25. Bitwa finałowa! ✔️

~ Z perspektywy Marka ~

Obudziłem się wczesnym rankiem, kiedy promienie słońca wpadły mi przez okno do wnętrza pokoju i zaczęły świecić mi po twarzy. Usiadłem na łóżku i niemal od razu zaburczało mi w brzuchu - byłem bardzo głodny. W końcu jadłem wczoraj na obozie treningowym jedynie śniadanie a w domu małą kanapkę i na tym koniec. Przespałem obiad oraz kolację, dlatego nie dziwię się, że mój brzuch zagrał dla mnie koncert. Spojrzałem z uśmiechem na bok spodziewając się, że zobaczę leżącą sunie, jednak jej tam nie było. Nieco zaniepokojony wstałem na równe nogi i zacząłem szukać jej po całym pokoju - nadal nic. Kiedy przeszukałem całe pomieszczenie, podeszłem do szafy i wyjąłem z niej szkolny mundurek. Następnie poszedłem do łazienki, wziąłem szybki prysznic i przebrałem się w strój, po czym ponownie weszłem do mojego pokoju, stając na jego środku.

- Pewnie nie mogła wytrzymać z czekaniem na mnie i zeszła do kuchni na śniadanie - powiedziałem do siebie z delikatnym uśmiechem na twarzy - Ale z niej łakomczuch

Z tą bardzo prawdopodobną myślą wyszedłem z pokoju a następnie schodami udałem się do kuchni, gdzie spotkałem swoją mamę. Przywitałem się z nią, dając jej buziaka w policzek, po czym usiadłem na krześle przy stole. Rozejrzałem się dookoła ale po Lunie nadal nie było ani śladu. Jej miska z jedzonkiem była pełna i byłem przekonany, że musiało stać się coś złego - w końcu zawsze wracała do domu a swojego psiego jedzonka nigdy by nie opuściła...

Po śniadaniu - na które nalegała mama - zacząłem szukać suni w całym domu. Bez przerwy wołałem ją po imieniu, zaglądając nawet w najbardziej niemożliwe miejsca, w których mogłaby być. W końcu mama delikatnie mi zasugerowała i powiedziała, abym przestał krzyczeć, ponieważ suczki prawdopodobnie w domu nie było. Wiedziałem, że mama ma rację - gdyby Luna tu była z pewnością przybiegłaby do mnie, wesoło machając ogonem jak tylko usłyszałaby moje wołanie.

- Nie martw się, Mark - odezwała się mama, kładąc mi dłoń na ramieniu - Na pewno niedługo wróci i jestem pewna, że jest cała i zdrowa - dodała z delikatnym uśmiechem

- Nie sądzę, aby wszystko było w porządku, mamo... - westchnąłem ze smutkiem - Zawsze jest w domu kiedy się obudzę i nigdy nie opuściłaby pory obiadowej oraz kolacji. W końcu uwielbia jeść - delikatnie się uśmiechnąłem, widząc oczyma wyobraźni Lunę pochłaniającą właśnie pyszne psie ciasteczka w kształcie kostek - Wiem, że lubi chodzić po mieście i zawsze jej na to pozwalałem wiedząc, że wróci. Ale teraz nigdzie nie mogę jej znaleźć...

Po rozmowie z mamą wróciłem do swojego pokoju i chwyciwszy torbę zacząłem pakować się na mecz - bądź co bądź musiałem na niego pójść. Pakowanie poszło mi błyskawicznie, po czym zarzuciłem torbę na ramię i skierowałem się do drzwi. Wyszedłem z pokoju i niemal biegiem zszedłem po schodach. Chwyciłem w dłoń klamkę, chcąc jak najszybciej wyjść z domu, aby przed wyjazdem móc poszukać Luny. Jednak w ostateczności zatrzymała mnie mama, która podała mi rękawice bramkarskie mojego dziadka. Na początku patrzyłem to na nie, to na twarz mojej mamy nic z tego nie rozumiejąc. Ale po chwili wszystko zrozumiałem - dziadkowi nigdy nie udało się dotrzeć oraz zagrać w Finale i byłby szczęśliwy, kiedy widziałby mnie jak w nich gram.

Później pożegnałem się z mamą i czym prędzej wybiegłem z domu. Miałem trochę czasu zanim będę musiał biec do szkoły, skąd pojedziemy na mecz, dlatego chciałem przeznaczyć ten czas na poszukiwania. Zacząłem biegać po mieście wołając ją, jednak żaden Owczarek Niemiecki do mnie nie przychodził... Pobiegłem do parku, gdzie wczoraj przed południem świetnie się bawiliśmy a kiedy dostrzegłem Owczarka Niemieckiego długowłosego z szerokim uśmiechem na twarzy pobiegłem w tamtym kierunku, lecz po chwili zatrzymałem się, patrząc na psa i jego właściciela. To wcale nie była ona a zupełnie inny, obcy dla mnie pies...

Pobiegłem także pod Wieżę Inazumy, która była naszym ulubionym miejscem ale tutaj również jej nigdzie nie było. Zawiedziony i ze smutkiem wymalowanym na twarzy poszedłem do szkoły, gdzie czekała już na mnie cała drużyna. Kiedy dotarłem na miejsce wsiedliśmy do autokaru, którym pojedziemy na stadion, gdzie rozegramy mecz z Liceum Zeusa. A jeśli chodzi o Lunę... Wszyscy bez wyjątku od razu zauważyli po mnie, że coś jest nie tak. Moi przyjaciele dopytywali o Lunę a ja - czując łzy pod powiekami - odpowiedziałem im zgodnie z prawdą, że nie mogę od rana jej nigdzie znaleźć a następnie patrząc na oparcie fotela przed sobą próbowałem odeprzeć łzy... W moich myślach ciągle krążyła myśl: ,,Oj Luna, gdzie jesteś...''

~ Time skip ~

Przez praktycznie całą drogę wypatrywałem ją przez szybę autokaru mając nadzieję, że jakimś magicznym trafem nagle uda mi się ją zobaczyć. Natomiast w pojeździe panowała istnie grobowa atmosfera... Prawie nikt ze sobą nie rozmawiał a jeśli już, to bez żadnych emocji. Nikt nie chodził od fotela do fotela i nie lizał nas po dłoniach... Nikt radośnie nie szczekał i nie machał ogonem, ciesząc się jak szczeniak na widok psiego ciasteczka... Wszystkim bardzo brakowało Luny a ja wiedziałem, że jeśli nie uda mi się znaleźć jej przed naszym Finałowym meczem, mogę mieć pewne problemy z koncentracją i ze skupieniem się podczas niego. Jednak mimo to muszę dać z siebie całe sto a może dwieście procent - był to w końcu Finał i nie mogliśmy tak łatwo wypuścić zwycięstwa z rąk. A kiedy dojechaliśmy na miejsce wysiedliśmy z autokaru i poszliśmy do głównych drzwi, które prowadziły do wnętrza stadionu - jednak budynek był zamknięty.

- Co się dzieje? - spytałem cicho samego siebie

- Dlaczego tu nikogo nie ma? - dodał pytanie Erik

- Nelly Raimon, słucham - spojrzałem w tamtym kierunku, gdzie zauważyłem jak dziewczyna rozmawiała z kimś przez telefon - Jak to? Co to ma znaczyć? Ale to przecież jest niedopuszczalne - zrobiła krótką pauzę słuchając, po czym odpowiedziała - Tak, rozumiem. Dobrze, nie mam wyjścia - dodała i się rozłączyła

- Kto to był? - zapytałem, patrząc uważnie na córkę dyrektora

- Przewodniczący Turnieju - odpowiedziała - Władze Strefy Footballu przeniosły Finał w inne miejsce

Nagle usłyszeliśmy dźwięk lecącego samolotu i spojrzeliśmy w górę, szukając go. Jednak zamiast samolotu mogliśmy zauważyć wielki budynek przypominający stadion z rzeźbami aniołów po bokach - widząc je, byłem już absolutnie pewny, że był to stadion Liceum Zeusa. I mimo, że martwiłem się o Lunę i strasznie za nią tęskniłem, byłem podekscytowany. W końcu ten budynek był przeogromny i z całą pewnością pomieści mnóstwo fanów piłki nożnej, którzy będą uważnie śledzić każdy ruch piłki i którzy przybędą, aby obejrzeć nasz Finałowy mecz. A kiedy stadion ,,wylądował'' i stanął na ziemi, od razu weszliśmy do środka. Szliśmy wolnym krokiem, rozglądając się dookoła, przy okazji podziwiając jego wystrój. Zamiast oglądania tego niezwykłego budynku wolałbym pójść i szukać Luny, jednak muszę zostać tu razem z drużyną - w końcu jestem ich kapitanem i muszę ich wspierać. Natomiast po meczu od razu udaje się na poszukiwania i nic ani nikt mi nie przeszkodzi.

~ Z perspektywy Luny ~

Otworzyłam czarne oczka i na początku nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie się znajduje. Nerwowo wstałam i zaczęłam rozglądać się dookoła a po chwili - widząc mój wybieg - przypomniałam sobie, że wczoraj zostałam porwana przez Darka i zamknięta w tym okropnym więzieniu. Także wczoraj wieczorem planowałam czym prędzej uciec z tego miejsca, jednak moja prawa, przednia łapa nie była w najlepszym stanie. To właśnie przez nią nie udało mi się wykonać mojego planu - ale teraz, kiedy stan łapy poprawił się byłam pewna, że tym razem ucieknę stąd bez żadnego problemu.

Podeszłam w róg a następnie oparłam prawą, przednią łapę po prawej stronie, natomiast lewą, przednią łapę oparłam po stronie lewej. Następnie podciągnęłam się do góry tak, aby moje tylne łapy znalazły jakieś oparcie, po czym zaczęłam się wspinać coraz wyżej i wyżej. W końcu dotarłam na sam szczyt i przez chwilę próbowałam utrzymać na nim równowagę a kiedy mi się to udało, przerzuciłam ciężar ciała na drugą stronę i nie wiele myśląc zeskoczyłam. Nie przejmowałam się ponad dwumetrowym ogrodzeniem - zeskoczyłam modląc się w duchu, abym wylądowała w miarę możliwości bezpiecznie.

O dziwo udało mi się wylądować w miarę dobrze. Otrząsnęłam się jedynie a następnie ile sił w łapach pobiegłam do drzwi, którymi wczoraj wszedł Ray. Chwilkę na nie patrzyłam i na całe szczęście zauważyłam klamkę - która była o wiele lepsza niż gałka. Oparłam się o drzwi przednimi łapami a następnie położyłam jedną z nich na klamce, dzięki czemu drzwi delikatnie się uchyliły. Potem ponownie stanęłam na czterech łapach i pyskiem otworzyłam drzwi jeszcze szerzej, po czym weszłam do środka. Byłam w stu procentach pewna, że jeśli tylko zdołam wydostać się ze stadionu, będę w stanie wrócić do swojego właściciela.

Puściłam się biegiem przed siebie nie zwracając kompletnie na nic uwagi - chciałam to zrobić jak najszybciej, aby Dark przypadkiem nie zorientował się, że uciekłam ze swojego więzienia. Jednak po chwili zatrzymały mnie pewne głosy. Zatrzymałam się i nadstawiłam uszu, próbując ustalić skąd dochodzą. Okazało się, że był to głos Marka a skoro on tu był, z całą pewnością byli tu też pozostali. Wiedząc, że udało mi się znaleźć bruneta nie przejmując się dłużej Darkiem, zaczęłam biec do nich radośnie szczekając i wesoło machając puszystym ogonem. A kiedy tylko zobaczyłam mojego ukochanego właściciela skoczyłam na niego, przez co chłopak upadł na plecy. Zaczęłam lizać go po całej twarzy, piszcząc co jakiś czas ze szczęścia.

- Luna! - krzyknął przeszczęśliwy chłopak ze łzami w oczach, po czym usiadł i mocno mnie przytulił - Tak się o ciebie bałem, piesku. Gdzie ty byłaś, hm? - dodał, pociągając nosem i patrząc prosto w moje czarne oczka a następnie zaśmiał się, chowając twarz w mojej sierści - Cieszę się, że wróciłaś!

- Całe szczęście, że nic jej nie jest - powiedział Axel, który podszedł do nas i pogłaskał mnie po głowie

- Racja - dodały chórkiem dziewczyny, szeroko się uśmiechając

Kiedy każdy porządnie się ze mną przywitał, wyruszyliśmy na dalsze zwiedzanie stadionu ciesząc się, że wszystko jest już dobrze. Nie mam pojęcia jak smutny był Mark, kiedy zorientował się, że mnie nie ma i z jaką smutną minką zwiedzał ten niezwykły budynek ale teraz chłopak na twarzy miał szeroki uśmiech. Jednak ten nie pozostał na jego twarzy ani minuty dłużej, kiedy brunet spojrzał w górę - jego uśmiech niemal natychmiast znikł. Spojrzeliśmy w to samo miejsce i okazało się, że na samej górze stał Ray Dark, mając na twarzy swój firmowy, obrzydliwy uśmiech. Natychmiast zaczęłam warczeć, patrząc na niego czarnymi oczami, ponieważ mi wcale nie było wesoło. Z wielką chęcią dałabym mu porządną nauczkę za to, że porwał mnie i zamknął w kojcu. Ale wiem, że nie mogłam gryźć ludzi - było to niedopuszczalne i tego zrobić nie mogłam...

A jakbym dała się ponieść emocjom i ugryzłabym mężczyznę, z całą pewnością mogłabym trafić do schroniska lub zostałabym uśpiona... Wakacje w schronisku nie wchodziły w grę a wieczny sen także niezbyt mi się podobał. Poza tym jestem odpowiedzialna za drużynę Raimona i muszę ich chronić - dodatkowo muszę także pomóc im wygrać mecz z Liceum Zeusa. Dam z siebie absolutnie wszystko podczas Finałowego meczu, ponieważ jest to mój obowiązek.

- Evans, musimy pogadać - odezwał się trener, który do tej pory milczał i patrzył na Darka

- Dobrze - mój właściciel kiwnął głową, kierując wzrok na pana Hillmana

- Musisz wiedzieć, że Ray Dark jest zamieszany również... - zrobił krótką pauzę - ...w śmierć twojego dziadka, Davida Evansa

- Chcesz powiedzieć, że... zabił mojego dziadka? - dopytywał Mark a jego oczy otworzyły się jeszcze szerzej, natomiast mężczyzna potwierdził kiwnięciem głowy

Moje oczy także otworzyły się szerzej, gdyż nie miałam pojęcia, że Dark był zdolny do czegoś takiego. Nawet do tego, aby zabić dziadka mojego właściciela. Zaczęłam lizać chłopaka po dłoniach chcąc, żeby brunet troszkę się uspokoił. W końcu złe emocje i myśli nie są dobrym doradcą wtedy, kiedy trzeba podjąć ważne decyzje. Po chwili Mark schylił się i zaczął głaskać mnie po głowie, jednak nie robił tego tak jak zazwyczaj - nie patrzył na mnie i czułam, jakby był nieobecny oraz zły... Byłam psem i potrafiłam wyczuwać ludzkie emocje ale w tej chwili myślę, że każdy wyczuwał zły nastrój chłopaka.

Nadal nie rozumiałam, dlaczego mężczyzna postanowił powiedzieć mu o czymś tak ważnym przed Finałowym meczem. Może trener nie chciał grać na emocjach Marka? A może chciał, żeby brunet dowiedział się o tym tuż przed meczem? Odpowiedzi może być wiele ale i tak to nie zmienia faktu, że pan Hillman mógł powiedzieć to parę dni temu... W końcu Mark uspokoił się na tyle, że wstał i spojrzał na całą drużynę łagodnym spojrzeniem brązowych oczu.

- No dobra, słuchajcie - zaczął brunet, patrząc nam wszystkim w oczy - Tak sobie myślę, że gdyby nie piłka nożna nigdy nie poznałbym tak wspaniałych ludzi jak wy. Gardzę Ray'em Darkiem ale nie chce, żeby złe emocje miały wpływ na moją grę. Piłka to wspaniała dyscyplina. Daje ogromną frajdę, buduje w nas ducha rywalizacji i uczy współpracy. To najlepszy sport na świecie! - wykrzyknął z szerokim uśmiechem na twarzy - W nadchodzącym Finale skupmy się na grze i zagrajmy najlepiej jak umiemy. Wiecie, dlaczego zwyciężymy? Bo wszyscy kochamy tę grę

Moim zdaniem była to bardzo piękna przemowa i chłopak brzmiał jak najprawdziwszy kapitan. Byłam z niego ogromnie dumna - mimo tego, że dowiedział się o tym, że Dark zabił jego dziadka, brunet potrafił się opanować i uspokoić a następnie powiedzieć o piłce nożnej tak pięknie, że z pewnością na długo nie zapomnimy jego słów...

~ Time skip ~

Po przemowie bruneta poszliśmy do szatni, gdzie każdy zaczął przygotowywać się do Finałowego meczu. Każdy z nich bez wyjątku ciężko pracował na treningach, gdzie dawali z siebie absolutnie wszystko podczas poprzednich meczów - dlatego teraz byli w Finale. Zapłacili za niego bólem i siniakami a teraz na ich drodze znajduje się już ostatnia przeszkoda. Już niedługo mogą stać się najlepszą drużyną piłkarską w kraju i myślę, że mieli na to olbrzymie szanse. A kiedy Mark był gotowy, podeszłam do jego torby i zajrzałam do środka. Okazało się, że chłopak wziął na mecz z Liceum Zeusa rękawice bramkarskie swojego dziadka. Jednak uznałam, że na razie nie będą mu one potrzebne i podałam mu jego rękawice. Chłopak wziął je a następnie w ramach podziękowania pogłaskał mnie po głowie, na co radośnie zamachałam ogonem. Później wyszliśmy z szatni i poszliśmy na boisko. Rozejrzałam się dookoła i na trybunach - tak jak myślałam - było naprawdę mnóstwo ludzi.

- Na boisku pojawiła się drużyna Raimona - oznajmił komentator - Minęło 40 lat odkąd ostatni raz wystąpiła w Finale. Czy uda im się przeskoczyć ostatnią przeszkodę i odnieść najważniejsze zwycięstwo?!

- Za kilka minut zaczynamy - powiedział Mark, patrząc na całą drużynę, kiedy doszliśmy do ławki rezerwowych - Kochani, cieszę się, że mam tak wspaniałych ludzi w drużynie i niezastąpionego pomocnika. To najlepsze, co mnie spotkało

- Miło to słyszeć - uśmiechnęła się Silvia

Położyłam się obok stóp trenera patrząc, jak zespół z Markiem na czele pobiegł na boisko. A kiedy tylko na nie wbiegli, na boisku pojawiła się drużyna Zeusa - widząc ich wiedziałam, że łatwo nie będzie, jednak wierzyłam całym psim serduszkiem w umiejętności swojej drużyny i byłam przekonana, że nie poddadzą się bez walki. Z całą pewnością będą dzielnie walczyć i mimo trudności pokonają ich - byłam tego bardziej niż pewna. A jeszcze za nim mecz się rozpoczął, zawodnicy Zeusa dostali od mężczyzn w okularach szklanki pełne krystalicznie czystej wody. Na początku nie zwróciłam na nie większej uwagi - w końcu zawodnicy muszą dużo pić ale po chwili zaczęłam się nad nieco zastanawiać. Był to w końcu mój obowiązek i nie mogłam tego tak zostawić. Kiedy Markowi i chłopakom uda się wygrać mecz, Dark zostanie zabrany przez policję do więzienia - będzie to dla niego idealne miejsce za wszystkie krzywdy, które nam wyrządził.

Kiedy tylko zabrzmiał pierwszy gwizdek, nasi przeciwnicy od razu ruszyli z piłką na naszą połowę. Axel i Kevin pobiegli do przodu, aby im ją odebrać, jednak ta zdążyła trafić do Byrona. Blond włosa ,,księżniczka'' wykonała niesamowitą technikę o nazwie Rajski Czas. Technika ta sprawiała, że czas jakby staje w miejscu i zawodnicy nie mogą się ruszyć. Dzięki temu Love przeszedł obok nich z piłką bez żadnego problemu. W tamtym momencie przypomniał mi się nasz mecz z Liceum Czarnej Magii. Oni także stosowali podobny trik - Blokadę Ducha. Jednak tym razem było kompletnie inaczej i wiedziałam, że nie będzie tak jak ostatnio...

Love minął chłopaków bez trudu i po chwili moi przyjaciele wylecieli w powietrze przez trąbę powietrzną, która się pojawiła. Kiedy tylko upadli na murawę, patrzyłam na nich uważnie czarnymi oczkami mając nadzieję, że nic poważnego im się nie stało. Natomiast Byron szedł do przodu, kopiąc piłkę tak, jakby był na treningu a nie na Finałowym meczu. W końcu na jego drodze stanął Erik oraz Jude - kapitan Liceum Zeusa ponownie użył Rajskiego Czasu, zatrzymując czas i przechodząc obok dwójki naszych zawodników. Następnie oni także wylecieli w powietrze...

W końcu Love znajdował się tuż przed bramką Marka i przed nim stał jedynie Jack oraz Bobby, którzy trzęśli się ze strachu niczym dwie, duże galaretki. Widziałam nawet z tej odległości, że bali się tej techniki - i musiałam przyznać, że nie tylko oni się jej obawiali. Ja także ale wiem, że nie możemy mu pokazać naszego strachu. W końcu nie możemy dać mu tej satysfakcji - nie możemy dać im wygrać!

Byron ostatecznie dotarł pod naszą bramkę i teraz tylko Mark dzielił go od zdobycia pierwszej bramki w tym meczu. Blondyn wyskoczył z piłką w górę, złożył dłonie na swej klatce piersiowej, po czym szybko rozłożył je na boki. Zamachnął się i z całej siły kopnął piłkę, która z prędkością światła mknęła w kierunku bramki. Strzał ten nazywał się Boska Wiedza i był bardzo potężny oraz mocny. Do tej pory myślałam i byłam przekonana, że najsilniejszym strzałem z którym się spotkaliśmy był Trójkąt Z braci Murdock. Ale teraz - widząc Boską Wiedzę Byrona - zmieniłam zdanie. Mark wykonał słynną Boską Rękę ale nie był w stanie zatrzymać tego mocnego i silnego strzału. Piłka wpadła do siatki i takim oto sposobem Liceum Zeusa wychodzi na prowadzenie, wygrywając jak na razie 1 do 0.

Cała nasza drużyna była w wielkim szoku, że w tak krótkim czasie byli w stanie zdobyć pierwszą bramkę w tym meczu. Nie miałam pojęcia, że są tak dobrze i że już na początku meczu zdobędą gola. A to jedynie potwierdza wszelkie plotki i pomówienia - ta drużyna jest naprawdę niezwykle silna. Jednak uważam, że są tak silni tylko i wyłącznie za sprawką Ray'a Darka. Z całą pewnością mężczyzna podał im jakiś środek dopingujący, dzięki któremu zawodnicy Zeusa są w tak dobrej formie. Ale były to tylko przypuszczenia i jak na razie nie miałam na niego absolutnie żadnych dowodów - ale przysięgam, że je zdobędę i wsadzę Ray'a tam, gdzie jego miejsce. Do więzienia.

Tym razem zaczynaliśmy my i wraz z usłyszeniem gwizdka Kevin popędził z nią prosto przed siebie ile sił w nogach. Spojrzałam na obronę przeciwników i okazało się, że ci nawet nie drgnęli, aby zatrzymać chłopaka - dla nas lepiej. Dlatego do różowowłosego natychmiast podbiegł Axel i razem z nim wykonał Smocze Tornado. Miałam wielką nadzieję, że uda im się zdobyć bramkę i dzięki niej szybko wyrównany ale widząc umiejętności zawodników Zeusa byłam pewna, że ich bramkarz jest równie świetny i będzie potrafił taki strzał zatrzymać jedną ręką - i nie myliłam się. Za pomocą Ściany Tsunami z wielką łatwością zatrzymał strzał a następnie podał piłkę do Axela. Zapewne chciał go sprowokować, co było olbrzymim błędem - czyżby bramkarz był tak pewny siebie? Blaze nie czekając ani sekundy dłużej wykonał z chłopakami Królewskiego Pingwina nr 2, jednak tym razem także nie udało nam się zdobyć gola. Sytuacja powtórzyła się ponownie i piłka tym razem wylądowała przed stopami Erika. Chłopak razem z Markiem i Bobbym wykonał Trój Pegaza - ale nawet on nie wystarczył, aby pokonać bramkarza i przebić się przez jego niesamowitą Ścianę Tsunami...

Bez praktycznie chwili przerwy i wytchnienia chłopcy próbowali przebić się przez ich obronę, jednak na nic to się zdało. Nadal nie dawaliśmy rady... A nawet jeśli udało nam się jakimś cudem dostać się pod ich bramkę, nasze strzały nie były wystarczająco silne, aby pokonać techniki obronne bramkarza. Chłopak zawsze łapał lub odbijał piłkę i było widać, że robił to niemal z dziecinną łatwością - zupełnie tak, jakby się mocno przy tym nie wysilał. Moi przyjaciele byli bardzo zmęczeni ale mimo to dzielnie walczyli o piłkę i starali się nie dopuścić ich pod naszą bramkę, gdzie stał mój właściciel. A jeśli chodzi o Marka... Brunet bardzo się starał, aby bronić ich potężne i silne strzały. Niestety Boska Ręka nie zdawała egzaminu i byłam w stu procentach pewna, że chłopak potrzebował znacznie lepszej i mocniejszej techniki niż ona - potrzebował Ręki Majina, której nadal nie udało mu się opanować. Popatrzyłam na boisko, szukając wzrokiem piłki, która była w posiadaniu naszych przeciwników. Timmy dzielnie próbował mu ją odebrać ale niestety troszkę ucierpiał i musiał zejść z boiska. Kiedy tylko znalazł się przy mnie zaczęłam go pocieszać, podsuwając głowę do głaskania pod jego dłoń. Było widać gołym okiem, że było mu przykro - i nic w tym dziwnego, ponieważ chłopak chciał grać dalej, aby pomóc reszcie. Jednak musi pamiętać, że zdrowie jest najważniejsze a za Timmy'ego wszedł Steve.

Za każdym razem, kiedy zawodnicy Raimona próbowali odebrać piłkę wylatywali w powietrze. W pewnym momencie było mi tak smutno i nie mogąc już dłużej na to patrzeć chciałam wbiec na boisko oraz przerwać mecz. Niestety wiedziałam, że nie mogę tak zrobić a poza tym jest to walka pomiędzy Markiem a Byronem i nie mogę tego przerwać. Jestem pewna, że mój właściciel wpadnie na pomysł, dzięki któremu będziemy w stanie wygrać ten mecz. Parę minut później kontuzję odnieśli także Todd i Max, którzy także musieli opuścić boisko. Za nich weszli Jim i Sam i miałam nadzieję, że nic poważnego im się nie stanie. W końcu na naszej ławce rezerwowych pozostał tylko Willy Glass - który nie wyglądał na zbyt zachwyconego faktem, gdyby musiał wejść na boisko i stawić czoło potężnym zawodnikom Liceum Zeusa. Ale wierzę w chłopaka i myślę, że gdy zajdzie taka potrzeba dołączy do swoich przyjaciół, aby im pomóc - w końcu i on należy do drużyny.

Tymczasem Kevin był w posiadaniu piłki i biegł przed siebie, jednak jeden z zawodników Liceum Zeusa użył techniki o nazwie Mega Wstrząs, przez co różowowłosy wyleciał z piłką w powietrze. Upadając niefortunnie uderzył się w bark a na jego twarzy w sekundę wkradł się grymas bólu. Nawet z tej odległości widziałam jak bardzo go bolało... Dlatego nie było innej możliwości i za rannego Dragonfly'a wszedł Willy, który parę minut później także wyleciał w powietrze przez Mega Wstrząs. Musimy grać w dziesięciu zawodników, co nie będzie proste - skoro w jedenastu nie dawaliśmy sobie rady, to w dziesięciu będzie jeszcze gorzej... Coraz bardziej martwiłam się tym Finałowym meczem i było to po mnie widać. Zaczęłam co jakiś czas smutno piszczeć i skomleć a także chodzić niespokojnie w kółko. Musiałam coś dla nich zrobić i jakoś im pomóc. Nie mogłam dłużej patrzeć jak po kolei moi przyjaciele wylatują w powietrze... Problem w tym, że nie miałam absolutnie żadnego pomysłu i jak na razie żaden do głowy mi nie wlatywał. Oh, gdybym mogła wam tylko jakoś pomóc...

W następnej części:

* Czy drużyna Raimona postanowi się poddać, widząc siłę Liceum Zeusa?

* Czy Luna odgadnie co tak naprawdę kryje się w Boskiej wodzie Byrona i pozostałych?

* Czy Mark i reszta zostaną najlepszą drużyną piłkarską w kraju?

❤️⚽❤️ ~~~~~~ ❤️⚽❤️

3787 słów

❤️⚽❤️ ~~~~~~ ❤️⚽❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top