierwszego gola i podobnie mieli pozostali ale niestety za nim piłka zdążyła wpaść do bramki, na jej torze zjawił się Janus. Chłopak wyskoczył i odbił piłkę kolanem a następnie z całej siły kopnął ją. Piłka niczym wystrzelona z procy leciała w stronę bramki a mój właściciel nie zdążył nawet wykonać Ręki Majina i sekundę później piłka wylądowała w siatce - takim właśnie sposobem było już 1 do 0 dla naszych przeciwników.

- W życiu nie widziałem takiej szybkości - powiedział Willy, poprawiając z zaskoczenia okulary

- Ja również - zgodziły się dziewczyny

Mecz trwał dalej a sytuacja powtarzała się co kilkanaście sekund. Czasami byliśmy w posiadaniu piłki ale kilka chwil później była nam ona odbierana i nie ważne było, jak moi przyjaciele się starali, ponieważ i tak nie mieli żadnych szans w starciu z Gemini Storm. Kosmici - a przynajmniej tak się oni nazywali - byli dla nas zdecydowanie za szybcy oraz za silni a gol padał jeden za drugim. Obecnie było już 12 do 0!

Praktycznie każdy z moich przyjaciół był okropnie zmęczony i prawie każdy z nich leżał na murawie. Nawet Kevin - jedyny napastnik w drużynie - był zmęczony i opadł z sił. Mimo, że Sam wciąż dzielnie trzymał się na nogach kucnął, chwytając się za lewą nogę. Do głowy od razu przyszła mi myśl, że chłopakowi stało się coś złego i właśnie w tym momencie niczym anioł z nieba pojawił się Axel. Radośnie szczekając pobiegłam do niego i oparłam się przednimi łapami o jego klatkę piersiową, po czym polizałam go po twarzy. Chłopak uśmiechnął się od ucha do ucha i pogłaskał mnie po głowie a następnie delikatnie mnie odepchnął, przez co znów stałam na czterech łapach. Następnie blondyn pobiegł na boisko, porozmawiał chwilę z moim właścicielem oraz z Samem, do którego po chwili dobiegł Willy. Okularnik pomógł rannemu chłopakowi zejść z boiska a jego miejsce zajął blondyn, który jak zwykle zjawił się na czas.

Wraz z obecnością Axela w zespół wstąpiły nowe siły - zupełnie nowa energia - oraz nadzieja, że mamy jeszcze szansę na zwycięstwo i możemy ich pokonać. Żałowałam tylko, że nie mogłam im pomóc bardziej ale jako Luna mogłam jedynie grzecznie siedzieć na boku oraz uważnie śledzić każdy ruch piłki. Mój właściciel, Axel i Jude biegli z piłką prosto na bramkę i zapewne chcieli wykonać Taran Inazumy. Miałam wielką nadzieję, że dzięki tej technice zdobędziemy choć jedną bramkę...

W następnej części:

* Czy drużyna Raimona zdoła strzelić kosmitom choć jedną bramkę?

* Czy Bobby będzie miał do siebie żal, że nie był razem z przyjaciółmi i przez to nie mógł im pomóc?

* Czy trener Hillman naprawdę zrezygnuje z funkcji trenera?

❤️⚽❤️ ~~~~~~ ❤️⚽❤️

3867 słów

❤️⚽❤️ ~~~~~~ ❤️⚽❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top