23. Nieziemski Rywal! ✔️
Tego dnia mój właściciel postanowił wyjątkowo wcześnie wstać - powiedział mi, że czym wcześniej wstaniemy, tym więcej czasu będziemy mieli na trening do naszego Finałowego meczu z Liceum Zeusa. Po porannej toalecie wykonanej przez bruneta poszliśmy do kuchni, gdzie chłopak nalał mi do miski świeżej wody i wsypał troszkę psiego jedzonka do drugiej miski. Zaczęłam jeść swoje śniadanko a Mark usiadł przy stole, czekając na swoją mamę. Kobieta jednak dołączyła do nas parę minut później. Kiedy weszła do pomieszczenia na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie - zapewne myśląc, że chłopak jeszcze śpi poszła do jego pokoju, aby go obudzić a kiedy go nie znalazła, wróciła tutaj. Później jego mama wzięła się za smażenie boczku, które było dla mnie istnym strzałem w dziesiątkę. Siedziałam przy jej nodze, patrząc błagalnym wzrokiem na patelnię, na której owe pyszności się znajdowały. Na spróbunek dostałam kawałek pysznego boczku, który wręcz rozpływał mi się w pyszczku a następnie położyłam się pod stołem na wypadek, gdyby Markowi przez przypadek upadł jeszcze pyszny smaczek. Po zjedzeniu pysznego posiłku, chłopak podziękował za niego swojej mamie, po czym wyszliśmy z domu, kierując się do szkoły. Po drodze spotkaliśmy Silvię z którą się przywitaliśmy.
- Dobry - przywitał się Mark a ja podałam łapę dziewczynie, aby również się z nią przywitać
- Cześć, co tam sły... - nie zdążyła dokończyć, ponieważ brunet pobiegł do szkoły, ta zaś westchnęła i popatrzyła na mnie - Pewnie też zaraz pobiegniesz, mam rację? - na co radośnie zaszczekałam - Biegnij suniu, spotkamy się później
Polizałam ją po dłoni a następnie pognałam za Markiem, który zaczynał znikać mi z pola widzenia. Na szczęście udało mi się go dogonić bez większego problemu i razem weszliśmy do naszego tajnego centrum treningowego. Poszliśmy do jednej z sal, gdzie na przeciwko bramki znajdowała się maszyna wystrzeliwująca piłki. Chłopak z uśmiechem zajął swoją ulubioną pozycję a ja usiadłam pod ścianą, patrząc na jego trening. Mimo, że widziałam tą maszynę już wcześniej, nadal się do niej nie przekonałam. Moim zdaniem była zbyt niebezpieczna, jednak Mark wytłumaczył mi, że taki trening z całą pewnością pomoże mu i nic mu się nie stanie. Dlatego z takim zapewnieniem grzecznie siedziałam przy ścianie, nie przeszkadzając mu w treningu. Jednak po jakimś czasie piłki zaczęły lecieć zdecydowanie za szybko i zbyt często, co nie do końca mi się podobało, dlatego wzięłam sprawę we własne łapy. Podeszłam do maszyny, po czym oparłam się o nią przednimi łapami. Na początku uważnie patrzyłam na wszystkie guziki a kiedy zauważyłam czerwony pomyślałam, że to wyłącznik, dlatego nacisnęłam go prawą łapą - maszyna wyłączyła się a ja usiadłam obok niej.
- Luna ale ja muszę trenować - powiedział brunet i wstał a następnie wytarł czoło z potu - Proszę, włącz maszynę - a kiedy tego nie zrobiłam, powiedział ostrzejszym tonem - Luna, włącz ją w tej chwili
Nic sobie nie robiąc z jego słów nadal siedziałam, patrząc na niego czarnymi oczkami. Chłopak był chyba na mnie troszkę zły, jednak była to po części jego wina - mógł ustawić maszynę na łatwiejszy poziom, abym tak bardzo nie musiała się o niego martwić. Brunet polecił mi ostatni raz, abym włączyła maszynę a kiedy tego nie zrobiłam, zaczął iść w moim kierunku. Dlatego westchnęłam w duchu i chcąc nie chcąc ponownie oparłam się przednimi łapami o maszynę i zauważywszy zielony guzik nacisnęłam go prawą, przednią łapą. Maszyna ponownie zaczęła działać i kiedy Mark był niedaleko jej, ta wystrzeliła piłkę, którą chłopak złapał. Jednak siła pędzącej piłki była tak duża, że i tak odrzuciła bruneta do tyłu. Maszyna sama z siebie zatrzymała się a ja podeszłam do bruneta w chwili, kiedy do środka wszedł Steve i tak się złożyło, że doszliśmy do Marka w tym samym czasie.
- Cześć Mark - powiedział a mnie pogłaskał po głowie na powitanie - Co tak właściwie robisz?
- Widzisz Steve, według notatek dziadka Ręka Majina ma swoje źródło tutaj - pokazał na swoje serce - Więc chciałem poćwiczyć mięśnie klaty
- A nie pomyślałeś o tym, że jemu raczej chodziło o serce? - spytał Steve
- Słuszna uwaga! - ucieszył się mój właściciel i szybko się podniósł - Może tu chodzi o wytrzymałość! - i z tym radosnym okrzykiem wybiegł z sali treningowej, kierując się niewiadomo gdzie
Patrzyłam w kierunku, w którym odbiegł a po chwili maszyna ponownie sama z siebie zaczęła działać. Steve nieco przerażonym wzrokiem patrzył na pędzące w jego stronę piłki, lecące z niewiarygodną szybkością. Nie myślałam zbyt dużo a następnie skoczyłam radośnie do przodu, przednimi łapami odbijając piłki na boki. A kiedy byłam blisko maszyny skoczyłam w bok, po czym oparłam się o nią przednimi łapami i wcisnęłam czerwony guzik, który ją wyłączył. Następnie popatrzyłam na Steve'a, który pomachał mi z uśmiechem, dziękując za ratunek. W odpowiedzi radośnie zaszczekałam i zamachałam ogonem, po czym wybiegłam z centrum treningowego, szukając wzrokiem mojego właściciela - niestety nigdzie go nie widziałam. Wiedziałam, że z całą pewnością nie jest zbyt daleko, dlatego nie było sensu używać swojej super mocy. Z nosem tuż przy ziemi zaczęłam go szukać, co oczywiście udało mi się po paru minutach. Podbiegłam do niego, machając ogonem i usiadłam na przeciwko chłopaka patrząc, co tym razem zamierzał zrobić. Siedział przed miską w której była woda. Co jakiś czas zanurzał w niej twarz, po czym wyjmował po kilkunastu sekundach nie mogąc dłużej wytrzymać. Kiedy wyjął twarz po raz kolejny spojrzałam na niego z lekko przekręconą głową.
- Może Steve miał rację. Może tu trzeba wzmocnić swoje serce - wyjaśnił, widząc mój zamyślony wyraz pyszczka i ponownie zanurzył twarz w misce z wodą
Dołączył do nas także Jim, który podpowiedział mojemu właścicielowi, że może jego dziadkowi chodziło o kontrolowanie oddechu. Ten pomysł tak bardzo spodobał się Markowi, że od razu zaczął trenować w ten sposób. I mnie taki trening bardzo się spodobał - był prosty i nie wymagał zbyt wiele siły a przede wszystkim był bardzo bezpieczny. A kiedy chłopak skończył trening oddechowy, dołączył do reszty drużyny, aby rozpocząć trening. Natomiast ja przywitałam się z każdym z zawodników, później przywitałam się z dziewczynami a na koniec położyłam się u ich stóp i patrzyłam na boisko.
- Nasi chłopcy bardzo ostro trenują - powiedziała Silvia
- Ale i tak nie widać u nich żadnych postępów - odparła smutno Celia - Naprawdę zaczynam się martwić nadchodzącym Finałem. Z nerwów aż mnie skręca w żołądku
- Serio? - spytała Nelly
- Okropnie się stresuje - wyjaśniła granatowłosa
Córka dyrektora uważała, że treningi drużyny nie mają żadnego sensu - w końcu nikt nie wie co będzie w Finale, dlatego nie wiemy jak prawidłowo się do niego przygotować. W odpowiedzi Celia stwierdziła, że Nelly nie chce, abyśmy wygrali z Liceum Zeusa. Z całą pewnością była to nie prawda i nie miałam pojęcia, skąd granatowłosej wpadł do głowy taki niedorzeczny pomysł. Nelly chciała wygrać ten mecz tak jak i my - nie miałam co do tego najmniejszych wątpliwości. Jednak pomysłem, który bardzo mi się spodobał był pomysł Silvii, która zaproponowała, aby wesprzeć chłopaków. A w końcu nic tak dobrze nie doda sił jak smakowite kulki ryżowe! Dlatego dziewczyny od razu udały się do domku klubowego, natomiast ja jeszcze chwilę leżałam w tym samym miejscu, uważnie obserując boisko i wszystkich zawodników. A kiedy upewniłam się, że wszystko jest w porządku, wstałam na równe łapy i zaczęłam iść w kierunku domku klubowego, aby dołączyć do dziewczyn.
Kiedy weszłam do środka okazało się, że wszystko było już pięknie przygotowane. Każda z dziewczyn miała na sobie fartuszek i była gotowa do pracy. Silvia i Celia pokazywały Nelly jak prawidłowo przygotować kulkę ryżową. Dziewczynom kulki bardzo ładnie wychodziły a ja dostałam nawet jedną z nich na spróbunek. Kulka miała ładny kształt a przede wszystkim była pyszna i bardzo smaczna. Jednak córce dyrektora nie poszło zbyt dobrze... Kiedy ciepły ryż dotknął jej dłoni, dziewczyna zaczęła machać nią na wszystkie strony świata - oczywiście od razu zabrałam się do pracy, skacząc po pomieszczeniu, próbując łapać w locie ryż, aby dziewczyny miały mniej do sprzątania. Skoro plan A nie zadziałał, zielonowłosa pokazała Nelly plan B. Mając na myśli plan B pokazała jej technikę Dwóch Miseczek, która miała jej pomóc w robieniu kulek ryżowych. I takim właśnie sposobem dziewczyny przygotowały masę pysznego jedzonka dla naszej cudownej drużyny. O mnie jednak nie zapomniały i każda z nich dała mi swoją kulkę do zjedzenia a moim zadaniem było wybrać, która jest najlepsza. Na początku dostałam kulkę od Celii, która była smaczna jednak nie do końca była taka, jak sobie wymarzyłam. Kulka numer dwa była od Silvii - jej kulka była wręcz idealna i muszę przyznać, że w życiu nie jadłam tak pysznej kulki jak ta. Natomiast kulka ryżowa od Nelly była bardzo słona - nawet za bardzo - i niekoniecznie mi smakowała. Od razu wybiegłam na zewnątrz, szukając miski z wodą, która na całe szczęście nadal tu była. Podeszłam do niej, wypijając połowę naczynia ciesząc się, że woda przesunęła słonawą kulkę do mojego żołądka.
- Która najbardziej ci smakowała, suniu? - spytała Silvia, podchodząc do mnie razem z dziewczynami
- Która jest najlepsza? - dopytywała Celia
Od samego początku wiedziałam, która kulka jest najlepsza i która dziewczyna otrzyma pierwsze miejsce. Podeszłam do zielonowłosej i usiadłam przed nią, po czym podałam jej swoją prawą, przednią łapę na znak zwycięstwa. A kiedy zwycięzca naszego małego konkursu został wybrany, dziewczyny weszły do domku klubowego, wychodząc po paru minutach z tacami pełnymi pysznego jedzonka. Wróciłyśmy do chłopaków a Silvia i Celia położyły tace na ławce, po czym zawołały chłopaków na małe co nieco. Drużyna z prędkością światła pojawiła się przed nami, słysząc wzmiankę o jedzeniu i w chwili, kiedy Mark jako pierwszy chciał się poczęstować, Nelly pacnęła go w wierzch dłoni. Tym razem nie warknęłam na nią jak poprzednim razem, kiedy ktoś był nie miły dla mojego właściciela. Zgadzałam się z dziewczyną, która oznajmiła, że najpierw trzeba umyć ręce. W tamtej chwili cieszyłam się, ponieważ byłam psem a każdy wie, że psy nie muszą myć łap, aby dostać pyszny posiłek. Drużyna pobiegła w kierunku szkolnych łazienek, chcąc umyć ręce a po chwili zatrzymali się. Widząc tą scenkę w duchu zaczęłam tarzać się po ziemi ze śmiechu. Jude wracał do nas wycierając dłonie, które zapewne zdążył umyć już wcześniej wiedząc, jaki jest ,,koszt'' zjedzenia kulek ryżowych. Jednak po paru minutach każdy z drużyny umył ręce i każdy z nich otrzymał smakowite przekąski - ja także.
~ Time skip ~
Wracamy sobie obecnie do ciepłego domku razem z moim właścicielem, idąc razem z Axelem, Nathanem oraz Erikiem. Jako pierwszy pożegnał się z nami blondyn, który oznajmił, że musi jeszcze odwiedzić jedno miejsce a następnie zaczął podążać w tamtym kierunku. Od razu domyśliłam się, gdzie chłopak zmierza - doskonale pamiętałam, że tą drogą można dojść do szpitala, więc blondyn z całą pewnością szedł odwiedzić swoją młodszą siostrę. Spojrzałam na Marka a potem na Axela i cicho zaszczekałam mając nadzieję, że brunet zrozumie o co mi chodziło. Na szczęście załapał bez żadnego problemu i pokiwał głową z uśmiechem, po czym powiedział, że mogę iść razem z chłopakiem pod dwoma warunkami. Pierwszy: muszę pilnować się Axela a drugi: muszę cała i zdrowa wrócić do domu. Usłyszawszy obydwa warunki zaszczekałam, zgadzając się na nie a następnie pobiegłam za blondynem. Chwilę później szliśmy już równym krokiem.
- Chcesz iść razem ze mną piesku? - spytał chłopak, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem a kiedy zaszczekałam, blondyn uśmiechnął się jeszcze szerzej - Cieszę się, będę miał towarzystwo. Ale później wrócisz do domu cała i zdrowa, tak?
Zaszczekałam raz jeszcze a następnie poszliśmy do szpitala. Po drodze chłopak opowiadał mi, że z całego serca chciałby, aby jego siostra w końcu odzyskała przytomność. Polizałam go po dłoni dla otuchy również mając taką nadzieję. A kiedy doszliśmy do budynku, weszliśmy do środka i tym razem recepcjonistka nie miała problemu z wpuszczeniem mnie do szpitala. Zapewne kojarzyła mnie i nie zwracała już na mnie uwagi wiedząc, że będę grzeczna i nie narobię bałaganu. Z Axelem od razu zmierzaliśmy korytarzem idąc do sali, w której leżała nieprzytomna dziewczynka. Blondyn otworzył drzwi, kiedy doszliśmy na miejsce a ja machając ogonem weszłam jako pierwsza - chłopak wszedł zaraz za mną.
- Wybacz mi spóźnienie - powiedział, zamykając drzwi - Mieliśmy bardzo ciężki trening a to jest Luna. Przyszła do ciebie parę razy... - podeszliśmy bliżej a ja delikatnie polizałam Julię po małej rączce - Wiesz Julio, czeka mnie kolejny Finał Mistrzów Strefy Footballu. Minął cały rok i znowu zagram na tym boisku. Ale tym razem wygram mecz - zrobił krótką pauzę - Mark, ten chłopak, o którym ci tyle opowiadałem próbuje opracować nową technikę obrony i bardzo ciężko trenuje. Proszę cię, za niego też trzymaj kciuki. Przyda mu się każde wsparcie
W sali Julii posiedzieliśmy jeszcze sporo czasu - podczas naszej wizyty blondyn opowiadał swojej siostrze bardzo dużo różnych informacji. Przeczytał jej również książeczkę, która leżała na stoliczku obok łóżka. Byłam pod wielkim wrażeniem w jaki sposób mówi do dziewczynki - zachowywał się jak prawdziwy super starszy brat. A kiedy Axel spojrzał na zegar i zorientował się, która jest godzina, pożegnaliśmy się z Julią, po czym wyszliśmy z sali a następnie ze szpitala. Chłopak pogłaskał mnie po głowie i powiedział, abym cała i zdrowa dotarła do domu, po czym sam udał się w drogę powrotną do swojego miejsca zamieszkania. Dlatego kiwnęłam po psiemu głową i pobiegłam do swojego właściciela. Po kilkunastu minutach byłam już na miejscu i zaczęłam drapać w drzwi oraz szczekać, aby brunet wpuścił mnie do środka. Gdy tak się stało, udałam się do kuchni - napiłam się troszkę wody i zjadłam kolację - po czym pobiegłam do pokoju chłopaka. Wskoczyłam na łóżko, zrobiłam parę kółek wokół własnej osi i położyłam się na miękkim łóżku, opierając pyszczek na przednich łapach i po chwili zasypiając...
~ Time skip ~
Tego ranka mój właściciel także wcześnie wstał - nawet wcześniej ode mnie. Od razu udał się do łazienki wziąć poranny prysznic a ja spokojnym krokiem poszłam do kuchni, gdzie przywitałam się z mamą chłopaka a następnie usiadłam przed swoimi miskami, czekając na posiłek. Kobieta zaśmiała się i nalała świeżej wody, po czym do drugiej z misek wsypała odmierzoną ilość psiej karmy. Zaczęłam zjadać pyszne śniadanko a po chwili dołączył do mnie Mark, który również przywitał się ze swoją mamą, po czym usiadł przy stole, otrzymując własne śniadanie. A po pysznym posiłku udaliśmy się pod Wieżę Inazumy.
W końcu codzienny trening z oponą musiał się odbyć a do mojego właściciela dołączyli również Axel, Jude i Erik. Chłopcy rozmawiali ze sobą na różne tematy - głównie na temat naszego Finałowego meczu z Liceum Zeusa. Później Mark zaczął trenować z oponą i tak minął nam praktycznie cały dzień. Brunetowi na ciągłym i ciężkim treningu a mnie na leżeniu na ławce i obserwowaniu chłopaka. Czasami gdy widziałam jak upada, kiedy dostawał w twarz oponą, miałam ochotę podbiec do niego a następnie zrobić wszystko co tylko mogę, aby przestał. Jednak dobrze wiem, że brunet musiał trenować - inaczej nigdy nie opanuję Ręki Majina.
W połowie dnia chłopcy pożegnali się z nami a następnie poszli do swoich domów. Patrzyłam za nimi nieco smutnym wzrokiem, ponieważ oni jako jedyni mogli sprawić, aby mój właściciel zrobił sobie przerwę. A skoro ich tu nie ma, na placu boju zostałam sama a samej na pewno nie uda mi się sprawić, aby Mark zrobił sobie choć króciutką przerwę. Natomiast pod wieczór mój nos oznajmił, że przygląda się nam mama chłopaka. Rozejrzałam się na wszystkie strony i w końcu ją zauważyłam - stała przy barierce ze zmartwionym wyrazem twarzy i patrzyła na trening Marka. Z całą pewnością martwiła się o niego tak jak ja. Była w końcu jego mamą i nie chciała, aby stała mu się jakakolwiek krzywda.
W końcu brunet skończył trenować a widząc to, kamień spadł mi z serca. Jego mama ciągle stała w tym samym miejscu i zapewne na nas czekała. Dlatego podbiegłam do mojego właściciela i zębami chwyciłam kawałek jego koszulki, po czym zaczęłam ciągnąć go w kierunku, w którym stała kobieta. Na początku Mark stawiał opór a kiedy zobaczył swoją mamę, sam zaczął do niej iść - dzięki temu mogłam go puścić. Razem podeszliśmy do kobiety a brunet przytulił ją, zapewne witając się z nią. Ja także nadstawiłam głowę pod jej dłoń, aby mnie pogłaskała a kiedy tak się stało, całą trójką poszliśmy do domu, gdzie chłopak w końcu będzie mógł sobie porządnie odpocząć...
~ Time skip ~
Następnego dnia tym razem Mark nie dał rady wcześnie wstać - wstał znacznie później i wyglądał na bardzo zmęczonego. Mimo, że udało mu się dojść do kuchni - bez przebierania się i porannego prysznica - siedział ledwo żywy przy stole. Niestety jego głowa spoczywała na nim i słysząc ciche chrapanie domyśliłam się, że chłopak uciął sobie krótką drzemkę. Na szczęście z odsieczą przyszła jego mama, która spytała go, czy lubi grać w piłkę nożną. Brunet od razu się obudził i ożywił! Była w końcu mowa o jego ulubionym sporcie i odpowiedział kobiecie, że uwielbia grać w piłkę ale wie, że ona nie jest tym zachwycona. Dlatego jego mama powiedziała mu pewną wskazówkę, którą słyszała od Davida Evansa i która mogła pomóc Markowi w nauczeniu się Ręki Majina - powiedziała, że jeśli dobry bramkarz ustawi swój środek ciężkości poniżej pasa i mocno osadzi stopy, nikt mu nie strzeli bramki. Skoro tak mawiał dziadek chłopak, z całą pewnością było w tym ziarnko prawdy.
Dopiero później brunet zjadł przygotowane przez kobietę śniadanie a mi wsypał do miski psie jedzonko. W końcu ja również musiałam zjeść pożywny posiłek, skoro będę cały dzień pomagać mojej ukochanej drużynie. A zaraz po śniadaniu z przyjemnością odprowadziłam swojego właściciela do szkoły. Po drodze chłopak z uśmiechem na twarzy opowiadał mi, że bardzo cieszy się z decyzji swojej mamy i muszę przyznać, że widząc jego uśmiechniętą twarz byłam przeszczęśliwa. Później pożegnałam się z Markiem i pobiegłam prosto do restauracji naszego trenera, aby sprawdzić co u niego słychać. I kto wie, może znajdzie się dla mnie jakieś pyszne mięsko.
Po drodze spotkałam mnóstwo różnych ludzi - ci, którzy mnie znali szeroko się do mnie uśmiechali i machali do mnie. Czasami zatrzymywałam się, aby mogli mnie pogłaskać a w odpowiedzi machałam ogonem, przymykając oczy z radości. Od niektórych ludzi dostawałam także pyszne psie ciasteczka, które otrzymywałam po wykonaniu jakiejś sztuczki. Między innymi podawałam łapę, turlałam się lub robiłam ,,zdechł pies'', za co dostawałam pyszne smakołyki. Każdy był uśmiechnięty i zadowolony, więc ja także byłam - cieszyłam się, że mogłam swoją osobą wywołać uśmiech na czyjejś twarzy.
Za nim jednak poszłam do restauracji Rai Rai i pana Hillmana zajrzałam do parku, aby przywitać się z puchatymi wiewiórkami. Zaczęłam z nosem tuż przy ziemi szukać jednej z nich aż w końcu ją zauważyłam - siedziała sobie i w łapkach trzymała orzeszek. Podeszłam do niej i stanęłam nad nią a kiedy małe zwierzątko zobaczyło mój cień powoli się odwróciło, po czym pisnęło i zaczęło uciekać. Nie mogłam się powstrzymać i ruszyłam w pościg, goniąc rudawą wiewiórkę. Tym razem stało się zupełnie tak samo jak poprzednim razem. Zwierzątko zdążyło uciec na drzewo i usiadło na gałęzi na tyle wysoko, że nie mogłam do niej doskoczyć. Oparłam się przednimi łapami o drzewo i patrząc na nią, zaczęłam głośno szczekać. Po chwili na gałęzi niewiadomo skąd zjawiły się następne wiewiórki, które były uzbrojone w małe orzeszki. Rudawe stworzonka zaczęły we mnie nimi rzucać a ja odsunęłam się niemal natychmiast od drzewa, szczeknęłam ostatni raz, po czym pobiegłam do restauracji pana Hillmana. Zaczęłam drapać w drzwi, aby mężczyzna mnie wpuścił a kiedy tak się stało, wesoło machając ogonem weszłam do środka.
- Witaj Luna - kucharz uśmiechnął się, kiedy mnie zobaczył - Co tu robisz? Nie powinnaś przebywać z Markiem i chłopakami?
Kiedy trener zamknął drzwi podeszłam do niego po głaski a kiedy je otrzymałam, położyłam się na plecach, machając ogonem. Mężczyzna z uśmiechem na twarzy pogłaskał mnie po miękkim brzuszku, po czym wstał i poszedł na zaplecze. Wstałam na równe łapy i z czujnym spojrzeniem czarnych oczu oraz z postawionymi uszami patrzyłam na wejście do tego cudownego miejsca. Po chwili pan Hillman wyszedł z miską, w której znajdowało się pyszne mięsko - a ja z wielką chęcią pomogę mu się tego pozbyć.
- No tak - trener spojrzał na zegarek - Są teraz na lekcjach a ty postanowiłaś sobie zrobić spacerek - zaśmiał się, kładąc przede mną miskę z pysznym jedzonkiem
Natychmiast zaczęłam jeść, rozkoszując się tym boskim smakiem cudownego mięska, które właśnie od niego dostałam. Natomiast trener Hillman wrócił do swojej pracy - sprawdzał w kuchni, czy miał wszystko do przygotowywania różnych posiłków. A w pewnym momencie drzwi otworzyły się i do środka weszła osoba, której w ogóle bym się tutaj nie spodziewała. Wyczułam okropny zapach tego wrednego człowieka i podniosłam wzrok, patrząc prosto na niego. Tą osobą był Ray Dark - nie miałam pojęcia, że taki człowiek jak on postanowi tutaj przyjść. Kiedy pan Hillman zorientował się, że ktoś wszedł, spojrzał na naszego gościa i na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie. Dark wszedł do środka ze swoim firmowym, paskudnym uśmiechem a kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Jak zwykle muszę spotkać tego wrednego kundla, który zawsze wpycha nos w nie swoje sprawy - powiedział, patrząc na mnie okrutnym spojrzeniem zza szkieł okularów, natomiast ja w odpowiedzi cichutko warknęłam
- Czego tu chcesz? - zapytał Seymour
- Wyglądasz na odprężonego. Widocznie awans do Finału Mistrzów Strefy Footballu podbudowuje nawet słabeuszy - odpowiedział Dark
- Albo coś zamawiasz, albo wynocha - powiedział trener Hillman
- Dobrze, proszę miskę twojego słynnego Ramenu. Chyba, że chcesz posłać na mnie tego kundla, który już raz pokazał na co go stać - na co odwróciłam wzrok, patrząc w swoją miskę doskonale wiedząc, co Ray miał na myśli
Z całych sił starałam się ignorować tego podłego człowieka i nie słuchać tego, co mówił o mnie i o naszym trenerze. W końcu nie mogłam pozwolić, aby Dark wyprowadził mnie z równowagi - inaczej ugryzę go a doskonale wiem, że takie zachowanie jest niedopuszczalne. W tamtym przypadku, kiedy go ugryzłam nie było żadnych świadków, dlatego nie miałam żadnych kłopotów. Jednak tym razem świadkiem byłby pan Hillman, który mógłby potwierdzić, że ugryzłam Darka... Wiem, że na pewno mężczyzna by tego nie zrobił ale... ale nadal się tym martwiłam - wtedy mogłabym trafić do schroniska lub zostałabym uśpiona, ponieważ ludzie stwierdziliby, że sprawiam zagrożenie dla pozostałych. A co będzie wtedy z Markiem oraz z moją ukochaną drużyną? Jestem w końcu ich Psim Agentem i muszę ich chronić, dlatego wakacje w schronisku nie wchodzą w grę.
- Nie zamierzasz ze mną rozmawiać? - spytał Dark, podczas gdy Hillman przygotowywał Ramen - Pamiętaj, ja także byłem członkiem Jedenastki Inazumy. Nasze role na boisku były tak skrajne jak teraz w prawdziwym życiu, co nie? Ty gotujesz w tej garkuchni a ja kontroluje Strefę Footballu i stoję na szczycie piłkarskiego świata
- Wiedziałem, że to właśnie ty stoisz za Liceum Zeusa - wtrącił nasz trener
- Sława moich pupili mnie wyprzedza - dodał Ray
Powinnam domyślić się, że to właśnie on stoi za zawodnikami Liceum Zeusa. Z całą pewnością podał im coś, co dodaje im sił - w końcu żaden człowiek nie potrafi aż tak mocno strzelać. A kiedy przypomniałam sobie mecz pomiędzy Liceum Zeusa a Akademią Królewską... była to katastrofa i byłam bardzo ciekawa, czy podczas naszego meczu Finałowego również będą grać tak agresywnie i z takim zacięciem. Miałam jednak nadzieję, że tak nie będzie - że wszystko się jakoś ułoży. Poza tym dowiem się, co takiego Ray podał swoim zawodnikom i doniosę na niego na policję. Było to w końcu moje zadanie - jako Psi Agent muszę dbać o bezpieczeństwo mojej drużyny.
- Jeszcze nie stoisz na żadnym szczycie - przypomniał mu Hillman
- Ale będę i to jeszcze przed Finałem. Ja już jestem zwycięzcą a ty jesteś już przegranym - powiedział Dark - Życiowym przegranym, który będzie walił głową w ścianę i ryczał z bezsilności i upokorzenia
- Nie zamierzasz jeść? - kucharz kiwnął głową na miskę, w której było pysznie wyglądające jedzenie
- Oczywiście, że nie - Ray poprawił swoje okulary - Kto chciałby jeść w garkuchni przegrańca
Po rozmowie pana Hillmana z Ray'em Darkiem pożegnałam się z naszym trenerem, przy okazji ładnie dziękując mu za gościnę oraz za pyszne mięsko, które od niego dostałam. Następnie - drapiąc w drzwi - poprosiłam go, aby je otworzył a kiedy tak się stało pobiegłam do szkoły. Udało mi się dobiec tam idealnie w chwili, kiedy zadzwonił ostatni dzwonek kończący lekcje. Z budynku zaczęli wychodzić uczniowie, którzy głaskali mnie a kiedy zobaczyłam mojego właściciela podeszłam do niego, wesoło merdając ogonem. Chłopak pogłaskał mnie po głowie i powiedział, że jestem bardzo grzecznym pieskiem, skoro czekałam na niego tyle czasu. Następnie razem z chłopakami udaliśmy się na boisko nad rzeką, aby rozpocząć trening. Brunet od razu pobiegł na swoją ulubioną pozycję a ja pobiegłam do dziewczyn, siadając obok nich. Mark zamknął oczy i zwrócił twarz ku niebu a następnie stał tak przed kilka minut - zgaduje, że w myślach mówił coś do swojego dziadka. Według tego, co powiedziała jego mama, jeśli Mark dobrze ustawi swój środek ciężkości poniżej pasa i mocno osadzi stopy, nikt nie powinien strzelić mu gola.
Kiedy mój właściciel był gotowy, otworzywszy oczy popatrzył na chłopaków przed sobą a następnie klasnął w dłonie, gotów do obrony. Axel i Kevin wykonali Smocze Tornado a w tej samej chwili Jude razem z Erikiem wykonali Podwójną Szybkość. Oba potężne strzały leciały prosto na Marka, który - według wskazówek mamy - powinien złapać obie piłki bez najmniejszego problemu. Jednak niewiadomo skąd przed bramką pojawił się pewien blond włosy chłopak o czerwonych oczach, który jedną ręką zatrzymał dwa mocne uderzenia. Na początku byłam pod wielkim wrażeniem - jednak gdy nieco uważniej mu się przyjrzałam dotarło do mnie, że był to kapitan drużyny Liceum Zeusa, czyli Byron Love.
- Ale super - ucieszył się Mark - Umiesz zatrzymać Smocze Tornado i Podwójną Szybkość naraz. Musisz być genialnym bramkarzem - dodał a ja w myślach powtarzałam sobie, aby chłopak na niego uważał, gdyż był to uczeń Darka
- Dzięki ale bramkarzem nie jestem - odpowiedział nasz gość - Bramkarz mojej drużyny potrafiłby zatrzymać oba te żałosne strzały czubkiem palca
- Masz na myśli bramkarza Liceum Zeusa, prawda Byronie Love? - zapytał Jude, który jak zwykle był bardzo dobrze obeznany w sytuacji
- Cooo? - zdziwiła się drużyna
- A ty to pewnie Mark Evans? - upewnił się Love, patrząc na mojego właściciela - I twój burek, który wiecznie się wtrąca - dodał, kiedy usiadłam obok bruneta i uważnie na niego patrzyłam - Pozwól, że się przedstawię. Jestem Byron Love z Liceum Zeusa. Wiem o was wszystko dzięki mistrzowi Ray'owi
- Aha, czyli Liceum Zeusa jest z nim powiązane - odezwał się z tyłu Jude sam do siebie
- Czego tu chcesz, koleś. Zmierzyć się z nami czy jak? - dodał trochę wkurzony Kevin
Słysząc te słowa Byron zaczął się śmiać - co oczywiście każdego nieco zdenerwowało. Nie miałam ochoty dłużej słuchać chłopaka, jednak nic nie przychodziło mi do głowy, żeby w jakiś sposób go uciszyć. Dlatego byliśmy zmuszeni patrzeć na niego, który był tak pewny siebie i swoich umiejętności, że możnaby je zobaczyć gołym okiem. Love dodał także, że szczerze mówiąc nie poleca nam walki z nim, ponieważ przegramy - moim zdaniem nie można z góry zakładać, że jest się lepszym i się wygra. W końcu nie można lekceważyć swojego przeciwnika, gdyż w takich sytuacjach popełnia się błędy, które pojawiają się, kiedy osoba jest zbyt pewna siebie i swoich umiejętności - tak jak w tym przypadku.
Kapitan drużyny Zeusa przyczepił się także do Jude'a, dlatego warknęłam na niego, żeby blond włosa ,,księżniczka'' dała mu spokój. Całe szczęście Byron nie drążył już tego tematu ale oznajmił, że pokaże nam o co mu tak naprawdę chodzi. Mój właściciel powiedział, że mam wracać do dziewczyn a sam pobiegł na bramkę. Zrobiłam to, czego ode mnie oczekiwał mimo, że nie do końca zgadzałam się z jego decyzją. Natomiast Love wyskoczył w górę razem z piłką a następnie kopnął ją bez użycia żadnej techniki hissatsu. Mark nie użył żadnej techniki bramkarskiej, jednak nie udało mu się złapać piłki i wpadł z nią do siatki. Natychmiast podbiegli do niego Jude i Axel - a za nimi reszta drużyny. Niestety będąc przy dziewczynach nie zdążyłabym dobiec do mojego właściciela na czas, aby wyskoczyć i odbić piłkę, chroniąc go przed oberwaniem. Dlatego za cel obrałam sobie kapitana Liceum Zeusa i zaczęłam biec w jego kierunku. Chłopak - będąc już na ziemi - kopnął piłkę, która zbliżała się do mnie z niewiarygodną szybkością, jednak mimo to udało mi się ją minąć i skoczyć na chłopaka. Byron upadł na plecy i patrzył mi prosto w oczy - nie wyczuwałam w nim ani cienia strachu tak jak przy pozostałych, co było dla mnie nieco dziwne. Zaczęłam na niego groźnie warczeć, pokazując wszystkie kły, jednak i to nie zrobiło na nim dużego wrażenia. Nadal patrzył mi w oczy jakby się ze mnie naśmiewał. A kiedy mój właściciel był w nieco lepszym stanie podszedł do nas razem z całą drużyną.
- Zjeżdżaj stąd - powiedział Mark nie na żarty - Opuść czym prędzej nasze boisko
Love zrzucił mnie z siebie a ja stanęłam obok nogi mojego właściciela, patrząc ciągle na niego, dodatkowo nie przestając warczeć. Po chwili w magicznej poświacie, gdzie było widać płatki kwiatów wiśni, chłopak rozpłynął się a ja spojrzałam na Marka, który usiadł na ziemi. Natychmiast położyłam się obok niego, opierając pyszczek na jego kolanach i machając puszystym ogonem. W końcu z pomocą Axela i Jude'a ponownie wstał na nogi i powiedział, że wpadł na pewien pomysł w jaki sposób możemy pokonać Liceum Zeusa. Cała drużyna zaczęła radosnymi głosami rozmawiać ze sobą jak fajnie by było, jakby udało nam się ich pokonać i wygrać Turniej Strefy Footballu - w końcu było to naszym marzeniem. Jednak parę minut później przyszedł do nas trener Hillman, który nie był tak radosny jak pozostali. Mężczyzna oznajmił, że w tej chwili nie mamy z naszymi przeciwnikami żadnych szans. Skoro cały zespół Liceum Zeusa składał się z takich pewnych siebie chłopaków jak Byron myślę, że nie będzie łatwo. W końcu był to Finał - więc pewne było to, że łatwo nie będzie...
W następnej części:
* Czy Mark zgodzi się pójść razem z Luną na obóz treningowy zorganizowany przez trenera Hillmana?
* Czy w Gimnazjum Raimona grasują prawdziwe duchy?
* Czy podczas wspólnego nocowania w szkole będą opowiadane straszne historie, przez które nie będzie można spać?
❤️⚽❤️~~~~~~❤️⚽❤️
4865 słów
❤️⚽❤️~~~~~~❤️⚽❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top