24. Pora na obóz treningowy! ✔️

Z samego rana zaraz po zjedzeniu śniadania poszliśmy do naszego centrum treningowego, aby mój właściciel mógł troszkę potrenować. Stanął on na bramce, próbując wykonać Rękę Majina i złapać piłkę w dłonie, które były wystrzelane przez maszynę. Niestety technika ta nie wyszła mu jeszcze ani razu i naprawdę zaczynałam się martwić... W końcu do naszego meczu z Liceum Zeusa nie zostało zbyt wiele czasu, więc jeśli chłopakowi nie udało się nauczyć Ręki Majina, to zawsze może być opcja, że mu się nie uda. Jednak nadal wierzyłam w niego całym swoim psim serduszkiem, podobnie jak cała drużyna, która była tutaj razem z nami - włącznie z trenerem Hillmanem. Próbowałam to przerwać, chwytając zębami jego spodenki i ciągnąć w kierunku wyjścia z sali, jednak chłopak ze złością oświadczył, że musi trenować. Kiedy nie dawałam za wygraną i ponownie chwyciłam zębami jego spodenki, brunet krzyknął na mnie tak jak jeszcze nikt nigdy na mnie nie krzyknął... Puściłam go i z opuszczonym ogonem, położonymi uszami i wzrokiem utkwionym w podłodze wróciłam do dziewczyn. Usiadłam obok Silvii, patrząc smutnym wzrokiem na mojego właściciela. Zielonowłosa natychmiast uklękła i pogłaskała mnie po głowie mówiąc, że Mark wcale nie chciał na mnie krzyknąć. Wiedziałam, że dziewczyna miała rację, jednak było to okropnie straszne uczucie, kiedy ktoś na ciebie krzyczy...

- Może czas to przerwać? - zapytała Celia, patrząc na swoją przyjaciółkę, lecz ta tylko pokręciła przecząco głową

Maszyna prawie bez przerwy wypuszczała piłki, które z dużą prędkością leciały prosto na mojego właściciela i uderzały go, gdyż chłopak nie był w stanie ich złapać. Po paru minutach, kiedy troszkę się uspokoiłam popatrzyłam na dziewczyny a następnie na mojego właściciela i cichutko zaskomlałam, chcąc sprawić, aby Silvia i Celia przerwały trening bruneta. Jednak ku mojemu niezadowoleniu zielonowłosa pogłaskała mnie jedynie po głowie ale nic nie zrobiła. Dlatego moją ostatnią deską ratunku był pan Hillman, który był w stanie powstrzymać Marka. Podeszłam do niego, usiadłam na przeciwko - następnie cichutko zaskomlałam a kiedy zwrócił na mnie uwagę popatrzyłam na chłopaka, po czym ponownie zaskomlałam. Mężczyzna spojrzał na mnie a następnie na mojego właściciela i z delikatnym uśmiechem na twarzy pogłaskał mnie po głowie.

- Evans, przestań trenować i razem z drużyną ustawcie się w szeregu. Mam dla was pewną informację - powiedział trener a chłopcy z Markiem stanęli przed nami - Wybierzemy się na obóz treningowy

- Obóz treningowy? - powtórzył brunet

- Tak - mężczyzna kiwnął głową - Zostaniemy na noc w szkole i bardzo owocnie spędzimy czas

- Nie martwcie się, mam już zgodę waszych rodziców - dodała Nelly

- Ale będzie super - odezwał się z uśmiechem Timmy

- Super! - zawtórował mu Sam - Klub piłkarski jeszcze nigdy nie organizował takich fajnych rzeczy

- Podoba mi się pomysł nocowania w szkole całą drużyną - ucieszył się Todd - Będzie odlot

Jedyną osobą, która nie była zbyt zachwycona tym pomysłem był Mark, który oznajmił trenerowi, że sam pomysł nocowania w szkole nie jest taki zły ale szkoda marnować czasu na wspólne piknikowanie czy zabawy - w końcu niedługo gramy Finałowy mecz przeciwko Liceum Zeusa a do tego czasu brunet powiedział sobie, że opanuję Rękę Majina. Pan Hillman patrząc na chłopaka spytał, czy ten myśli, że sobie poradzi. Z całą pewnością mój właściciel myślał dokładnie o tym samym jednak wiedziałam, że poradzi sobie i to na piątkę z plusem. Na całe szczęście do rozmowy wtrącił się także Jude, który powiedział mojemu właścicielowi, że takie spotkanie dobrze mu zrobi i dobrze będzie, jeśli przez moment zajmie się czymś innym. Miałam nadzieję, że te argumenty przekonają Marka, aby chłopak poszedł na szkolne nocowanie - a jeśli nie, od czego jest pomysłowy psiak. Z pewnością uda mi się namówić go, aby tam pójść. A kiedy pożegnaliśmy się z pozostałymi Nelly dodała, że spotykamy się tutaj o godzinie siedemnastej i mamy postarać się nie spóźnić. Wychodząc widziałam, że na twarzach prawie wszystkich są szerokie uśmiechy - praktycznie cała drużyna cieszyła się z obozu oprócz oczywiście mojego właściciela, który nie miał na twarzy swojego firmowego uśmiechu...

~ Time skip ~

Weszliśmy do domu a następnie weszliśmy do kuchni, gdzie przy kuchence stała mama chłopaka, gotującą pyszny posiłek. Mark z niezadowoleniem na twarzy opowiedział kobiecie o pomyśle trenera i ta stwierdziła, że spakuje brunetowi ubrania. Następnie chłopak usiadł na krześle przy stole a jego mama postawiła przed jego twarzą talerz z kolacją. Natomiast mi wsypała do jednej z misek troszkę psiego jedzonka a do drugiej nalała świeżej wody. Niemal od razu podeszłam do nich i zaczęłam jeść - w końcu przez większość dnia nic nie jadłam i byłam potwornie głodna. Później poszliśmy do jego pokoju, gdzie chłopak położył się na łóżku i niemal natychmiast zasnął. Nie chcąc, żeby zmarzł wzięłam w zęby koc, po czym okryłam nim bruneta. Następnie wzięłam się za pakowanie - na początku namierzyłam jego torbę, którą znalazłam pod łóżkiem. Później podeszłam do szafy i oparłam się o nią przednimi łapami, próbując ją otworzyć. Kiedy mi się udało zaczęłam brać ubrania Marka w zęby i zanosić do torby. W chwili, kiedy walczyłam z suwakiem - próbując zapiąć torbę - do pokoju weszła mama chłopaka. Usiadłam obok torby i delikatnie zamachałam ogonem, kiedy kobieta do mnie podeszła. Widząc wypełnioną po brzegi torbę cichutko się zaśmiała, po czym otworzyła ją i wyjęła z niej większość rzeczy. Nic nie rozumiejącym wzrokiem patrzyłam na nią z delikatnie przekręconą głową. W końcu kobieta wyjaśniła mi, że te ubrania nie przydadzą się Markowi i dodała, że na jedną noc to i tak za dużo. A kiedy natrafiła na piżamę wzięła z biurka czarny marker, po czym na spodenkach napisała jego imię oraz nazwisko. Dopiero później włożyła potrzebne rzeczy do torby i ją zapięła, klękając przede mną.

- Jesteś takim dobrym pieskiem, Luna - powiedziała szeptem, żeby nie zbudzić Marka - I świetnie opiekujesz się moim synkiem. Cieszę się, że jesteś jego pieskiem i proszę cię, żebyś nadal się nim opiekowała, dobrze?

Na znak zgody polizałam ją po twarzy, co wywołało cichy śmiech kobiety. Mama chłopaka pogłaskała mnie po głowie, dała buziaka w czubek nosa, po czym zgasiła światło i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Chwilę na nie patrzyłam a następnie ziewnęłam, pokazując wszystkie swoje białe zęby. Po chwili podeszłam do łóżka i wskoczyłam na nie. Okręciłam się parę razy wokół własnej osi i położyłam się obok chłopaka - ten przez sen mocno mnie przytulił, chowając twarz w mojej sierści. Zamachałam ogonem a następnie zamknęłam oczy, powoli odpływając w krainę snów. W moich myślał główną rolę grał Ray Dark, który widniał w moich sennych koszmarach. Tylko dlaczego śnił mi się akurat on...

~ Time skip ~

Parę godzin później kiedy brunet obudził się widziałam, że był w znacznie lepszym stanie niż wcześniej - z całą pewnością miał znacznie więcej energii a to dlatego, że dobrze się wyspał. Następnie chłopak poszedł do łazienki, aby wziąć szybki prysznic, natomiast ja podeszłam do torby i chwyciłam ją w zęby. Wyszłam z pokoju, uważając na schodach na torbę, żeby przypadkiem nic się jej nie stało, po czym weszłam do kuchni, kładąc ją przy stole. Przywitałam się z jego mamą a następnie podeszłam do swoich misek, czekając na kolację - w końcu musiałam mieć mnóstwo energii na całą noc. Kobieta od razu do mnie podeszła i wsypała troszkę psiego jedzonka, po czym przygotowała kanapki dla chłopaka. Parę minut później dołączył do nas Mark, który usiadł na krześle przy stole i zaczął jeść pysznie wyglądające kanapki. A kiedy zjadł podziękował za posiłek, podając kobiecie pusty talerz, następnie wstał i podszedł do torby - otworzył ją i wyjął podpisane spodenki.

- Co to ma być? - zapytał zażenowany chłopak

- Podpis, tak na wszelki wypadek - odpowiedziała kobieta

- Ale mamo... My tam będziemy tylko jedną noc - tłumaczył brunet

- Nie szkodzi - jego mama spojrzała na niego poważnym wzrokiem - Przynajmniej nie pomylisz ich z gadkami Jacka

W duchu śmiałam się z reakcji mojego właściciela, który patrzył na spodenki wielkimi oczami. Nie miałam pojęcia, dlaczego kobieta tak zrobiła - w końcu Jack jest o wiele większy od Marka i nie wiedziałam, jakby to było w ogóle możliwe. Zgaduje, że prędzej spodenki Wallside'a spadłyby brunetowi niż chłopak miałby je pomylić. Kilkanaście minut później wyszliśmy z domu i poszliśmy w kierunku szkoły, aby przypadkiem się nie spóźnić. Podczas naszej podróży przypomniałam sobie mój senny koszmar, w którym królował Ray Dark. Stał na przeciwko mnie i patrzył prosto w moje czarne oczka, dodatkowo okropnie się przy tym śmiejąc. Nie miałam pojęcia, dlaczego ten straszny człowiek śnił się akurat mi... Czyżby senny koszmar próbował powiedzieć mi coś ważnego? Ale nawet jeśli, to co to mogło być...?

- Głupi obóz treningowy - wymamrotał cicho chłopak - Nie wiem Luna, co temu trenerowi strzeliło do głowy

- Evans! Streszczaj się, jesteś spóźniony! - krzyknął pewien mężczyzna

- Robi się! - razem z brunetem podbiegliśmy do niego i okazało się, że był to pan Suffolk

- Widzę, że przeszedłeś z Luną - dodał mężczyzna i pogłaskał mnie po głowie

- Tak - mój właściciel szeroko się uśmiechnął - Ma pan coś przeciwko, aby weszła razem ze mną? Wiem, że psy nie mają wstępu do szkoły ale nikogo prawie tam nie ma i będzie bardzo grzeczna, nie narobi kło...

- Spokojnie chłopcze - mężczyzna zaśmiał się - Właśnie miałem powiedzieć, żeby śmiało wchodziła do środka. I tak nie ma nikogo z nauczycieli, więc nic złego się nie stanie

Mark podziękował mężczyźnie i poszliśmy za nim do szkoły a następnie korytarzem udaliśmy się do sali gimnastycznej, gdzie zapewne znajdowała się reszta drużyny. Staliśmy w drzwiach, patrząc na pomieszczenie, w którym na podłodze rozłożone były materace do snu. I w pewnym momencie usłyszeliśmy pewne hałasy - był to krzyk Silvii. Natychmiast pobiegłam do dziewczyny myśląc, że stało się coś złego. Okazało się jednak, że wszystko było w porządku a zielonowłosa mówiła podniesionym tonem do Jacka, Celii, Todda oraz do Timmy'ego, którzy urządzili sobie bitwę na poduszki i wyglądało na to, że naprawdę super się przy tym bawili. Kamień spadł mi z serca widząc, że nic złego się nie dzieje. Jednak czy to samo można było powiedzieć o Kevinie? Różowowłosy rozmawiał razem z Erikiem i Bobbym, gdy nagle dostał poduszką w głowę tak mocno, że upadł na podłogę. Kiedy tylko się podniósł biła od niego chęć zemsty na osobie, która rzuciła w niego miękkim przedmiotem - a tą właśnie osobą był Todd.

- To jest wojna! - krzyknął zdenerwowany Kevin do granic możliwości i zaczął gonić z poduszką całą grupkę

Chcąc nieco lepiej poznać to miejsce zaczęłam zwiedzać pomieszczenie z nosem tuż przy podłodze. Widziałam specjalną poduszkę Sama, która sprawiała, że fryzura nie gniecie się podczas snu - jak będę z powrotem w ludzkiej postaci będę musiała kupić sobie taką poduszkę. A kiedy podeszłam do Maxa, chłopak pokazał mi swoją ulubioną czapkę, w której zawsze śpi. Czapka była biała w niebieskie, różowe i żółte kwiaty i muszę przyznać, że była całkiem ładna, jednak nie byłam do końca pewna, że jest odpowiednia dla chłopaka. Później odwiedziłam Willy'ego, który leżał na swoim materacu a przed sobą ustawiał swoje figurki. Widząc te wszystkie rzeczy byłam w stu procentach pewna, że niektóre z nich mogliby zachować dla siebie - w końcu nie musieli się nimi dzielić ze wszystkimi.

Podczas takiego nocowania musiało pojawić się jedzenie, czyli mój ulubiony element wieczoru! Mój właściciel udał się do chłopaków a ja poszłam do kuchni, gdzie znalazłam Axela. Blondyn za pomocą obieraczki obierał ziemniaki i z łapą na sercu mogłam przyznać, że szło mu całkiem nieźle. Usiadłam obok niego, patrząc na jego pracę a chłopak pogłaskał mnie po głowie i wyjaśnił, że kiedyś codziennie gotował dla swojej młodszej siostry. W pomieszczeniu spotkałam także Bobby'ego, który razem z Timmym wykonywali tą samą robotę, co Axel. Większy z chłopaków najpierw pokroił ziemniaki a dopiero później chciał je obierać. Dlatego jego mniejszy kolega powiedział, że ziemniaki najpierw się obiera - i tym razem się z nim zgadzałam. A kiedy przyszła pora na krojenie cebuli okazało się, że mistrzem tej konkurencji okazał się Jude. Dzięki swoim wspaniałym goglom nie uronił ani jednej łezki, dlatego pozostali również poszli w jego ślady.

Kiedy wszystko już wiedziałam, postanowiłam wrócić do Marka. Pobiegłam na salę gimnastyczną, gdzie ostatnio chłopak przebywał, jednak nigdzie go nie widziałam. Skoro nie było go w tym pomieszczeniu, w kuchni także go nie było, to w takim razie gdzie on był...? Troszkę się przestraszyłam i moją pierwszą myślą było, że mój właściciel został porwany - w końcu w sennych koszmarach widziałam Ray'a Darka a to z całą pewnością nie wróżyło niczego dobrego. Dlatego zaczęłam biegać po pomieszczeniu jak szalona, rozpaczliwie szukając bruneta. Kiedy po 5 minutach nie udało mi się go znaleźć usiadłam z położonymi uszami, poddając się. Jednak po chwili udało mi się nosem złapałać trop Marka i pobiegłam w tamtym kierunku. Udało mi się go znaleźć po kilku sekundach, dzięki mojemu wspaniałemu węchowi. Chłopak siedział na oponie i wpatrywał się w notatnik swojego dziadka, zapewne czytając o Ręce Majina. Nie mogąc się powstrzymać skoczyłam na niego, będąc w odległości kilkunastu centymetrów a następnie zaczęłam lizać go po twarzy, machając radośnie puszystym ogonem - byłam przeszczęśliwa, że chłopakowi nic się nie stało i nikt go nie porwał. Natomiast brunet nie był na mnie zły a jedynie głośno się śmiał, próbując mnie jakoś uspokoić.

Później wróciliśmy do reszty a ja, patrząc na nich mogłam przyznać, że chłopcy naprawdę zapomnieli o stresie - podczas nocowania naprawdę super się bawili. Wszyscy oprócz mojego właściciela, który ciągle myślał o Ręce Majina. Chłopak nadal jej nie opanował i zapewne zastanawiał się, co robił nie tak. Myślę, że powinien na chwilę się od tego oderwać i dołączyć do swoich przyjaciół. Poza tym nie ważne ile czasu brunet potrzebuje na opanowanie tej techniki, z całą pewnością uda mu się ją opanować - nie ma innej opcji. W końcu obniżył już środek ciężkości oraz skupił dużo energii ale technika nadal mu nie wychodziła...

~ Time skip ~

Po pewnym czasie całą drużyną udaliśmy się na zewnątrz, gdzie niektóre osoby zajęły się przygotowywaniem pysznie pachnącej zupy - miałam wielką nadzieję, że dadzą mi spróbować. A jeśli nikt tego nie zrobi, sama się o nią upomnę. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że Jack ciągle zaczepia Steve'a. Z delikatnie przechyloną głową patrzyłam na tą scenkę zastanawiając się, dlaczego zielonowłosy tak postępował. Następnie podeszłam do nich w chwili, kiedy Grim nie wytrzymał dłuższego zaczepiania i wybuchnął.

- No i dlaczego mnie zaczepiasz?! - wykrzyknął oburzony Steve

- Wiesz, gdzie jest kibelek? - zapytał Jack

- Że co? - zdziwił się chłopak - Jesteśmy w szkole, wiesz gdzie on jest

- Ale ja się boje iść sam... - dodał cicho zielonowłosy

W duchu cicho westchnęłam na te słowa. W końcu chłopak chodził do tej szkoły już dość długi czas i wiedział, w którym miejscu jest szkolna toaleta. Jednak z drugiej strony olbrzym miał troszkę racji - w nocy szkoła wygląda zupełnie inaczej, bardziej przerażająco. Dlatego stwierdziłam, że pójdę razem z Jackiem, aby dotrzymać mu towarzystwa i w razie czego go obronić. W końcu od tego ma się psiaka, który zawsze będzie przy tobie i w razie czego ruszy z pomocą. Położyłam prawą, przednią łapę na kolanie zielonowłosego dając mu do zrozumienia, że jeśli chłopak chce, mogę pójść razem z nim. Widząc to, Steve uśmiechnął się i z wdzięczności pogłaskał mnie po głowie, po czym wrócił do swojego zajęcia. Chcąc jakoś oświetlić ciemne, szkolne korytarze podeszłam do Nathana, który miał przy sobie latarkę. Zaczęłam szturchać ją nosem, aby chłopak ją włączył a kiedy tak się stało, wzięłam ją w zęby i ponownie podeszłam do Jacka.

Chłopak wstał ze swojego miejsca i we dwójkę poszliśmy do szkoły. Szłam przodem z latarką w pysiu a przestraszony i przerażony olbrzym szedł zaraz za mną. W pewnych momentach był tak blisko mnie, że myślałam, że nadepnie mi na ogon. Jednak udało nam się dojść do szkolnej toalety. Zielonowłosy szybko z niej skorzystał i wyszedł a ja grzecznie czekałam na niego na korytarzu. Kiedy mieliśmy zamiar wracać, kątem oka zauważyłam z tyłu pewien ruch. Natychmiast się odwróciłam, świecąc w tamtą stronę, jednak nikogo nie widziałam. Dlatego ruszyliśmy w drogę powrotną, gdy nagle ten sam cień pojawił się tuż przed nami. Jack widząc to, zaczął przeraźliwie krzyczeć i czym prędzej pobiegł prosto przed siebie, kierując się zapewne w kierunku wyjścia z budynku. Na początku chciałam wypuścić z pyska latarkę i zaatakować tego tajemniczego człowieka, jednak Jack w biegu zawołał mnie a ja jako grzeczny psiak pobiegłam za nim.

Kilka sekund później dobiegliśmy do reszty drużyny a przerażony chłopak schował się za Willy'ego w kółko powtarzając, że widział ducha. Okularnik nie chciał mu za bardzo w to uwierzyć i mówiąc szczerze, ja także niezbyt w to wierzyłam. W końcu duchy nie istnieją i nie jestem pewna, że w naszej szkole taki się pojawił. Jestem bardziej przekonana, że był to jakiś tajemniczy człowiek. Oczywiście mój właściciel nie omieszkał spytać mnie, czy ja również widziałam tego ducha. Zaczęłam szczekać zgadzając się z chłopakiem, jednak bardziej próbowałam mu przekazać, że widziałam człowieka a nie ducha.

- Ale kto to mógłby być? - zapytała Silvia, rozglądając się dookoła - Pan Suffolk i Mildred przez cały czas byli tutaj z nami

- To był Ray Dark - odezwał się Steve pewnym głosem - Albo na przykład jakiś jego człowiek. Ktoś, kto planuje coś niecnego. Choćby kolejny nieszczęśliwy wypadek tuż przed meczem. To w jego stylu

- Tak - zgodził się z nim Todd - Steve ma rację

- Słuchajcie! - krzyknął Mark, patrząc na pozostałych - Idziemy tam. Namierzymy intruza i dowiemy się kim naprawdę jest! A Luna nam w tym pomoże, prawda piesku? - na co zaszczekałam, zgadzając się z brunetem

Razem z większością zawodników pobiegliśmy do szkoły, aby znaleźć tajemniczego człowieka, natomiast Nelly została na zewnątrz razem z pozostałymi. Podzieliliśmy się na dwie drużyny, którą jedną przewodził Mark a drugą Jude. Ja byłam w zespole razem z moim właścicielem, dbając o bezpieczeństwo wszystkich moich przyjaciół. Chodziliśmy od klasy do klasy za każdym razem wchodząc do pomieszczenia bardzo powoli i ostrożnie, jakby to właśnie w tej klasie miał być tajemniczy człowiek. Jednak w każdym z pomieszczeń było pusto i nikogo nie widzieliśmy. Dlatego po kilku minutach poszukiwań zebraliśmy się w jedną grupę a mój właściciel kucnął przede mną, wziął mój pyszczek w dłonie i patrząc mi w oczy, powiedział:

- Luna, w tobie jedyna nadzieja. Nie jesteśmy w stanie go znaleźć... Dasz radę go wywęszyć? - polizałam go po twarzy, dając mu do zrozumienia, że z łatwością poradzę sobie z takim zadaniem

Z nosem tuż przy podłodze zaczęłam krążyć po korytarzu wchodząc do klas, próbując wyczuć jakiś obcy dla mnie zapach. Szukałam tak dobre kilkanaście minut a kiedy nie udało mi się nic wywęszyć, z nieco położonymi uszami wróciłam do mojego właściciela, aby przekazać mu złe wieści - że nie udało mi się nikogo znaleźć. Ale kątem oka zauważyłam przede mną jakiś ruch. Na korytarzu było ciemno i ledwo co zauważyłam ciemny kształt, ale z racji tego, że byłam psem znacznie lepiej widziałam w ciemności niż ludzie, dlatego drużyna w pierwszej chwili go nie zauważyła. Zaczęłam szczekać w tamtym kierunku - Mark i reszta najpierw spojrzeli na mnie a dopiero później w miejsce, w które uważnie się wpatrywałam. W końcu i oni dostrzegli ciemny kształt przed nami a kiedy tajemniczy człowiek zorientował się, że go obserwujemy, zaczął uciekać.

- Luna, bierz go! - krzyknął Mark

Bez chwili wahania ruszyłam biegiem za uciekającym człowiekiem a kiedy byłam blisko niego, skoczyłam z wyciągniętymi do przodu przednimi łapami, lądując na plecach tego człowieka. Upadliśmy na podłogę a ja stojąc mu na plecach, zaczęłam groźnie warczeć, pokazując wszystkie kły. W tym czasie dobiegli do mnie pozostali, którzy zaczęli zastanawiać się kto to może być. I w jednej sekundzie dotarło do mnie, że nie był to żaden obcy dla mnie człowiek. Okazało się, że był to dość znajomy zapach i bardzo znajomy człowiek.

- Tak się ze mną witasz, psinko? - przestałam warczeć i już po jego głosie zorientowałam się, że jest to zawodnik z dawnej Jedenastki Inazumy

Natychmiast zeskoczyłam z niego, stając obok Marka. Każdy bez wyjątku był w wielkim szoku, że był to człowiek z dawnej Jedenastki Inazumy. Chwilę później dołączyło do nas trzech kolejnych graczy i byłam już w stu procentach pewna, że mężczyźni nie byli tutaj bez przyczyny. Z całą pewnością byli tutaj mając asa w rękawie, tylko pozostawało pytanie: jaki był to as? Oczywiście podeszłam do każdego z nich, domagając się pieszczot a kiedy je otrzymywałam, machałam puszystym ogonem. Poza tym cieszyłam się, że mogłam ich zobaczyć - dodatkowo kamień spadł mi z serca, że byli to dawni gracze Jedenastki Inazumy a nie Dark lub jego ludzie.

Chwilę później całą grupką skierowaliśmy się w kierunku wyjścia z budynku, chcąc dołączyć do Nelly oraz pozostałych. Biegałam radośnie kilka metrów przed nimi, co chwila zatrzymując się i odwracając, aby sprawdzić, czy za mną nadążają. Kiedy byłam pewna, że wszyscy nadal za mną idą, ponownie zaczynałam biec. W końcu doszliśmy do trenera i innych a kiedy ci zobaczyli dawnych graczy Jedenastki Inazumy, również byli w wielkim szoku, że ci się tutaj pojawili. Okazało się, że mężczyźni nie byli od dawna na żadnym obozie, dlatego planowali do nas dołączyć a poza tym pomyśleli, że mogą nam pomóc.

- Ale jak? - spytał zaciekawiony brunet, trzymając talerz z pysznie wyglądającym jedzonkiem

- Tego dowiesz się już wkrótce - odpowiedzieli i szeroko się do nas uśmiechnęli

Od długiego czasu próbuje na różne sposoby pomóc Markowi w opanowaniu Ręki Majina, jak tylko się da. W końcu musi mieć lepszą technikę na nasz mecz z Liceum Zeusa niż Boska Ręka. Jednak nadal nie widziałam u niego żadnych postępów - chłopak ciągle trenował i dawał z siebie wszystko ale jeszcze ani razu nie wykonał tej techniki i zaczynałam tracić nadzieję, że uda mu się ją opanować. A nasz Finałowy mecz z Liceum Zeusa zbliżał się wielkimi krokami... Skoro dawni gracze Jedenastki Inazumy twierdzą, że są w stanie pomóc brunetowi w opanowaniu tej techniki, będę im za to ogromnie wdzięczna. Dzięki nim Mark nauczyłby się wykonywać Rękę Majina a dzięki tej niesamowitej obronie nie będzie aż tak bardzo martwił się naszym Finałem.

~ Time skip ~

Po wspólnym posiłku - gdzie ja również dostałam coś na ząb - poszliśmy za naszymi gośćmi, którzy poprowadzili nas korytarzami do podziemnych sal, które troszkę przypominały nasze tajne centrum treningowe. Weszliśmy do jednego z pomieszczeń i na samym jego środku znajdowała się podłużna maszyna z różnymi drążkami oraz belkami. Widząc to moją pierwszą myślą było, że jest to bieżnia połączona z torem przeszkód. A kiedy nieco uważniej się jej przyjrzałam, nie byłam do końca pewna, że jest bezpieczna. Ale skoro ma pomóc mojemu właścicielowi wiem, że warto spróbować.

- A co to właściwie jest? - spytała Silvia

- To sprzęt, który powstał 40 lat temu, by pomóc zawodnikom opanować Rękę Majina - odpowiedział największy z nich

- Wygląda naprawdę bardzo dziwnie - stwierdził Mark, oglądając maszynę

- Pierwszy raz widzę coś takiego - dodał Kevin

Okazało się, że najważniejszymi rzeczami w technice Ręki Majina jest kontrola nad mięśniami nóg i brzucha a ta maszyna tak naprawdę jest świetna w ich trenowaniu. Niestety graczom z dawnej Jedenastki Inazumy nie udało się jej opanować mimo, że dawali z siebie wszystko i trenowali tu co wieczór. Brunet z szerokim uśmiechem na twarzy patrzył na naszego trenera, który kiwnął głową i mówiąc: ,,no to wskakuj, Mark'' pozwolił, aby chłopak spróbował. Wyczuwałam od mojego właściciela nowe pokłady nadziei i wiary, że dzięki tej maszynie będzie w stanie nauczyć się Ręki Majina.

I tak właśnie się stało - Mark wszedł na maszynę stając na ,,starcie'' a Kevin, Jude, Axel i Erik stanęli przy korbkach po obu stronach wielkiego urządzenia. Ich zadanie polegało na tym, że mieli kręcić korbkami, dzięki czemu cała maszyna zacznie działać. Jednak kiedy chłopak dał im znak, że mogą zaczynać maszyna ani drgnęła - okazało się, że przez 40 lat wszystko zardzewiało a słysząc te słowa oklapły mi uszy. Mężczyzna, który wpuścił mnie i Marka do szkoły pogłaskał mnie pocieszająco po głowie i powiedział, abym się tym nie martwiła, ponieważ ma smar, dzięki któremu chłopakom powinno się znacznie lepiej kręcić. Udało się! Chłopcy zaczęli kręcić korbkami z całych sił a maszyna w końcu zaczęła działać.

Kiedy zrozumiałam na czym ma polegać to ćwiczenie zdziwiłam się, że trening ten będzie dla Marka niezwykle prosty. Wystarczyło ze ,,startu'', na którym obecnie przebywał chłopak przejść po ruchomym pasie na jego koniec, tak zwaną ,,metę''. W teorii brzmiało to naprawdę bardzo łatwo - niczym zjedzenie psiego ciasteczka. Jednak w praktyce to zadanie wcale takie proste nie było... Kiedy drążki zaczęły się kręcić a pas zachowywać się jak bieżnia dotarło do mnie, że to ćwiczenie nie będzie takie proste jak myślałam na samym początku. Brunet zaczął iść naprzód po ruchomym pasie, jednak za każdym razem, kiedy jakiś drążek sprawił, że się przewrócił musiał powtórzyć ćwiczenie. Na początku szło mu dość kiepsko - dostał w głowę, w brzuch a raz jeden drążek podciął go, przez co mój właściciel upadł i ponownie ,,przyjechał'' na pasie na sam początek. Tym razem do mojej głowy nie wskoczył pomysł, aby przerwać jego trening. Wiedziałam, że to zadanie nie jest przyjemne i z całą pewnością chłopak nieźle obrywał ale liczyłam na to, że ta maszyna naprawdę pomoże Markowi w opanowaniu Ręki Majina. A jeśli teraz przeszkodziłabym chłopakowi, ten mógłby jej nie opanować... Dlatego nie mogę tego przerwać a w zamian mogę z całego serca go wspierać.

Lecz w pewnym momencie maszyna stanęła i pomyślałam sobie, że ponownie potrzeba dodać smaru, jednak tym razem chodziło zupełnie o coś innego. Mianowicie Kevin, Jude, Axel i Erik byli zmęczeni i nie mieli już sił, żeby dalej kręcić korbkami. Dlatego do tego zadania upomniała się reszta drużyny, która również chciała dać coś od siebie i pomóc chociaż w małym stopniu mojemu właścicielowi. Bardzo się starali a dziewczyny nie stały z boku, tylko także wzięły się do pracy! Miały ciężko - w końcu nie miały tyle siły ale najważniejsze było, że próbowały. Czasem bardziej liczy się gest niż samo wykonanie danej pracy.

~ Time skip ~

Po dwóch godzinach ostrego, trudnego treningu na maszynie, Markowi w końcu udało się dostać na ,,metę''. Kiedy chłopak tego dokonał, każdy zaczął radośnie krzyczeć, szeroko się uśmiechać i wiwatować. Ja również byłam przeszczęśliwa i bardzo dumna z bruneta, że ten mimo trudności nie poddał się a walczył dalej - dzięki czemu pokonał maszynę! Byłam tak bardzo szczęśliwa, że nie mogąc wytrzymać wskoczyłam do mojego właściciela z jedną różnicą. Wskoczyłam na stronę ,,startu'' i nie myśląc nad tym długo zaczęłam iść do przodu, zwinnie omijając wszystkie przeszkody. W końcu udało mi się dojść do mojego właściciela. Oparłam przednie łapy o jego klatkę piersiową i - wesoło machając ogonem - zaczęłam lizać go po twarzy, co wywołało szeroki uśmiech na twarzy bruneta. Później oboje zeszliśmy z maszyny, stając przy naszych przyjaciołach.

- Gdybym wiedział na samym początku, że Luna zrobi to za pierwszym razem i pójdzie jej to tak świetnie, z wielką chęcią zamieniłbym się z nią - powiedział Mark, na co wszyscy zaczęli się śmiać - Nie do wiary, że przeszłaś to wszystko za pierwszym razem, suniu

Radośnie zaszczekałam, zgadzając się z Markiem - ja także byłam z siebie dumna, że udało mi się przejść za pierwszym razem i to bez większego problemu. Z pewnością miałam łatwiej, ponieważ jestem psem i byłam znacznie niższa od bruneta, dlatego drążki lub belki z góry nie za bardzo mi dokuczały. Szczerze mówiąc musiałam uważać jedynie na niższe drążki i te, które znajdowały się po bokach, aby przypadkiem nie dostać w bok lub w łapy. Poza tym pas ciągle się przesuwał i uciekał mi spod łap - faktycznie można było poczuć się jak na prawdziwej bieżni! Jednak mimo malutkich kłopotów udało mi się dostać na linie ,,mety'', z czego byłam bardzo zadowolona.

Później poszliśmy do innej sali, gdzie Mark pobiegł stanąć na bramce a Jude, Axel i pan Hillman mieli za zadanie strzelić mu gola. Użyli Taranu Inazumy i kiedy brunet krzyknął ,,Ręka Majina'' mogliśmy dosłownie na ułamek sekundy zauważyć, jak na około niego znajduje się złota poświata. Czułam nosem, że mój właściciel w tej chwili jest bardzo potężny ale mimo to - kiedy dotknął dłonią piłki - poświata zniknęła i chłopak razem z piłką wpadł do bramki. Było tak za każdym razem... Kiedy Mark po raz nie wiem już który wpadł do bramki podeszłam do niego, po czym usiadłam na przeciwko i polizałam go po policzku, aby choć w małym stopniu pocieszyć. Chłopak delikatnie się uśmiechnął i pogłaskał mnie po głowie ale i tak czułam, że nie jest zbyt radosny. Następnie wróciłam do pozostałych - nie chcąc mu dłużej przeszkadzać - i usiadłam obok dziewczyn, patrząc na próby obrony przez bruneta. Axel, Jude i pan Hillman wykonali jeszcze raz Taran Inazumy a kiedy Mark zrobił to samo, ponownie nie udało mu się złapać piłki i wpadł do siatki razem z nią. Zezłościł się i uderzył pięścią w podłogę.

- Niech to! - krzyknął chłopak - Dlaczego ciągle nie umiem tego zrobić!?

- Jak pan myśli? - spytał Jude, patrząc na trenera

- Sam nie wiem - mężczyzna zaczął gorączkowo się nad tym zastanawiać - Ale wiem, że czegoś tu brakuje. Czegoś bardzo prostego ale nic konkretnego mi nie przychodzi do głowy

- Myśli pan, że coś przeoczyliśmy? - zdziwił się Sharp

- Możliwe, że technika Ręki Majina mogła być używana tylko i wyłącznie przez Davida Evansa - stwierdził trener

Słysząc te słowa w pierwszej chwili zgodziłam się z mężczyzną. Jednak po kilku sekundach namysłu stwierdziłam, że nie ma to zbytnio sensu i jest to raczej niemożliwe. W końcu Mark jest wnukiem Davida Evansa i skoro dawna legenda potrafiła wykonać Rękę Majina - to chłopak również to potrafi. Poza tym brunet ma wielką pasję i olbrzymią miłością darzy ten sport. Poświęca jej wiele czasu, ciągle trenując i doskonaląc swoje umiejętności. Bardzo ciężko trenuje, więc czemu nie miałby szans na nauczenie się tej techniki? Dodatkowo wydaje mi się, że sposób na Rękę Majina jest bardzo prosty i kiedy chłopak to zrozumie, będzie w stanie szybko się jej nauczyć. Dlatego uważam, że ta technika wyjdzie mu prędzej czy później - wystarczy tylko na nią cierpliwie zaczekać...

~ Time skip ~

Po treningu każdy bez wyjątku był zmęczony, dlatego nie chciałam zgodzić się oraz pozwolić im na to, aby wykonali dodatkowy trening. Udało mi się jakimś cudem zagnać wszystkich do kuchni, żeby zjedli coś dobrego. O mnie nie zapomnieli i także dostałam coś pysznego na ząb. Dostałam świeżą wodę oraz wspaniale smakujące mięsko, które zjadłam w kilka sekund. Kiedy każdy z nich już się najadł zauważyłam, że kierują się ponownie do maszyny, dlatego czym prędzej ponownie zagnałam wszystkich do innego pomieszczenia - tym razem zaprowadziłam ich do sali gimnastycznej, gdzie znajdowały się śpiwory, czyli miejsca do spania. Okazało się jednak, że trener Hillman, pan Mildred i pan Suffolk oraz dawni gracze Jedenastki Inazumy będą spali gdzie indziej. Pożegnali się z nami i poszli a ja usiadłam i czarnymi oczkami patrzyłam na drużynę zastanawiając się, dlaczego nie kładą się do snu. Najwyraźniej nikomu nie chciało się spać, dlatego cała drużyna postanowiła, że świetnie wykorzystają ten wieczór i będą się wspaniale bawić.

Na początku odbyło się głosowanie co pozostali chcieliby robić. Do wyboru była bitwa na poduszki lub oglądanie śmiesznych filmików, jednak większość zdecydowanie wolała walkę na poduszki - najgłośniej zaś krzyczał i głosował na tą opcję Kevin, który z wielką przyjemnością zemści się na niektórych osobach za tamtą akcje. W duchu zaśmiałam się, widząc jego entuzjazm i chęć walki. Następnie wszyscy ustawili się w jednym rządku a ja - podając im prawą, przednią łapę - wybrałam kapitanów, którymi zostali Mark i Axel. Ich zadaniem było wybrać swoją drużynę a w tym czasie ja biegałam po pomieszczeniu w poszukiwaniu poduszek, które następnie kładłam w jednym stosie pomiędzy obiema drużynami. Kiedy wszystko było już ustalone zaszczekałam trzy razy, rozpoczynając wojnę na poduszki. Okazało się, że Kevin był absolutnym mistrzem tej zabawy - co prawda brał ją troszkę zbyt poważnie zwłaszcza, kiedy sam obrywał miękką poduszką ale i tak musiałam przyznać, że radził sobie świetnie. Natomiast Timmy zbudował sobie domek z poduszek, które miały ochronić go przed pozostałymi. Niestety konstrukcja nie utrzymała się zbyt długo, gdyż wystarczyło jedynie jedno dmuchnięcie Jacka i wszystko się rozleciało - biedny Timmy! Ostatecznie wygrała drużyna, której przewodził Axel, ponieważ drużyna mojego właściciela niezbyt poradziła sobie w tej konkurencji.

Następnie zespół postanowił sobie nieco odpocząć i zagrać w butelkę - była to naprawdę słynna gra, która prawie zawsze pojawiała się na tego typu spotkaniach. Wszyscy usiedli w kole, kładąc na środku butelkę, natomiast ja usiadłam obok mojego właściciela czujnie się w nią wpatrując, aby przypadkiem nikt nie oszukiwał. Nie chciałam brać w tym udziału, ponieważ niezbyt przepadałam za tą zabawą - dlatego wolałam zająć się pilnowaniem, czy aby na pewno każdy gra fair play. Pytania oraz wyzwania były przeróżniaste i czasami nie mogłam wytrzymać ze śmiechu, patrząc na to wszystko. Niektóre z nich były naprawdę zabawne ale były też takie, które były nie do zrealizowania. Między innymi Jack dostał wyzwanie od Todda, które mówiło, że chłopak musi wykonać przewrót w przód. Na początku zielonowłosy upierał się, że jest za duży i nie potrafi tego wykonać, jednak w końcu zgodził się i wykonał dobry - jak na jego możliwości - przewrót w przód. Jednak zrobił go idealnie w miejscu, w którym siedzieliśmy, przez co wszyscy wywróciliśmy się niczym przewrócone kręgle na kręgielni. Natomiast Jude dostał fantastyczne wyzwanko od Marka, który powiedział, że chłopak ma udawać pacjenta, który uciekł ze szpitala psychiatrycznego. Mimo, że Sharp mówił, że tego nie zrobi, ostatecznie pobiegł do drugiego pomieszczenia, gdzie znajdowali się pozostali i zaczął krzyczeć. My na sali gimnastycznej nie mogliśmy się powstrzymać i turlaliśmy się po podłodze ze śmiechu tak bardzo, że prawie wszystkich rozbolały brzuchy.

- Trener i pozostali patrzyli na mnie takim wzrokiem, jakby mówili ,,Jude, zdecydowanie zjadłeś za dużo kolorowych pianek'' - poskarżył się chłopak, na co drużyna ponownie wybuchnęła śmiechem

- Ale pasowałeś do tej roli - odezwał się Mark pomiędzy falami śmiechu

- Zobaczymy, czy ty też będziesz się tak śmiał jak butelka wskaże ciebie - burknął Sharp ale i tak każdy widział, że takie wyzwanie mu się podobało

- Powodzenia - brunet szeroko się uśmiechnął patrząc, jak jego przyjaciel kręci butelką, która po chwili wskazała właśnie mojego właściciela

- Więc co byś chciał, kapitanie? - spytał były kapitan Królewskich zacierając ręce z szaleńczym uśmiechem - Wolisz pytanie? A może wyzwanie?

- Zdecydowanie pytanie nasz szalony strategu - zdecydował szybko Mark zapewne modląc się w duchu, aby było to coś prostego

- Zatem niech pomyślę... - zaczął Jude udając, że myśli nad bardzo trudnym pytaniem, dodatkowo patrząc nam w oczy - Czy jest tu jakaś dziewczyna, która ci się podoba?

Na te słowa Silvia i Nelly momentalnie się zarumieniły, po czym spuściły wzrok w podłogę. Natomiast mój właściciel nie dał po sobie poznać, że stresuje się tym pytaniem i odpowiedzeniem na nie. Jednak nie wyczuwałam od niego żadnego spięcia czy zdenerwowania a to znaczyło, że chłopak niezbyt przejmował się tym pytaniem. Odpowiedział, że jest to jedno z trudniejszych pytań i opanowanie Boskiej Ręki przyszło mu już z większą łatwością, co oczywiście rozbawiło pozostałych. A po chwili dodał, że odpowiedź na to pytanie zna tylko i wyłącznie jego serce, po czym używając różnych słów zmylił wszystkich tak, że ostatecznie w połowie odpowiedział na swoje pytanie nie mówiąc wprost, czy w tym pomieszczeniu znajduje się taka dziewczyna.

Ostatnią zabawą przed snem miało być opowiadanie strasznych historii. Nadal siedzieliśmy w kółku a ja położyłam się obok mojego właściciela, opierając pyszczek na jego kolanach. Nie lubiłam strasznych opowieści, ponieważ po każdej z nich miałam okropne senne koszmary, które były tak realistyczne iż myślałam, że są naprawdę. Podobnej myśli były dziewczyny, które piszczały i zamykały ze strachu oczy, kiedy tylko usłyszały jakiś straszny dźwięk. A kiedy ja usłyszałam pewien dźwięk - szuranie, odgłos wydający przez sowę lub przejeżdżający samochód - wtulałam się w chłopaka. Brunet za każdym razem głaskał mnie uspokajająco po głowie i szeptał mi do ucha, że jest to tylko zmyślona opowieść i nie mam się czego bać. Gdy ktoś opowiadał straszną historię trzymał przed swoją twarzą zapaloną latarkę, która wcale nie pomagała mi się uspokoić - ich twarze były wtedy jeszcze bardziej przerażające.

- ... i tak oto codziennie nawiedzał przydrożną kapliczkę - skończył swoją opowieść Steve

- Było naprawdę strasznie - odpowiedziała Celia drżącym głosem

- Aha - kiwnęła głową Silvia

- Teraz ja coś opowiem - dorzucił swoje trzy grosze Kevin - Mam taką historię, że nie zaśniecie przez najbliższy tydzień - wziął latarkę od Steve'a a następnie przysunął ją do swojej twarzy

- Nie opowiadaj jej - pisnęły dziewczyny, jednak różowowłosy nic sobie z tego nie robiąc, zaczął opowiadać

- Historia nosi tytuł ,,Wycie na boisku''. Pewna drużyna piłkarska codziennie przychodziła na boisko, które znajdowało się w środku lasu, aby odbyć swój codzienny trening. Pewnego dnia pogoda niezbyt sprzyjała grze ale nie zważając na ten nieistotny element, wszyscy wybrali się na boisko. Jak zwykle zaczęli trening, gdy nagle zerwała się straszliwa burza i każdy bez wyjątku zaczął uciekać do swoich domów. Kiedy jeden z nich dotarł na miejsce cieszył się, że udało mu się dostać w chwili, kiedy burza właśnie zaczynała się rozkręcać - mówił Kevin, na co pozostali siedzieli ze spokojnym wyrazem twarzy - W środku nocy chłopak przebudził się i rozglądając się po pokoju zorientował się, że nie wziął z boiska swojej piłki. Dlatego wstał z łóżka, wziął z biurka latarkę, założył na siebie kurtkę i wybiegł z domu w samym środku nocy, gnając ile sił w nogach na boisko. W końcu udało mu się dobiec na miejsce i zobaczył, że piłka toczy się po boisku. Na początku myślał, że był to po prostu wiatr, który wiał i poruszał piłką. Jednak po chwili namysłu stwierdził, że było to niemożliwe i drżącymi rękoma wyjął latarkę z kieszeni kurtki, po czym włączył ją i zaczął świecić w tamtym kierunku. Okazało się, że piłką bawił się pewien duży, kudłaty, czarny niczym smoła pies z krwistoczerwonymi oczami. Chłopak powoli krok za krokiem szedł w jego stronę, chcąc odebrać swoją własność robiąc to tak, żeby nie przestraszyć ani nie sprowokować zwierzęcia. Lecz kiedy zbliżył się wystarczająco blisko, czarny pies zauważył go i zaczął groźnie warczeć, pokazując wszystkie biały zęby i bardzo ostre kły. Nie spuszczając z oczu z chłopaka położył łapę na piłce, chcąc pokazać mu, że już należy do niego. Chłopak z przerażonym wyrazem twarzy powoli wycofał się na ścieżkę, po czym puścił się biegiem do swojego domu. Jednak w połowie drogi usłyszał dźwięk, który mroził krew w żyłach... Usłyszał wycie! - i właśnie w tym momencie Nathan zaczął głośno wyć a te osoby, które były najbliżej niebieskowłosego, podskoczyły z przerażenia

- To nie było śmieszne! - krzyknęła przerażona granatowłosa

- Właśnie - zgodziły się z nią Silvia i Nelly a Kevin zaś kontynuował

- Chłopak zatrzymał się i z mocno bijącym sercem odwrócił się myśląc, że zobaczy za sobą wielkiego, czarnego psa. Jednak nikogo nie zobaczył, dlatego zaczął biec ile sił w nogach do swojego miejsca zamieszkania. W końcu wpadł do środka i od razu udał się do swojego pokoju, po czym padł na łóżko i niemal natychmiast zasnął... - różowowłosy zrobił krótką pauzę, po czym mówił dalej - Następnego zaś dnia obudził się myśląc, że był to jedynie senny koszmar. Razem ze swoją drużyną udał się na boisko, aby rozpocząć trening. Rankiem ścieżkę owijała mgła, która utrudniała widoczność. I w pewnym momencie cały zespół usłyszał to samo straszliwe wycie, co chłopak w środku nocy. Wycie przybierało na sile i stawało się coraz głośniejsze zupełnie tak, jakby ten okropny stwór był coraz bliżej nich, po czym nagle ucichło - Kevin zgasił latarkę, przez co w sali gimnastycznej zapanowały egipskie ciemności, po czym włączył ją, mając przy tym straszny wyraz twarzy - I wtedy znowu go usłyszeli! Wycie było tym razem cichsze, dlatego wszyscy zgodnie stwierdzili, żeby pójść za strasznym dźwiękiem. A im dalej szli, wycie ponownie stawało się coraz głośniejsze i przerażające. Cała drużyna dotarła do jaskini, której wejście zostało zasypane kamieniami a właśnie spod tych kamieni wystawały dwie przednie łapy i wielki kieł... A kiedy się odwrócili, chcąc uciekać biegł na nich wielki, biały kształt z krwistoczerwonymi oczami i czarnymi kłami, zabijając i rozlewając krew wszystkich, których zdołał schwytać. Od tej pory w lesie co noc słychać przerażające wycie czarnego psa, który zabija kolejnych ludzi, jeśli tacy znajdą się na jego terytorium. Zdobył pseudonim ,,Czarny Kieł''...

W środku tej strasznej opowieści wtuliłam się mocno w chłopaka, drżąc na całym ciele. Okropnie się bałam, gdyż historia ta naprawdę była bardzo straszna i nie tylko ja byłam tego zdania - dziewczyny były równie przerażone co ja a tuląc się nawzajem chciały sprawić, aby strach odleciał od nich gdzieś daleko stąd. Nawet Jude i Axel wyglądali na niego przestraszonych mimo, że pozostałe opowieści nie zrobiły na nich większego wrażenia. Na całe szczęście nikt nie chciał już opowiadać czegoś podobnego, dlatego każdy udał się do swojego śpiwora, aby odpocząć po wyczerpującym dniu. Położyłam się obok mojego właściciela, opierając pyszczek na przednich łapach i próbowałam zasnąć. Mimo, że byłam bardzo zmęczona po całym dniu stało się dokładnie tak, jak myślałam - nie byłam w stanie zasnąć, ponieważ w głowie krążyły mi wszystkie straszne historie, które dziś usłyszałam. Wszystkie z nich zdały egzamin na piątkę z plusem i to właśnie dzięki nim nie byłam w stanie zasnąć. Zwłaszcza po ostatniej straszliwej opowieści, która moim zdaniem była najstraszniejsza ze wszystkich. I musiałam przyznać Kevin'owi, że miał rację - naprawdę nie zaśniemy przez najbliższy tydzień...

W następnej części:

* Czy Lunie przyśni się senny koszmar?

* Czy Mark uzna, że obóz treningowy jednak nie był stratą czasu i będzie z niego zadowolony?

* Czy coś złego stanie się podczas samotnego spaceru Luny?

❤️⚽❤️ ~~~~~~ ❤️⚽❤️

6686 słów

❤️⚽❤️ ~~~~~~ ❤️⚽❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top